Wywiad dla RAI Uno (cz.2)

Część druga wywiadu Benedykta XVI dla telewizji RAI UNO z Wielkiego Piątku 2011

Przed tygodniem opublikowaliśmy [w papierowej wersji tygodnika] pierwsze cztery pytania skierowane w Wielki Piątek, 22 kwietnia, do Ojca Świętego Benedykta XVI w programie „A Sua immagine” (Na Jego obraz), emitowanym przez włoską telewizję RAI UNO. Poniżej trzy ostatnie pytania o Jezusa skierowane do papieża.

Piąte pytanie do Ojca Świętego nadeszło z Włoch i dotyczyło śmierci i zmartwychwstania Jezusa:

Wasza Świątobliwość, co robi Jezus w czasie między śmiercią a zmartwychwstaniem? W Credo mówimy, że Jezus po śmierci zstąpił do piekieł, czy można zatem uważać, że przydarzy się to również nam po naszej śmierci, a przed wstąpieniem do nieba?

— Przede wszystkim nie należy wyobrażać sobie zstąpienia duszy Jezusa do piekieł jako podróży w sensie geograficznym, przestrzennym, z kontynentu na kontynent. Jest to podróż duszy. Musimy pamiętać, że dusza Jezusa cały czas dotyka Ojca, że jest w ciągłym kontakcie z Ojcem, ale równocześnie ta ludzka dusza rozciąga się aż po krańce ludzkiego bytu. W tym sensie schodzi w głąb, do zagubionych, do tych wszystkich, którzy nie doszli do kresu życia, i przekracza w ten sposób kontynenty przeszłości.

Słowa o zstąpieniu Jezusa do piekieł oznaczają przede wszystkim, że Jezus sięga także przeszłości, że odkupienie nie staje się skuteczne w roku zerowym czy trzydziestym, lecz kieruje się także ku przeszłości, obejmuje przeszłość, wszystkich ludzi wszystkich czasów. Ojcowie Kościoła posługują się pięknym obrazem, w którym Jezus bierze za rękę Adama i Ewę, czyli ludzkość, i prowadzi ich przed siebie, prowadzi w górę. Powoduje w ten sposób ich wstępowanie do Boga, ponieważ człowiek sam z siebie nie może wznieść się na poziom Boga. Jezus sam, będąc człowiekiem, biorąc człowieka za rękę, otwiera przed nim drogę; ku czemu? Ku rzeczywistości, którą nazywamy niebem. Zatem to zstąpienie do piekieł, czyli w głąb ludzkiego bytu, w głąb przeszłości ludzkości, jest istotną częścią misji Jezusa, Jego misji Odkupiciela i nie ma zastosowania do nas.

Nasze życie jest inne, my już jesteśmy odkupieni przez Pana i po śmierci stajemy przed Obliczem Sędziego w spojrzeniu Jezusa, a będzie to spojrzenie oczyszczające. Myślę, że my wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu, będziemy potrzebowali oczyszczenia. Spojrzenie Jezusa oczyszcza nas i uzdalnia do życia z Bogiem, do życia ze świętymi, do życia we wspólnocie zwłaszcza z naszymi bliskimi, którzy nas poprzedzili.

Szóste pytanie również dotyczyło zmartwychwstania i pochodziło od lekarza z Włoch:

Wasza Świątobliwość, kiedy w niedzielę po śmierci Jezusa kobiety przychodzą do grobu, nie rozpoznają Nauczyciela, biorą Go za kogoś innego. To samo przytrafia się apostołom; Jezus musi pokazywać im rany, łamać chleb, by Go poznali właśnie po tych gestach. Jego ciało jest prawdziwe, cielesne, ale również uwielbione. Co oznacza fakt, że Jego zmartwychwstałe ciało nie wygląda tak samo jak wcześniej? Co dokładnie oznacza ciało uwielbione? Czy nasze zmartwychwstanie również będzie takie?

— Nie możemy naturalnie podać definicji ciała uwielbionego, bo jest to rzeczywistość leżąca poza naszym doświadczeniem. Możemy jedynie zauważyć znaki, jakie daje nam Jezus, by zrozumieć przynajmniej, w jakim kierunku powinny podążać nasze poszukiwania tej rzeczywistości.

Pierwszym znakiem jest pusty grób; Jezus nie zostawił swego ciała na zepsucie, pokazał nam, że przeznaczeniem również materii jest wieczność, że zmartwychwstał rzeczywiście, że nic nie zostaje utracone. Jezus zabrał materię ze sobą i tym samym także materia otrzymała obietnicę wieczności. Ale później wprowadził tę materię w nową kondycję życiową i to jest drugi punkt: Jezus już nie umiera, czyli stoi ponad prawami biologii, fizyki, ponieważ, ktoś kto jest im poddany, umiera. Jest to zatem nowa, inna kondycja, której nie znamy, ale która ukazuje nam się w rzeczywistości Jezusa i jest dla nas wszystkich wielką obietnicą, że jest nowy świat, nowe życie, ku któremu zmierzamy.

Jezus, trwając w tej kondycji, może dać się dotknąć, podać rękę przyjaciołom, jeść z nimi, pozostając jednak ponad prawami życia biologicznego, którym my podlegamy. Wiemy, że jest On prawdziwym człowiekiem, a nie zjawą; że żyje prawdziwym, lecz nowym życiem, które nie jest już poddane śmierci i jest dla nas wielką obietnicą.

Bardzo ważne jest, by to zrozumieć, przynajmniej na tyle, na ile można, w odniesieniu do Eucharystii. W Eucharystii Pan daje nam swoje uwielbione ciało, nie ciało w rozumieniu biologicznym, które mielibyśmy spożyć. Daje nam siebie samego; to nowe, czym On jest, wchodzi w nasz ludzki byt — w nasz, w mój byt jako osoby — i dotyka go wewnętrznie swoim bytem, tak że Jego obecność przenika nas i przemienia. Jest to ważne, bowiem w ten sposób już mamy kontakt z tym nowym życiem, z tym nowym rodzajem życia, będącym Nim, który jest we mnie. A ja wychodzę poza siebie i wznoszę się ku nowemu wymiarowi życia.

Myślę, że ten aspekt obietnicy, rzeczywistości, w której On oddaje się mnie i wydobywa mnie ze mnie, pociąga w górę, jest najistotniejszy; nie chodzi o to, by dostrzegać to, czego nie możemy zrozumieć, ale by podążać ku nowemu, które się zaczyna, ciągle na nowo, w Eucharystii.

Ostatnie pytanie postawił papieżowi Rosario Carello, dziennikarz prowadzący program:

Ojcze Święty, to pytanie dotyczy Maryi. Pod krzyżem jesteśmy świadkami dialogu między Jezusem, Jego Matką a Janem, w którym Jezus mówi do Maryi: „Oto syn Twój”, a do Jana: „Oto Matka twoja”. W swej ostatniej książce Jezus z Nazaretu Wasza Świątobliwość nazywa to „ostatnią wolą Jezusa”. Jak powinniśmy rozumieć te słowa? Jakiego znaczenia nabywają w tamtej chwili i jakie mają znaczenie dzisiaj? A w kwestii zawierzenia: czy Ojciec Święty ma zamiar odnowić akt oddania się Matce Bożej na początku tego tysiąclecia?

— Te słowa Jezusa są przede wszystkim aktem bardzo ludzkim. Widzimy Jezusa jako prawdziwego człowieka, który dokonuje ludzkiego aktu, aktu miłości do Matki i powierza ją młodemu Janowi, by zapewnić jej bezpieczeństwo.

Sytuacja samotnej kobiety na Wschodzie w tamtych czasach była nie do zniesienia. Powierzając Mamę młodzieńcowi, dając mu Mamę, postępuje jak prawdziwy człowiek, kierując się głęboko ludzkim uczuciem.

Uważam, że bardzo piękne, bardzo ważne jest, byśmy przed jakąkolwiek teologią widzieli w tym geście prawdziwe człowieczeństwo Jezusa. Naturalnie, akt ten przybiera różne wymiary, nie dotyczy tylko tego jednego momentu, ale obejmuje całą historię. W Janie Jezus powierza nas wszystkich, cały Kościół, wszystkich przyszłych uczniów Matce, a Matkę nam. To zawierzenie wypełniało się w historii: ludzkość i chrześcijanie coraz lepiej rozumieli, że Matka Chrystusa jest ich Matką. I coraz głębiej się jej zawierzali: pomyślmy o wielkich sanktuariach, o tej pobożności maryjnej, dzięki której ludzkość coraz lepiej czuje, że „ma Matkę”. Ponadto są tacy, którzy mają trudność ze wzniesieniem się do Jezusa w Jego majestacie Syna Bożego, ale bez problemu zawierzają się Matce.

Ktoś może powiedzieć, że nie ma to biblijnego uzasadnienia. Odpowiem za św. Grzegorzem Wielkim: „Wraz z czytaniem rosną słowa Pisma”. Inaczej mówiąc, rozwijają się w rzeczywistości, wzrastają, słowo coraz bardziej rozwija się w historii. Zobaczmy, jak wszyscy mogą być wdzięczni, że Matka jest tu rzeczywiście, że nam wszystkim dana jest Matka. Możemy iść z wielką ufnością do Matki, która także dla każdego chrześcijanina jest jego Matką. Z drugiej strony istotne jest to, że Matka wyraża przecież Kościół. Nie możemy być chrześcijanami sami z siebie, opierając się na chrześcijaństwie zbudowanym według własnego uznania. Matka jest obrazem Kościoła, Matki Kościoła, i zawierzając się Maryi, musimy także zawierzyć się Kościołowi, żyć Kościołem, być Kościołem razem z Maryją.

Tak dochodzę do kwestii zawierzenia: papieże — czy to Pius XII, czy Paweł VI, czy Jan Paweł II — dokonali wielkich aktów zawierzenia Najświętszej Maryi Pannie i uważam, że jako gesty wobec ludzkości, wobec samej Maryi, były one bardzo ważne. Myślę, że teraz ważne jest uwewnętrznienie aktu zawierzenia, pozwolenie, by nas przeniknął, by dokonał się w nas. Dlatego odwiedziłem kilka wielkich sanktuariów maryjnych na świecie: Lourdes, Fatimę, Częstochowę, Altotting... Zawsze z tą intencją skonkretyzowania, uwewnętrznienia aktu zawierzenia, by stał się rzeczywiście naszym aktem. Sądzę, że wielki, publiczny akt został już zrealizowany. Być może pewnego dnia konieczne będzie jego powtórzenie, ale teraz ważniejsze wydaje mi się jego przeżywanie, urzeczywistnianie, wchodzenie w nie, aby stało się realnie naszym. W Fatimie na przykład zobaczyłem, że tysiące obecnych tam osób prawdziwie weszło w to zawierzenie, powierzyło siebie, urzeczywistniło je w sobie, przez siebie. W ten sposób staje się ono rzeczywistością w żywym Kościele i tak wzrasta również Kościół. Wspólne zawierzenie się Maryi, pozwolenie, by jej obecność przeniknęła i kształtowała nas wszystkich, wchodzenie w komunię z Maryją, czyni nas Kościołem, czyni nas, wraz z Maryją, Oblubienicą Chrystusa.

Na razie nie mam więc zamiaru dokonania nowego publicznego zawierzenia, ale tym bardziej chciałbym zachęcić do wchodzenia w zawierzenie już dokonane, by w naszych czasach było ono przeżywane rzeczywiście i by w ten sposób wzrastał Kościół prawdziwe maryjny, który jest Matką, Oblubienicą i Córką Jezusa.

Tłum. Dorota Stanicka-Apostoł

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama