Frank zmorą miliona

Kredyty we frankach szwajcarskich spędzają sen z powiek milionowi Polaków. W tym momencie przewalutowanie kredytu nie ma sensu, co więc robić, aby nie zbankrutować? Można próbować dogadać się z bankiem.

Malutka Szwajcaria znana z serów i banków, od kilku tygodni kojarzona jest tylko z frankiem. Jego wciąż rosnący kurs śledzi cały świat. Nerwowo sprawdza go też milion Polaków, którzy dzięki zaciągniętym w nim kredytom kupili mieszkania i domy.

Kiedy w listopadzie 2007 r. 34-letni dziś Artur Domagała podpisywał umowę kredytową ze swoim bankiem, frank szwajcarski kosztował nieco ponad 2 zł i 10 gr. Wraz z żoną Marzeną na 20 lat pożyczyli ponad 66,5 tys. franków, czyli wtedy równowartość 140 tys. zł. Pieniądze młodemu małżeństwu potrzebne były na wykończenie 150-metrowego domu, który postawili na jednej z malowniczych opolskich wsi. — Wtedy wiedzieliśmy, że opłaca się wziąć kredyt we frankach, bo mieliśmy niskie raty. Niska była też marża, bo we wniosku kredytowym zaznaczyliśmy, że mamy ponad 50 proc. wkładu własnego — mówi pan Artur, który swój kapitał gromadził przez lata, pracując w Wielkiej Brytanii.

Milion ma problem

Pierwszy rok spłacali tylko odsetki, raty kredytu zaczęli oddawać w roku kolejnym: 328 franków miesięcznie. Jeszcze w kwietniu 2010 r. rata wynosiła nieco ponad 930 zł (frank kosztował 2,84 zł). W lipcu tego roku płacili już bankowi blisko 300 zł więcej (frank był po 3,63 zł). — Te 300 zł pomniejsza nam budżet na inwestycje. Mniej pieniędzy będzie na drzwi wewnętrzne, ogrodzenie i narożnik do salonu — rozkłada ręce Domagała. Ale w sierpniu szwajcarska waluta pikowała tak bardzo, że w pewnym momencie osiągnęła poziom 4,12 zł. Jak łatwo obliczyć, rata państwa Domagałów wzrosła przy tej cenie do ponad 1350 zł. — Na razie dajemy radę, ale przy dalszych wzrostach możemy mieć problem — z lekkim podenerwowaniem zauważa pan Artur.

Podobne problemy jak rodzina Domagałów ma w Polsce blisko milion osób. Z tą różnicą, że większość z nich nie była tak przezorna i nie zabezpieczyła się tak wysokim wkładem własnym, a także brała kredyty na znacznie większe kwoty. Szacuje się, że przeciętny kredyt we frankach w Polsce to ok. 300 tys. zł zaciągnięty na 30 lat. W tym wypadku wzrost raty jest już znacznie większy niż u pani Marzeny i pana Artura. — W ostatnim czasie rata wyrażona w złotych wzrosła o ok. 30 proc. — potwierdza Tomasz Dymowski, dyrektor zarządzający Obszarem Bankowości Hipotecznej Kredyt Banku, w którym pod koniec czerwca blisko połowa kredytów mieszkaniowych zaciągnięta była właśnie we frankach.

Wróżenie z fusów

Umacnianie się szwajcarskiej waluty względem złotówki, ale przede wszystkim względem dolara i euro miało już miejsce podczas kryzysu gospodarczego w 2008 r. Nigdy jednak jego wartość nie rosła tak szybko, by w pewnym momencie stać się inwestycją równie opłacalną jak złoto. — Przyczynami tego, co się dzieje na przestrzeni ostatnich tygodni, są problemy gospodarek Stanów Zjednoczonych i krajów strefy euro. Dolar przestaje być stabilną walutą, w związku z tym inwestorzy przenoszą swoje aktywa do bezpiecznej Szwajcarii, kupują franka, w ten sposób zwiększając na niego popyt. Rośnie więc jego cena — diagnozuje całą sytuację na rynkach walutowych Marcin Krasoń, analityk Open Finance. Chociaż ostatnio kurs szwajcarskiej waluty wyhamował — spadł z niebotycznych 4,12 zł w okolice 3,6—3,7 zł, to dziś trudno oszacować, ile zapłacimy za niego pod koniec roku. — Może kosztować 3 zł, ale może i 6 zł. Wszystko zależy od tego, jak będzie układała się sytuacja na świecie. W tej chwili jest to wróżenie z fusów — przekonuje ekspert Open Finance.

Im dłużej spłacasz, tym więcej oddajesz

Na wszystko to z przerażeniem patrzą walutowi kredytobiorcy. Pan Artur zastanawiał się jeszcze jakiś czas temu, czy nie przewalutować swojego kredytu na dolary. — Teraz to nie ma sensu, bo pójdziemy w spekulację — tłumaczy. Jako „bardzo zły pomysł” przewalutowanie ocenia też Krasoń: „Przewalutowanie frankowego kredytu hipotecznego w momencie, gdy jest on bardzo drogi powoduje, że księgujemy wysoki poziom zadłużenia. Pożyczając kilka lat temu 200 tys. zł we frankach, teraz by spłacić to w złotówkach, musielibyśmy oddać 350 tys. zł. Co więcej, w Polsce mamy znacznie wyższe stopy procentowe niż w Szwajcarii, a to oznacza, że rata kredytowa wzrosłaby o 70—80 proc.”.

Co zatem z tymi, których przy obecnym kursie franka nie stać na spłatę rat? — Jeżeli klient przewiduje, że może mieć trudności z wywiązywaniem się z warunków umowy, powinien poinformować o tym bank. Bank zaproponuje rozwiązanie optymalne z punktu widzenia indywidualnej sytuacji klienta — enigmatycznie odpowiada dyrektor Tomasz Dymowski z Kredyt Banku. Jego myśl rozwija Marcin Krasoń: „Banki mają w swojej ofercie wakacje kredytowe. One pozwalają na jakiś czas, np. na miesiąc, a nawet trzy, zawiesić lub obniżyć ratę. Inną możliwością jest rozłożenie kredytu na więcej rat. Pożyczyliśmy pieniądze na 20 lat, możemy spróbować rozłożyć spłatę na lat 25 lub 30”. Przy tej ostatniej możliwości ekspert Open Finance przypomina jednak logiczną prawidłowość, która mówi o tym, że im dłużej spłacamy, tym oddajemy więcej. — Jak rozłożymy kredyt na 40 lat, to rata będzie na pewno sporo niższa, ale przez ten czas oddamy bankowi znacznie więcej w odsetkach — tłumaczy.

Sejmowy ukłon

Naprzeciw zadłużonym we frankach wyszedł jednak ustawodawca. Po burzliwych obradach i kilku zgłoszonych projektach — niektórych zresztą ocierających się o granice absurdu — posłowie uchwalili nowelę ustawy o kredycie bankowym i kredycie konsumenckim. Zgodnie z jej zapisem kredytobiorca zadłużony w obcej walucie, np. we franku, może spłacać ratę kredytu — w kasie lub przelewem — walutą bezpośrednio zakupioną po niższej cenie w kantorze lub w banku konkurencyjnym. Bank nie może przy tym, jak dotychczas, żądać od spłacającego żadnych dodatkowych opłat czy prowizji ani aneksów do umowy. Ponadto obowiązkowo w umowie kredytowej będzie zapisana wartość spreadu (kursowych widełek, po jakich bank rozlicza spłaty kredytów walutowych), po której bank będzie klientowi sprzedawał walutę. Z możliwości kupowania waluty po niższej cenie w kantorze prawdopodobnie już od września cieszy się Artur Domagała. — Na 100 proc. będziemy z tego korzystać. Chcieliśmy to robić wcześniej, ale gdy zwróciłem się o to jakiś czas temu do banku, to ten zażądał podpisania aneksu, za który miałem zapłacić 700 zł — mówi. Przed hurraoptymizmem przestrzega jednak analityk Open Finance, zalecając chłodną kalkulację. — Najlepiej poświęcić godzinę czy dwie i policzyć sobie, ile rzeczywiście możemy oszczędzić. Wiadomo, że jeżeli chcemy kupować franki w kantorze, to trzeba sprawdzić, czy gdzieś pod ręką mamy kantor oferujący atrakcyjne kursy. Może się jednak okazać, że taki kantor będzie po drugiej stronie miasta i paliwo, które zużyjemy na dojazd do niego, a potem na dostarczenie franków do banku będzie nas kosztować więcej, niż zaoszczędzimy — zauważa Marcin Krasoń, przyznając, że to rozwiązanie jest opłacalne przede wszystkim dla zadłużonych na wysokie sumy, do tego w bankach o wysokich spreadach: „Wtedy oszczędzamy na każdym franku. 10 groszy różnicy kursowej przy 300 frankach to żadna oszczędność w porównaniu do sytuacji, gdy oddajemy ratę w wysokości 2000 franków”.

Dziś za franka trzeba zapłacić 3,7 zł. Jego cena od kilku dni się stabilizuje. Wpływają na to interwencje Narodowego Banku Szwajcarii, a także zapowiedzi kolejnych, wykorzystujących m.in. swapy walutowe (umowa, w której dwie strony wymieniają między sobą daną kwotę waluty na równowartość w innej walucie, na określony czas) czy zwiększenie depozytów bankowych. Na jak długo przyniesie to pożądany efekt? Nie wiadomo. Dobrze mieć jednak świadomość, że frank jest tylko barometrem tego, co dzieje się w gospodarkach na świecie. Blisko milionowi Polaków, którzy nerwowo obliczają ratę zaciągniętą na swoje „m” czy wymarzony dom, szukając już taniej waluty w kantorach, radzę mocno ściskać też kciuki, by ostre plany reform w USA i krajach strefy euro nie były czczym gadaniem, a narzędziem redukującym rosnące zadłużenie finansów publicznych nie tylko w ledwo zipiącej Grecji, ale i potężnej wydawać by się mogło Ameryce. A tym, którzy po kredyt jeszcze nie sięgnęli, polecam zasadę przytoczoną przez Marcina Krasonia: „Bierz kredyt w walucie, w której zarabiasz”. No, chyba że obserwując ostatnie zawirowania kursowe z frankiem, jesteś świadomy i dobrze przygotowany na ewentualne ryzyko — chciałoby się dopowiedzieć.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama