Pokochaliśmy ukochanego Papieża jeszcze bardziej

Podsumowanie podróży Benedykta XVI do Polski

Benedictus qui venit in nomine Domini!

Tymi słowami zwróciłem się do Jego Świątobliwości naszego Papieża Benedykta XVI przed celebracją Eucharystii w ostatnim dniu pielgrzymki do Polski. A kiedy dodałem, że wita go Kraków, ziemia Jana Pawła II i praktycznie przedstawiciele całego narodu polskiego, wybuchły spontaniczne brawa. Patrzyliśmy wówczas na oblicze umiłowanego Ojca Świętego i widzieliśmy, że jest szczęśliwy. Nasza radość była także ogromna. Bo my naprawdę na niego oczekiwaliśmy.

Tłumy ludzi, całe rzesze pielgrzymów, chorzy i osoby w podeszłym wieku, rodzice z małymi dziećmi, młodzież, kapłani wraz ze swoimi biskupami, seminarzyści, siostry zakonne ze wszystkich zgromadzeń, włącznie z klauzurowymi, ludzie wszystkich stanów i zawodów, władze samorządowe i uczelniane oraz służby organizacyjne — każdy swoją obecnością albo przynajmniej solidarnym towarzyszeniem kolejnym krokom papieskim poprzez radio i telewizję pragnął wyznać z głębi swego serca: Dobrze, że jesteś! Ty jesteś Piotr! My chcemy być z Tobą!

Jesteśmy przekonani, że następca sługi Bożego Jana Pawła II widział to i czuł. Jego pasterskie słowa były akceptowane i przyjmowane z największą uwagą. Skupienie zgromadzonych wiernych, gdy on do nas przemawiał, było wszędzie wręcz niewiarygodne. Wystarczy za przykład podać sobotnie czuwanie wieczorne z kilkusettysięczną grupą chłopców i dziewcząt zebranych na Błoniach krakowskich, która rzeczywiście chłonęła i żywo reagowała na to, co mówił im Papież. A mówił przecież jasno, stawiając konkretne wymagania, że budowanie swego domu życia jest mądre, gdy opiera się na skale, którą jest tylko Chrystus.

Z podobną atmosferą, choć za każdym razem nieco odmienną ze względu na specyficzny charakter danego miejsca, Ojciec Święty spotykał się także w Wadowicach, Kalwarii Zebrzydowskiej, sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, no i oczywiście na ul. Franciszkańskiej 3 przed krakowską Kurią Biskupią. To właśnie tam, czyli z tego — jak my to mówimy — «naszego okna papieskiego», usłyszeliśmy od Głowy Kościoła słowa zarówno zaproszenia do Rzymu, jak i nadziei na — jeśli Opatrzność Boża pozwoli — ponowną wizytę w mieście Krakowie, które stało się miastem Jego serca.

Widząc autentyczne świadectwo moich braci i sióstr w wierze, dla których jestem pasterzem w archidiecezji krakowskiej, miałem również odwagę publicznie wyznać, że Jego Świątobliwość Benedykt XVI, który zastępuje nam Chrystusa na ziemi, ma prawo do naszej miłości. Ma prawo do naszej modlitwy, o którą zresztą sam nas w swojej pokorze poprosił. I ma prawo do naszego domu, którego drzwi zawsze stoją przed nim otworem.

Zdajemy sobie sprawę, że te kilka dni wspaniałego święta, jakie dane nam było przeżyć, umocniło naszą wiarę oraz poczucie chrześcijańskiej komunii. Wiemy jednocześnie, że zapraszając Ojca Świętego do siebie, zaciągnęliśmy prawdziwy dług wdzięczności. Dlatego pragniemy, aby żadne z jego słów, które traktujemy jak ewangeliczne ziarno, nie zostało zmarnowane. Chcemy też przejąć się tym ojcowskim wezwaniem Benedykta XVI, ażeby czyniąc dobro społeczne świadczyć, że Pan Bóg jest miłością. A skoro tak, to trzeba — jak sam nam powiedział — dzielić się owym najcenniejszym skarbem wiary z innymi narodami.

Ufamy, że z Bożą pomocą i błogosławieństwem naszego Papieża, który najwyraźniej — podobnie jak jego Poprzednik — bardzo na nas liczy, sprostamy oczekiwaniom, o których nam powiedział. Mocy do zadań, jakie w najbliższej perspektywie faktycznie czekają całą wspólnotę Kościoła, zaczerpniemy najpierw z tajemnicy Bożego Miłosierdzia. Poza tym od naszej Matki Maryi — Pani Kalwaryjskiej. Następnie od wszystkich znanych i bezimiennych męczenników nazistowskiego obozu zagłady w Auschwitz-Birkenau. A ponadto z tradycji, jaka zaczęła się w Wadowicach, a którą pozostawił nam w duchowym dziedzictwie nasz rodak Jan Paweł II.

I dlatego tym bardziej wdzięczni jesteśmy, że Papież z Bawarii chciał przejść po śladach Papieża z Krakowa. Widzimy, że przechodząc, ślady te nie tylko utrwalił, ale również — w sobie właściwy sposób — jeszcze mocniej uwypuklił. Niechaj więc będzie mi wolno powiedzieć, że my kochaliśmy Ojca Świętego Benedykta XVI już od pierwszych chwil jego pontyfikatu. Niemniej jednak dzięki doświadczeniu tej pielgrzymki pokochaliśmy naszego ukochanego Papieża jeszcze mocniej.

Kard. Stanisław Dziwisz
Metropolita krakowski

opr. mg/mg

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama