Homilia podczas Wigilii Paschalnej 26.03.2016
Podczas Mszy św. w Bazylice Watykańskiej, której przewodniczył w Wielką Sobotę wieczorem, Ojciec Święty udzielił sakramentów chrztu, komunii św. i bierzmowania. Przyjęło je dwanaścioro katechumenów w wieku od 22 do 60 lat — z Włoch, Albanii, Kamerunu, Korei Południowej, Indii i Chin; byli wśród nich ambasador Korei Południowej we Włoszech Yong-Joon Lee i jego żona Hee Kim. Poniżej zamieszczamy papieską homilię.
«Piotr (...) przybiegł do grobu» (Łk 24, 12). Jakie myśli mogły nurtować w głowie i sercu Piotra podczas tego biegu? Ewangelia mówi nam, że Jedenastu, w tym Piotr, nie uwierzyło świadectwu kobiet, ich orędziu paschalnemu. Wręcz «słowa te wydały im się czczą gadaniną» (w. 11). W sercu Piotra było zatem wątpienie, któremu towarzyszyło wiele myśli negatywnych: smutek z powodu śmierci umiłowanego Mistrza i rozczarowanie tym, że zaparł się Go trzykrotnie w czasie męki.
Jest jednak pewien szczegół, który oznacza dla niego przełom: Piotr, wysłuchawszy kobiet i nie uwierzywszy im, jednak «wybrał się» (w. 12). Nie siedział dalej rozmyślając, nie pozostał zamknięty w domu jak inni. Nie poddał się mrocznej atmosferze tamtych dni, ani też nie dał się przytłoczyć swoimi wątpliwościami; nie pozwolił, by go pochłonęły wyrzuty sumienia, lęk i nieustanne plotki, które prowadzą donikąd. Szukał Jezusa, a nie samego siebie. Wolał drogę spotkania i zaufania, i taki, jaki był, wstał i pobiegł do grobu, skąd później wrócił «dziwiąc się» (w. 12). To był początek «zmartwychwstania» Piotra, zmartwychwstania jego serca. Nie uległ smutkowi i ciemności — zrobił miejsce głosowi nadziei: pozwolił, aby światło Boga weszło w jego serce, nie stłumił go.
Również kobiety, które wyszły wcześnie rano, aby spełnić uczynki miłosierdzia, aby zanieść do grobu wonności, przeżyły to samo doświadczenie. Były «przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi», ale otrząsnęły się, słysząc słowa aniołów: «Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych?» (w. 5).
Również my, podobnie jak Piotr i kobiety, nie możemy odnaleźć życia, jeśli pozostajemy smutni i bez nadziei, uwięzieni w sobie. Ale otwórzmy Panu nasze zapieczętowane groby — każdy z nas je zna — aby wszedł Jezus i obdarzył nas życiem; zanieśmy do Niego kamienie uraz i głazy przeszłości, ciężkie skały słabości i upadków. On chce przyjść i wziąć nas za rękę, aby nas wyrwać z lęku. Ale pierwszym kamieniem, który trzeba odsunąć tej nocy, jest brak nadziei, zamykający nas w sobie samych. Oby Pan uwolnił nas z tej wielkiej pułapki bycia chrześcijanami nie mającymi nadziei, żyjącymi tak, jakby Pan nie zmartwychwstał, a nasze problemy stanowiły centrum życia.
Widzimy i nieustannie będziemy widzieli problemy wokół nas i w nas samych. Będą one zawsze, ale tej nocy trzeba oświecić te problemy światłem Zmartwychwstałego, w pewnym sensie je «ewangelizować». Ewangelizować problemy. Ciemności i lęki nie powinny przyciągać wzroku duszy i zawładnąć sercem, ale posłuchajmy słów anioła: Pana «nie ma (...) tutaj; zmartwychwstał» (w. 6); On jest naszą największą radością, jest zawsze przy nas i nigdy nas nie zawiedzie.
To jest fundament nadziei, która nie jest zwykłym optymizmem, ani też postawą psychologiczną czy życzliwą zachętą, by dodać sobie odwagi. Nadzieja chrześcijańska jest darem, którym obdarza nas Bóg, jeśli wychodzimy z naszych ograniczeń i otwieramy się na Niego. Ta nadzieja nie zawodzi, ponieważ Duch Święty został rozlany w naszych sercach (por. Rz 5, 5). Pocieszyciel nie ukazuje wszystkiego jako piękne, nie eliminuje zła za pomocą magicznej różdżki, ale wzbudza prawdziwą siłę życia, którą nie jest brak problemów, ale pewność, że jesteśmy zawsze kochani i otrzymujemy przebaczenie od Chrystusa, który dla nas zwyciężył grzech, zwyciężył śmierć, zwyciężył lęk. Dzisiaj jest święto naszej nadziei, świętowanie tej pewności: nikt i nic nie zdoła nas nigdy odłączyć od Jego miłości (por. Rz 8, 39).
Pan żyje i chce, aby Go szukać wśród żywych. Po spotkaniu z Nim każdy zostaje przez Niego posłany, aby niósł orędzie wielkanocne, aby wzbudzał i wskrzeszał nadzieję w sercach obciążonych smutkiem, w ludziach, którym trudno znaleźć światło życia. Tak bardzo dziś tego potrzeba. Jako radośni słudzy nadziei winniśmy, zapominając o sobie, głosić Zmartwychwstałego swoim życiem i przez miłość; w przeciwnym razie bylibyśmy międzynarodową strukturą z dużą liczbą zwolenników i dobrych reguł, ale niezdolną dawać nadzieję, której spragniony jest świat.
Jak możemy umacniać naszą nadzieję? Liturgia tej nocy daje nam dobrą radę. Uczy nas wspominania dzieł Boga. Rzeczywiście czytania mówiły nam o Jego wierności, o dziejach Jego miłości do nas. Żywe Słowo Boga jest zdolne włączyć nas w tę historię miłości, podsycając nadzieję i ożywiając radość. Przypomina nam o tym również Ewangelia, której wysłuchaliśmy: aniołowie, aby obudzić w kobietach nadzieję, mówią: «Przypomnijcie sobie, jak [Jezus] wam mówił» (w. 6). Wspominanie słów Jezusa, wspominanie wszystkiego, co On uczynił w naszym życiu. Nie zapominajmy Jego Słowa i Jego dzieł, w przeciwnym razie utracimy nadzieję i staniemy się chrześcijanami nie mającymi nadziei. Wspominajmy zatem Pana, Jego dobroć i Jego słowa życia, które nas poruszyły. Wspominajmy je i przyswajajmy je sobie, abyśmy byli «stróżami poranka», potrafiącymi dostrzec znaki Zmartwychwstałego.
Drodzy bracia i siostry, Chrystus zmartwychwstał! A my możemy otworzyć się i przyjąć Jego dar nadziei. Otwórzmy się na nadzieję i wyruszmy w drogę. Niech pamięć o Jego dziełach i Jego słowach będzie jaśniejącym światłem, kierującym naszym podążaniem z ufnością ku Passze, która nie będzie miała końca.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (3-4/2016) and Polish Bishops Conference