Posługa modlitwy

Wywiad z papieżem-emerytem Benedyktem XVI udzielony przy okazji publikacji jego biografii (sierpień 2016)

Posługa modlitwy

Odwiedzając ostatni raz Niemcy, w 2011 r., Wasza Świątobliwość powiedział: «Nie można wyrzec się Boga». A także: «Gdzie jest Bóg, tam jest przyszłość». Czy nie było Waszej Świątobliwości przykro odchodzić w Roku Wiary?

Oczywiście zależało mi na tym, aby doprowadzić do końca Rok Wiary i napisać encyklikę poświęconą wierze, która miała zakończyć cykl zapoczątkowany przez Deus caritas est. Jak mówi Dante, miłość, która porusza Słońce i inne gwiazdy, przynagla nas, prowadzi do Boga, który daje nam nadzieję i przyszłość. W sytuacji kryzysu najlepszą postawą jest stanięcie przed Bogiem z pragnieniem odzyskania wiary, aby móc kontynuować drogę życia. Pan ze swej strony z radością przyjmuje nasze pragnienie, daje nam światło, które nas prowadzi w pielgrzymce życia. Takie jest doświadczenie świętych, św. Jana od Krzyża czy św. Teresy od Dzieciątka Jezus. W 2013 r. były jednak liczne obowiązki, z których, jak sądziłem, nie mogłem w pełni się wywiązać.

Jakie to były obowiązki?

Była ustalona w szczególności data Światowego Dnia Młodzieży, który miał się odbyć latem 2013 r. w Rio de Janeiro w Brazylii. Otóż co do tego byłem przekonany o dwóch konkretnych rzeczach. Po doświadczeniu z wizyty w Meksyku i na Kubie nie czułem się na siłach, by odbyć tak ciężką podróż. Ponadto — ze względu na styl, jaki nadał tym Dniom Jan Paweł II — obecność fizyczna Papieża była konieczna. Nie do pomyślenia były połączenie za pośrednictwem telewizji czy inne formy, jakie umożliwia technologia. To również była okoliczność, z powodu której rezygnacja była według mnie powinnością. Miałem wreszcie niezłomne przeświadczenie, że również bez mojej obecności Rok Wiary pomyślnie przebiegnie do końca. Wiara bowiem jest łaską, szczodrym darem Boga dla wierzących. Toteż byłem mocno przekonany, że również mój następca, jak zresztą się stało, doprowadzi pomyślnie do końca, jeśli Pan zechce, inicjatywę, którą zapoczątkowałem.

Podczas wizyty w bazylice w Collemaggio w L'Aquili Wasza Świątobliwość złożył na ołtarzu św. Celestyna V paliusz. Czy może mi Wasza Świątobliwość powiedzieć, kiedy podjął decyzję, że powinien zrezygnować z pełnienia posługi Piotrowej dla dobra Kościoła?

Podróż do Meksyku i na Kubę była dla mnie wspaniała i wzruszająca pod wieloma względami. W Meksyku wrażenie wywarła na mnie głęboka wiara wielu młodych ludzi, przekonałem się o ich radosnej, silnej miłości do Boga. W równym stopniu uderzyły mnie wielkie problemy meksykańskiego społeczeństwa i zaangażowanie Kościoła w szukanie odpowiedzi, w oparciu o wiarę, na wyzwanie, jakim są ubóstwo i przemoc. Nie ma potrzeby natomiast przypominać wyraźnie, że na Kubie byłem pod wrażeniem, widząc, w jaki sposób Raul Castro chce poprowadzić swój kraj na nową drogę, nie zrywając ciągłości z bezpośrednią przeszłością. Również tutaj wielkie wrażenie zrobił na mnie sposób, w jaki moi bracia w biskupstwie starają się znaleźć kierunek dla tego trudnego procesu, wychodząc od wiary. Jednak właśnie w tamtych dniach doświadczyłem w pełni ograniczeń mojej wytrzymałości fizycznej. Przede wszystkim zdałem sobie sprawę, że nie będę w stanie odbywać w przyszłości lotów transoceanicznych ze względu na problemy związane ze zmianą strefy czasowej. Oczywiście rozmawiałem o tych problemach również z moim lekarzem, którym był dr Patrizio Polisca. Tak więc stawało się jasne, że nie będę już w stanie wziąć udziału w Światowym Dniu Młodzieży w Rio de Janeiro latem 2013 r. — przeszkodą był wyraźnie problem strefy czasowej. Od tej pory musiałem względnie szybko podjąć decyzję o dacie mojego odejścia.

Po rezygnacji wielu wyobrażało sobie średniowieczne scenariusze, trzaskanie drzwiami i sensacyjne oświadczenia. Tak że nawet komentatorzy byli zaskoczeni, niemal rozczarowani decyzją Waszej Świątobliwości o pozostaniu w murach św. Piotra, o zamieszkaniu w klasztorze Mater Ecclesiae. Jak Wasza Świątobliwość dojrzał do tej decyzji?

Wiele razy odwiedzałem klasztor Mater Ecclesiae, od jego początków. Często udawałem się tam, aby uczestniczyć w Nieszporach, aby odprawić Mszę św. dla wszystkich zakonnic, które tam kolejno mieszkały. Wreszcie byłem tam na obchodach rocznicy założenia Zakonu Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. W swoim czasie Jan Paweł II postanowił, że dom, który wcześniej służył jako mieszkanie dyrektora Radia Watykańskiego, stanie się miejscem modlitwy kontemplacyjnej, niejako źródłem żywej wody w Watykanie. Gdy się dowiedziałem, że kończy się trzyletni pobyt wizytek, w naturalny niemal sposób doszło do mojej świadomości, że jest to miejsce, gdzie będę mógł zamieszkać, aby kontynuować na swój sposób posługę modlitwy, do której Jan Paweł II przeznaczył ten dom.

Nie wiem, czy także Wasza Świątobliwość widział zdjęcie zrobione przez wysłannika BBC — w dniu rezygnacji Waszej Świątobliwości — przedstawiające piorun uderzający w kopułę Bazyliki św. Piotra [Benedykt skinieniem głowy potwierdza, że je widział]. Wielu ten obraz nasunął myśl o schyłku czy nawet końcu świata. Teraz jednak powiedziałbym: chcieli płakać po zwyciężonym, pokonanym przez historię, a ja widzę tu człowieka pogodnego i ufnego.

W pełni się zgadzam. Naprawdę musiałbym się martwić, gdybym nie był przekonany, jak powiedziałem na początku mojego pontyfikatu, że jestem zwykłym i skromnym pracownikiem winnicy Pańskiej. Od początku byłem świadomy swoich ograniczeń, a zgodziłem się, jak zawsze starałem się czynić w moim życiu, w duchu posłuszeństwa. Potem były mniejsze czy większe trudności pontyfikatu, ale były także liczne łaski. Zdawałem sobie sprawę, że wszystkiemu, co miałem robić, nie byłem w stanie podołać sam, a więc byłem niemal zmuszony oddać się w ręce Boga, zawierzyć Jezusowi, z którym, w miarę jak pisałem książkę o Nim, czułem się związany starą i coraz głębszą przyjaźnią. Była także Matka Boża, Matka nadziei, która była niezawodną podporą w trudnościach, i była mi Ona coraz bliższa, gdy odmawiałem Różaniec i odwiedzałem sanktuaria maryjne. Wreszcie byli święci, moi towarzysze drogi całego życia: św. Augustyn i św. Bonawentura, moi mistrzowie duchowi, a także św. Benedykt, którego motto «niczego nie przedkładać nad Chrystusa» stawało mi się coraz bliższe, i św. Franciszek, biedaczyna z Asyżu, który pierwszy przeczuł, że świat jest odzwierciedleniem stwórczej miłości Boga, od którego pochodzimy i ku któremu zmierzamy.

Zatem tylko pociechy duchowe?

Nie. Na swej drodze miałem towarzystwo nie tylko z góry. Każdego dnia otrzymywałem wiele listów, nie tylko od możnych tej ziemi, ale także od ludzi pokornych i prostych, którzy chcieli mnie powiadomić o swojej bliskości i że modlą się w mojej intencji. Stąd także w chwilach trudnych ufność i pewność, że Kościół prowadzi Pan i że w związku z tym mogę złożyć w Jego ręce urząd, który On mi powierzył w dniu wyboru. Zresztą to wsparcie miałem także po rezygnacji, dlatego mogę być jedynie wdzięczny Panu i wszystkim ludziom, którzy wyrażali mi i wciąż okazują swoje przywiązanie.

W swoich słowach pożegnalnych do kardynałów, 28 lutego 2013 r., Wasza Świątobliwość już w tamtej chwili przyrzekł posłuszeństwo swojemu następcy. Jednocześnie odnoszę wrażenie, że Wasza Świątobliwość obdarzył także ludzkim wsparciem i serdecznością Papieża Franciszka. Jaka jest relacja Waszej Świątobliwości z następcą?

Posłuszeństwo mojemu następcy nigdy nie było kwestionowane. Ale jest także uczucie głębokiej jedności i przyjaźni. W chwili jego wyboru, jak wielu, poczułem naturalną wdzięczność dla Opatrzności. Po dwóch papieżach pochodzących z Europy Środkowej Pan kierował spojrzenie, by tak się wyrazić, na Kościół powszechny i zachęcał nas do szerszej jedności, bardziej katolickiej. Osobiście byłem od pierwszej chwili do głębi poruszony nadzwyczajną ludzką życzliwością Papieża Franciszka w stosunku do mnie. Zaraz po wyborze starał się skontaktować ze mną telefonicznie. Ponieważ mu się to nie udało, zadzwonił do mnie ponownie zaraz po spotkaniu z Kościołem powszechnym z balkonu Bazyliki św. Piotra i rozmawiał ze mną bardzo serdecznie. Już wówczas obdarzył mnie wspaniałą więzią ojcowsko-braterską. Często docierają tu do mnie, na górę, drobne upominki, odręczne listy. Przed udaniem się w długie podróże Papież nigdy nie omieszkuje złożyć mi wizyty. Ludzka życzliwość, z jaką mnie traktuje, jest dla mnie szczególną łaską w tej ostatniej fazie mojego życia, za którą mogę być jedynie wdzięczny. To, co mówi na temat otwartości na innych ludzi, to nie są tylko słowa. W stosunku do mnie realizuje to w praktyce. Oby Pan dawał i jemu odczuć każdego dnia swoją łaskawość. O to modlę się do Pana.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama