Rozmowa z polskimi księżmi pracującymi na Białorusi: Józefem Pietuszko i Aleksandrem Olczyńskim
— Proszę opowiedzieć o pierwszych spotkaniach z Kościołem katolickim na Białorusi?
Ks. Aleksander Olczyński: Na Białoruś przyjechałem po raz pierwszy w 1989 r. Jechałem na Litwę, aby pomóc w polskich parafiach. W Wilnie siostry eucharystki powiedziały mi, że trzeba pojechać do Orszy na Białoruś (wtedy jeszcze jedna z republik Kraju Rad), gdyż tam został oddany do użytku kościół.
Znalazłem się więc w pociągu relacji Wilno—Moskwa. W Orszy na peronie podszedł do mnie oficer. Pomyślałem, co to będzie, miałem przecież zaproszenie tylko do republiki litewskiej. Zapytał: Wy iz Polszy? Kiedy usłyszał twierdzącą odpowiedź, powiedział po polsku: A to witajcie! Ja po was prijechał. Zawiózł mnie do jednej chaziajki (gospodyni), wspaniałej kobiety, która do dzisiaj chodzi do kościoła ze swoim synem. Był u niej już kleryk Henryk Sroka (obecnie ksiądz), który przyjechał wcześniej i przygotowywał dekorację w kościele, na scenie, gdzie kiedyś tańczono i bawiono się. Podłoga w środku była pochylona, jak w kinie, a spięte ze sobą dwa rzędy krzeseł, choć trochę zniszczone, nadawały się do użytku. W taki oto sposób znalazłem się w Wielką Sobotę rano w pustym kościele, który jeszcze niedawno służył ideologii walczącej z religią. Dokończyliśmy dekorowanie, a wieczorem przeżywaliśmy Wigilię Paschalną. Celebrowaliśmy poświęcenie ognia. Nie mogliśmy wyjść na zewnątrz kościoła, ponieważ od razu przyjechałaby milicja. Dlatego w przedsionku zrobiliśmy ognisko, na blasze rozpaliliśmy mały, symboliczny ogień, który poświęciliśmy. I już z zapaloną świecą, przywiezioną z Polski, przeszliśmy do ciemnego kościoła.
— Co przeżywali ludzie, którzy po wielu latach mogli uczestniczyć we Mszy Świętej w kościele?
Ks. A.O. : W kościele zebrało się kilkanaście starszych kobiet (z jedną z nich przyszła mała dziewczynka) oraz jeden mężczyzna. Wyspowiadałem ich po polsku. Kiedy zaczął się Exultet, pieśń wielkanocna: „Raduj się ziemio napełniona tak wielkim zwycięstwem Króla”, a jedyna świeca rozświetlała mrok, wszyscy płakali. Mówili: „Czekaliśmy na tę chwilę 53 lata”. Była to niesamowita Wigilia Paschalna. Ludzi przychodziło coraz więcej, codziennie pojawiały się nowe osoby — jedna, dwie, trzy. Któregoś dnia po Wielkanocy przyjechała siostra Regina, aktualnie przełożona sióstr eucharystek w Borysowie i powiedziała, że również mają kościół, ale nie ma księdza. Jeździłem tam kilka razy w tygodniu, by odprawić Mszę Świętą. Z radością pokonywałem odległość 130 kilometrów. Odnajdywałem w sobie szalenie dużo entuzjazmu. Zaczynanie wszystkiego od początku było dla mnie wielką frajdą. Od momentu otwarcia kościoła, czyli od kwietnia 1989 r., do sierpnia 1990 roku nie było w Orszy i Borysowie księdza. Dopiero na początku sierpnia do Borysowa przybył ksiądz Józef Pietuszko. Także w Orszy zaczął pracować ks. Jan Wojtkiewicz.
— W Kościele można zauważyć dwa pokolenia wiernych. Po pierwsze — grono starszych osób, które pamiętają Kościół jeszcze sprzed epoki sowieckiej...
Ks. Józef Pietuszko: Tak, rodzi się jednak pytanie, ile oni z tego pamiętają. Jest taki jeden pan, który zawsze płacze na Mszy Świętej, bo pamięta, jak jego matka (którą władze komunistyczne uwięziły i zamordowały) uczyła go, jak składać ręce do modlitwy. Tylko tyle pozostało mu w pamięci. Odświeżył sobie to doświadczenie i ta mała iskierka rozgorzała w nim tak bardzo, że teraz jest gorliwym katolikiem.
— W Kościele obecna jest też młodzież.
Ks. J.P. : Owszem, młodych ludzi jest dużo. Natomiast w najtrudniejszej sytuacji jest średnie pokolenie, które ma w sobie lęk przed religią. Ludzie tej generacji wyobrażają sobie ją jako znajomość jakichś obrządków, modlitw. W konsekwencji stwierdzają, że po prostu nie są już zdolni, aby nauczyć się tego wszystkiego. I, jak sami mówią, „już takimi będziemy, jakimi jesteśmy. Niech nasze dzieci uczą się religii”. Dlatego też bardzo trudno jest kogoś przekonać, wytłumaczyć mu, że Kościół to nie tylko obrzędy religijne. Odpowiadają na to, że nie mają czasu, żeby się zatrzymać, żeby pomyśleć. Uciekają od tego problemu.
— Jakie są formy uczestnictwa młodego pokolenia w budowaniu żywego Kościoła? W czym przejawia się ich religijność?
Ks. J.P. : Młodzież chętnie uczestniczy w życiu liturgicznym. Każdą niedzielę poświęca dla Boga, spotyka się z Nim na Eucharystii. To jest jakaś podstawa. Oczywiście, organizowane są także inne spotkania, rekolekcje, wyjazdy, które pogłębiają ich wiarę. Młodzi ludzie tworzą dwie wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym, które przy różnych okazjach włączają się w życie parafii. Organizowane są również wakacyjne formy integracji wiary, m.in. wyjazdy, zwłaszcza do Polski. W sierpniu planujemy pielgrzymkę grupy młodych ludzi do Rzymu na Jubileuszowy XV Światowy Dzień Młodzieży. Latem ub.r. zorganizowaliśmy na Białorusi, w Pietrowszczynie turnus wakacyjny dla młodzieży szkolnej. Nauczycielki prowadziły śpiew, a marianin Janek Babicki katechezę. Wszyscy chętnie brali w niej udział, także nauczyciele, którzy nie mieli nic wspólnego z Kościołem. Byli bardzo zaskoczeni tym, że w ogóle taka rzeczywistość istnieje i że można na nią patrzeć w taki właśnie sposób.
— Jaka jest wiara ludzi tu żyjących?
Ks. J.P. : Na kształt wiary wpływa otoczenie oraz kontakt z prawosławiem. Niestety, religia często jest traktowana przez ludzi w sposób instrumentalny. Pan Bóg jest potrzebny wtedy, kiedy człowiekowi jest źle, podobnie jak w przypadku szewca, do którego idzie się, kiedy zniszczą się buty. Jeśli nie ma głębszej więzi z Kościołem, to pozostaje właśnie na tak zredukowanym poziomie. Trzeba wierzyć, że to Pan Bóg daje łaskę. Są przecież ludzie, którzy na tę łaskę odpowiadają i od samego początku biorą głęboki oddech, czerpiąc z prawdziwego ducha religijnego. To są dusze bardzo wrażliwe, choć nieliczne. Można je znaleźć pośród tych, którzy żyją w świecie i zakładają rodziny, jak też wśród osób zakonnych i duchownych. Z naszej parafii pochodzi 10 sióstr zakonnych, marianin Janek Babicki, trzech kleryków w zgromadzeniu marianów oraz ksiądz Aleksander Tarasiewicz, pełniący od dwóch lat posługę kapłańską w katedrze mińskiej. Chcę też wspomnieć o Włodzimierzu Allerbornie, który razem z rodziną wyjechał do Niemiec i wstąpił tam do zakonu karmelitów.
Rozmawiali:
Galina i Ryszard Obarscy
Borysów i Orsza to ponadstutysięczne miasta, leżące w środkowowschodniej Białorusi. Do Kościoła katolickiego przyznaje się na tych terenach mniejszy procent ludności niż w zachodniej części Białorusi, chociaż jego korzenie sięgają tu XVII w. W 1642 r. w Borysowie został wybudowany kościół, początkowo drewniany, a od XIX w. murowany, który jest do dzisiaj jedyną świątynią katolicką w tym mieście. W Orszy było siedem kościołów, z których ocalał tylko jeden, pozostałe zniszczono w czasie komunizmu. W latach 1936—1937 władze sowieckie zamknęły obie świątynie, a pracujący w nich księża zostali zesłani do gułagów. Budynki kościelne wykorzystywane były jako magazyn, kino, hala sportowa. Wcześniej zburzono wieże i przebudowano świątynie w taki sposób, aby w niczym nie przypominały kościołów. W latach 80. katolicy w Borysowie i Orszy podjęli starania o odzyskanie swoich kościołów. Udało się to na przełomie lat 1988 i 1989 r.
Osobom, które chciałyby wspomóc katolickie parafie na Białorusi, podajemy adresy parafii:
† Parafia Narodzenia NMP (ks. Józef Pietuszko), per. Bannyj 6, 222120 Borysów, woj. mińskie, Białoruś
† Parafia św. Józefa (ks. Jarosław Hybzda), ul. Sovietskaja 6, 211030 Orsza, woj. witebskie, Białoruś.
Rozmowa z Jarosławem Hybzdą z parafii Orsza na Białorusi
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (3/2000) and Polish Bishops Conference