Stawajmy się ludźmi zdolnymi do przebaczenia i pojednania

Alokucja Papieża Franciszka podczas Konstytorza Publicznego 19.11.2016

Stawajmy się ludźmi zdolnymi do przebaczenia i pojednania

Na Zwyczajnym Konsystorzu Publicznym — który odbył się 19 listopada rano w Bazylice św. Piotra — Papież Franciszek wyniósł do godności kardynalskiej 17 pasterzy Kościoła powszechnego. Pięciu pochodzi z Europy, sześciu z obu Ameryk, trzech z Afryki, dwóch z Azji i jeden z Oceanii. Ojciec Święty nałożył purpurowe birety i pierścienie 16 z nich, ponieważ ze względów zdrowotnych nie mógł przybyć do Rzymu kard. Sebastian Koto Khoarai, były ordynariusz diecezji Mohale's Hoek w Lesoto. Po uroczystości Papież udał się wraz z nowymi kardynałami do Benedykta XVI. Podczas spotkania, które odbyło się w kaplicy klasztoru «Mater Ecclesiae», Papież senior na prośbę swego następcy poprowadził modlitwę i udzielił wszystkim błogosławieństwa. Poniżej zamieszczamy alokucję wygłoszoną przez Papieża Franciszka podczas Konsystorza w Bazylice Watykańskiej.

Fragment Ewangelii, który usłyszeliśmy (por. Łk 6, 27-36), jest przez wielu nazywany «kazaniem na równinie». Po ustanowieniu Dwunastu Jezus poszedł z uczniami do rzesz, które czekały, aby Go słuchać i doznać uzdrowienia. Powołaniu apostołów towarzyszy to «wyruszenie w drogę» ku równinie, na spotkanie z licznym tłumem, który — jak mówi tekst Ewangelii — «był dręczony» (por. w.18). Wybór nie zatrzymuje apostołów wysoko na górze, na szczycie, ale prowadzi ich do serca rzesz, stawia ich pośród udręk ludu, na płaszczyźnie jego życia. W ten sposób Pan objawia im i nam, że prawdziwy szczyt osiąga się na równinie, a równina przypomina nam, że szczyt jest w spojrzeniu, a zwłaszcza w wezwaniu: «Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny» (w. 36).

Temu wezwaniu towarzyszą cztery nakazy, moglibyśmy powiedzieć, cztery wezwania, jakie kieruje do nich Pan, aby ukształtować ich powołanie w konkrecie życia, w życiu codziennym. Są to cztery działania, które nadadzą formę, ucieleśnią i uczynią namacalną drogę ucznia. Moglibyśmy powiedzieć, że są to cztery etapy mistagogii miłosierdzia: miłujcie, czyńcie dobro, błogosławcie i módlcie się. Myślę, że wszyscy możemy się zgodzić co do tych aspektów, i że wydają się nam nawet rozsądne. To cztery działania, które z łatwością realizujemy wobec naszych przyjaciół, osób bardziej lub mniej bliskich — bliskich uczuciowo, pod względem upodobań, przyzwyczajeń.

Problem pojawia się, gdy Jezus przedstawia nam adresatów tych działań, a jest co do tego bardzo jasny, nie stosuje omówień ani eufemizmów. Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was źle traktują (por. ww. 27-28).

A nie są to działania, które rodzą się spontanicznie wobec ludzi stających przed nami jako przeciwnicy, jako nieprzyjaciele. Naszą pierwszą i instynktowną postawą wobec nich jest dyskwalifikowanie, oczernianie, przeklinanie ich. W wielu przypadkach próbujemy ich «demonizować», aby mieć «święty» powód do pozbycia się ich. Natomiast Jezus w odniesieniu do wroga, człowieka, który cię nienawidzi, przeklina i zniesławia, mówi nam: miłuj go, czyń mu dobrze, błogosław go i módl się za niego.

Mamy do czynienia z jedną z najbardziej typowych cech orędzia Jezusa, gdzie kryje się jego siła i jego tajemnica; stamtąd pochodzi źródło naszej radości, moc naszej misji i głoszenie Dobrej Nowiny. Nieprzyjaciel jest kimś, kogo muszę kochać. W sercu Boga nie ma wrogów, Bóg ma jedynie dzieci. My wznosimy mury, budujemy przeszkody i klasyfikujemy ludzi. Bóg ma dzieci, i właśnie nie po to, żeby się ich pozbywał. Miłość Boga ma smak wierności wobec ludzi, ponieważ jest to miłość pochodząca z trzewi, miłość matczyna/ojcowska, która nie zostawia ich samych, nawet wówczas, gdy pobłądzili. Nasz Ojciec nie czeka z umiłowaniem świata do chwili, kiedy będziemy dobrzy, nie czeka, by nas pokochać, gdy będziemy mniej niesprawiedliwi lub doskonali. Kocha nas, ponieważ postanowił nas kochać, kocha nas, ponieważ nadał nam status dzieci. Miłował nas także, kiedy byliśmy Jego nieprzyjaciółmi (por. Rz 5, 10). Bezwarunkowa miłość Ojca do wszystkich była i jest prawdziwym wymogiem nawrócenia dla naszego biednego serca, które jest skłonne do osądzania, dzielenia, sprzeciwiania się i potępiania. Świadomość, że Bóg nadal kocha także tych, którzy Go odrzucają, jest nieograniczonym źródłem ufności i bodźcem do misji. Żadna brudna ręka nie może być przeszkodą, by Bóg złożył w tej ręce życie, którym pragnie nas obdarować.

Nasza epoka charakteryzuje się wielkimi problemami i niewiadomymi w skali globalnej. Przypadło nam żyć w czasach, kiedy w naszych społeczeństwach nagminnie pojawiają się polaryzacja i wykluczanie jako jedyny możliwy sposób rozwiązywania konfliktów. Widzimy na przykład, jak szybko osoba, która jest obok nas, nie tylko zyskuje status człowieka nieznanego, imigranta lub uchodźcy, ale staje się zagrożeniem, nabywa statusu nieprzyjaciela. Nieprzyjaciela, ponieważ pochodzi z dalekiego kraju albo dlatego, że ma inne zwyczaje. Nieprzyjaciela — z powodu koloru skóry, języka czy statusu społecznego; nieprzyjaciela, bo inaczej myśli, a także dlatego, że wyznaje inną wiarę. Nieprzyjaciela z powodu... I nie zdajemy sobie z tego sprawy, że logika ta wchodzi w nasz sposób życia, działania i postępowania. Zatem wszystko i wszyscy zaczynają mieć smak nieprzyjaźni. Stopniowo różnice przekształcają się w przejawy wrogości, zagrożenia i przemocy. Ileż ran powiększa się z powodu tej epidemii wrogości i przemocy, która naznacza piętnem ciało wielu ludzi, którzy nie mają głosu, ponieważ ich wołanie osłabło i zostało uciszone z powodu owej patologii obojętności! Ileż sytuacji niepewności i cierpienia szerzy się przez to narastanie wrogości między narodami, między nami! Tak, między nami, w obrębie naszych wspólnot, wśród naszych kapłanów, na naszych zgromadzeniach. Wirus polaryzacji i wrogości przenika nasze sposoby myślenia, odczuwania i działania. Nie jesteśmy na to odporni i musimy uważać, aby taka postawa nie zapanowała w naszych sercach, gdyż byłaby sprzeczna z bogactwem i powszechnością Kościoła, której możemy namacalnie doświadczyć w tym Kolegium Kardynalskim. Pochodzimy z odległych krain, mamy różne zwyczaje, kolor skóry, języki i uwarunkowania społeczne. Myślimy na różne sposoby, a także celebrujemy wiarę według różnych obrządków. A to wszystko bynajmniej nie czyni nas nieprzyjaciółmi, przeciwnie, jest jednym z naszych największych bogactw.

Drodzy bracia, Jezus nieustannie «schodzi z góry», nieustannie chce nas stawiać na skrzyżowaniach dróg naszej historii, abyśmy głosili Ewangelię miłosierdzia. Jezus stale nas wzywa i posyła na «równinę» naszych ludów, stale nas zachęca, abyśmy angażowali życie w umacnianie nadziei naszego ludu, będąc znakami pojednania. Jako Kościół wciąż jesteśmy wzywani do otwierania naszych oczu, aby patrzeć na rany wielu braci i sióstr pozbawionych swej godności, ogołoconych ze swojej godności.

Drogi bracie nowo mianowany kardynale, droga ku niebu zaczyna się na równinie, w powszedniości życia łamanego i dzielonego z innymi, życia oddanego i poświęcanego innym. W codziennym i milczącym darze tego, czym jesteśmy. Naszym szczytem jest ta jakość miłości; naszym celem i pragnieniem jest staranie się, by na równinie życia, wraz z ludem Bożym, stawać się ludźmi zdolnymi do przebaczenia i pojednania.

Drogi bracie, dzisiaj kierowana jest do ciebie prośba, byś strzegł w swoim sercu i w sercu Kościoła tego wezwania do bycia miłosiernym jak Ojciec, wiedząc, że «jeśli coś ma wywoływać święte oburzenie, niepokoić i przyprawiać o wyrzuty sumienia, to niech będzie to fakt, że tylu naszych braci żyje pozbawionych siły, światła i pociechy wypływającej z przyjaźni z Jezusem Chrystusem, bez przygarniającej ich wspólnoty wiary, bez perspektywy sensu i życia» (adhort. apost. Evangelii gaudium, 49).

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama