O kryzysie finansowym oraz o pożytkach i zagrożeniach, zamiany złotówki na euro - rozmowa z prezesem NBP
O kryzysie finansowym oraz o pożytkach i zagrożeniach, zamiany złotówki na euro z prezesem NBP Sławomirem Skrzypkiem rozmawia Andrzej Grajewski.
Andrzej Grajewski: Na rynkach finansowych kryzys, banki upadają, czy nasze oszczędności są bezpieczne?
Sławomir Skrzypek: — Kryzys nie dotyczy naszego kraju, choć zjawisko ma charakter globalny. Zaczęło się w USA, później turbulencje na rynkach finansowych przeniosły się do Europy, gdzie najsilniejsze konsekwencje odczuła Wielka Brytania. U nas sytuacja jest inna. Na świecie, w większości przypadków, mamy do czynienia z rozproszonym kapitałem giełdowym, u nas banki mają określonych strategicznych właścicieli, najczęściej w postaci dużych banków europejskich. Mają one wysokie kapitały, a wiele z nich zostało dokapitalizowanych w ostatnim okresie. Stoją za nimi również gwarancje narodowych rządów. Czyli jedynym ewentualnym scenariuszem, którego nie przewiduję, mogłaby być zmiana właściciela banku.
Zmiana właściciela nie będzie mieć negatywnych konsekwencji dla klientów banku?
— Absolutnie nie. Potencjalna zmiana właściciela oznacza tylko, że dany bank zostaje przejęty przez bank silniejszy i bardziej stabilny.
A jakie mają gwarancje?
— Nic nie stracą, ponieważ nasz system jest stabilny i czysty.
Co to znaczy?
— Podstawową przyczyną kryzysu są tzw. toksyczne aktywa, które w naszym systemie bankowym praktycznie nie występują. Jak twierdzi Komisja Nadzoru Finansowego, w polskich bankach były zaledwie śladowe ilości takich aktywów i nie mają one żadnego wpływu na ich kondycję. Problemem natomiast jest spadek wzajemnego zaufania banków do siebie, dlatego nie chcą one sobie pożyczać na dłuższe terminy niż jeden dzień. W skali mikro mogą się zatem pojawiać problemy z utrzymaniem bieżącej płynności przez niektóre banki. Może się więc zdarzyć, że jakiś bank w danym momencie będzie mieć problem z uzyskaniem środków na rynku międzybankowym.
Czyli nie może swym klientom wypłacać?
— Nie ma takiego zagrożenia. Ostatnio NBP uruchomił instrumenty w ramach Pakietu Zaufania, który umożliwia bankom pozyskanie zarówno środków złotówkowych, jak i walutowych, nawet do 3 miesięcy. Na takie wsparcie z naszej strony może liczyć każdy bank w Polsce. To pomaga odbudować zaufanie banków do siebie i likwiduje ich problemy w zarządzaniu płynnością.
Były jednak problemy z wypłatami we frankach szwajcar-skich.
— To już przeszłość. Obecnie wszystkim zainteresowanym oferujemy także tę walutę.
Ale problem mają Polacy. Szacuje się, że 96 miliardów złotych kredytów hipotecznych spłacanych jest właśnie we frankach szwajcarskich. Dzisiaj, gdy osłabł złoty, wysokość rat spłacanych w tej walucie rośnie.
— NBP od lat prezentował stanowisko, że kredyty powinno się zaciągać w walucie, w której się zarabia. W 2006 r. Komisja Nadzoru Bankowego przyjęła Rekomendację „S”, która nakładała większe wymagania wobec kredytobiorców przy udzielaniu przez banki walutowych kredytów hipotecznych. Znacząco to ograniczyło rozwój akcji kredytowej w walutach obcych. Jednak rzeczywiście w ostatnim okresie ponownie obserwowaliśmy duży wzrost zapotrzebowania na kredyty walutowe.
Bo kredyty we frankach były nisko oprocentowane, a w złotówkach wyżej.
— NBP był krytykowany za zbyt niskie stopy procentowe, m.in. przez Ministra Finansów, choć częściej za zbyt wysokie. Dla nas jednak stopy procentowe są przede wszystkim instrumentem pozwalającym wpływać na procesy inflacyjne. W przypadku kredytów wydaje się, że większe znaczenie miały działania marketingowe, prowadzone przez poszczególne banki. Być może Komisja Nadzoru Finansowego powinna w tej sprawie zajmować postawę bardziej energiczną. Naszym głównym zadaniem jest zapewnienie płynności złotowej i walutowej w celu zabezpieczenia wkładów klientów. Z obu tych zadań NBP się wywiązuje.
Zdaje się jednak, że część kli-entów wycofała swe środki z banków.
— Takie sytuacje nie miały miejsca na większą skalę. Faktem jednak jest, że banki zabiegają o depozyty ludności jako najbardziej stabilne źródło finansowania ich działalności.
Większość polskich banków jest w rękach obcego kapitału. To dobrze czy źle?
— Obok efektów pozytywnych, jakie niesie ze sobą kapitał zagraniczny, stanowi on czynnik dodatkowego ryzyka. Ale te banki działają na podstawie polskiego prawa i znajdują się pod nadzorem polskich instytucji państwowych.
Wyobraża Pan sobie sytuację, że we Francji bądź Niemczech nie ma narodowych banków?
— Są różne modele sektorów bankowych z punktu widzenia ich struktury właścicielskiej. Najbardziej liberalna pod względem dywersyfikacji kapitału obcego jest Wielka Brytania, gdzie ok. 50 proc. kapitału bankowego jest obcego pochodzenia. W nowych krajach Unii skala tego zjawiska jest znacznie większa. Są i takie kraje, gdzie udział obcego kapitału w sektorze bankowym wynosi prawie 100 proc. W Polsce udział banków z przwewagą kapitału zagranicznego w sumie bilansowej sektora bankowego stanowi ok. 66 proc. Moim zdaniem, problem pochodzenia kapitału bankowego nie jest najważniejszy. Ważniejsze są czytelne reguły panujące w tym sektorze oraz efektywny system kontroli i nadzoru nad nimi ze strony instytucji państwowych. W obecnej sytuacji niestabilności na rynkach finansowych korzystniej jest mieć jasno zidentyfikowanego właściciela banku.
Pojawiły się informacje, że centrale banków, które mają problemy finansowe, dokonywały transferów ze swych filii w Polsce. Czy to prawda?
— Ta sprawa leży w kompetencjach Komisji Nadzoru Finansowego, która wymaga od banków raportowania o wszelkich większych transakcjach. Ma więc możliwości monitorowania tej sytuacji. Słyszałem o tych obawach, ale ich nie podzielam. Większość naszych banków funkcjonuje na podstawie polskiego prawa i trudno sobie wyobrazić, aby ich zarządy działały na szkodę kierowanych przez siebie instytucji, co skutkowałoby dla nich określoną odpowiedzialnością karną.
Na otwarciu szczytu ekonomicznego w Krynicy premier Tusk zapowiedział, że rząd planuje wejść w strefę euro do końca 2011 r. Jak Pan ocenia tę deklarację?
— Decyzja o wejściu do strefy euro jest w równym stopniu decyzją ekonomiczną co polityczną. Dlatego w wielu krajach na wstępie starano się przede wszystkim o osiągnięcie konsensusu w tej sprawie i to zarówno w społeczeństwie, jak i wśród głównych sił politycznych. Tak było np. na Słowacji i w Irlandii. Następnie projekt realizowano w ten sposób, że nikt nie mógł się dowiedzieć, w którym momencie kraj wchodzi w okres przejściowy, czyli system ERM2, poprzedzający bezpośrednio wejście do strefy euro. To zrozumiała ostrożność, gdyż właśnie wtedy każdy kraj narażony jest na szereg zagrożeń, zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych. To m.in. znakomita okazja do różnych spekulacji. Decyzja o wejściu do strefy euro wymaga zmiany konstytucji. Pojawiają się także głosy o konieczności przeprowadzenia referendum w tej sprawie. Wszystko to będzie mieć ogromne znaczenie dla stabilności rynku finansowego.
Politycy mają świadomość konsekwencji wypowiadanych przez siebie słów?
— Jestem przekonany, że Minister Finansów ma nie tylko świadomość, ale i ogromną wiedzę na ten temat i dobrze rozumie wagę tego problemu. Dlatego debata polityczna musi się zakończyć, zanim wejdziemy w okres przejściowy, czyli do systemu kursowego ERM2. Pozostaje do wykonania wielka praca, aby stworzone zostały warunki dla podjęcia decyzji. Myślę, że dopiero w wyniku wszystkich ustaleń powinna pojawić się data zakończenia tego procesu.
A Pan osobiście jest za wejściem Polski do strefy euro?
— Przyszłością globalnej gospodarki jest podział na różne strefy walutowe. Nie wiem, kiedy to nastąpi, ale raczej możemy się spodziewać na rynkach finansowych procesów unifikacji aniżeli dezintegracji.
Jak rozumiem, problemem dla Pana jest kiedy, a nie czy wchodzimy do strefy euro?
— Jeśli chodzi o to „czy”, sprawa została rozstrzygnięta w traktacie z Maastricht, który zaakceptowaliśmy, wchodząc do Unii. Nie została ustalona data przyjęcia przez Polskę wspólnej waluty.
Więc kiedy?
— Odpowiem w podobny sposób, jak uczynił to wielki ekonomista Milton Friedmann w jednym ze swych ostatnich wywiadów dla polskiej prasy. Zapytany o termin wejścia naszego kraju do strefy euro, odpowiedział, że Polska powinna zdecydować się na ten krok, gdy będzie to dla niej najbardziej korzystne.
Przyjęcie euro i odrzucenie złotówki to kolejny etap osłabiania naszej suwerenności.
— To rzeczywiście utrata suwerenności monetarnej w tym zakresie, który zostaje przekazany do Europejskiego Banku Centralnego we Frankfurcie. Jednak przystąpienie Polski do Unii także było rezygnacją z pewnej części naszej suwerenności. W zamian za to otrzymaliśmy możliwości przyspieszenia rozwoju gospodarczego oraz zyskaliśmy większą wiarygodność na rynkach międzynarodowych. Dlatego tak istotna jest analiza wszystkich kosztów i korzyści tego procesu. NBP będzie w tej dyskusji uczestniczył, używając argumentów ekonomicznych. Trzeba pamiętać, że z faktu bycia w unii walutowej wynikają również określone korzyści polityczne.
Jak Pan ocenia wprowadzone przez Sejm zmiany w ustawie o Bankowym Funduszu Gwarancyjnym?
— Nasze stanowisko w tej sprawie było bardzo jasne. NBP od początku popierał podwyższenie kwot gwarantowania depozytów. Nowelizacja ustawy powinna dotyczyć właśnie tej najważniejszej kwestii. Jednak, niestety, przy okazji projektodawca włączył te ważne zapisy do kontrowersyjnej ustawy wprowadzającej głębokie zmiany w BFG. Szczególnie niepokojące są te osłabiające rolę banku centralnego w sieci bezpieczeństwa finansowego. W znacznym stopniu ograniczają one kompetencje NBP przez zmniejszenie wpływu banku centralnego na funkcjonowanie władz Bankowego Funduszu Gwarncyjnego oraz kształtowanie statutu i instrumentów, którymi Fundusz dysponuje.
Jaka jest rola monet oko-licznościowych?
— NBP jako bank centralny jest jednocześnie bankiem narodowym, co zostało uwzględnione w nazwie. To zobowiązuje do uczestnictwa w życiu wspólnoty narodu. Okolicznościowe monety są skromnym wkładem do patriotycznych obchodów lub upamiętniania wydarzeń — w tym roku biliśmy monety z okazji rocznicy Marca '68, wydaliśmy serię „Sybiracy”, uczciliśmy Rok Herberta, a w tych dniach emitujemy monety na 450. rocznicę powstania Poczty Polskiej. Najważniejsza seria monet (dwie złote, srebrna oraz obiegowa dwuzłotówka) oraz banknot okolicznościowy dotyczyły odzyskania niepodległości po 123 latach rozbiorów.
opr. mg/mg