Medytacja Jana Pawła II na temat ludzkiej miłości, płciowości i dawania samego siebie, opublikowana 2 lata po śmierci Papieża (napisana 8.02.1994)
W drugą rocznicę śmierci Ojca Świętego Jana Pawła II publikujemy po raz pierwszy jego medytację poświęconą «bezinteresownemu darowi», napisaną w 1994 r. Nawiązuje ona do stwierdzenia Soboru Watykańskiego II, że człowiek jest jedynym w widzialnym świecie stworzeniem, «którego Bóg chciał dla niego samego», oraz że człowiek «nie może odnaleźć się w pełni inaczej jak tylko przez bezinteresowny dar z siebie samego» (Gaudium et spes, 24). Tę naukę Sługa Boży rozwijał również w pierwszych latach swego pontyfikatu w katechezach na temat «Mężczyzną i niewiastą stworzył ich. Odkupienie ciała a sakramentalność małżeństwa», wygłaszanych podczas środowych audiencji generalnych.
Czy człowiek może powiedzieć drugiemu człowiekowi: «Pan Bóg mi ciebie dał»? Jako młody duszpasterz usłyszałem od mojego kierownika duchowego takie słowa: «Może Pan Bóg chce ci dać tego człowieka...» — słowa, w których zawierała się zachęta do tego, ażeby zaufać Bogu i ażeby przyjąć dar, jakim człowiek staje się dla drugiego człowieka. Chyba zrazu nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak głęboka zawiera się tutaj prawda o Bogu, o człowieku i o świecie. Świat bowiem, ten świat, w którym żyjemy, ludzki świat, jest środowiskiem, w którym wciąż na różne sposoby urzeczywistnia się wymiana darów. Ludzie nie tylko żyją obok siebie, żyją w wielorakich odniesieniach, żyją dla siebie, są dla siebie bratem czy siostrą, mężem czy żoną, przyjacielem, wychowawcą lub wychowywanym. Może się zdawać, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Jest to, po prostu, zwyczajny obraz życia ludzkiego. Ten obraz w pewnych miejscach zagęszcza się i właśnie tam, w punktach tego «zagęszczenia», urzeczywistnia się ów dar człowieka dla człowieka.
To nie tylko ludzie z sobą się łączą, to Pan Bóg ich sobie wzajemnie daje. I w tym urzeczywistnia się Jego stwórczy plan. Tak jak czytamy w Księdze Rodzaju, Pan Bóg stworzył widzialny świat dla człowieka, kazał mu czynić sobie ziemię poddaną (por. Rdz 1, 28), a cały świat stworzeń niższych od człowieka oddał pod jego władzę. Jednakże ta władza człowieka nad stworzonym światem musi liczyć się także z dobrem poszczególnych stworzeń. Księga Rodzaju przypomina, że Stwórca widział, iż wszystko było dobre. Stworzenie jest dobrem dla człowieka, jeżeli człowiek jest «dobry» dla otaczających go stworzeń: dla zwierząt, roślin, a nawet dla stworzeń nie ożywionych. Jeżeli człowiek jest dla nich «dobry», jeżeli ich nie niszczy niepotrzebnie, nie eksploatuje bezmyślnie. Wówczas stworzenia te tworzą dla niego środowisko naturalne, stają się poniekąd jego «przyjaciółmi». Nie tylko umożliwiają mu przeżycie, ale także możliwości odnajdywania siebie samego.
Bóg, stwarzając, objawił swoją Chwałę, a całe bogactwo stworzonego świata dał człowiekowi, ażeby się nim przede wszystkim radował, ażeby w nim «odpoczywał» (Norwid: «od-poczywał», to znaczy poczynał się na nowo), ażeby w nim odnajdował Boga, i żeby w ten sposób znajdował siebie samego. Współcześnie mówimy często o «ekologii», czyli trosce o środowisko naturalne. U podstaw tak rozumianej ekologii trwa tajemnica stworzenia, które jest wielkim i nieustającym obdarowywaniem człowieka dobrami kosmosu — zarówno tymi, których doświadcza bezpośrednio, jak też tymi, które odkrywa na drodze poszukiwań i badań przy pomocy metod różnych nauk. Ludzkość coraz więcej wie o bogactwie kosmosu, choć nie zawsze rozpoznaje, iż bogactwo to pochodzi z rąk Stwórcy. Jednakże są takie momenty, kiedy ludzie, nawet niewierzący, dostrzegają prawdę stwórczego obdarowania i zaczynają się modlić, wyznają, że to wszystko jest darem Stwórcy.
Czytamy w Księdze Rodzaju, że w ostatnim dniu stworzenia Bóg powołał do istnienia człowieka: mężczyzną i niewiastą stworzył ich (por. Rdz 1, 26-27). Stworzył, to w tym wypadku znaczy jeszcze bardziej: obdarował ich wzajemnie sobą. Obdarował mężczyznę kobiecością podobnej do niego istoty ludzkiej, uczynił ją dlań «pomocą», a równocześnie jego dał kobiecie. Tak więc człowiek od początku jest dany drugiemu człowiekowi przez Boga. Jeśli uważnie czytamy zapis Księgi Rodzaju, to musimy tam odnaleźć jakby początek tego obdarowania.
Oto człowiek jako mężczyzna czuje się samotny wśród stworzeń, które nie są do niego podobne, staje oto wobec istoty, która jest do niego podobna. Odnajduje w stworzonej przez Boga kobiecie «pomoc» do siebie podobną (por. Rdz 2, 18), a tę «pomoc» trzeba rozumieć w znaczeniu jak najbardziej podstawowym. Kobieta dana jest mężczyźnie, ażeby mógł zrozumieć siebie, i wzajemnie mężczyzna jest dany kobiecie w tym samym celu. Mają potwierdzać wzajemnie swoje człowieczeństwo, zdumiewając się nad jego dwoistym bogactwem. I z pewnością wobec tej pierwszej stworzonej przez Boga kobiety mężczyzna musiał pomyśleć: «Bóg mi ciebie dał». Wyraził to nawet, choć w nieco innych słowach — ale wyraził to właśnie (por. Rdz 2, 23). Świadomość daru i obdarowania jest wyraźnie wpisana w biblijny obraz stworzenia. Kobieta stała się dla mężczyzny przede wszystkim źródłem podziwu. Wraz z jej stworzeniem objawiło się w świecie to, co Gertruda von Le Fort nazwała «das ewig Weibliche».
«Bóg mi ciebie dał». Jak widać, nie były przypadkowe słowa, które usłyszałem w młodości. Pan Bóg istotnie obdarowuje nas ludźmi, braćmi i siostrami w człowieczeństwie, poczynając od naszych rodziców. A potem, w miarę jak dorastamy, stawia na drodze naszego życia coraz to nowych ludzi. I każdy z nich w jakiś sposób jest dla nas darem, o każdym i każdej można powiedzieć: «Bóg mi ciebie dał...» — a ta świadomość staje się źródłem wewnętrznego bogactwa dla każdego z nas. Byłoby groźne, gdybyśmy nie umieli rozpoznać tego bogactwa, jakim jest każdy człowiek, gdybyśmy zamykali się wyłącznie w swoim «ja», zatracając ten rozległy horyzont, jaki z biegiem lat otwiera się przed oczyma naszej duszy.
Kim jest człowiek? Jeżeli Księga Rodzaju na samym początku stwierdza, że jest on obrazem i podobieństwem Boga, to znaczy, iż jest w nim szczególna pełnia bytu. Jest on — jak uczy Sobór — «jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego» (Gaudium et spes, n. 24). Równocześnie zaś jedynym stworzeniem, które może urzeczywistnić siebie tylko przez «bezinteresowny dar z siebie samego» (tamże). Tak więc pomiędzy byciem dla siebie oraz byciem dla drugich zachodzi bardzo głęboka więź. Tylko ten może stawać się bezinteresownym darem dla drugich, kto sam siebie posiada. W taki sposób bytuje Bóg w niewysłowionej tajemnicy swego wewnętrznego życia. Człowiek też został wezwany od początku do podobnego bytowania. Dlatego Bóg stworzył go mężczyzną i niewiastą. Stwarzając zaś niewiastę, stawiając ją przed oczyma mężczyzny, wyzwolił w jego sercu świadomość daru. «Ona jest ze mnie i ona jest dla mnie, i dzięki niej ja mogę stawać się darem, ponieważ ona sama jest darem dla mnie».
Wielokrotnie zwracałem na to uwagę, że w stworzonej kobiecie zawiera się jakby ostatnie słowo Boga Stwórcy. Kobiecość bowiem oznacza przyszłość człowieka. Kobiecość oznacza macierzyństwo, a macierzyństwo jest pierwszą formą zawierzenia człowieka człowiekowi. To słowo: «zawierzenie», jest w tym miejscu szczególnie ważne. «Bóg chce ci dać drugiego człowieka, to znaczy Bóg chce ci tego drugiego człowieka zawierzyć — a zawierzyć to znaczy, że Bóg tobie wierzy, iż potrafisz przyjąć dar, potrafisz go ogarnąć twoim sercem, potrafisz na ten dar odpowiedzieć darem z siebie samego». W ten sposób, stwarzając człowieka mężczyzną i niewiastą, Bóg przenosi w człowieczeństwo tajemnicę tej komunii, która jest treścią Jego wewnętrznego życia. Człowiek zostaje wprowadzony w tajemnicę Boga przez to, że jego wolność poddaje się prawu miłości, a miłość stwarza międzyludzką komunię.
Bóg Stwórca człowieka jest nie tylko wszechmogącym Panem wszystkiego co istnieje, ale jest Bogiem komunii. Ta właśnie komunia jest miejscem szczególnego podobieństwa człowieka do Boga. Przez człowieka ma ona promieniować na całe stworzenie, tak ażeby to stworzenie stawało się «kosmosem», komunią człowieka ze wszystkim, co stworzone, oraz komunią stworzenia z człowiekiem. Franciszek z Asyżu jest tą postacią w dziejach, w której ta prawda o komunii stworzeń znalazła szczególny wyraz. Miejscem właściwym komunii jest przede wszystkim człowiek — mężczyzna i kobieta, których od początku Bóg powołał, ażeby stawali się wzajemnie bezinteresownym darem dla siebie.
Miłość ma wiele twarzy. Zdaje się, że pierwszą z nich jest bezinteresowne upodobanie: amor complacentiae. Bóg, który jest Miłością, tę nade wszystko postać miłowania przenosi na człowieka — miłość upodobania. Oczy Stwórcy, które ogarniają cały stworzony wszechświat, koncentrują się przede wszystkim na człowieku, który jest przedmiotem szczególnego upodobania Stwórcy. Koncentrują się na nich obojgu: na mężczyźnie i kobiecie, tak jak ich stworzył. I może tym się tłumaczy, że Księga Rodzaju podkreśla, iż byli oboje nadzy, a nie doznawali wstydu (por. 2, 25). Gdzie indziej powie Autor Listu do Hebrajczyków: «wszystko odkryte jest i odsłonięte przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek» (4, 13).
Bóg ogarnia mężczyznę i kobietę w całej prawdzie ich człowieczeństwa. W tej prawdzie On sam znajduje stwórcze i ojcowskie upodobanie. I to bezinteresowne upodobanie zaszczepia w ich sercu. Czyni ich zdolnymi do wzajemnego upodobania w sobie: kobieta jawi się w oczach mężczyzny jako szczególna synteza piękna całego stworzenia, i on jawi się w sposób podobny w jej oczach. To, że są nadzy, nie staje się w żadnej mierze źródłem zawstydzenia. Zostaje dogłębnie przetworzone tą miłością, jaką ma dla nich Stwórca. Można by tutaj mówić o jakiejś szczególnej «absorbcji wstydu przez miłość», a jest to miłość Boga samego. Ta miłość pozwala im z całą prostotą i niewinnością obcować z sobą i cieszyć się sobą wzajemnie jako darem, pozwala im czuć się obdarowanymi swoim człowieczeństwem, które na zawsze ma zachować tę dwoistą postać męskości i kobiecości.
Warto zwrócić na to uwagę, że słowa, które ustanawiają małżeństwo, nie są pierwszymi słowami Stwórcy, jakie skierowuje do mężczyzny i kobiety. Mówią o zjednoczeniu cielesnym mężczyzny i kobiety w małżeństwie jakby o perspektywie ich przyszłego wyboru: człowiek ma opuszczać swego ojca i matkę i łączyć się z żoną, stawać się z nią «jednym ciałem», dając początek nowemu życiu (por. Rdz 2, 24). Perspektywa trwania rodzaju ludzkiego jest od początku związana z tym stwórczym ustanowieniem Boga. Jednakże sama ta perspektywa już zakłada miłość upodobania. Muszą znaleźć w sobie wzajemne upodobanie, muszą odkryć piękno bycia człowiekiem, wówczas w ich sercu zrodzi się potrzeba obdarzania człowieczeństwem innych istot, którymi w swoim czasie Bóg ich obdarzy.
Bardzo myliłby się każdy, kto by sądził, że w biblijnym opisie stworzenia człowieka dominuje biologia. Stwórca mówi: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną» (Rdz 1, 28), ale przede wszystkim stwarza w ich sercach wewnętrzną przestrzeń miłosnego upodobania, w której to przestrzeni dominuje przede wszystkim piękno. Można powiedzieć, że w ten sposób wraz ze stworzeniem kobiety Stwórca wyzwala w człowieku całe to olbrzymie dążenie do piękna, jakie stanie się treścią ludzkiej twórczości, twórczości artystycznej, ale nie tylko. W każdej duchowej twórczości człowieka zawiera się jakieś dążenie do piękna, jakieś szukanie coraz to nowych jego wcieleń, szukanie nowych źródeł zachwytu, który jest dla człowieka tak nieodzowny jak pokarm i napój. Napisze kiedyś Norwid: «Piękno na to jest, by zachwycało do pracy, praca (...), by się zmartwychwstało». Jeżeli człowiek istotnie zmartwychwstaje przez pracę, przez różne prace, jakie wykonuje, to właśnie dzięki tej inspiracji, jaką daje mu piękno: piękno świata widzialnego, a pośród tego w szczególny sposób piękno kobiecości.
Ten wątek przewija się poprzez całe dzieje człowieka, przede wszystkim poprzez dzieje zbawienia. Punktem szczytowym tych dziejów jest zmartwychwstanie Chrystusa, a zmartwychwstanie jest objawieniem najwyższego piękna, objawieniem wcześniej już zapowiedzianym na Górze Tabor. I oczy Apostołów zachwyciły się tym pięknem, zapragnęły pozostać w jego kręgu, a piękno Przemienienia dało im moc do przetrwania upokarzającej męki Przemienionego Chrystusa. Piękno bowiem jest dla człowieka źródłem mocy. Jest natchnieniem do pracy, jest światłem, które prowadzi pośród mroków ludzkiej egzystencji, które pozwala wszelkie zło, wszelkie cierpienie zwyciężać dobrem, albowiem nadzieja zmartwychwstania zawieść nie może. O tym wiedzą już wszyscy ludzie, każdy mężczyzna i kobieta, od czasów kiedy Chrystus zmartwychwstał.
Zmartwychwstanie Chrystusa daje początek odrodzeniu tego piękna, które człowiek utracił przez grzech. Św. Paweł mówi o nowym Adamie (por. Rz 5, 12-21). Gdzie indziej zaś mówi o wielkim oczekiwaniu stworzenia na objawienie się synów Bożych (por. Rz 8, 19). Istotnie, trwa w ludzkości pragnienie i tęsknota za tym pięknem, jakim Bóg obdarzył człowieka stwarzając go mężczyzną i niewiastą. Trwa także poszukiwanie kształtu tego piękna, czego wyraz znajdujemy w całej ludzkiej twórczości. Jeżeli twórczość jest szczególnym objawieniem człowieka, to jest również objawieniem tego oczekiwania, o którym mówi św. Paweł. Oczekiwanie to łączy się zaś z cierpieniem, albowiem «całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia» (Rz 8, 22).
Tęsknota serca ludzkiego za tym pierwotnym pięknem, w jakie wyposażył człowieka Stwórca, jest równocześnie tęsknotą za komunią, w której objawiał się bezinteresowny dar. To piękno i ta komunia nie jest bowiem dobrem utraconym na zawsze — jest dobrem do odzyskania, i w tym znaczeniu każdy człowiek jest zadany drugiemu człowiekowi, każda kobieta mężczyźnie, a każdy mężczyzna kobiecie.
Te wysiłki ducha ludzkiego, związane z dążeniem do piękna osoby i piękna komunii, napotykają jakiś próg. Na tym progu człowiek się potyka. Zamiast odnajdywać piękno, traci je, stwarza tylko jego namiastki. Tymi namiastkami piękna człowiek wypełnia swoją cywilizację, która jednak nie jest cywilizacją piękna, ponieważ nie jest zrodzona z tej odwiecznej miłości, z której Bóg powołał do bytu człowieka i uczynił go pięknym, tak jak pięknym uczynił komunię osób: mężczyzny i kobiety. Norwid, który miał ogromną intuicję tej prawdy, napisał, że piękno jest kształtem miłości. Nie można tworzyć piękna, jeżeli się nie uczestniczy w tej miłości, jeżeli się nie uczestniczy w tym spojrzeniu, jakim Bóg od początku ogarnął stworzony przez siebie świat, a w tym świecie stworzonego przez siebie człowieka.
To wszystko nie oznacza, że epoka nasza jest pozbawiona ludzi, którzy o to z całą pasją walczą. Nigdy ich nie brakowało. Dlatego ogólny bilans ludzkiej cywilizacji jest jednak wciąż dodatni. Ten bilans stwarzają nieliczni, ale wielcy geniusze i święci. Wszyscy oni są świadkami tego, jak przełamywać krąg przeciętności, a w szczególny sposób, jak zwyciężać zło dobrem, jak odnajdywać dobro i piękno, pomimo wszystkich degradacji, którym ulega ludzka cywilizacja. Jak widać, ów próg, na którym potyka się człowiek, nie jest nieprzekraczalny. Trzeba tylko świadomości, że on istnieje, i odwagi, aby go stale przekraczać.
W którym kierunku należy przekraczać ów próg? Powiedziałbym — w kierunku tego przekonania, że «Bóg daje człowieka człowiekowi», w człowieku zaś daje mu całe stworzenie, cały świat. Kiedy człowiek odkrywa ów bezinteresowny dar, jakim jest inny człowiek, wówczas odkrywa w nim poniekąd cały świat. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że ów dar może w sercu ludzkim przestać być bezinteresowny. Człowiek może stać się dla drugiego przedmiotem użycia. Tym jest najbardziej zagrożona nasza cywilizacja, zwłaszcza zaś cywilizacja świata materialnie bogatego. Wówczas miejsce bezinteresownego upodobania zajmuje w sercu ludzkim chęć przywłaszczenia sobie drugiego oraz używania go. Chęć taka jest wielkim zagrożeniem nie tylko dla drugiego, ale przede wszystkim dla tego człowieka, który jej ulega. Człowiek taki niszczy w sobie samym zdolność bycia darem, niszczy w sobie zdolność bytowania według reguły: «bardziej być człowiekiem», a natomiast ulega pokusie bytowania wedle reguły: «więcej mieć» — mieć więcej doznań, więcej wrażeń, więcej przyjemności, jak najmniej prawdziwych wartości, jak najmniej twórczego cierpienia dla dobra, jak najmniej gotowości płacenia sobą za dobro i piękno człowieczeństwa, jak najmniej uczestnictwa w Odkupieniu.
Drugi człowiek, kobieta dla mężczyzny czy też mężczyzna dla kobiety, dlatego jest tak wielkim i niewypowiedzianym dobrem, ponieważ jest odkupiony. Odkupienie rozumie się słusznie jako podjęcie wielkiego długu, którym ludzkość jest obarczona z powodu grzechu. Niemniej jest ono równocześnie, a może nawet nade wszystko, ponownym obdarowaniem człowieka i całego stworzenia tym dobrem i pięknem, jakim zostało obdarowane w tajemnicy stworzenia. W Odkupieniu wszystko staje się nowe (por. Ap 21, 5). Człowiek zostaje niejako na nowo obdarowany swoim człowieczeństwem — obdarowany w Tajemnicy Paschalnej przez Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. Człowiek zostaje na nowo obdarowany swoją męskością, swoją kobiecością, zdolnością bycia dla drugiego, zdolnością wzajemnego bytowania w komunii. W tej perspektywie zupełnie nowego znaczenia nabierają słowa: «Bóg mi ciebie dał». Bóg daje człowieka człowiekowi w nowy sposób przez Chrystusa, w którym pełna wartość człowieka, ta którą miał od początku, jaką miał w tajemnicy stworzenia, na nowo się objawia i na nowo się urzeczywistnia.
Każdy człowiek nosi w sobie niewypowiedzianą cenę. Otrzymuje tę cenę od Boga, który sam stał się człowiekiem, objawił Boskość zadaną poniekąd człowiekowi i stworzył nowy porządek międzyludzkich odniesień. W tym nowym porządku człowiek jeszcze bardziej jest owym «jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego» (Gaudium et spes, n. 24), a równocześnie ową podobną do Boga istotą osobową, która w pełni może się urzeczywistnić tylko poprzez «bezinteresowny dar z siebie samego» (tamże). Odkupienie jest więc otwarciem oczu ludzkich na cały nowy porządek świata, zbudowany wedle zasady bezinteresownego daru. Jest to porządek dogłębnie osobowy, a równocześnie sakramentalny. Odkupienie bowiem potwierdza sacrum całego stworzenia, potwierdza sacrum człowieka stworzonego mężczyzną i kobietą, a źródło tego sacrum jest w świętości Boga samego, który stał się człowiekiem. On będąc sakramentem Boga obecnego w świecie, przemienia ten świat w sakrament dla Boga.
W kontekście Odkupienia, które dokonało się przez Ofiarę z Ciała i Krwi Chrystusa, staje się bardziej przejrzysta «sakralność» ciała ludzkiego, nawet wówczas, gdy to ciało jest najbardziej wyniszczone czy zdeptane — tak jak wyniszczony był Chrystus w czasie swojej męki. Ciało ludzkie ma swoją godność, która płynie też z tego sacrum. Zarówno ciało mężczyzny jak i ciało kobiety. Odkupienie dokonane w ciele stwarza jak gdyby szczególny wymiar świętości ciała ludzkiego. Ta świętość wyklucza, aby mogło się ono stawać przedmiotem użycia. I każdy człowiek, w szczególności każdy mężczyzna, jest stróżem tej świętości i tej godności. «Czyż jestem stróżem brata mego?» — pytał Kain (Rdz 4, 9), dając początek nieszczęsnej cywilizacji śmierci w dziejach ludzkości. Chrystus staje w pośrodku tej cywilizacji, staje w pośrodku Kainowego pytania i odpowiada: «Tak, jesteś stróżem — jesteś stróżem świętości, jesteś stróżem godności człowieka w każdej kobiecie i w każdym mężczyźnie. Jesteś stróżem świętości jej ciała, ono ma pozostać dla ciebie przedmiotem czci. Wówczas będziesz się cieszył tym pięknem, jakim Bóg obdarzył ją od początku, a ona będzie cieszyła się tobą, będzie czuła się bezpieczna wobec oczu brata, będzie radowała się darem, jakim Stwórca uczynił jej kobiecość». Wówczas ta «wieczna kobiecość» (das ewig Weibliche) będzie znowu nienaruszonym darem ludzkiej cywilizacji, natchnieniem twórczości i źródłem piękna, które na to jest, «aby się zmartwychwstawało» (Norwid). Czyż nie dlatego źródłem tylu ludzkich zmartwychwstawań stało się piękno kobiety, piękno macierzyńskie, siostrzane, oblubieńcze — to piękno, które swój szczególny szczyt znajduje w Bogarodzicy?
«O, jak piękna jesteś, przyjaciółko moja» (Pnp 1, 15). Jeżeli Pieśń nad Pieśniami jest przede wszystkim poematem o miłości ludzkich oblubieńców, to równocześnie przy całej swej konkretności jest ona otwarta na wielką liczbę znaczeń. Kościół posługuje się słowami Pieśni nad Pieśniami w liturgii, przede wszystkim przy wspomnieniu dziewic oraz kobiet, które poniosły śmierć męczeńską dla Chrystusa. Przytoczone słowa mówią przede wszystkim o wielkim olśnieniu pięknem kobiecości, i to nie tylko, a w każdym razie nie przede wszystkim pięknem zmysłowym, ale bardziej jeszcze pięknem duchowym. Można nawet dodać, że to drugie raczej warunkuje pierwsze. Samo bowiem piękno zmysłowe nie wytrzymuje zwykle próby czasu.
Jest to szczególnie ważne dla człowieka, któremu Bóg daje drugiego człowieka, jak tego mogłem doświadczyć w ciągu mojego życia wielokrotnie. Bóg dawał mi wielu ludzi, młodych i starych, chłopców i dziewczęta, ojców i matki, wdowy, ludzi zdrowych i chorych. Zawsze, kiedy mi ich dawał, to mi ich równocześnie zadawał, a dziś widzę, że o każdym z nich mógłbym napisać osobną monografię: byłaby to monografia na temat konkretnego bezinteresownego daru, jakim jest człowiek. Byli wśród nich ludzie prości, robotnicy w fabryce; byli też studenci, profesorowie uniwersytetu, lekarze i prawnicy; byli wreszcie kapłani i osoby konsekrowane. Byli wśród nich oczywiście mężczyźni i kobiety. Długa droga prowadziła mnie do odkrycia «geniuszu kobiecego», ale Opatrzność sama sprawiła, że przyszedł czas jego rozpoznania, poniekąd nawet olśnienia nim.
Myślę, że każdy mężczyzna, bez względu na stan i powołanie życiowe, musi kiedyś usłyszeć te słowa, które kiedyś usłyszał Józef z Nazaretu: «Nie bój się wziąć do siebie Maryi» (Mt 1, 20). «Nie lękaj się przyjąć», to znaczy uczyń wszystko, ażeby rozpoznać dar, jakim ona jest dla ciebie. Lękaj się tylko jednego, ażebyś tego daru sobie nie przywłaszczył. Tego się lękaj. Jak długo ona pozostanie dla ciebie darem samego Boga, możesz się bezpiecznie radować tym wszystkim, czym jest ów dar. Więcej — winieneś nawet uczynić wszystko na co cię stać, ażeby ten dar rozpoznać, ażeby jej samej ukazać to, jaką jest niepowtarzalną wartością. Każdy człowiek jest niepowtarzalny. Niepowtarzalność nie jest zacieśnieniem, jest natomiast ukazaniem głębi. Może Pan Bóg od ciebie chce, ażebyś jej ty właśnie powiedział o tym, na czym polega jej niepowtarzalna wartość oraz jej szczególne piękno. W takim razie nie lękaj się twojego upodobania. Miłość upodobania (amor complacentiae) jest, a w każdym razie może być uczestnictwem w tym odwiecznym upodobaniu, jakie Bóg ma w stworzonym przez siebie człowieku. Jeżeli słusznie się lękasz, ażeby twoje upodobanie nie stało się siłą destrukcyjną, to nie obawiaj się go w sposób uprzedzający. Owoce same ukażą, czy twoje upodobanie jest twórcze.
Wystarczy popatrzeć na wszystkie kobiety, które pojawiają się w otoczeniu Chrystusa, poczynając od Marii Magdaleny i Samarytanki, poprzez siostry Łazarza, aż do tej Najświętszej, która pozostała błogosławiona pomiędzy wszystkimi niewiastami (por. Łk 1, 42). Nie wolno ci nigdy przesądzać o znaczeniu Bożego daru. Módl się tylko z całą pokorą o to, ażebyś umiał być stróżem twojej siostry, ażeby w zasięgu promieniowania twojej męskości ona sama znalazła drogę swojego powołania i świętość, jaka dla niej jest przeznaczona w Bożych zamiarach. Ogromna jest siła duchowa kobiety. Raz wyzwolona, zdobywa się na męstwo o wiele większe, na taką gotowość do ofiar, o której trudno nieraz myśleć mężczyźnie. Właśnie w tym przeświadczeniu Kościół powtarza słowa Pieśni nad Pieśniami: «O, jak piękna jesteś, przyjaciółko moja...»
Wypada jeszcze na koniec dodać, że w niniejszej medytacji na temat «bezinteresownego daru» ukryta jest poniekąd długa droga, wewnętrzne itinerarium, które prowadziło od słów, jakie usłyszałem w młodości z ust mego duchownego kierownika, do owego Totus Tuus, jakie stale mi towarzyszy od wielu lat. Odkryłem je w czasie okupacji, pracując jako robotnik w «Solvayu». Odkryłem je poprzez lekturę Traktatu o doskonałym nabożeństwie do Matki Bożej św. Ludwika Grignon de Monfort. Był to czas, kiedy już zdecydowałem się na kapłaństwo, a pracując fizycznie, równocześnie studiowałem filozofię. Zdawałem sobie sprawę z tego, że powołanie kapłańskie postawi na mej drodze wielu ludzi, że każdego i każdą z nich Pan Bóg mi w sposób szczególny zawierzy: «da» i «zada». I wtedy właśnie narosła wielka potrzeba owego Maryjnego zawierzenia siebie, jakie wyraża się w słowach Totus Tuus. Jest to przede wszystkim nie tyle deklaracja, oświadczenie, ile prośba, abym nie uległ pożądaniu, nawet w formie najbardziej zakamuflowanej. Ażebym pozostał czysty, czyli «przeźroczysty» dla Boga i ludzi. Aby czysty był mój wzrok i słuch, i umysł. Aby wszystko służyło objawieniu piękna, jakim Bóg obdarowuje ludzi.
Przychodzi mi na pamięć cytat z Fortepianu Szopena Norwida:
«Byłem u Ciebie w te dni przedostatnie / Nie docieczonego wątku — / — Pełne, jak Mit, / Blade, jak świt... / — Gdy życia koniec szepce do początku: / 'Nie stargam Cię ja — nie! — Ja, u-wydatnię!...'»
Nie stargam,... nie zniszczę,... nie pomniejszę,... uwydatnię... Totus Tuus. Tak. Trzeba całkowicie być darem, darem bezinteresownym, ażeby w każdym człowieku rozpoznać ten dar, jakim on jest. Ażeby za ten dar osoby dziękować Dawcy.
Watykan, 8 lutego 1994 r.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (3/2007) and Polish Bishops Conference