Świadectwo osoby zaangażowanej w Dzieło Pomocy
Od dłuższego czasu odczuwałam potrzebę zrobienia czegoś dobrego. Miałam bardzo ogólnikowe pragnienia, żeby np. zrobić kurs wolontariusza hospicjum. Nie myślałam, że inspiracją do tego może być życie któregoś ze świętych. Na co dzień pracuję w kancelarii prawno-podatkowej, dlatego zależało mi na prostej posłudze, niezwiązanej z moją pracą zawodową, — na pracy, w której miałabym bezpośredni kontakt z potrzebującym człowiekiem.
Postać Ojca Pio pojawiła się w moim życiu dość późno — najpierw w sferze prywatnej. Choć mieszkałam i pracowałam w Krakowie, długo nie znałam kościoła kapucynów. Odkryłam go dopiero później, w trakcie choroby Mamy, i z czasem zaczęłam do niego przychodzić, by się pomodlić, także przed obrazem Ojca Pio. W tym czasie miałam szczególne doświadczenie spotkania z Ojcem Pio we śnie. Choć bardzo mnie ono poruszyło, jednak nie zainspirowało do podjęcia konkretnego działania; nie spowodowało też chęci pogłębienia znajomości z Ojcem Pio. Był to dla mnie trudny czas ze względu na cierpienie tak bliskiej mi Osoby.
Pewnego dnia do naszego biura przyszedł po poradę ojciec Henryk, kapucyn. Początkowo nawet nie skojarzyłam, że jest z tego samego zakonu co Ojciec Pio. Dopiero kiedy zobaczyłam ulotkę seminarium z prośbą o wsparcie, uśmiechnęłam się. On spytał: — Dlaczego się Pani śmieje? — Bo to mój ulubiony klasztor — odpowiedziałam.
W trakcie tego spotkania ojciec Henryk mówił o kuchni św. Łazarza (bo tak wtedy nazywało się późniejsze Dzieło Pomocy) i spytał, czy mogłabym pomóc stworzyć dzieło charytatywne, które miałoby status organizacji pożytku publicznego. Tak zrodziła się idea Dzieła Pomocy.
Nie byłam za bardzo zadowolona z tej pracy, bo oczekiwano ode mnie typowej pomocy prawno-księgowej. Ale to był punkt zwrotny.
Inicjatywa poświęcenia Dzieła Pomocy Ojcu Pio nie wyszła ode mnie. Pamiętam, że kiedy zastanawiano się nad nazwą, ojciec Henryk zakomunikował, że będzie ona brzmiała: „Dzieło Pomocy św. Ojca Pio”. Mówił: — To chyba dobrze, bo Pani jest blisko Ojca Pio.
Właśnie wtedy znowu zaczął się trudny czas dla mojej Mamy. Tym razem jednak w modlitwach polecałam ją już Ojcu Pio. Korzystałam z tekstu zamieszczonego na obrazku z relikwią Świętego, który wcześniej otrzymałam od znajomych. Dziś odkrywam, że Ojciec Pio — mówiąc potocznie — w ten sposób upominał się o mnie. Już wtedy tą prostą modlitwą z obrazka zaczynałam dzień w pracy, prosząc o pomoc i opiekę nad całą rodziną. I choć nie do końca otrzymałam to, o co prosiłam, to jednak z czasem zobaczyłam, że otrzymywałam dary o wiele cenniejsze...
Zaangażowanie w Dzieło Pomocy było dla mnie działaniem, które toczyło się obok głównego nurtu życia. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, skąd bierze się we mnie taka potrzeba. Ktoś nawet zarzucił mi, że za bardzo się angażuję, choć tyle mam na głowie — przecież już praca zawodowa wiąże się z dużą odpowiedzialnością, do tego dochodzi rodzina i chora mama, która wymaga stałej opieki. Zrodziło to we mnie wątpliwość, czy aby nie robię tego wszystkiego kosztem bliskich, czy nie kryje się za tym egoizm.
Zaczęłam szukać potwierdzenia tej siły, która inspiruje mnie do działalności. Pamiętam, że moja babcia w czasie wojny pomagała więźniom w obozie w Oświęcimiu. Mimo że miała dwójkę małych dzieci, narażała swoje życie, by dać coś bezinteresownie. Lecz na pytanie: dlaczego ja to robię, ciągle nie znajdowałam odpowiedzi.
Po jakimś czasie sięgnęłam do listów Ojca Pio. Chciałam, żeby świadectwo jego życia bardziej wpływało na to, co robię. Szukałam odpowiedzi na pytanie, jak powinna wyglądać chrześcijańska działalność charytatywna. Uderzył mnie wtedy — a nawet przeraził — ogrom cierpienia tego człowieka, ale równocześnie wielka serdeczność i czułość, z jaką zwracał się do tych, którzy przychodzili do niego po pomoc.
W pełni skonkretyzowane wyjaśnienie tej kwestii znalazłam dopiero w encyklice Benedykta XVI Deus caritas est. Uderzyło mnie w niej przekonanie o związku osobistej modlitwy i prowadzonej działalności z dynamicznym rozwojem duchowym. Zobaczyłam różnicę między zwykłą działalnością dobroczynną a chrześcijańską działalnością charytatywną. Są to dwie zupełnie różne rzeczywistości. W chrześcijaństwie chodzi nade wszystko o dawanie miłości! Spotkanie z drugim człowiekiem ma prowadzić do objawienia mu Boga, nawet jeśli nie mówi się o Nim wprost. Druga myśl, która zwróciła moją szczególną uwagę, dotyczyła kompetencji, zawodowego przygotowania osób podejmujących działalność charytatywną w Kościele. Myślę, że encyklika Deus Caritas est to prawdziwe źródło dla wszystkich, którzy pracują w wolontariacie w obrębie Kościoła.
Dzieło Pomocy jest dla mnie bardzo ważne. Wiem, że nie jest ono moją własnością — do tego też dorosłam. Troszczę się o nie i czasem martwię się tym, czy sprostamy takim wyzwaniom, jak chociażby budowa centrum pomocy: skąd środki, ludzie... Ale wówczas przypominam sobie bardzo ważne zdanie, które kiedyś powiedział ojciec Henryk: — Spokojnie Jolu, jeśli jest to Boże dzieło, to się uda. Jeśli Ojciec Pio będzie nam błogosławił, wszystko pójdzie dobrze. Ojciec Henryk pomógł mi popatrzeć na działalność charytatywną z perspektywy zaufania Panu Bogu i Ojcu Pio. Przecież to nie jest tylko pobożny biznes.
Pamiętam, że w najbardziej trudnym dla mnie czasie, na trzy — cztery miesiące przed odejściem mojej Mamy, Dzieło Pomocy rozwijało się, a dla mnie był to okres, kiedy doświadczałam poczucia ogromnej ufności. Podczas składania życzeń imieninowych w pracy, ktoś powiedział: — Pani tak kwitnie, Pani Jolu. Aż dziwne, że w takim okresie! Odpowiedziałam: — Wokół mnie jest tyle dobra, że nie sposób, aby nie wywarło ono na mnie wpływu.
Kiedyś w tekstach Ojca Pio przeczytałam, że aby wejść na górę Tabor, trzeba najpierw przejść przez Kalwarię. Uderzył mnie ogrom cierpienia, które go otaczało. Ale pojęłam, że chodzi o oczyszczenie duszy przed spotkaniem z Bogiem. Nie poznałam jeszcze Ojca Pio do końca. Myślę, że przede mną długa droga, aby naprawdę go zrozumieć. Z jednej strony wspieram Dzieło swoją wiedzą i umiejętnościami, a z drugiej doświadczam też, że Dzieło mnie wspiera — czy może jego Patron — to wielki dar.
Chciałabym, by Dzieło Pomocy Ojca Pio nie ograniczało się jedynie do Krakowa, ale objęło swym zasięgiem jak najszerszy obszar, związany z klasztorami i parafiami kapucyńskimi. Widzę, że Dzieło zaczyna powoli docierać do wspólnot kapucyńskich, wspierając inicjatywy charytatywne prowadzone przez zakonników.
Myślę, że Dzieło nie może się ograniczyć do rozdawania pomocy materialnej. Chodzi o to, by pomóc ludziom w zmianie ich życia: w wyjściu z sytuacji bierności czy bezradności. Dlatego uruchomiliśmy fundusz stypendialny dla dzieci z rodzin wielodzietnych, ubogich czy patologicznych, żeby mogły zdobyć wykształcenie i nie przejmowały mentalności bezrobotnych. Fundusz ten dopiero zaczął swoją działalność. W ubiegłym roku objął Nową Sól, Krosno i Wrocław, teraz chcemy go rozszerzyć na kolejne placówki.
Drugi kierunek, w którym chcemy się rozwijać, to pomoc psychologiczna, zwłaszcza że mamy zaplecze merytoryczne — Stowarzyszenie Psychologów Chrześcijańskich, które chce z nami współpracować. Chodzi o stworzenie centrum, które objęłoby opieką ludzi bezdomnych i uzależnionych oraz osoby w różnych trudnych sytuacjach życiowych. Oprócz wsparcia psychologicznego, świadczyłoby ono również pomoc duchową.
Patrząc na Dzieło, myślę, że bardzo ważne jest zaangażowanie ludzi świeckich. Daje to większy rozmach, łatwiej też uporządkować i prowadzić sprawy prawno-księgowe. Dzięki temu mogliśmy zaistnieć jako organizacja pozarządowa w systemach pomocowych państwa i skorzystać z różnych form dotacji.
Warto podkreślić szczególną rolę kościelnych organizacji pozarządowych. Tzw. sektor trzeci przeważnie obejmuje typowo świeckie organizacje dobroczynne. Pojawienie się w nim organizacji pozarządowych, które wyrastają z chrześcijańskiego fundamentu, oznacza wejście z przekazem ewangelicznym w życie społeczne, pokazanie w działalności charytatywnej specyfiki miłości chrześcijańskiej. Nie wystarczy dać człowiekowi chleb, gdy tak naprawdę potrzebuje on miłości. Dlatego cenna jest działalność tych organizacji, które mają na względzie przede wszystkim człowieka i potrafią pokazać, że miłość wynika nie tylko z ludzkiej solidarności, ale jest miłością w Panu.
Myślę też, że ogromnie ważne jest to, aby organizacje kościelne poprzez swe uczestnictwo w działalności społecznej pokazywały, że można działać w sposób moralny i przejrzysty. Wchodzimy w świat biznesu i warto pokazać, że można działać — z wykorzystaniem wszelkich możliwości — w granicach prawa. To prawdziwa ewangelizacja — budzi potrzebę dzielenia się z innymi, a niekiedy powoduje powrót do zasad moralnych w prowadzeniu interesów.
Ludzie świeccy poprzez swoje przygotowanie zawodowe potrafią dać bardzo dużo. Ale ważna jest też obecność przewodników duchowych, którzy zabezpieczają działalność od strony duchowej. Oni mają poprzez modlitwę prowadzić ludzi do Boga. W działalności charytatywnej trzeba być bowiem wyczulonym na tę delikatną granicę, która oddziela to, co robimy dla siebie, od tego, co robimy dla innych. Wolontariat jest dziś modny. Zdarza się jednak, że często stanowi zaspokojenie własnego ja, jakichś wewnętrznych braków. A przecież powinien być dawaniem miłości w Bogu.
Kiedy wypełniałam klientom zeznania roczne, proponowałam im przekazanie 1% podatku na którąś z organizacji pożytku publicznego. Oczywiście przedstawiałam różne propozycje, ale najbardziej promowane było przeze mnie Dzieło. I ludzie zazwyczaj bardzo chętnie pomagali. Bywało, że ofiarodawca 1% po jakimś czasie wyrażał chęć dalszej pomocy. Zdarzały się też takie reakcje: — Proszę Pani, to tylko 12 złotych, nawet nie chce się iść na pocztę. Co to jest 12 złotych? Wtedy mówiłam: — 12 złotych to 12 bochenków chleba! Dopiero wówczas u moich rozmówców rodziła się refleksja, że to rzeczywiście dużo. Na koncie Dzieła Pomocy pojawiają się duże wpłaty, ale najwięcej z nich oscyluje między 10 a 30 złotych. Wspierają nas ludzie, którzy nie mają wysokich dochodów i nie płacą dużych podatków.
W naszej akcji pozyskiwania 1% chodzi nie tylko o zdobycie źródła przychodów, ale o nawiązanie swoistej więzi z ofiarodawcami, by mogli utożsamiać się z działalnością Dzieła Pomocy św. Ojca Pio. Ono nie należy do garstki osób świeckich i duchownych, związanych z klasztorem czy prowincją zakonną kapucynów, ale do wszystkich, którzy je współtworzą — to dzięki nim ono funkcjonuje. W ich intencji w krakowskim kościele kapucynów przy ulicy Loretańskiej odprawiana jest każdego 23 dnia miesiąca Msza Święta, by choć w ten sposób wyrazić wdzięczność i budować wspólną więź duchową.
Notował Tomasz Duszyc OFMCap
Trzeci sektor to ogół pozarządowych, prywatnych organizacji, działających społecznie i nie dla zysku (non-profit), niezależnie od administracji rządowej. Ustawa o działalności pożytku publicznego i wolontariacie z 2003 roku określa je jako organizacje pożytku publicznego. Najbardziej aktywne są one w dziedzinie ochrony zdrowia, szeroko rozumianej pomocy społecznej, w akcjach charytatywnych i edukacji. Ich działalność w znacznym stopniu opiera się na pracy ochotników, czyli wolontariacie.
„Głos Ojca Pio” (4/2006)
www.glosojcapio.pl
opr. mg/mg