Rozmowa z młodzieżą Rzymu i Lacjum na placu św. Piotra, 6.04.2006
6 kwietnia wieczorem, na kilka dni przed rzymskimi obchodami XXI Światowego Dnia Młodzieży, Ojciec Święty spotkał się na placu św. Piotra z młodzieżą Rzymu i regionu Lacjum. W czasie spotkania odpowiadał na pytania młodych — zapis tej rozmowy zamieszczamy poniżej. Na zakończenie Ojciec Święty udał się wraz z przedstawicielami młodzieży do grobu Jana Pawła II, gdzie zawierzali oni wstawiennictwu Sługi Bożego swoje problemy, a także potrzeby Kościoła i świata.
1. Ojcze Święty, mam na imię Simone i jestem z parafii św. Bartłomieja. Mam 21 lat i studiuję inżynierię chemiczną na rzymskim Uniwersytecie La Sapienza.
Przede wszystkim jeszcze raz dziękujemy za skierowane do nas Orędzie na XXI Światowy Dzień Młodzieży na temat słowa Bożego, będącego światłem na drodze życia człowieka. Gdy ogarniają mnie lęki i niepewność co do przyszłości, a także po prostu, gdy ciąży mi rutyna życia codziennego, również i ja czuję potrzebę karmienia się słowem Bożym i lepszego poznania Chrystusa, by znaleźć odpowiedź na swoje pytania. Pytam się często, co zrobiłby Jezus na moim miejscu w konkretnej sytuacji, ale nie zawsze potrafię zrozumieć to, co mówi mi Biblia. Poza tym wiem, że księgi Biblii zostały napisane przez różnych ludzi, w różnych epokach, bardzo odległych od czasów, w których żyję. Jak mogę rozpoznać, że to, co czytam, jest słowem Bożym dotyczącym mojego życia? Dziękuję.
Odpowiadam najpierw na pierwszą kwestię: trzeba przede wszystkim powiedzieć, że Pisma Świętego nie należy czytać jak zwyczajnej książki historycznej, tak jak czytamy na przykład Homera, Owidiusza czy Horacego. Trzeba czytać je rzeczywiście jako słowo Boże, to znaczy nawiązując rozmowę z Bogiem. Trzeba się na początku modlić, rozmawiać z Panem: «Otwórz mi drzwi». Mówi o tym często św. Augustyn w swoich homiliach: «Kołatałem do drzwi Słowa, by odnaleźć wreszcie to, co Pan chce mi powiedzieć». Ten aspekt wydaje mi się bardzo ważny. Pismo Święte czyta się nie w atmosferze akademickiej, ale modląc się i mówiąc do Pana: «Pomóż mi zrozumieć Twoje słowo, to, co chcesz mi teraz powiedzieć na tej stronie».
A oto druga kwestia: Pismo Święte wprowadza we wspólnotę z rodziną Bożą. A więc nie można czytać go samemu. Oczywiście, ważne jest, by czytać Biblię w sposób bardzo osobisty, podczas osobistej rozmowy z Bogiem, ale jednocześnie jest ważne, by czytać ją wraz z osobami, które dzielą naszą życiową drogę. Ważne jest, by korzystać z pomocy wielkich mistrzów Lectio divina. Mamy, na przykład, wiele pięknych książek kard. Martiniego, prawdziwego mistrza Lectio divina, który pomaga wejść w żywą treść Pisma Świętego. On, znający dobrze wszystkie okoliczności historyczne, wszystkie elementy charakterystyczne związane z przeszłością, stara się jednak zawsze pokazać również, że słowa pozornie należące do przeszłości są także słowami chwili obecnej. Ci mistrzowie pomagają nam lepiej rozumieć Pismo Święte, a także nauczyć się sposobu jego właściwego czytania. Mówiąc ogólnie, jest rzeczą stosowną czytać je też razem z przyjaciółmi, towarzyszami mojej drogi, razem ze mną starającymi się dowiedzieć, jak żyć z Chrystusem, jaki styl życia ukazuje nam słowo Boże.
Trzecia kwestia: o ile ważne jest czytanie Pisma Świętego z pomocą mistrzów, wraz z przyjaciółmi, towarzyszami drogi, szczególnie ważne jest czytanie go we wspólnocie pielgrzymującego Ludu Bożego, czyli Kościoła. Pismo Święte ma dwa podmioty. Przede wszystkim podmiotem jest Bóg: to Bóg przemawia. Jednak Bóg postanowił włączyć człowieka w swoje słowo. Podczas gdy muzułmanie są przekonani, że Koran jest natchniony dosłownie przez Boga, my wierzymy, że dla Pisma Świętego charakterystyczna jest — jak mówią teologowie — «synergia», współpraca Boga z człowiekiem. On włącza swój lud w swoje słowo, i tak drugim podmiotem — pierwszym, jak powiedziałem, jest Bóg — jest człowiek. Pisarze są różni, ale podmiot pozostaje niezmiennie ten sam — Lud Boży wędrujący ze słowem Bożym i prowadzący dialog z Bogiem. Słuchając Boga, uczymy się słuchać słowa Bożego, a potem także je interpretować. W ten sposób słowo Boże jest obecne, bo choć umierają pojedyncze osoby, zasadniczy podmiot, Lud Boży, jest zawsze żywy i taki sam na przestrzeni tysiącleci: jest zawsze tym samym, żywym podmiotem, w którym żyje słowo.
To tłumaczy również wiele struktur Pisma Świętego, zwłaszcza tak zwane «ponowne odczytanie». Starożytny tekst zostaje odczytany w innej księdze, powiedzmy sto lat później, i zostaje wówczas do głębi zrozumiane to, co wcześniej było jeszcze nieuchwytne, nawet jeżeli już było zawarte w poprzednim tekście. I znów zostaje odczytany po upływie czasu, i na nowo można zrozumieć inne aspekty, inne wymiary słowa, i w ten sposób w tym ciągłym odczytywaniu na nowo i pisaniu na nowo w duchu głębokiej ciągłości, w następujących po sobie epokach oczekiwania rozwijało się Pismo Święte. Wreszcie po przyjściu Chrystusa i doświadczeniu apostołów słowo stało się ostateczne, a więc nie można go już pisać na nowo, ale potrzebne jest dalsze pogłębianie jego rozumienia z naszej strony. Pan powiedział: «Duch Święty wprowadzi was na głębię, której teraz nie możecie znieść».
Tak więc wspólnota Kościoła jest żywym podmiotem Pisma. Ale również w tym przypadku głównym podmiotem jest sam Pan, nadal przemawiający w Piśmie Świętym, które jest w naszych rękach. Uważam, że powinniśmy nauczyć się tych trzech rzeczy: czytania w osobistej rozmowie z Panem; czytania w towarzystwie mistrzów, którzy mają doświadczenie wiary, którzy wniknęli w Pismo Święte; czytania w wielkiej wspólnocie Kościoła, w którego liturgii te wydarzenia stają się wciąż na nowo obecne, podczas której Pan rozmawia z nami w danej chwili, tak że stopniowo coraz bardziej zagłębiamy się w Pismo Święte, w którym Bóg rzeczywiście przemawia do nas dzisiaj.
2. Ojcze Święty, mam na imię Anna, mam 19 lat, studiuję literaturę i należę do parafii Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel.
Jednym z problemów, które nas najbardziej nurtują, jest problem uczuciowy. Często trudno jest nam kochać. Tak, przychodzi nam to z trudem: ponieważ łatwo jest pomieszać miłość z egoizmem, zwłaszcza dzisiaj, kiedy znaczna część środków społecznego przekazu niemal narzuca nam indywidualistyczną, sekularystyczną wizję płciowości, w której wszystko wydaje się dozwolone i wszystko jest dopuszczalne w imię wolności i według sumienia poszczególnych osób. Rodzina oparta na małżeństwie wydaje się niemal wymysłem Kościoła, nie mówiąc już o stosunkach przedmałżeńskich, których zakazywanie nawet wielu z nas wierzących wydaje się czymś niezrozumiałym, niemodnym... Wiedząc dobrze, że wielu z nas stara się przeżywać odpowiedzialnie swoje życie uczuciowe, czy mógłby Ojciec Święty nam wyjaśnić, co na ten temat mówi nam słowo Boże? Dziękuję.
To obszerne zagadnienie i z pewnością nie można odpowiedzieć na to pytanie w kilku minutach, ale postaram się coś powiedzieć. Anna sama udzieliła już odpowiedzi, mówiąc, że miłość jest dzisiaj źle rozumiana, ponieważ jest ukazywana jako doświadczenie egoistyczne, podczas gdy w rzeczywistości jest wyrzeczeniem się siebie, dzięki czemu staje się spotkaniem. Anna powiedziała również, że kultura konsumpcjonistyczna ukazuje fałszywy obraz życia, propagując relatywizm, który zdaje się nam na wszystko pozwalać, a w rzeczywistości rodzi w nas pustkę. Ale posłuchajmy słowa Bożego w tym względzie. Anna słusznie chciała wiedzieć, co mówi słowo Boże. Uważam za rzecz piękną, że już na pierwszych kartach Pisma Świętego, zaraz po opisie stworzenia człowieka, znajduje się definicja miłości i małżeństwa. Natchniony autor mówi nam: «Mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją, i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem» (Rdz 2, 24), jednym istnieniem. Jesteśmy w początkach, a już zostaje nam przekazane proroctwo mówiące o tym, czym jest małżeństwo. Ta definicja pozostaje identyczna również w Nowym Testamencie. Małżeństwo jest podążaniem razem w miłości, by stać się jednym istnieniem, jednym ciałem, a zatem nierozłącznymi. To nowe życie, które rodzi się z tej komunii miłości, jednoczy i w ten sposób tworzy również przyszłość. Średniowieczni teologowie, interpretując to stwierdzenie, które spotykamy na początku Pisma Świętego, powiedzieli, że spośród siedmiu sakramentów małżeństwo jest pierwszym ustanowionym przez Boga, bo zostało ustanowione już w chwili stworzenia, w raju, w początkach dziejów, przed wszelkimi ludzkimi dziejami. Jest to sakrament Stwórcy wszechświata, a więc wpisany w ludzką istotę, skierowaną na tę drogę, na której mężczyzna opuszcza rodziców i łączy się ze swoją żoną, by tworzyli jedno ciało, aby obydwoje stali się jednym istnieniem.
Tak więc małżeństwo nie jest wymysłem Kościoła; jest rzeczywiście «współ-stworzone» z człowiekiem jako takim, jako owoc dynamiki miłości, w której mężczyzna i kobieta odnajdują się nawzajem i tym samym odnajdują również Stwórcę, który ich powołał do miłości. To prawda, że człowiek upadł i został wygnany z raju, albo — używając słów bardziej współczesnych — to prawda, że wszystkie kultury są skażone grzechem, błędami popełnianymi przez człowieka w życiu, i dlatego pierwotny zamysł, wpisany w naszą naturę, jest zaciemniony. Istotnie, w ludzkich kulturach spotykamy się z tym zaciemnieniem pierwotnego zamysłu Bożego. Zarazem jednak przyglądając się kulturom, całym dziejom kultury ludzkości, stwierdzamy, że człowiek nigdy nie mógł całkowicie zapomnieć o tym zamyśle, istniejącym w głębi jego jestestwa. W pewnym sensie zawsze wiedział, że inne formy stosunków między mężczyzną i kobietą nie odpowiadają w rzeczywistości pierwotnemu zamysłowi co do niego. Widzimy, że kultury, zwłaszcza wielkie kultury, wciąż na nowo kierują się ku tej rzeczywistości, monogamii, w której mężczyzna i kobieta są jednym ciałem. I tak, dzięki wierności może wzrastać nowe pokolenie, może trwać tradycja kulturowa, odnawiając się i urzeczywistniając w ciągłości autentyczny postęp.
Pan, który mówił o tym językiem proroków Izraela, wspominając o dopuszczeniu rozwodu przez Mojżesza, powiedział: Mojżesz wam na to pozwolił «przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych». Serce po grzechu stało się «twarde», ale nie taki był zamysł Stwórcy, i prorocy coraz wyraźniej wskazywali na ten pierwotny zamysł. Aby odnowić człowieka, Pan — nawiązując do tych proroczych głosów, które zawsze jasno wskazywały Izraelowi monogamię — uznał tak jak Ezechiel, że aby żyć zgodnie z tym powołaniem, potrzebujemy nowego serca; zamiast serca kamiennego — jak mówi Ezechiel — potrzebujemy serca z ciała, serca naprawdę ludzkiego. Dlatego Pan w chrzcie, przez wiarę, «zaszczepia» w nas to nowe serce. Nie jest to fizyczny przeszczep, ale myślę, że możemy się posłużyć tym porównaniem: po przeszczepie organizm trzeba pielęgnować, zapewnić mu niezbędne lekarstwa, aby mógł żyć z nowym sercem, by stało się «jego sercem», a nie «sercem kogoś innego». Tym bardziej po tym «przeszczepie duchowym» — w którym Pan zaszczepia nam serce nowe, serce otwarte na Stwórcę, na Boże powołanie — by móc żyć z tym nowym sercem, potrzebna jest odpowiednia kuracja, trzeba sięgnąć po stosowne lekarstwa, by ono rzeczywiście stało się «naszym sercem». I tak, żyjąc w zjednoczeniu z Chrystusem, z Jego Kościołem, nowe serce staje się rzeczywiście «naszym sercem», i staje się możliwe małżeństwo. Wyłączna miłość mężczyzny i kobiety, zaplanowane przez Stwórcę życie we dwoje staje się możliwe, nawet jeśli atmosfera naszego świata czyni to tak trudnym, że wydaje się niemożliwe.
Pan daje nam nowe serce, i powinniśmy żyć z tym nowym sercem, stosując odpowiednie terapie, aby rzeczywiście było «nasze». W ten sposób przeżywamy to, czym obdarzył nas Stwórca, i życie staje się prawdziwie szczęśliwe. W rzeczywistości możemy to dostrzec także w tym świecie, pomimo tylu innych wzorców życia: istnieje tak wiele rodzin chrześcijańskich, przeżywających w wierności i z radością życie i miłość zgodnie z tym, co przekazał im Stwórca, i dzięki temu wzrasta nowa ludzkość.
Na koniec dodałbym: wszyscy wiemy, że aby osiągnąć wyniki w sporcie i w pracy zawodowej, potrzebne są dyscyplina i wyrzeczenia, ale potem uwieńczeniem tego wszystkiego jest sukces, osiągnięcie upragnionego celu. Podobnie samo życie, to znaczy stawanie się ludźmi zgodnie z zamysłem Jezusa, wymaga wyrzeczeń. Nie są one jednak czymś negatywnym; przeciwnie, pomagają żyć po ludzku z sercem nowym, prowadzić życie prawdziwie ludzkie i szczęśliwe. Ponieważ istnieje kultura konsumpcjonistyczna, która utrudnia nam życie zgodnie z zamysłem Stwórcy, powinniśmy odważnie tworzyć wyspy, oazy, takie wielkie obszary kultury katolickiej, na których się żyje zgodnie z zamysłem Stwórcy.
3. Ojcze Święty, mam na imię Inelida, mam 17 lat, jestem przyboczną zastępowego zastępu zuchów Lupetti («Wilczki») w parafii św. Grzegorza Barbariga i uczęszczam do Liceum Artystycznego im. Maria Mafaia.
W swoim Orędziu na XXI Światowy Dzień Młodzieży Ojciec Święty powiedział nam, że «musi nastać nowe pokolenie apostołów, obierających za swój fundament słowo Chrystusa». Są to tak mocne i zobowiązujące słowa, że niemal budzą lęk. Oczywiście, również i my chcielibyśmy być nowymi apostołami, ale czy mógłby nam Ojciec Święty wyjaśnić dokładniej, jakie są, według Ojca Świętego, największe wyzwania naszych czasów. Jak wyobraża sobie Ojciec Święty tych nowych apostołów? Inaczej mówiąc: Ojcze Święty, czego od nas oczekujesz?
Wszyscy zadajemy sobie pytanie, czego od nas oczekuje Pan. Wydaje mi się, że wielkim wyzwaniem naszych czasów — mówią mi to również biskupi składający wizyty ad limina, na przykład biskupi z Afryki — jest sekularyzacja: to znaczy sposób życia i ukazywania świata si Deus non daretur, czyli tak, jakby Bóg nie istniał. Pragnie się sprowadzić Boga do sfery prywatności, do uczucia, tak jakby On nie był rzeczywistością obiektywną; w konsekwencji każdy tworzy sobie własny projekt życia. Jednak powyższa wizja, jawiąca się jakby była naukową, przyjmuje jako ważne tylko to, co daje się sprawdzić doświadczalnie. W przypadku Boga, który nie jest przedmiotem bezpośredniego doświadczenia, taka wizja w ostateczności powoduje także podziały w społeczeństwie: wynika z tego bowiem, że każdy robi sobie własny projekt i na koniec każdy występuje przeciw drugiemu. Jak widać, w takiej sytuacji nie można żyć. Powinniśmy postarać się, aby Bóg był na nowo obecny w naszych społeczeństwach. Wydaje mi się to sprawą pierwszej wagi: aby Bóg był na nowo obecny w naszym życiu, byśmy nie żyli tak, jakbyśmy byli niezależni, upoważnieni do wymyślania, czym jest wolność i życie. Powinniśmy przyjąć do wiadomości, że jesteśmy stworzeniami; powinniśmy uznać, że istnieje Bóg, który nas stworzył, i że poddanie się Jego woli nie jest zależnością, ale pozwalającym nam żyć darem miłości.
Tak więc pierwszą rzeczą jest poznać Boga, poznawać Go coraz lepiej, uznać w moim życiu prawdę, że Bóg istnieje i że należy się z Nim liczyć. Druga rzecz: jeśli uznajemy, że Bóg jest, że nasza wolność jest wolnością podzielaną z innymi i że w takim razie musi istnieć jakiś wspólny miernik budowania wspólnej rzeczywistości — owa druga kwestia, jak mówiłem, nasuwa pytanie: jaki Bóg? Istnieje bowiem tak wiele fałszywych obrazów Boga, Boga srogiego itp. A zatem druga sprawa to uznanie Boga, który ukazał nam swoje oblicze w Jezusie, który cierpiał za nas, który umiłował nas aż do śmierci i w ten sposób pokonał przemoc. Trzeba sprawić, aby Bóg był obecny przede wszystkim w naszym «własnym» życiu, Bóg żywy, Bóg, który nie jest kimś nieznanym, Bogiem wymyślonym, jedynie Bogiem według naszych myśli, ale Bóg, który się ukazał, ukazał samego siebie i swoje oblicze. Tylko wtedy nasze życie staje się prawdziwe, autentycznie ludzkie, i również kryteria prawdziwego humanizmu są obecne w społeczeństwie. Również i tutaj ważne jest to, co powiedziałem w pierwszej odpowiedzi, że nie możemy sami budować tego życia sprawiedliwego i prawego, ale powinniśmy to czynić przy współpracy sprawiedliwych i prawych przyjaciół, towarzyszy, z którymi możemy doświadczać, że Bóg istnieje i że jest rzeczą piękną iść przez życie razem z Nim. I iść w wielkiej wspólnocie Kościoła, który na przestrzeni wieków ukazuje nam Boga przemawiającego, działającego, towarzyszącego nam. A więc powiedziałbym: znaleźć Boga, znaleźć Boga, który objawił się w Jezusie Chrystusie, iść wraz z Jego wielką rodziną, z naszymi braćmi i siostrami tworzącymi rodzinę Bożą — to, jak mi się wydaje, stanowi istotną treść apostolstwa, o którym mówiłem.
4. Ojcze Święty, mam na imię Vittorio, jestem z parafii św. Jana Bosko w dzielnicy Cinecittŕ, mam 20 lat i studiuję pedagogikę na Uniwersytecie Tor Vergata.
W swoim Orędziu, Ojcze Święty, zachęcasz nas, byśmy nie obawiali się odpowiedzieć wielkodusznie Panu, zwłaszcza gdy proponuje nam pójście za Nim w życiu konsekrowanym lub w życiu kapłańskim. Mówisz nam, byśmy się nie lękali, byśmy Mu zaufali, a nie rozczarujemy się. Jestem przekonany, że wielu z nas, także spośród tu obecnych albo tych, którzy w ten wieczór słuchają nas dzięki telewizji, myśli o pójściu za Jezusem drogą szczególnej konsekracji, ale nie zawsze jest łatwo zrozumieć, czy to jest właściwa droga. Czy mógłbyś nam powiedzieć, Ojcze Święty, jak zrozumiałeś, że to było Twoje powołanie? Czy mógłbyś nam udzielić rad, pozwalających lepiej zrozumieć, czy Pan powołuje nas do pójścia za Nim w życiu konsekrowanym lub kapłańskim. Dziękuję.
Jeżeli chodzi o mnie, wychowałem się w świecie bardzo odmiennym od obecnego, ale ostatecznie sytuacje są podobne. Z jednej strony, panował jeszcze klimat «chrześcijański», w którym było rzeczą normalną, że chodziło się do kościoła i przyjmowało wiarę jako objawienie Boże oraz starało się żyć zgodnie z objawieniem. Z drugiej strony, panował reżim nazistowski, głoszący otwarcie: «W nowych Niemczech nie będzie już kapłanów, nie będzie życia konsekrowanego, nie potrzebujemy takich ludzi; szukajcie sobie innego zawodu». Ale właśnie słuchając tych «mocnych» słów, mając do czynienia z brutalnością tamtego systemu o nieludzkim obliczu zrozumiałem, że przeciwnie, bardzo potrzeba kapłanów. Ten kontrast, patrzenie na tę antyludzką kulturę utwierdziły mnie w przekonaniu, że Pan, Ewangelia i wiara ukazywały nam właściwą drogę, a my powinniśmy się postarać o to, żeby ta droga przetrwała. W tej sytuacji powołanie do kapłaństwa wzrastało niemal naturalnie razem ze mną i bez wielkich wydarzeń nawrócenia. Ponadto dwie rzeczy pomogły mi na tej drodze: już jako chłopiec, przy pomocy rodziców i proboszcza, odkryłem piękno liturgii i coraz bardziej ją kochałem, ponieważ czułem, że w niej objawia się nam piękno Boże i otwiera się przed nami niebo. Drugim elementem było odkrycie piękna poznania, poznanie Boga, Pisma Świętego, dzięki któremu można przeżywać tę wielką przygodę dialogu z Bogiem, jaką jest teologia. I tak z radością wchodziłem w tysiącletni dorobek teologii, w sprawowanie liturgii, w której Bóg jest z nami i świętuje razem z nami.
Oczywiście, trudności nie brakowało. Zastanawiałem się, czy rzeczywiście będę zdolny żyć w celibacie przez całe życie. Jako człowiek o formacji teoretycznej, a nie praktycznej, wiedziałem również, że nie wystarczy kochać teologię, by być dobrym kapłanem, ale trzeba być zawsze do dyspozycji młodych, starszych, chorych i ubogich. Trzeba być prostym z prostymi. Teologia jest piękna, ale konieczna jest również prostota słowa i życia chrześcijańskiego. I dlatego zadawałem sobie pytanie: czy potrafię żyć tym wszystkim i nie być jednostronny, tylko teologiem itp. Jednak Pan mi pomógł, a zwłaszcza pomogli mi przyjaciele, dobrzy kapłani i mistrzowie.
Powracając do pytania: uważam, że jest rzeczą bardzo ważną, by być czujnym na znaki Pana na naszej drodze. Przemawia On do nas przez wydarzenia, przez osoby i przez spotkania: trzeba zwracać uwagę na to wszystko. Poza tym — to drugi punkt — trzeba nawiązać prawdziwą przyjaźń z Jezusem, osobistą więź z Nim, by nie tylko od innych lub z książek dowiadywać się, kim jest Jezus, ale przeżywać coraz głębiej relację osobistej przyjaźni z Nim, dzięki której zaczniemy rozumieć, o co On nas prosi. Następnie trzeba zwrócić uwagę na to, kim jestem, jakie są moje możliwości: z jednej strony odwaga, a z drugiej pokora i otwarcie się, z pomocą przyjaciół, władz Kościoła, a także kapłanów, rodzin: czego ode mnie oczekuje Pan? Oczywiście, jest to zawsze wielka przygoda, ale życie będzie udane tylko wtedy, gdy mamy odwagę przeżyć przygodę, gdy ufamy, że Pan nie pozostawi nas nigdy samych, że Pan będzie nam towarzyszył, pomoże nam.
5. Ojcze Święty, mam na imię Giovanni, mam 17 lat, uczę się w Liceum im. Giovanniego Giorgiego w Rzymie i należę do parafii Najświętszej Maryi Panny Matki Miłosierdzia.
Proszę Cię, byś pomógł nam lepiej zrozumieć, w jaki sposób objawienie biblijne i teorie naukowe mogą spotkać się w poszukiwaniu prawdy. Często skłonni jesteśmy sądzić, że nauka i wiara są sobie wrogie; że nauka i technika są tym samym; że logika matematyczna odkryła wszystko; że świat jest dziełem przypadku oraz że jeśli matematyka nie odkryła teorematu-Boga, stało się tak dlatego, że Bóg po prostu nie istnieje. Krótko mówiąc, zwłaszcza kiedy studiujemy, nie zawsze łatwo jest sprowadzić wszystko do Bożego planu, wpisanego w naturę i w dzieje człowieka. I tak czasami wiara staje się chwiejna albo zostaje sprowadzona do zwykłego aktu uczuciowego. Ojcze Święty, ja również, jak wszyscy młodzi, odczuwam głód Prawdy: ale co mam robić, żeby doprowadzić do pogodzenia w moim życiu nauki z wiarą?
Wielki Galileusz powiedział, że Bóg napisał księgę natury językiem matematycznym. Był on przekonany, że Bóg podarował nam dwie księgi: księgę Pisma Świętego oraz księgę natury. A językiem natury — takie żywił przekonanie — jest matematyka, a zatem ona jest językiem Boga, Stwórcy. Pomyślmy teraz o tym, czym jest matematyka: sama w sobie jest systemem abstrakcyjnym, wynalazkiem ludzkiego umysłu, który w czystej formie nie istnieje. Jest zawsze urzeczywistniany w przybliżeniu, ale — jako taki — jest systemem intelektualnym, jest wielkim, genialnym wynalazkiem ludzkiego umysłu. Rzeczą zaskakującą jest, że ten wynalazek naszego ludzkiego umysłu rzeczywiście jest kluczem do zrozumienia natury, że natura ma rzeczywiście strukturę matematyczną i że nasza matematyka, wynaleziona przez nasz umysł, jest rzeczywiście narzędziem pozwalającym pracować nad naturą, sprawić, by nam służyła, by dzięki technice stała się narzędziem.
Wydaje mi się rzeczą niemal niewiarygodną, że wynalazek ludzkiego intelektu i struktura wszechświata są zbieżne: wynaleziona przez nas matematyka daje nam rzeczywiście dostęp do natury wszechświata i czyni go użytecznym dla nas. A zatem struktura intelektu ludzkiego podmiotu i obiektywna struktura rzeczywistości są zbieżne: subiektywny rozum oraz rozum zobiektywizowany w naturze są tożsame. Myślę, że ta zbieżność tego, co wymyśliliśmy, z tym, w jaki sposób realizuje się i zachowuje natura, stanowi wielką zagadkę i wielkie wyzwanie, ponieważ widzimy, że ostatecznie istnieje «jeden» rozum, łączący obydwa: nasz rozum nie mógłby odkryć tego drugiego, gdyby nie było jednego rozumu ponad obydwoma.
Wydaje mi się, że właśnie w tym sensie matematyka — w której Bóg jako taki nie może się objawić — pokazuje nam rozumną strukturę wszechświata. Dzisiaj mamy również teorie chaosu, ale odgrywają ograniczoną rolę, bowiem gdyby chaos miał przewagę, cała technika stałaby się niemożliwa. Tylko dzięki temu, że nasza matematyka jest wiarygodna, również technika jest wiarygodna. Nasza nauka, która ostatecznie sprawia, że możemy wykorzystywać siły natury, zakłada wiarygodną, rozumną strukturę materii. I tak widzimy, że istnieje racjonalność subiektywna oraz racjonalność zobiektywizowana w materii, i są one zbieżne. Oczywiście, teraz nikt nie może udowodnić — tak jak się udowadnia doświadczalnie, w prawach techniki — że obydwie mają rzeczywiście źródło w jedynej inteligencji, ale wydaje mi się, że ta jedność inteligencji, kryjąca się za obiema inteligencjami, objawia się naprawdę w naszym świecie. I im bardziej dzięki naszej inteligencji możemy czynić ze świata narzędzie, tym bardziej objawia się zamysł stworzenia.
W końcu, żeby dojść do definitywnej kwestii, powiedziałbym: Bóg albo jest, albo Go nie ma. Istnieją tylko dwie opcje. Albo się uznaje pierwszeństywo rozumu, stwórczego Rozumu, będącego u początku wszystkiego i będącego zasadą wszystkiego — priorytet rozumu jest również priorytetem wolności — albo też przyznaje się priorytet elementowi irracjonalnemu, skutkiem czego wszystko, co dzieje się na naszej ziemi i w naszym życiu, byłoby jedynie przypadkowe, marginalne, byłoby irracjonalnym wytworem — rozum byłby wytworem irracjonalności. Nie można ostatecznie «udowodnić» jednej lub drugiej hipotezy, ale wielką opcją chrześcijaństwa jest opcja na rzecz racjonalności oraz pierwszeństwa rozumu. Wydaje mi się to doskonałą opcją, pokazującą nam, że za tym wszystkim stoi wielka Inteligencja, której możemy zaufać.
Ale wydaje mi się, że obecnie prawdziwym problemem dla wiary jest zło w świecie: pytamy się, w jaki sposób można je pogodzić z tą rozumnością Stwórcy. I tu rzeczywiście potrzebujemy Boga, który stał się człowiekiem i który nam pokazuje, że nie jest On tylko rozumem matematycznym, ale że ten pierwotny rozum jest również Miłością. Jeśli patrzymy na wielkie opcje, opcja chrześcijańska również dzisiaj jest opcją najbardziej racjonalną i najbardziej ludzką. Dlatego z ufnością możemy wypracować filozofię, wizję świata opierającą się na tym priorytecie rozumu, na ufności, że stwórczy Rozum jest miłością, i że tą miłością jest Bóg.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (6-7/2006) and Polish Bishops Conference