Dzieci ulicy

Traumatyczne przeżycia dzieci, które porzuciły rodzinny dom i wybrały życie na ulicy: gwałty, alkohol, narkotyki to zaklęty krąg z niewielką nadzieją na ocalenie

Dzieci ulicy

Traumatyczne przeżycia dzieci, które porzuciły rodzinny dom i wybrały życie na ulicy: gwałty, alkohol, narkotyki to zaklęty krąg z niewielką nadzieją na ocalenie.

Okres rozpoczęcia roku szkolnego to czas ucieczek dzieci z domów. Dlaczego porzucają bezpieczny rodzinny dom i wybierają samotność, głód i bezdomność? Umówiłam się z Patrykiem studentem II roku UW. Siedzi przede mną szczupły młody chłopak, spokojny zrównoważony. Jego emocje zdradzają jedynie dłonie, w których trzyma papierową serwetkę i od czasu do czasu zaciska ją nerwowo w dłoni...

- Gdy zwróciła się pani z propozycją rozmowy na temat mojej ucieczki przed laty, początkowo chciałem odmówić. Nie lubię nawet w myślach wracać do tamtego okresu. Chcę go wymazać z pamięci. To zbyt traumatyczne przeżycie. Jednak po dłuższym namyśle zmieniłem zdanie. Przecież ten problem jest nadal aktualny. Może warto podzielić się swoimi doświadczeniami, aby zwrócić uwagę rodziców na ciche dramaty ich dzieci.

Mój dom był kochający, zasobny. Mama nie pracuje zawodowo. Ojciec prowadzi dobrze prosperującą firmę. Mam dwóch starszych braci i jednego młodszego. Jesteśmy bardzo ze sobą związani i zawsze każdy z nas może liczyć na wsparcie od reszty rodziny. Moi starsi bracia byli bardzo zdolnymi dziećmi. Adam to świetny matematyk i wyjątkowo uzdolniony muzycznie chłopak. Wygrywał zawsze konkursy matematyczne. Przynosił do domu nagrody. Grał doskonale w szachy i w tej dziedzinie odnosił również sukcesy. Grał świetnie na pianinie, gitarze. Razem z Marcinem, moim drugim bratem, stworzyli muzyczny zespół. Komponowali utwory. Marcin pisał do nich teksty. Jego wielką pasją była historia. Do domu również przynosił nagrody za zwycięstwo w olimpiadach, konkursach. Rodzice byli ze swoich synów bardzo dumni. Podczas rodzinnych spotkań zawsze rozmowa dotyczyła osiągnięć Adama i Marcina. Ja nie mogłem się niczym pochwalić. Taki szarak nikomu niewadzący. Proszę mnie dobrze zrozumieć — Patryk patrzy na mnie uważnie - ja im nie zazdrościłem. Byłem tak samo z nich dumny jak rodzice. Przerywa swoją opowieść i chwilę szuka właściwych słów — Wstydziłem się swojej bylejakości. Było mi żal rodziców, że muszą się męczyć z takim przeciętniakiem jak ja. Nie wiem, skąd to się we mnie wzięło, bo ani mama ani tata nigdy nie robili mi wyrzutów z jedynie zadawalających ocen. Najlepiej się czułem w towarzystwie mojego najmłodszego brata, dwuletniego Mikołaja. Przy nim mogłem być sobą. On mnie nie oceniał, niczego ode mnie nie oczekiwał. Szkoła z każdym rokiem stawała się coraz większą katorgą. Czułem się wyobcowany w klasie, zastraszony i coraz bardziej zniechęcony. W końcu doszedłem do wniosku, że muszę zniknąć z tak wspaniałej rodziny jak moja. Nie dorastam do ich poziomu i nie chcę im przynosić wstydu. Gdy zbliżał się nowy rok szkolny, nie mogłem sobie wyobrazić, że będę znów musiał chodzić do tego szpanerskiego gimnazjum. Na samą myśl o tym, zbierało mi się na wymioty. I w geście jakiejś desperacji, uciekłem z domu. Rodzicom pozostawiłem jedynie list, w którym starałem się wytłumaczyć, dlaczego wybrałem ulicę.

Pyta pani o moje życie na wolności... - Patryk spuszcza głowę, długą chwile milczy, jakby zbierał siły przed zmierzeniem się z przeszłością. Po chwili zaciskając nerwowo dłonie, zaczyna mówić. — To był koszmar od pierwszego dnia. Z domu zabrałem trochę prowiantu. Pogoda była ładna. Żyłem dniem dzisiejszym, nie myślałem o przyszłości. W piętnastoletnim umyśle nie było miejsca na snucie planów. Wiedziałem jedynie, że ja, nieudacznik musi zniknąć z życia mojej rodziny. Przez dwa dni błąkałem się po dworcach. Potem zaopiekował się mną bezdomny facet. Nie był dla mnie zły. Razem zbieraliśmy butelki, złom. Spaliśmy w opuszczonej norze. Nie radziłem sobie z tęsknotą za rodzicami, braćmi. Po dziesięciu dniach takiego życia mojego towarzysza potrącił samochód. Zabrano go do szpitala i więcej się z nim nie widziałem. Od tego czasu zaczął się koszmar. Byłem głodny. Norę zajęli inni bezdomni, którzy mnie przepędzili. Żebrałem i błąkałem się po dworcach. W końcu dwoje młodych ludzi zaprowadziło mnie do pewnego rodzaju skłotu. Alkohol, narkotyki, głód, ciągle zmieniający się wokół mnie ludzie. W końcu jeden z nich powiedział — małolat, jeżeli chcesz tu kimać, musisz dać swoją dolę. Moja żebranina była zbyt skromna, aby zadowolić współmieszkańców. Chcieli, abym został męską prostytutką. I to był punkt zwrotny. Wiedziałem, że tego nie wytrzymam. Kiedyś na wyrku jednego z współmieszkańców znalazłem ulotkę fundacji Itaka. Schowałem ją wówczas w swoich łachach i teraz skorzystałem z tego telefonu. Umówiłem się z psycholożką. Po rozmowach z nią a później z moimi rodzicami wróciłem do domu. Razem z rodzicami przeszedłem długą i żmudną drogę terapii i mediacji z psychologiem. Było warto. Skończyłem szkołę i dziś studiuję psychologię. W przyszłości chcę pracować z trudną młodzieżą.

* * *

Z powodu konfliktu w rodzinie, szkole domy porzuca ponad 4 tys. nastolatków. Aż 86 proc. to dzieci i młodzież między 12 a 18 rokiem życia. To trudny okres dojrzewania, w którym zostają zaburzone relacje komunikacji między dzieckiem a rodzicami. Nastolatek, zdaniem terapeutów, zaczyna wówczas zdobywać swoją tożsamość i szuka swego miejsca w świecie dorosłych.

Bardzo często uciekinierzy wywodzą się z tzw. dobrych domów. Rodzice są zbyt zajęci pracą zawodową i nie mają czasu albo nie potrafią nawiązać więzi ze swą córką lub synem.

Do fundacji Itaka zajmującej się poszukiwaniem ludzi zaginionych zgłaszają się zrozpaczeni rodzice, których dziecko uciekło z domu, a oni nie potrafią nic powiedzieć o swoim potomku. Nie znają jego kolegów, telefonów kontaktowych. Nic nie wiedzą o jego przyzwyczajeniach, marzeniach, lękach. Aleksandra Andruszczak — Zin, psycholog z Itaki, zwraca uwagę na tak ważnie budowanie więzi rodzinnych, na rozmowę z dzieckiem o uczuciach, które łączą rodzinę, na słuchanie, co ma nam do powiedzenia, na relacje oparte na wzajemnym szacunku i zaufaniu i na akceptacji dziecka z różnymi wadami. — Dorośli nie rozumieją, że więzi z potomkiem buduje się latami. Trzeba wejść w jego świat. A na to potrzeba czasu — mówi Aleksandra Andruszczak-Zin.

Konflikty w rodzinach przez lata narastają, aby skumulować się w okresie dojrzewania, buntu do świata i najbliższych. Często kończą się porzuceniem domu, w którym nastolatki nie mogą znaleźć oparcia. Te ucieczki trwają przeważnie od kilkudziesięciu dni aż do nawet dwóch lat. Im dłuższa nieobecność dziecka w domu tym trudniejszy powrót. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nastolatek po pewnym czasie przyczajenia znów wybierze wolność ulicy. Nadzieja, że nauczył się odrzucać zło jest płonna. Niektóre dzieci uciekają po kilkanaście razy w swoim życiu. Nie wiadomo, jak żyją na wolności. Nie chcą o tym mówić. Część uciekinierów mieszka na ulicy, na dworcach, w miejscach, gdzie koczują bezdomni. Dziewczyny wiążą się z dużo od siebie starszymi mężczyznami, pracują na czarno, uprawiają prostytucję. Zetknięcie się z narkotykami, alkoholem, gwałtem zmienia tak psychikę nastolatków, ze warunki w jakich przebywają, nie są ważne. Część z nich staje się towarem, który zostaje przerzucony za granicę i trafia do domów publicznych.

Na odbudowę zerwanych lub poplątanych więzi potrzeba czasu, którego rodzice przeważnie nie mają. Za wszelkie konflikty winią dziecko, nie dostrzegając swoich przewinień. Nie są zainteresowani mediacją z psychologiem, w takich wypadkach bardzo potrzebną. Za stratę czasu uważają wszelkie formy terapii rodzinnej. Obudzą się dopiero wówczas, gdy ich dziecko kolejny raz wybierze życie na ulicy.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama