Rodzina światłem w ciemności świata

Przemówienie Papieża podczas czuwania na modlitwie w intencji rodzin - XIV Zwyczajne Zgromadzenie Ogólne Synodu Biskupów poświęcone rodzinie, 3.10.2015

Rodzina światłem w ciemności świata

Synod Biskupów poprzedziło wieczorne czuwanie modlitewne na placu św. Piotra z udziałem wielu tysięcy włoskich rodzin, na którego końcową część przybył także Papież. W czuwaniu, zorganizowanym  przez Konferencję Episkopatu Włoch, uczestniczyli również ojcowie synodalni. Modlitwa i śpiew były przeplatane fragmentami katechez Papieża o rodzinie wygłoszonych w ciągu ostatniego roku podczas środowych audiencji generalnych. Świadectwo o swoim życiu wiarą w małżeństwie i rodzinie dawali rodzice oraz ich dzieci. W spotkaniu uczestniczyli liczni członkowie Drogi Neokatechumenalnej, Odnowy
w Duchu Świętym, Akcji Katolickiej, ruchów Focolari oraz Komunia i Wyzwolenie. Podczas czuwania Papież wygłosił następujące przemówienie:


Drogie Rodziny, dobry wieczór!

Czemu służy zapalenie małej świecy w otaczającej nas ciemności? Czy nie trzeba by czegoś całkiem innego, aby rozproszyć mrok? Poza tym, czy można przezwyciężyć ciemności?

W pewnych okresach życia — tego życia, w którym jest tyle niezwykłych bogactw — podobne pytania narzucają się z mocą. W obliczu wymogów życia pokusa skłania do wycofania się, do dezercji i zamknięcia się w sobie, być może w imię rozwagi i realizmu, a tym samym do ucieczki przed odpowiedzialnością za wywiązywanie się w pełni ze swego zadania.

Czy pamiętacie doświadczenie Eliasza? Ludzkie rachunki rozbudzają w proroku lęk, który skłania go do szukania schronienia. Lęk. «Eliasz zląkłszy się, powstał i ratując się ucieczką, [...] szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej góry Horeb. Tam wszedł do pewnej groty, gdzie przenocował. Wtedy Pan skierował do niego słowo i przemówił: «Co ty tu robisz, Eliaszu?» (por. 1 Krl 19, 3. 8-9). Następnie na górze Horeb znalazł odpowiedź — nie w gwałtownej wichurze, druzgocącej skały, nie w trzęsieniu ziemi, ani też w ogniu. Boża łaska nie podnosi głosu; jest szmerem, który dociera do tych, którzy są gotowi słuchać jego łagodnego powiewu — tego szumu dźwięczącej ciszy — wzywa ich, aby wyszli, powrócili do świata jako świadkowie miłości Boga do człowieka, żeby świat uwierzył...

Z tym odczuciem dokładnie rok temu na tym samym placu wzywaliśmy Ducha Świętego, prosząc, aby ojcowie synodalni, podejmując temat rodziny, umieli słuchać i dyskutować między sobą, wpatrując się w Jezusa, ostateczne Słowo Ojca i kryterium interpretacji wszystkiego.

Dziś wieczorem nasza modlitwa nie może być inna. Ponieważ, jak przypominał metropolita Ignacy IV Hazim, bez Ducha Świętego Bóg jest daleko, Chrystus zostaje w przeszłości, Kościół staje się zwyczajną organizacją, władza przekształca się w panowanie, misja staje się propagandą, kult wspomnieniem, działania chrześcijan moralnością niewolników (por. przemówienie na konferencji ekumenicznej w Uppsali, 1968 r.).

Módlmy się zatem, aby rozpoczynający się jutro Synod potrafił przywrócić pełnemu obrazowi człowieka doświadczenie małżeństwa i rodziny; by uznał, docenił i przedstawił to, co w niej jest piękne, dobre i święte; by poświęcił uwagę sytuacjom kruchości, które wystawiają ją na próby: ubóstwa, wojny, choroby, śmierci bliskich, poranionych i rwących się relacji, z których rodzą się trudności, urazy i rozbicie; by przypominał tym rodzinom, jak i wszystkim innym rodzinom, że Ewangelia jest nadal «dobrą nowiną», od której zawsze trzeba na nowo zaczynać. Aby ze skarbca żywej tradycji ojcowie potrafili czerpać słowa pociechy oraz nastawienie nadziei dla rodzin powołanych w tym czasie do budowania przyszłości wspólnoty kościelnej i miasta człowieka.

Każda rodzina zawsze jest w istocie światłem, choćby słabym, w ciemności świata.

Sama historia Jezusa wśród ludzi nabiera kształtu w łonie rodziny, w której pozostanie trzydzieści lat. Jego rodzina była taką, jak wiele innych, żyjącą w zagubionej wiosce na obrzeżach imperium.

Karol de Foucauld, jak być może niewielu innych, wyczuł nośność duchowości, która emanuje z Nazaretu. Ten wielki odkrywca porzucił nagle karierę wojskową, zafascynowany tajemnicą Świętej Rodziny, codzienną relacją Jezusa z rodzicami i sąsiadami, cichą pracą, pokorną modlitwą. Patrząc na Rodzinę z Nazaretu, brat Karol dostrzegł jałowość żądzy bogactwa i władzy; poprzez apostolstwo dobroci stał się wszystkim dla wszystkich; pociągnięty życiem pustelniczym, zdał sobie sprawę, że nie można wzrastać w miłości Boga, unikając naznaczonych służbą relacji międzyludzkich. Bowiem kochając innych, uczymy się kochać Boga; i pochylając się nad bliźnim, wznosimy się do Boga. Będąc po bratersku i solidarnie blisko najuboższych i opuszczonych uświadomił sobie, że ostatecznie to oni nas ewangelizują, pomagając nam wzrastać w człowieczeństwie.

Aby dziś zrozumieć rodzinę, podobnie jak Karol de Foucauld wejdźmy w tajemnicę Rodziny z Nazaretu, w jej życie ukryte, powszednie i zwyczajne, tak jak życie większości naszych rodzin, z ich cierpieniami i prostymi radościami; życie przeniknięte pogodną cierpliwością w przeciwnościach, poszanowaniem dla sytuacji każdego, tą pokorą, która wyzwala i rozkwita w służbie; życie braterskie, rodzące się z poczucia, że jesteśmy częścią jednego ciała.

Rodzina jest miejscem ewangelicznej świętości, realizowanej w najbardziej zwyczajnych warunkach. Oddycha się w niej pamięcią pokoleń i zapuszcza głęboko korzenie, które pozwalają iść daleko. Jest to miejsce rozeznania, gdzie człowiek wychowuje się do rozpoznawania Bożego planu odnośnie do własnego życia i akceptowania go z ufnością. Jest to miejsce bezinteresowności, dyskretnej obecności, braterskiej i solidarnej, które uczy wychodzenia od siebie, aby przyjąć drugiego, aby przebaczać i mieć poczucie, że nam przebaczono.

Wyruszamy z Nazaretu na Synod, który oby nie tyle mówił o rodzinie, ile potrafił zasiąść w jej szkole, będąc gotowy do uznawania zawsze jej godności, wielkości i wartości, pomimo wielu trudów i przeciwieństw, jakie mogą ją naznaczać.

W «Galilei pogan» naszych czasów odnajdziemy znaczenie Kościoła, który jest matką, zdolną rodzić do życia i czuwającą, by nieustannie dawać życie, by towarzyszyć z poświęceniem, czułością i siłą moralną. Bo jeśli nie potrafimy łączyć litości ze sprawiedliwością, to staniemy się niepotrzebnie surowi i głęboko niesprawiedliwi.

Kościół, będący rodziną, umie przyjąć postawę bliskości i miłości ojca, który bierze na siebie odpowiedzialność opiekuna, który chroni nie zastępując innych, który koryguje nie upokarzając, który wychowuje poprzez przykład i cierpliwość. Niekiedy po prostu milczeniem modlitewnego i otwartego oczekiwania.

Przede wszystkim Kościół dzieci, które uznają siebie za braci, nigdy nie traktuje kogoś jedynie jako ciężar, problem, koszt, troskę lub zagrożenie: drugi jest w istocie darem, który pozostaje nim nawet wówczas, gdy idzie innymi drogami.

Kościół jest domem otwartym, dalekim od wielkości zewnętrznych, gościnnym w prostym stylu swoich członków, i właśnie z tego względu dostępnym dla nadziei pokoju, która jest w każdym człowieku, także w ludziach doświadczonych przez życie, którzy mają serce zranione i cierpiące.

Ten Kościół może naprawdę rozjaśnić noc człowieka, wiarygodnie wskazywać mu cel i iść wraz z nim, ponieważ sam jako pierwszy doświadcza nieustannego odradzania się w miłosiernym sercu Ojca.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama