Raport złożony w przeddzień Synodu Biskupów, 22.11.2007
Czas, który mam do dyspozycji, aby przekazać informacje o aktualnym stanie ekumenizmu i podzielić się refleksjami na ten temat, pozwala mi to uczynić jedynie w sposób bardzo ogólny i niestety niewyczerpujący. Mam jednak nadzieję, że moja relacja pokaże działanie Bożej Opatrzności, która prowadzi podzielonych chrześcijan do jedności, aby ich świadectwo było dla świata coraz wyraźniejszym znakiem.
Zacznę od uwagi, która moim zdaniem jest bardzo istotna. Podstawą tego, co nazywamy ekumenizmem, a co należy odróżnić od dialogu międzyreligijnego, jest testament pozostawiony nam przez samego Jezusa w przeddzień Jego śmierci: «Ut unum sint» (J 17, 21). Sobór Watykański II uznał dążenie do jedności chrześcijan za jeden ze swych zasadniczych celów (Unitatis redintegratio, 1) i działanie prowadzone pod natchnieniem Ducha Świętego (tamże, 1; 4). Papież Jan Paweł II oświadczył, że ekumeniczne dążenie jest nieodwracalną drogą (Ut unum sint, 3), a Papież Benedykt XVI od pierwszego dnia swego pontyfikatu potwierdził, że jego podstawowym zadaniem jest dążyć niestrudzenie do odbudowy pełnej i widzialnej jedności wszystkich uczniów Chrystusa. Jest on świadomy, że nie wystarczają tutaj deklaracje dobrych chęci. Potrzebne są konkretne gesty, które przemówią do serca i poruszą sumienia, przynaglając wszystkich do wewnętrznego nawrócenia, stanowiącego nieodzowny warunek wszelkiego postępu na drodze ekumenizmu (por. homilia podczas Mszy św. na zakończenie konklawe, 20 kwietnia 2005 r.). Ekumenizm nie jest zatem dowolnym wyborem, lecz świętym obowiązkiem.
Oczywiście ekumenizm nie jest synonimem ani dobrodusznego humanizmu, ani relatywizmu eklezjologicznego. Opiera się on na silnej samoświadomości Kościoła katolickiego i na jego katolickich zasadach, o których jest mowa w Dekrecie o ekumenizmie (Unitatis redintegratio, 2-4). Jest to ekumenizm prawdy i miłości; oba te aspekty są wewnętrznie powiązane i nie mogą siebie nawzajem zastąpić. Przede wszystkim trzeba respektować dialog prawdy. Konkretne normy zostały wyłożone w sposób wiążący w Dyrektorium o ekumenizmie z 1993 r.
Najważniejsze i dające też największe zadowolenie osiągnięcie ekumenizmu w ostatnich dziesięcioleciach to nie różne dokumenty, lecz odzyskane na nowo braterstwo, odkrycie, że jesteśmy braćmi i siostrami w Chrystusie, że nauczyliśmy się cenić wzajemnie i razem weszliśmy na drogę prowadzącą do pełnej jedności (por. Ut unum sint, 42). Na tej drodze katedra Piotrowa stawała się w ciągu ostatnich 40 lat coraz ważniejszym punktem odniesienia dla wszystkich Kościołów i wspólnot kościelnych. Jeśli początkowy entuzjazm ustąpił miejsca większej powściągliwości, oznacza to jedynie, że ekumenizm stał się bardziej dojrzały, «dorósł». Należy on już do codzienności. Uważa się go za coś normalnego w życiu Kościoła. W tym postępie musimy z wdzięcznością uznać działanie Ducha Świętego, który kieruje Kościołem. Mówiąc bardziej precyzyjnie, można wyróżnić trzy płaszczyzny ekumenizmu. Przede wszystkim trzeba wymienić relacje ze starożytnymi Kościołami wschodnimi i Kościołami prawosławnymi pierwszego tysiąclecia, które uznajemy za Kościoły, ponieważ na poziomie eklezjologicznym tak jak my zachowały wiarę i sukcesję apostolską. Następną płaszczyzną są relacje ze wspólnotami kościelnymi, które wywodzą się bezpośrednio lub pośrednio — jak wolne Kościoły — z reformacji w XVI w.; rozwinęły one własną eklezjologię, opartą na Piśmie Świętym. W końcu, w niedawnych dziejach chrześcijaństwa pojawiła się tak zwana trzecia fala, a mianowicie ruch charyzmatyczny i ruch zielonoświątkowy, które powstały na początku XX w. i bardzo dynamicznie się rozwijając z czasem rozpowszechniły się na całym świecie. Ekumenizm musi zatem stawić czoło rzeczywistości wielokształtnej i zróżnicowanej, którą znamionują różne zjawiska uwarunkowane przez różne konteksty kulturowe i różne sytuacje Kościołów lokalnych.
Zacznijmy od Kościołów pierwszego tysiąclecia. Już w pierwszym dziesięcioleciu dialogu z Kościołami wschodnimi przedchalcedońskimi, czyli w okresie od 1980 do 1990 r., udało się osiągnąć znaczące rezultaty. Porozumienie osiągnięte przez Pawła VI i Jana Pawła II z poszczególnymi patriarchami pozwoliło przezwyciężyć dawne kontrowersje chrystologiczne, które powstały w dobie Soboru Chalcedońskiego (451 r.), a w przypadku asyryjskiego Kościoła wschodniego — Soboru Efeskiego (381 r.).
Druga faza dialogu była skoncentrowana na eklezjologii, czyli na pojęciu komunii kościelnej i jej kryteriach. Najbliższe spotkanie ma się odbyć w Damaszku w dniach od 27 stycznia do 2 lutego 2008 r. Odbędzie się tam pierwsza dyskusja nad projektem dokumentu o «Naturze, strukturze i misji Kościoła». Dzięki temu dialogowi Kościoły o starożytnej czy wręcz apostolskiej tradycji na nowo nawiązują kontakt z Kościołem powszechnym po 1500 latach życia na jego marginesie. To normalne, że proces ten postępuje bardzo powoli, małymi krokami, zważywszy na okoliczności, czyli na długie stulecia podziału i wielkie różnice kultur i mentalności.
Dialog z Kościołami prawosławnymi tradycji greckiej, syryjskiej i słowiańskiej rozpoczął się oficjalnie w 1980 r. Z Kościołami tymi łączą nas dogmaty pierwszego tysiąclecia, Eucharystia i inne sakramenty, kult Maryi Matki Bożej i świętych, episkopalna struktura Kościoła. Kościoły te, podobnie jak starożytne Kościoły wschodnie, uznajemy za siostrzane Kościoły lokanych Kościołów katolickich. Już w pierwszym tysiącleciu istniały pewne różnice, ale nie były one wówczas postrzegane jako powód do wewnętrznego podziału Kościoła. Do prawdziwego i rzeczywistego rozłamu doprowadził długi proces oddalania się i postępującego wyobcowania, spowodowany przez brak wzajemnego zrozumienia i miłości, jak stwierdził Sobór Watykański II (Unitatis redintegratio, 14). To zatem, co dzieje się dzisiaj — wzajemne pojednanie — jest owego procesu przeciwieństwem.
Pierwsze ważne kroki zostały poczynione już w czasie Soboru. Można przypomnieć na przykład spotkanie papieża Pawła VI i ekumenicznego patriarchy Atenagorasa, ich korespondencję, słynny Tomos agapis, wymazanie z pamięci Kościoła wzajemnych ekskomunik z 1054 r. w przedostatnim dniu Soboru. Na tej podstawie można było powrócić do pewnych form komunii kościelnej pierwszego tysiąclecia: wzajemne wizyty, przesłania i listy papieża i patriarchów, zwłaszcza patriarchy ekumenicznego; zgodne współistnienie i współpraca w wielu Kościołach lokalnych; udostępnianie przez Kościół katolicki swoich świątyń dla celów liturgicznych chrześcijanom prawosławnym żyjącym w diasporze, na znak gościnności i komunii. W rozważaniu przed modlitwą «Anioł Pański» w święto Świętych Apostołów Piotra i Pawła w 2007 r. Benedykt XVI podkreślił, że między nami i tymi Kościołami istnieje już niemal pełna komunia kościelna.
W ciągu pierwszych dziesięciu lat dialogu, od 1980 do 1990 r., określono i wyraźnie ukazano to, co nas łączy w sferze sakramentów (przede wszystkim Eucharystii) oraz posługi biskupiej i kapłańskiej. Jednakże przełom polityczny lat 1989-1990, zamiast ułatwić nam wzajemne relacje, sprawił, że stały się one jeszcze bardziej złożone. W odrodzeniu publicznej działalności katolickich Kościołów wschodnich po latach brutalnych prześladowań i heroicznego oporu, okupionego krwią ich członków, Kościoły prawosławne dopatrywały się niebezpieczeństwa nowego «uniatyzmu». I tak w latach dziewięćdziesiątych, chociaż podczas spotkań w Balamandzie (1993) i Baltimore (2000) zostały podjęte ważne i wnoszące nowe światło ustalenia, dialog utknął w miejscu. Do zaostrzenia kryzysu doszło przede wszystkim w relacjach z rosyjskim Kościołem prawosławnym po kanonicznym erygowaniu w Rosji czterech diecezji w 2002 r.
Dzięki Bogu, po wielu staraniach, podejmowanych z wielką cierpliwością, w ubiegłym roku udało się dialog wznowić; w 2006 r. odbyło się spotkanie w Belgradzie, a przed miesiącem spotkaliśmy się ponownie w Rawennie. Okazało się, że zdecydowanie poprawiła się atmosfera i wzajemne relacje, chociaż delegacja rosyjska wycofała się ze względów wewnątrzprawosławnych. W ten sposób rozpoczęła się dobrze wróżąca na przyszłość trzecia faza dialogu.
Dokument z Rawenny, zatytułowany: «Konsekwencje eklezjologiczne i prawne sakramentalnej natury Kościoła», ma znaczenie przełomowe. Po raz pierwszy strona prawosławna uznała powszechny wymiar Kościoła oraz że również w tym wymiarze istnieje Protos, prymat, który zgodnie z taxis Kościoła starożytnego może przysługiwać jedynie Biskupowi Rzymu. Wszyscy uczestnicy byli świadomi, że to dopiero pierwszy krok, a droga do pełnej jedności kościelnej jest jeszcze długa i trudna; niemniej jednak dokument ten stanowi podstawę przyszłego dialogu. Podczas następnej sesji plenarnej będziemy się zajmować tematem: «Rola Biskupa Rzymu w komunii Kościoła w pierwszym tysiącleciu».
Co się zaś tyczy w szczególności patriarchatu moskiewskiego rosyjskiego Kościoła prawosławnego, to w ostatnich latach nasze wzajemne relacje wyraźnie się poprawiły. Można powiedzieć, że mróz zelżał i nastała odwilż. Z naszego punktu widzenia spotkanie Ojca Świętego z patriarchą Moskwy byłoby bardzo pożyteczne. Patriarchat Moskwy nigdy nie wykluczył kategorycznie możliwości takiego spotkania, ale twierdzi, że najpierw trzeba rozwiązać problemy, występujące jego zdaniem w Rosji, a przede wszystkim na Ukrainie. Trzeba jednakże przypomnieć, że doszło już do wielu spotkań na innych szczeblach. Można tu wymienić choćby niedawną wizytę Patriarchy Aleksego w Paryżu, uznaną przez obie strony za ważny krok.
Podsumowując, można stwierdzić, że wciąż jeszcze potrzebujemy nieustannego oczyszczania pamięci historycznej i wiele modlitwy, abyśmy opierając się na wspólnym fundamencie pierwszego tysiąclecia, zdołali zlikwidować podział między Wschodem i Zachodem i przywrócić pełną komunię kościelną. Pomimo istniejących nadal trudności można mieć silną i uzasadnioną nadzieję, że z Bożą pomocą i dzięki modlitwie wielu wiernych, po podziale, który nastąpił w drugim tysiącleciu, w trzecim Kościół znów będzie oddychał swymi oboma płucami.
Przejdźmy teraz do relacji ze wspólnotami kościelnymi, które wywodzą się z reformacji. Również i tu pojawiły się obiecujące znaki. Wszystkie wspólnoty kościelne zadeklarowały zainteresowanie dialogiem, i Kościół katolicki prowadzi dialog ze wszystkimi niemal wspólnotami. Osiągnięto pewne porozumienie w dziedzinie prawd wiary, zwłaszcza w bardzo istotnych kwestiach dotyczących nauczania o usprawiedliwieniu. W wielu miejscach dochodzi do owocnej współpracy w zakresie pomocy socjalnej i humanitarnej. Coraz powszechniejsza jest postawa wzajemnego zaufania i przyjaźni, nacechowana głębokim pragnieniem jedności, które nie słabnie, nawet jeśli gdzieniegdzie słyszymy ostrzejsze słowa czy spotykają nas przykre rozczarowania. Silna sieć relacji osobistych i instytucjonalnych, która w międzyczasie powstała, jest w stanie wytrzymać chwilowe napięcia.
Nie ma zastoju, doszło jednakże do głębokiej zmiany sytuacji ekumenicznej. Podobnych zmian doznaje dzisiaj Kościół i świat w ogóle. Ograniczę się tutaj do omówienia niektórych tylko aspektów tych przemian.
1. Po osiągnięciu zasadniczego porozumienia w kwestii nauczania o usprawiedliwieniu musimy dziś na nowo przedyskutować klasyczne tematy, będące przedmiotem kontrowersji, przede wszystkim takie jak eklezjologia i posługi kościelne (por. Ut unum sint, 66). W związku z tym trzeba powiedzieć, że dokument «Pięć odpowiedzi», opublikowany w lipcu przez Kongregację Nauki Wiary, wzbudził wątpliwości i pewne niezadowolenie. Rozgłos, jaki powstał wokół tego dokumentu, był w większości wypadków nieuzasadniony, ponieważ tekst ten nie wniósł niczego nowego, lecz przypomniał i zreasumował nauczanie katolickie. W każdym razie należałoby się zastanowić nad odpowiednią formą i językiem takich deklaracji oraz sposobem ich prezentowania opinii publicznej.
2. Różne eklezjologie prowadzą nieuchronnie do różnych wizji tego, co ma być celem działalności ekumenicznej. Rzecz w tym, że nie mamy wspólnej koncepcji jedności kościelnej jako celu, do którego trzeba dążyć. Problem ten staje się jeszcze poważniejszy, jeśli weźmiemy pod uwagę, że komunia kościelna jest dla nas, katolików, warunkiem komunii eucharystycznej, a brak komunii eucharystycznej powoduje poważne trudności duszpasterskie, zwłaszcza w przypadku małżeństw i rodzin mieszanych.
3. Gdy z jednej strony staramy się przezwyciężyć dawne kontrowersje, z drugiej powstają nowe rozbieżności w sferze etycznej. Dotyczy to w szczególności zagadnień związanych z obroną życia, małżeństwem, rodziną i ludzką płciowością. Z powodu tych nowych niezgodności wspólne świadectwo publiczne traci moc, jeśli nie staje się wręcz niemożliwe. Przykładem kryzysu wewnątrz poszczególnych wspólnot jest sytuacja we Wspólnocie anglikańskiej, która nie jest przypadkiem odosobnionym.
4. Teologia protestancka, która w pierwszych latach dialogu znajdowała się pod silnym wpływem «odrodzenia luterańskiego» i teologii słowa Bożego Karla Bartha, dziś powróciła do zagadnień teologii liberalnej. W związku z tym zauważamy, że po stronie protestanckiej ulegają niekiedy osłabieniu owe chrystologiczne i trynitarne fundamenty, które do tej pory stanowiły wspólny punkt wyjścia. To, co uważaliśmy za nasze wspólne dziedzictwo, zaczyna gdzieniegdzie topnieć niczym lodowce w Alpach.
Istnieją jednak również silne nurty o przeciwnej orientacji, powstałe jako reakcja na wspomniane powyżej zjawiska. Na całym świecie można zaobserwować dynamiczny rozwój grup ewangelikalnych, których poglądy są zbieżne z naszymi w podstawowych kwestiach dogmatycznych, zwłaszcza na polu etyki, lecz różnią się znacząco w zakresie eklezjologii, teologii sakramentów, egzegezy biblijnej i rozumienia tradycji. Istnieją ugrupowania typu High Church, które chcą uznania w anglikanizmie i luteranizmie pewnych elementów tradycji katolickiej na polu liturgii i posługi kościelnej. W coraz większym stopniu dołączają do nich wspólnoty monastyczne, żyjące często według reguły św. Benedykta, którym Kościół katolicki jest bardzo bliski. Ponadto istnieją też wspólnoty pietystyczne, które w obliczu kryzysu w kwestiach etycznych nie odnajdują się w protestanckich wspólnotach kościelnych; z wdzięcznością przyjmują jasne stanowisko Papieża, o którym jeszcze nie tak dawno wyrażały się w sposób o wiele mniej życzliwy. Wszystkie te grupy wraz z katolickimi wspólnotami zakonnymi i nowymi ruchami religijnymi utworzyły w ostatnim czasie «duchowe sieci», często skupione wokół klasztorów, takich jak Chevetogne, Bose, a przede wszystkim Taizé. Należą do nich także ruchy Focolari i Chemin neuf. Dzięki temu możemy powiedzieć, że ekumenizm wraca do swych początków w małych grupach dialogu, modlitwy i badań biblijnych. Niedawno grupy te wystąpiły również publicznie, na przykład zabierając głos podczas wielkich spotkań ruchów w Stuttgarcie w 2004 i 2007 r. Obok dialogów oficjalnych, które często stawały się trudniejsze, pojawiły się zatem nowe, obiecujące formy dialogu.
Na podstawie tej ogólnej panoramy stwierdzamy więc, że istnieje nie tylko zbliżenie ekumeniczne, ale również podziały i siły odśrodkowe utrudniające pracę. Jeśli weźmiemy również pod uwagę liczne tak zwane «Kościoły» niezależne, które nadal powstają, zwłaszcza w Afryce, i powstawanie licznych małych ugrupowań, często bardzo agresywnych, uświadamiamy sobie, że obraz działalności ekumenicznej jest bardzo zróżnicowany i niejasny. Pluralizm ten jest w istocie odbiciem pluralizmu tak zwanych społeczeństw postmodernistycznych, który często prowadzi do relatywizmu religijnego.
W aktualnej sytuacji szczególnie ważne są zatem takie spotkania, jak zgromadzenie plenarne Ekumenicznej Rady Kościołów, które w lutym ubiegłego roku odbyło się w Porto Alegre (Brazylia), Global Christian Forum i Europejskie Zgromadzenie Ekumeniczne, które odbyło się we wrześniu 2007 r. w Sybinie (Rumunia). Spotkania te mają na celu włączenie do dialogu różne grupy o rozbieżnych poglądach i w miarę możliwości utrzymać w jedności ruch ekumeniczny, ze wszystkimi jego blaskami i cieniami, a także nowymi wyzwaniami w nowej i szybko zmieniającej się sytuacji.
Mówiąc o pluralizmie, dochodzimy do trzeciej fali w dziejach chrześcijaństwa, czyli do ekspansji grup charyzmatycznych i zielonoświątkowych, które ze swoimi 400 mln wiernych na całym świecie zajmują pod względem liczebnym drugie miejsce wśród wspólnot chrześcijańskich i nadal bardzo dynamicznie się rozwijają. Nie mają one wspólnej struktury czy centralnego organu i są bardzo zróżnicowane. Uważają się za owoc nowej Pięćdziesiątnicy; chrzest w Duchu Świętym ma zatem dla nich bardzo istotne znaczenie. W odniesieniu do nich Papież Jan Paweł II stwierdził, że tego zjawiska nie można postrzegać jedynie w sposób negatywny, ponieważ pomimo bezspornych problemów, świadczy ono o pragnieniu doświadczenia duchowego. Nie zmienia to jednak faktu, że z czasem wiara wielu z tych wspólnot stała się niestety religią, która obiecuje szczęście na ziemi.
Z klasycznym nurtem zielonoświątkowców udało się nawiązać oficjalny dialog. W wypadku innych nurtów napotykamy szereg trudności, spowodowanych przez ich dość agresywne metody misyjne. Mając na uwadze to wyzwanie, Papieska Rada ds. Popierania Jedności Chrześcijan zorganizowała na różnych kontynentach seminaria dla biskupów, teologów i świeckich zaangażowanych w działalność ekumeniczną: w Ameryce Łacińskiej (Săo Paulo i Buenos Aires), w Afryce (Nairobi i Dakar) oraz w Azji (Seul i Manila). Rezultaty tych seminariów widać również w dokumencie końcowym V Konferencji Ogólnej Episkopatu Ameryki Łacińskiej i Karaibów w Aparecidzie (2007 r.). Przede wszystkim jednak trzeba zrobić pasterski rachunek sumienia i w sposób samokrytyczny zapytać, dlaczego tak wielu chrześcijan porzuca nasz Kościół? Pierwsze pytanie, jakie musimy sobie postawić, nie powinno dotyczyć tego, co nie jest w porządku u zielonoświątkowców, ale przyczyn słabości naszego duszpasterstwa. W jaki sposób możemy stawić czoło temu nowemu wyzwaniu poprzez odnowę liturgiczną, katechetyczną, duszpasterską i duchową?
To pytanie kieruje nas do pytania końcowego: jaką drogą powinna dalej postępować działalność ekumeniczna? Nie ma tu jednej odpowiedzi. Sytuacja jest zbyt zróżnicowana w zależności od regionu geograficznego, środowiska kulturowego, Kościoła lokalnego. To poszczególne konferencje episkopatów muszą poczuwać się do odpowiedzialności. Zasadniczo musimy przyjąć za punkt wyjścia wspólne dziedzictwo wiary i pozostać wierni temu, co z Bożą pomocą udało nam się już w ruchu ekumenicznym osiągnąć. Na ile to możliwe, powinniśmy dawać wspólne świadectwo tej wierze w coraz bardziej zsekularyzowanym świecie. Oznacza to w aktualnej sytuacji, że musimy odnaleźć i umocnić fundamenty naszej wiary. Wszystko bowiem zaczyna się chwiać i traci sens, jeśli nie mamy mocnej i w pełni świadomej wiary w Boga żywego, Trójjedynego, w bóstwo Chrystusa, w zbawczą moc krzyża i zmartwychwstania. Dla tego, kto już nie wie, czym jest grzech i uwikłanie w grzech, usprawiedliwienie grzesznika nie ma żadnego znaczenia.
Tylko wtedy, gdy podstawą jest wspólna wiara, możemy prowadzić dialog o tym, co nas różni. I trzeba to robić w sposób jasny, ale nie polemiczny. Nie możemy ranić wrażliwości innych czy ich dyskredytować; nie możemy wytykać naszym ekumenicznym partnerom, kim nie są i czego im brakuje. Powinniśmy raczej dawać świadectwo o bogactwie i pięknie naszej wiary w sposób pozytywny i otwarty. Tego samego oczekujemy też od innych. Jeśli tak będzie, to między nami i naszymi partnerami w dialogu będzie mogła zaistnieć, jak mówi Encyklika Ut unum sint (1995), wymiana nie tylko myśli, ale i darów, które wzbogacą obie strony (n. 28; 57). Taka ekumeniczna wymiana nie jest zubożeniem, lecz wzajemnym wzbogaceniem.
W dialogu opartym na duchowej wymianie istotną rolę będzie odgrywał również w przyszłości dialog teologiczny. Lecz przyniesie on owoce tylko wtedy, gdy będzie go wspierał ekumenizm modlitwy, nawrócenia serca i osobistego uświęcenia. Ekumenizm duchowy jest w istocie prawdziwą duszą ruchu ekumenicznego (Unitatis redintegratio, 8; Ut unum sint, 21-27) i jego umacnianie musi być dla nas zadaniem pierwszorzędnym. Bez prawdziwej duchowej komunii, która pozwala zrobić miejsce drugiemu, nie rezygnując przy tym z własnej tożsamości, wszelkie nasze starania stałyby się jałowym i pustym aktywizmem.
Jeśli będziemy się modlili słowami, jakie Jezus wypowiedział w przeddzień swojej śmierci, nie ogarnie nas zniechęcenie i nie zachwieje się nasza wiara. Jak mówi Ewangelia, musimy ufać, że to, o co prosimy w imię Chrystusa, zostanie wysłuchane (J 14, 13). Kiedy, gdzie i w jaki sposób, nie my o tym decydujemy. To należy do Tego, który jest Panem Kościoła i zgromadzi swój Kościół ze wszystkich stron świata. Nam powinno wystarczyć, że robimy wszystko, co w naszej mocy, dziękując za otrzymane dary, czyli za to, co działalność ekumeniczna do tej pory przyniosła, i patrzeć z nadzieją w przyszłość. Wystarczy z odrobiną realizmu spojrzeć na «znaki czasu», aby zrozumieć, że dla ekumenizmu nie ma żadnej realnej alternatywy, a przede wszystkim nie ma jej wiara.
Powyższa relacja została przedstawiona przez kard. Waltera Kaspera podczas spotkania Benedykta XVI z członkami Kolegium Kardynalskiego 22 listopada 2007 r., w przeddzień Konsystorza Publicznego.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (2/2008) and Polish Bishops Conference