Żegnając kard. Adama Kozłowieckiego SJ

Homilia w czasie pogrzebu

 

1. Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? (Rz 8, 35). Odpowiedzi na to pytanie, zadane przez św. Pawła, szukamy dzisiaj w niezwykłej historii życia świętej pamięci ks. kard. Adama Kozłowieckiego — człowieka nieprzeciętnej miary, wiernego ucznia Jezusa Chrystusa, prostego zakonnika, gorliwego misjonarza i pasterza. Zmarł dwa tygodnie temu, 28 września, w dalekiej Afryce. Tydzień temu odbył się jego pogrzeb w Lusace, stolicy Zambii. Dzisiaj, z potrzeby serca, Kościół w Polsce żegna się ze świętej pamięci kard. Adamem Kozłowieckim w tak bardzo bliskim mu Krakowie.

Kardynał Adam swoim długim, trudnym, ale przecież fascynującym życiem napisał wspaniały scenariusz jednego powołania. Ściślej mówiąc, to Pan Bóg napisał ten scenariusz. W młodzieńczym wieku, jako dziedzic, potomek ziemiańskiej rodziny, młody Adam postanowił pójść za Chrystusem i zrealizować ten ideał w szeregach Towarzystwa Jezusowego. Podobnie jak św. Stanisław Kostka, spotkał się ze sprzeciwem rodziny, ale konsekwentnie doprowadził swój plan do końca. Wydawało się, że tak jak wielu jego współbraci, po otrzymaniu święceń kapłańskich i skończonej formacji jezuickiej, będzie pracował wśród młodzieży w Zakładzie Naukowo-Wychowawczym w Chyrowie, którego sam był wychowankiem. Opatrzność przewidziała dla niego odmienny scenariusz.

2. Pierwsza odsłona tego scenariusza miała miejsce w Krakowie, tu — w Kolegium Księży Jezuitów przy ul. Kopernika 26. Aresztowany 10 listopada 1939 roku razem z dwudziestoma czterema współbraćmi — a miał wtedy zaledwie dwadzieścia osiem lat i dwa lata kapłaństwa — „zaliczył” kolejno krakowskie więzienie na Montelupich i w Wiśniczu, a następnie ponure obozy koncentracyjne w Auschwitz i Dachau. Godzina wolności wybiła dopiero po sześciu latach, 29 kwietnia 1945 roku. Przeszedł przez prawdziwy, niewyobrażalny „ucisk i strapienie”. Opisał to w swoich prostych, a jednocześnie wstrząsających wspomnieniach pod tym samym tytułem, nawiązującym do słów Psalmu (por. 119, 143): Ucisk i strapienie. Ileż cierpienia, bólu i poniżenia kryło się za tymi słowami!

Wszystkich, którzy znali arcybiskupa, a potem kardynała Adama, zadziwiała jego pogoda ducha, nie mówiąc już o jego legendarnym poczuciu humoru. Trudno było uwierzyć, że ten człowiek w swojej młodości przez pięć i pół roku cierpiał w więzieniach i obozach zagłady. Wydawało się, że to straszliwe doświadczenie nie pozostawiło w nim śladu. Może odpowiedzi na tę zagadkę trzeba szukać w innych słowach Psalmisty, które dzisiaj usłyszeliśmy: Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego. [...] Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną (23, 1. 4). Młody kapłan Adam przeszedł przez mroczną dolinę Auschwitz i Dachau z głęboką wiarą, że Bóg go nie opuścił. Do jego osobistego świadectwa o tym doświadczeniu wiary dodajmy dzisiaj słowa św. Pawła: Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? [...] I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co [jest] wysoko, ani co głęboko, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym (Rz 8, 31. 38-39).

O prawdzie tych słów świadczą słowa wypróbowane niczym złoto w tyglu, wypowiedziane po latach przez abpa Adama Kozłowieckiego w Dachau, w przeddzień Igrzysk Olimpijskich w Monachium (25 sierpnia 1972 roku). Mówił wtedy: w Auschwitz i Dachau „przekonałem się, że nienawiść jest rzeczą nie tylko zbrodniczą, ale także bezsensowną. Właśnie tutaj, w tych nieludzkich warunkach obozu koncentracyjnego, uświadomiłem sobie tę głęboką prawdę, że każdy człowiek jest moim bratem, ponieważ jesteśmy dziećmi jednego i tego samego Ojca — Pana Boga. Tu nauczyłem się mieć w nienawiści nienawiść i samemu bronić się przed nienawiścią do kogokolwiek, nawet do mego brata w mundurze, który mnie nienawidził i męczył”.

3. Kolejna trudna odsłona scenariusza miała miejsce po wyzwoleniu. Ojciec Adam Kozłowiecki — sam mi to wyznał — przez całe lata więzienne i obozowe marzył o powrocie do kraju. Oczywiście warunkiem było przeżycie gehenny. Tymczasem przełożeni zakonni zwrócili się do niektórych byłych obozowiczów z życzeniem, by pospieszyli z pomocą jezuickiej misji w Rodezji Północnej — obecnej Zambii. I tu ujawnia się głębia duchowości ojca Adama. Przez lata wojny nie on decydował o swoim losie. Teraz, już jako wolny człowiek, podjął najtrudniejszą decyzję swego życia: odpowiedział na życzenie przełożonych, zrezygnował z powrotu do ojczyzny. Dotarł na miejsce przeznaczenia 14 kwietnia 1946 roku. Rodezja Północna — Zambia stała się jego drugą ojczyzną. Ojczyzną z wyboru. To tam przeżył niemal dwie trzecie swego życia. To tam wpisał się na trwałe w historię Kościoła i przybranej, afrykańskiej ojczyzny. To tam pomnożył swoje niepospolite talenty dla innych.

W tym doświadczeniu dotykamy tajemnicy naśladowania Jezusa w tajemnicy krzyża. Tak było z uwięzieniem w Krakowie. Tak było na kolejnych etapach: Wiśnicz, Auschwitz i Dachau. Ale z tego doświadczenia Bóg wyprowadził nadzwyczajne dobro. W ostatecznym rozrachunku mroczne etapy więzień i obozów okazały się etapami prowadzącymi do najważniejszego i najdłuższego etapu życia ojca Adama — do sześćdziesięciu jeden lat pracy misyjnej w Afryce.

4. Po przybyciu do Rodezji Północnej ojciec Adam wszedł w intensywny rytm pracy duszpasterskiej. A obarczany był coraz większą odpowiedzialnością. Został przełożonym jezuickiej placówki, potem pierwszym administratorem apostolskim prefektury w Lusace. W 1955 roku papież Pius XII mianował go biskupem i wikariuszem apostolskim. Ukoronowaniem procesu tworzenia struktur Kościoła w dzisiejszej Zambii było mianowanie bpa Kozłowieckiego pierwszym arcybiskupem metropolitą Lusaki. Nominacji dokonał w 1959 roku bł. Jan XXIII.

Trudno przedstawić w kilku słowach scenariusz duszpasterstwa arcybiskupa Adama. Uczestniczył bezpośrednio w tworzeniu struktur Kościoła, parafii, katolickich szkół i szpitali. Wizytował parafie i stacje misyjne, powiększał szeregi misjonarzy. Szczególnie wyczulony był na problem ubóstwa, nieraz skrajnego, swoich diecezjan. Czy zresztą mogło być inaczej po niemal sześciu latach głodu, skrajnych warunków i poniżenia, jakiego doświadczył w „cywilizowanej” Europie?

Uczestniczył też w życiu Kościoła powszechnego. Brał czynny udział w pracach Soboru Watykańskiego II. To wtedy poznał bezpośrednio młodego biskupa z Krakowa — Karola Wojtyłę, który urzeczony był postawą, wyobraźnią i gorliwością pasterską metropolity Lusaki. Abp Kozłowiecki został członkiem Kongregacji Ewangelizacji Narodów, a ponadto przez dwadzieścia lat, już jako emerytowany arcybiskup, kierował Papieskimi Dziełami Misyjnymi w Zambii. Angażował się również w ważne sprawy kraju, będąc gorącym orędownikiem uzyskania niepodległości przez Zambię.

Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego (Mt 28, 19). Adam Kozłowiecki podjął dosłownie to wezwanie Chrystusa i realizował je w całym swoim kapłańskim życiu. Rys uniwersalizmu jest niezwykle widoczny w całej jego postawie. Pokazał konkretnie, że w wielkiej wspólnocie Kościoła nie ma, a przynajmniej nie powinno być, uprzedzeń motywowanych przez rasę, pochodzenie, narodowość i język.

5. Zbliżamy się do końcowej, choć trwającej najdłużej, części scenariusza życia kardynała Adama. Ta część mogłaby nosić tytuł: prosty wikary. W 1969 roku wieku zaledwie pięćdziesięciu ośmiu lat rezygnuje z urzędu arcybiskupa metropolity Lusaki, uważając, że biskupem stolicy niepodległej Zambii powinien być Zambijczyk. Wycofuje się do zwykłej pracy duszpasterskiej na stacjach misyjnych, między innymi do najtrudniejszej placówki w Chingombe, a w ostatnich czternastu latach do Mpunde. Sprawuje Eucharystię, głosi słowo Boże, spowiada, udziela sakramentu bierzmowania, wspomaga najbiedniejszych, ratując ich często od głodu, pomaga młodym ludziom zdobywać wykształcenie, a jak trzeba — opatruje rany, korzystając z doświadczeń obozowych. Mieszka do samego końca w spartańskich warunkach. Dodajmy, że w tychże warunkach prowadzi niezwykłą formę apostolatu misyjnego w formie korespondencji. Pisze i wysyła co roku tysiące listów.

Odwiedza też Polskę, również podczas kilku podróży Jana Pawła II do ojczystego kraju. Ojciec Święty, jak już wspomniałem, podziwiał arcybiskupa Lusaki. Przyjmował go chętnie i wielokrotnie w Watykanie. 21 lutego 1998 roku wyniósł go do godności kardynalskiej. Chciał w ten sposób podkreślić niezwykłe zasługi dla ewangelizacji Afryki samego arcybiskupa Adama oraz pozostałych polskich misjonarzy i misjonarek. Chciał również oddać hołd pokornemu, byłemu więźniowi obozów zagłady. Kardynał Adam podziękował szczerze Ojcu Świętemu za ten gest. Napisał przy tej okazji Janowi Pawłowi II, że jezuici nauczyli go, jak być zakonnikiem i księdzem, ale nie nauczyli go, jak być kardynałem...

6. Drodzy bracia i siostry, podczas dzisiejszej wieczornej Eucharystii dziękujemy Bogu za dar długiego życia i apostolskiej pracy świętej pamięci kard. Adama Kozłowieckiego. Kościół w Polsce i w Zambii, a także cały Kościół powszechny, został ubogacony jego niepowtarzalną osobowością, jego misyjnym zapałem, jego pasterską mądrością i roztropnością, jego prostotą i pokorą, jego wrażliwością na potrzeby drugiego człowieka, zwłaszcza najuboższego.

Dziś wspominamy w liturgii bł. ojca Jana Beyzyma, również jezuitę, posługacza trędowatych na Madagaskarze, innego wielkiego polskiego misjonarza, którego Sługa Boży Jan Paweł II tu, w Krakowie, wyniósł do chwały ołtarzy pięć lat temu. Jego relikwie są czczone w tej Bazylice. Dzieło misyjne świętej pamięci kard. Kozłowieckiego wpisuje się w wielowiekową tradycję misyjną synów św. Ignacego Loyoli, zapoczątkowaną przez św. Franciszka Ksawerego i trwającą do dziś. Misyjnej gorliwości Kościół nadal potrzebuje! Jest to szczególne wyzwanie dla hojności i dla wyobraźni młodych. Dlatego nie ustajemy w modlitwie o powołania misyjne. Modlimy się za wszystkich naszych misjonarzy — kapłanów, zakonników, zakonnice i osoby świeckie. Prosimy żarliwie o nowe powołania misyjne, również do Towarzystwa Jezusowego, by nie zabrakło dzisiejszemu światu odważnych i wiarygodnych świadków Chrystusa i głosicieli Ewangelii aż po krańce ziemi, na miarę św. Franciszka Ksawerego, na miarę bł. Jana Beyzyma i — nie mam wątpliwości — na miarę kard. Adama Kozłowieckiego.

7. Dobry Jezu, a nasz Panie — przyjmij do światłości królestwa Bożego duszę Twojego wiernego sługi kardynała Adama. On zawsze wierzył, że jesteś z nim, że jesteś jego Pasterzem. Również wtedy, gdy przechodził przez ciemną dolinę „ucisku i strapienia”. Również wtedy, gdy w Twoim imieniu był pasterzem dla ludu afrykańskiego, do którego został posłany i któremu poświęcił wszystkie wspaniałe cechy swego umysłu i serca. Niech w jego ostatecznym losie spełnią się słowa Psalmisty: Dobroć i łaska pójdą w ślad za mną przez wszystkie dni mego życia i zamieszkam w domu Pańskim na długie dni (Ps 23, 6). Niech zamieszka, Panie, w Twoim domu przez całą wieczność.

 

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama