Przemówienie podczas spotkania z niemiecką wspólnotą luterańską w Rzymie 14.03.2010
W niedzielę 14 marca po południu Benedykt XVI udał się na zaproszenie niemieckiej wspólnoty luterańskiej w Rzymie do Christuskirche — zboru znajdującego się przy via Sicilia, by wziąć udział w nabożeństwie ekumenicznym. Okazją do złożenia tej wizyty były obchody 500-lecia Reformacji, zwane Dekadą Lutra, oraz 10. rocznicy podpisania ekumenicznej Wspólnej Deklaracji w sprawie Nauki o Usprawiedliwieniu. Ojca Świętego przywitała przewodnicząca rzymskiej wspólnoty Doris Esch. Podczas nabożeństwa pastor Jens-Martin Kruse i Ojciec Święty wygłosili rozważania. Pastor Jens-Martin Kruse, komentując fragment Drugiego Listu św. Pawła do Koryntian, skupił się na temacie pocieszenia w udręce. Benedykt XVI natomiast oparł swoje, po części improwizowane rozważanie na fragmencie Ewangelii św. Jana, gdzie Jezus przed męką i śmiercią mówi o ziarnie pszenicy, które rzucone w ziemię, obumiera i przynosi plon obfity. W obu rozważaniach wystąpił temat jedności, która ma podstawowe znaczenie dla wiarygodności chrześcijańskiego świadectwa.
Drodzy siostry i bracia!
Pragnę z całego serca podziękować całej waszej wspólnocie i waszym zwierzchnikom, a zwłaszcza pastorowi Jensowi-Martinowi Kruse, za zaproszenie do wspólnego odprawienia nabożeństwa w dzisiejszą niedzielę Laetare. Dominującym dzisiaj tematem jest nadzieja pochodząca od światła, które od dnia Zmartwychwstania Chrystusa rozjaśnia mroki codzienności i nierozwiązanych problemów naszego życia. Wasz drogi pastor Jens-Martin Kruse mówił o przesłaniu nadziei św. Pawła. Natomiast Ewangelia według św. Jana, pochodząca z 12. rozdziału, o której pragnę teraz mówić, również jest Ewangelią nadziei, a jednocześnie Ewangelią krzyża. Te dwa wymiary łączą się ze sobą, ponieważ gdy Ewangelia nawiązuje do krzyża, to mówi o nadziei, a dając nadzieję, musi mówić o krzyżu.
Św. Jan opowiada, że Jezus przybył do Jerozolimy, by świętować Paschę, a potem mówi: «A wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon [Bogu] w czasie święta, byli też niektórzy Grecy». Byli to na pewno tak zwani phoboumenoi ton Theon, czyli «bojący się Boga», którzy żyli w świecie politeicznym, ale poszukiwali autentycznego Boga, który jest naprawdę Bogiem, poszukiwali Boga jedynego, do którego należy cały świat, Boga wszystkich ludzi. I tego Boga, o którego pytali i którego poszukiwali, Boga, do którego każdy człowiek w ciszy tęskni, odnaleźli w Biblii Izraela, rozpoznając w Nim Stwórcę świata. On jest Bogiem wszystkich ludzi, a jednocześnie wybrał konkretny naród i miejsce, by przebywać wśród nas.
Grecy poszukujący Boga przybyli do Jerozolimy, by oddać hołd Bogu jedynemu i dowiedzieć się czegoś o Jego tajemnicy. Ewangelista opowiada też, że kiedy usłyszeli o Jezusie, skierowali się do Filipa, apostoła pochodzącego z Betsaidy, gdzie połowa mieszkańców mówiła po grecku, i oznajmili: «Chcemy ujrzeć Jezusa». Pragnienie poznania Boga kazało im szukać bliskiego kontaktu z Jezusem, a poprzez Niego — z Bogiem. Słowa: «Chcemy ujrzeć Jezusa» — poruszają nas, bo wszyscy chcielibyśmy Go ujrzeć i prawdziwie Go poznać.
Myślę, że historia tych Greków jest dla nas istotna z dwóch powodów. Znajdowali się w sytuacji podobnej do naszej, my też jesteśmy pielgrzymami, którzy pytają o Boga i Go szukają, my też chcielibyśmy poznać Jezusa bliżej, ujrzeć Go naprawdę. Jednocześnie jednak powinniśmy być, podobnie jak apostołowie Filip i Andrzej, przyjaciółmi Jezusa, przyjaciółmi, którzy Go znają i mogą wskazać innym drogę prowadzącą do Niego. Dlatego też myślę, że powinniśmy teraz tak się modlić: Panie, pomóż nam być ludźmi w drodze do Ciebie. Panie, spraw, byśmy mogli coraz lepiej Cię widzieć. Pomóż nam być Twymi przyjaciółmi, którzy innym otwierają wiodące do Ciebie drzwi.
Św. Jan nie mówi, czy rzeczywiście doszło do spotkania Jezusa z Grekami. Przytacza za to odpowiedź Jezusa, która znacznie przerasta potrzebę tamtej chwili. Jest to odpowiedź podwójna: mówi o uwielbieniu Jezusa, które właśnie miało nastąpić: «Nadeszła godzina, aby został otoczony chwałą Syn Człowieczy» (J 12, 23). Pan Jezus wyjaśnia, co znaczy otoczenie chwałą, posługując się przypowieścią o ziarnie pszenicy: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie samo jedno; ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity» (w. 24). Istotnie, ziarno pszenicy musi obumrzeć, niejako ulec rozdarciu w ziemi, żeby wchłonąć jej siłę; dzięki temu wyrośnie z niego łodyga i owoc.
Jest to przypowieść o misterium naszego Pana. To On jest ziarnem pszenicy, która pochodzi od Boga, Boskim ziarnem, które upada na ziemię, unicestwia się, ulega rozdarciu i umiera, i właśnie dzięki temu otwiera się i może wydać plon na wielkich obszarach świata. Nie jest to już tylko chwilowe spotkanie z tą czy inną osobą. Teraz, jako zmartwychwstały, jest «nowy» i przekracza granice czasu i przestrzeni. Teraz naprawdę dociera do Greków. Teraz pokazuje się im, mówi do nich, a oni do Niego, i w ten sposób rodzi się wiara, wzrasta Kościół wszystkich narodów, wspólnota Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego, która stanie się Jego żywym ciałem, plonem ziarna pszenicy. W tej przypowieści znajdujemy także odniesienie do tajemnicy Eucharystii. On, który jest ziarnem pszenicy, wpada w ziemię i umiera. Stąd bierze początek święte rozmnożenie chleba Eucharystii, w której On staje się chlebem dla ludzi wszystkich czasów na całym świecie.
To, co w tej chrystologicznej paraboli Pan mówi o sobie, w dwóch innych wersetach odnosi też do nas: «Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne» (w. 25). Myślę, że kiedy to słyszymy, w pierwszej chwili te słowa nam się nie podobają. Mamy ochotę zapytać: Panie, co chcesz nam przez to powiedzieć? Mamy nienawidzić naszego życia? Czy nasze życie nie jest Bożym darem? Czyż nie zostaliśmy stworzeni na Twoje podobieństwo? Czyż nie powinniśmy być wdzięczni i cieszyć się, że ofiarowałeś nam życie? Słowa Jezusa mają jednak inne znaczenie. Oczywiście, Pan obdarzył nas życiem, i za to jesteśmy Mu wdzięczni. Wdzięczność i radość są fundamentem życia chrześcijanina. Tak, możemy być szczęśliwi, bo wiemy, że życie każdego z nas pochodzi od Boga, że nie jest bezsensownym przypadkiem, a każdy z nas jest chciany i kochany. Kiedy Jezus mówi, że powinniśmy nienawidzić swojego życia, ma na myśli coś całkiem innego. Myśli o dwóch różnych postawach.
W pierwszym przypadku człowiek chce mieć swoje życie tylko dla siebie, uważa je za swoją własność, podobnie jak samego siebie, i dlatego chce w życiu doczesnym mieć jak najwięcej własnych przeżyć. Kto tak właśnie postępuje, kto żyje tylko dla siebie i poważa jedynie samego siebie, nie odnajduje się, a gubi. Jest dokładnie odwrotnie — nie należy brać z życia, ale dawać siebie. Tak mówi Pan. Nie zyskujemy życia, kiedy zagarniamy je dla siebie, ale kiedy dajemy je innym, wychodzimy poza siebie, nie bacząc przy tym na siebie, ale ofiarując się innym w pokorze i miłości, oddając swoje życie Jemu i bliźnim. Stajemy się prawdziwie bogaci, uwalniając się od siebie samych. Tylko ofiarowując życie, a nie biorąc z życia, naprawdę je przyjmujemy.
Pan rozwija tę myśl i w następnym wersecie mówi: «Kto zaś chciałby Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec» (w. 26). Dawanie siebie, które jest przecież istotą miłości, oznacza tyle co krzyż. Krzyż bowiem nie przedstawia niczego innego jak to naturalne prawo, które obrazuje obumarłe ziarno pszenicy, prawo miłości: stajemy się sobą tylko wtedy, gdy dajemy siebie innym. Ale Pan Jezus dodaje, że ten kto daje samego siebie, przyjmuje krzyż i traci siebie, jednocześnie idzie za Nim, a podążając za Nim i dzieląc losy ziarna pszenicy z ewangelicznej przypowieści, znajduje drogę miłości, która jawi się jako trud i cierpienie, ale właśnie dlatego jest drogą zbawienia.
Droga krzyża, będąca jednocześnie drogą miłości, drogą utraty siebie, jest drogą tych, którzy naśladują Chrystusa, idą z Tym, który jest drogą, prawdą i życiem. Zawiera się w tym również myśl, że Chrystusa naśladujemy razem, bo nikt z nas nie ma własnego Chrystusa, własnego Jezusa. Możemy Go naśladować, jeżeli idziemy za Nim razem i w tej wspólnocie uczymy się miłości, którą nas obdarza. Ta wspólnota pozwala naśladować Chrystusa. Chrześcijaństwo potrzebuje wspólnoty w jedności Jego uczniów.
I tak dochodzimy do kwestii ekumenizmu: smutkiem napawa rozdarcie tej wspólnoty, podział jedynej drogi na wiele dróg, co powoduje, że świadectwo, które powinniśmy dawać, jest mniej wyraźne, a miłość nie może w pełni się wyrazić. Cóż możemy powiedzieć? Słyszy się w dzisiejszych czasach wiele narzekań, że ruch ekumeniczny jest w martwym punkcie. Pochodzą one z obu stron, ja jednak myślę, że powinniśmy być wdzięczni za dotychczasowe postępy na drodze jedności. To pięknie, że dzisiaj, w niedzielę Laetare możemy się razem modlić, śpiewać te same pieśni, słuchać tego samego Słowa Bożego, razem je rozważać i razem starać się je zrozumieć; to dobrze, że spoglądamy na tego samego Chrystusa, do którego chcemy należeć, dając tym samym świadectwo, że On jest Jedyny, że On nas wszystkich powołał i wszyscy w głębi serca do Niego należymy. Uważam, że światu to właśnie powinniśmy pokazać — nie kłótnie i wszelkiego rodzaju spory, ale radość i wdzięczność za te wszystkie dary i za to, że istnieje prawdziwa jedność, która może stawać się coraz głębsza i która powinna być świadectwem Słowa Bożego i drogi Chrystusa na tym świecie. Oczywiście, nie można się tym zadowalać, ale na pewno i za tę jedność, która istnieje, powinniśmy być pełni wdzięczności.
Na pewno fakt, iż w najistotniejszych momentach, gdy sprawujemy Eucharystię, nie możemy pić z tego samego kielicha ani stanąć wokół jednego ołtarza, musi nas napełniać smutkiem, ponieważ ponosimy winę za to, że nasze świadectwo nie jest wyraźne. Musi nas to wewnętrznie niepokoić, gdy zmierzamy do większej jedności, świadomi, że tylko Pan może nas obdarzyć jednością. Gdyby ona była owocem naszego tylko porozumienia, miałaby charakter czysto ludzki, byłaby więc krucha jak wszystko, czego ludzie dokonują. Oddajmy się Jemu, starajmy się jak najlepiej Go poznać i głębiej miłować, wpatrzeni w Niego, dajmy się prowadzić do prawdziwej, pełnej jedności, o którą teraz żarliwie Go błagamy.
Drodzy przyjaciele, pragnę raz jeszcze podziękować wam za zaproszenie, za serdeczność, z którą mnie przyjęliście, a także za pani słowa, droga pani Esch. Dziękujmy za to, że mogliśmy się razem modlić i śpiewać. Módlmy się jedni za drugich i módlmy się razem, aby Pan obdarzył nas jednością, a świat wspomógł w wierze. Amen.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (5/2010) and Polish Bishops Conference