Wywiad z abp. Marianem Przykuckim z okazji jego 85 urodzin.
W najbliższych dniach obchodzi Ksiądz Arcybiskup 85. rocznicę urodzin. Taka okoliczność nastraja zapewne refleksyjnie…
- Siłą rzeczy wracam w tych dniach pamięcią do wielu wydarzeń w moim życiu, do wielu osób, które odcisnęły na nim swój duchowy ślad. Wspominam dom i strony rodzinne, szkołę, lata seminaryjne, kapłaństwo i biskupstwo.
Tym bardziej że w lutym przypada również 35. rocznica udzielenia Waszej Ekscelencji święceń biskupich.
- Dokładnie 3 lutego 1974 roku w poznańskiej katedrze udzielono mi święceń biskupich. Było to wydarzenie niezwykle podniosłe, uczestniczyło w nim chyba 11 biskupów. Głównym konsekratorem, któremu zawdzięczam chyba najwięcej jeśli idzie o biskupstwo, był abp Antoni Baraniak.
Wcześniej był Ksiądz Arcybiskup sekretarzem i kapelanem swego przyszłego konsekratora.
- Tak, u boku księdza arcybiskupa posługiwałem od początku jego pasterskich rządów w archidiecezji poznańskiej, czyli od roku 1957. Był to bardzo trudny dla Kościoła okres. Urząd Bezpieczeństwa nienawidził abp. Baraniaka i sprzeciwiał się różnymi metodami jego nominacji na arcybiskupa poznańskiego. Wcześniej przecież abp Baraniak, jako więzień Mokotowa czasów stalinowskich, wykazał się bohaterską i niezłomną postawą, ratując Kościół w Polsce przed niechybną katastrofą. Władzom komunistycznym nie udało się ostatecznie storpedować jego nominacji biskupiej, jednak przez cały czas jego pracy w Poznaniu był prześladowany i inwigilowany przez reżim komunistyczny, o czym oczywiście dobrze wiedziałem jako jego sekretarz i kapelan, i co z księdzem arcybiskupem współodczuwałem.
To chyba było duże wyzwanie dla młodego kapłana – księdza sekretarza Przykuckiego - pracować w tak trudnych i niepewnych warunkach, ze świadomością inwigilacji i możliwych represji.
- Zapewne tak, ale miałem już pewne doświadczenie, którego nabrałem wcześniej, pracując w takim samym charakterze przy poprzednim arcybiskupie poznańskim Walentym Dymku. Przez dwa i pół roku tej pracy, w równie niełatwych warunkach schyłkowego stalinizmu, zdołałem - jak sądzę - wiele się nauczyć. Zresztą abp Dymek to kolejna wielka postać, z którą dane mi było się zetknąć i która mnie znacząco ukształtowała. Wyróżniał się wielką klasą ludzką i cieszył się ogromnym respektem, szczególnie w Poznaniu, gdzie pozostał mężnie przez cały okres II wojny światowej, pod nieobecność prymasa Hlonda, o którym zresztą wielokrotnie sam z wielkim uznaniem opowiadał.
Miarą niezwykłego taktu i wyczucia abp. Dymka może być pewna historia, która wiąże się bezpośrednio ze mną. W czwartym roku mojego kapłaństwa – był to rok 1954 – arcybiskup wezwał mnie do siebie i zaproponował, bym został jego sekretarzem i kapelanem. Po dłuższej rozmowie na ten temat, w której uprzedził mnie, że jest to stanowisko trudne w obecnych czasach, pozostawił ostateczną decyzję mojemu, całkowicie wolnemu, wyborowi. „Jeśli nie odpowie mi ksiądz w ciągu trzech dni, będę rozumiał, że nie może ksiądz podjąć się tego zadania” – powiedział mi abp Dymek, nie chcąc mnie nawet krepować koniecznością ewentualnej odmowy „twarzą w twarz”.
Wiadomo, że Ksiądz Arcybiskup przyjął wtedy zaproszenie swego pasterza. Mało tego – pracował u boku abp. Dymka aż do jego śmierci, ciesząc się dużym zaufaniem. Dowodem na to może być udział Ekscelencji w pewnym tajemniczym wydarzeniu, jakie rozegrało się w Pałacu Arcybiskupim w Poznaniu 26 września 1954 roku…
- Było to niezwykłe wydarzenie, które wywarło na mnie silne wrażenie. Zresztą dzisiaj jestem już jedynym świadkiem tamtych chwil. We wspomniany dzień do Pałacu Arcybiskupiego w Poznaniu przybyli dwaj zasłużeni kapłani, którzy kilka godzin później, po opuszczeniu tego budynku, byli już biskupami, chociaż prawie nikt o tym nie wiedział. Arcybiskup Dymek wraz z dwoma biskupami – Franciszkiem Jedwabskim i Lucjanem Bernackim udzielił w pałacu, przy zachowaniu pełnej dyskrecji, za wcześniejszą zgodą Stolicy Apostolskiej, sakry biskupiej dwom kapłanom. Byli nimi księża Edmund Nowicki i Teodor Bensch. Musiałem przygotować te uroczystości od strony organizacyjnej jako sekretarz.
Dlaczego te święcenia biskupie odbyły się w takiej tajemnicy?
- Z dwóch zasadniczych powodów – obaj hierarchowie byli przeznaczeni na administratorów diecezji na tak zwanych Ziemiach Odzyskanych. Status tych diecezji był kwestionowany przez władze PRL. Ponadto w tym samym czasie w więzieniu przebywał prymas Wyszyński i jego ówczesny sekretarz, biskup Baraniak. Biskupi, którzy pozostawali na wolności, mieli obawy, że i oni mogą zostać niebawem aresztowani. Wtedy na wolności pozostaliby tylko biskupi wyświęceni z zachowaniem dyskrecji i oni mogliby wtedy wypełniać pasterską misję. Ja sam wiedziałem wtedy, że na moich oczach dzieje się historia.
Czas biegł konsekwentnie i po 31 latach od święceń kapłańskich, podczas których pracował Ksiądz Arcybiskup jako sekretarz kolejnych metropolitów poznańskich, a później jako biskup pomocniczy poznański, został Ksiądz Arcybiskup wysłany przez Ojca Świętego do Pelplina.
- Zaczął się kolejny rozdział w moim pasterskim życiu. Wcześniej jeszcze, przez ponad rok, byłem tymczasowym rządcą (wikariuszem kapitulnym) archidiecezji poznańskiej, którą zarządzałem od śmierci abp. Baraniaka w sierpniu 1977 roku do objęcia rządów przez nowego metropolitę abp. Jerzego Strobę w październiku 1978 roku.
Decyzja Ojca Świętego Jana Pawła II o nominowaniu mnie w 1981 roku biskupem chełmińskim była dla mnie niemałym zaskoczeniem. Ówczesna diecezja chełmińska z siedzibą w Pelplinie była bardzo rozległa terytorialnie: sięgała od Torunia po Hel. Miałem świadomość, jakim wyzwaniem będzie pasterzowanie nie tylko na tak dużym terenie, ale i w tak różnorodnych środowiskach społecznych. Co więcej, w tym samym okresie swój rozkwit przeżywała „Solidarność”, czemu towarzyszyło duże poruszenie, wielkie nadzieje ludzi i związane z tym dodatkowe, nadzwyczajne wyzwania duszpasterskie. Po ingresie do katedry w Pelplinie udałem się jeszcze do Gdyni – witało mnie tam chyba 70 tysięcy wiernych!
W tym okresie pracy pasterskiej zasłynął Ksiądz Arcybiskup jako opiekun opozycji, znakomity organizator, budowniczy kościołów. Co było największym przeżyciem w „okresie pelplińskim”?
- Wiele było takich chwil i momentów. Jednak z pewnością największym przeżyciem była wizyta w Gdyni Papieża Jana Pawła II, na terenie mojej ówczesnej diecezji, podczas III wizyty apostolskiej Ojca Świętego w Polsce, w 1987 roku. Papież przyleciał na lotnisko w Babich Dołach i wyruszyliśmy papamobile przez całą Gdynię na miejsce celebracji – piękny ołtarz z morzem w tle! Niezwykła była homilia, jaką wówczas wygłosił Papież, jakże wymowna dla społeczeństwa wyzwalającego się wówczas z okopów komunizmu. Te chwile wspominam z wielkim wzruszeniem.
Pięć lat później ten sam Ojciec Święty zamianował Waszą Ekscelencję pierwszym w historii arcybiskupem metropolitą szczecińsko-kamieńskim.
- Było to w 1992 roku, po reorganizacji struktur kościelnych w Rzeczypospolitej. I znów, tym razem w Szczecinie, czekało na mnie wiele wyzwań, teraz z kolei w warunkach wolnej Polski, gospodarki wolnorynkowej, w regionach, gdzie do popegeerowskiej rzeczywistości często zaglądała bieda. Problemy te bolały mnie szczególnie, jako że przez 17 lat byłem w Episkopacie Polski przewodniczącym Rady ds. Rodziny. Przez 7 lat pasterzowania w Szczecinie, do emerytury, starałem się podołać nowym wyzwaniom w niełatwych czasach.
No właśnie, jak Ksiądz Arcybiskup, dziś z dystansu arcybiskupa seniora, widzi przyszłość Kościoła i szerzej – wiary w Polsce.
- Mam pewne obawy. Wielki wpływ na nas mają konsekwencje naszego wejścia do Unii Europejskiej. Obok wielu pozytywów tego historycznego faktu, obserwuję też wiele tendencji niepokojących – na przykład osłabienie religijności i różne negatywne postawy społeczne z tego wynikające. Częściej atakuje się też samą wiarę i autorytet Kościoła oraz ludzi, którzy swoją wiarę chcą wyznawać. Proszę popatrzeć choćby na ataki na Radio Maryja, wyśmiewanie jego słuchaczy…
Do Radia Maryja ma Ksiądz Arcybiskup szczególny sentyment.
- Owszem. Było mi dane przyczynić się do powstania tej rozgłośni. Jeszcze gdy byłem biskupem chełmińskim, na początku lat 90., do mojej rezydencji biskupiej przybył o. Tadeusz Rydzyk z ówczesnym prowincjałem redemptorystów i poprosili mnie jako ordynariusza o wyrażenie zgody na uruchomienie katolickiej rozgłośni w Toruniu. Zgoda została wydana, a Radio ma już ponad 17 lat!
Z czego jest Ksiądz Arcybiskup najbardziej dumny w przededniu swoich 85. urodzin.
- Najważniejsze dla mnie jest kapłaństwo. I dziękuję Panu Bogu, że mogłem wybrać właśnie taką drogę. W jakimś stopniu przyczynił się do tego „Przewodnik Katolicki”, który czytałem od dzieciństwa. To między innym lektura „Przewodnika” utrwalała we mnie, już jako chłopcu, zainteresowanie Bożymi sprawami. Powiem szczerze, że nigdy nie chciałem zajmować jakichś eksponowanych stanowisk, zasiadać w centralnych instytucjach. Moja mama chciała, żebym kiedyś dostał jakieś niewielkie probostwo, gdzieś na wsi i ja też sądziłem, że taka droga będzie dla mnie najlepsza. Kontakt z wiernymi i bezpośrednia praca duszpasterska zawsze mnie bardzo pociągały. Moje kalkulacje, jak widać, nie sprawdziły się. Za wszystko jestem jednak bardzo wdzięczny Panu Bogu.
Arcybiskup Marian Przykucki urodził się 85 lat temu, 27 stycznia 1924 r. w Skokach. W czasie wojny był więziony przez Niemców. Po jej zakończeniu zdał maturę w Gimnazjum św. Marii Magdaleny w Poznaniu i zgłosił się do tamtejszego Arcybiskupiego Seminarium Duchownego. 19 lutego 1950 r. przyjął święcenia kapłańskie z rąk arcybiskupa Walentego Dymka, który 31 marca 1954 r. powołał go na stanowisko swojego sekretarza i kapelana. Od 1957 r. tę samą posługę pełnił u boku arcybiskupa Antoniego Baraniaka, będąc świadkiem jego prześladowań ze strony SB. 27 listopada 1973 r. przez papieża Pawła VI został mianowany biskupem tytularnym Glenndalochy i biskupem pomocniczym metropolity poznańskiego. Konsekrowany 3 lutego 1974 r. w poznańskiej bazylice katedralnej. Od 15 sierpnia 1977 r. do 7 października 1978 r. był wikariuszem kapitulnym archidiecezji poznańskiej. Dnia 29 maja 1981 r. mianowany biskupem chełmińskim. Decyzją Jana Pawła II z dnia 25 marca 1992 r. przeniesiony z diecezji chełmińskiej na stolicę nowo utworzonej archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej i mianowany pierwszym w historii arcybiskupem metropolitą. Uroczysty ingres do katedry odbył się 12 kwietnia 1992 r. W 1999 r. przeszedł na emeryturę. Odznaczony wieloma orderami, m. in. Medalem "Zasłużony dla Archidiecezji Poznańskiej", Krzyżem Wielkim Zasługi RFN za współpracę na rzecz polsko-niemieckiego pojednania, Orderem św. Stanisława.
fot. R. Woźniak/PK
opr. aś/aś