Przyjąć czy nie przyjąć?

Czy katolik ma obowiązek przyjąć "kolędę", czyli wizytę duszpasterza?

Tuż po świętach Bożego Narodzenia w większości parafii nastaje czas kolędy. Wizyta duszpasterska księdza w domach parafian to piękna i utrwalona w naszym kraju tradycja. Ma ona za zadanie podtrzymać więź wiernych z parafią - podstawową komórką organizacyjną Kościoła i centrum naszego życia religijnego. Samej kolędzie towarzyszą niekiedy pewne problemy i kontrowersje. Niestety, zbyt często sztucznie wywołane.

W jednym z grudniowych wydań „Gazety Wyborczej" mogliśmy przeczytać artykuł pod wymownym tytułem „Nie wpuścisz kolędy, nie będziesz miał pogrzebu". Opisano w nim list, jaki do swych parafian wystosował proboszcz jednej z parafii w Bielsku- Białej. Obok świątecznych życzeń, proboszcz miał napisać m.in. (cyt. za GW): „Nasza wizyta duszpasterska w adwencie lub okresie Bożego Narodzenia ma na celu przyniesienie błogosławieństwa Bożego do Waszej Rodziny. (...) Zamknięte drzwi, czy celowa nieobecność jest znakiem, że nie zależy nam na pomocy Bożej ani duszpasterskiej opiece parafii, tak też ten fakt będzie odczytany przez duszpasterzy, gdy w grę będzie wchodziło wydawanie zaświadczeń uprawniających do spełniania funkcji chrzestnego lub chrzestnej oraz przy organizowaniu chrześcijańskiego pogrzebu w pełnym wymiarze".

Według autora artykułu treść listu „zbulwersowała niektórych parafian". Na poparcie tej tezy przytoczono krótkie, najczęściej anonimowe wypowiedzi domniemanych parafian. Z artykułu dobywa się ton potępiający bielskiego kapłana.

Czy jednak jest o co kruszyć kopie?

- Nie przypominam sobie żadnego ustalenia natury prawnej, które zobowiązywałoby do odbycia i przyjęcia kolędy. Ale jest to tak piękna tradycja i wyłącznie polska specyfika, że trudno wyobrazić sobie okres okołoświąteczny bez wizyt duszpasterskich kapłanów u parafian - mówi ks. dr Artur Niemira, kanclerz Kurii Diecezjalnej we Włocławku.

Oczywistą powinnością każdego katolika jest uczestniczenie w życiu parafii. Wpuszczając do domu księdza chodzącego po kolędzie, tak naprawdę otwieramy drzwi naszych domów Chrystusowi - przyjmujemy bowiem błogosławieństwo na cały nowy rok, jakie przynosi nam kapłan. Do tego w Polsce kolęda jest też swoistą „liturgią" - poza błogosławieństwem wierni śpiewają z księdzem kolędy, odmawiają modlitwy. Dom zostaje poświęcony. Ponadto wizyta duszpasterska może być okazją do rozmowy o bieżących sprawach parafii, które powinny leżeć na sercu we właściwym stopniu parafianom i kapłanom. - W wielu parafiach polskich diecezji utrwalił się zwyczaj informowania wcześniej wiernych o planowanych odwiedzinach kolędowych - mówi ks. dr Artur Niemira. Do parafian docierają listy z informacjami o życiu ich wspólnoty, remontach kościołów, wydatkach itp. Dzięki temu wierni mogą wcześniej zaplanować wizytę księdza, a także rozeznać się w aktualnych wydatkach i potrzebach parafii. Ważne to przecież dlatego, że Kościół w dużej mierze utrzymywany jest przez parafian - z ich datków, ofiar i darowizn.

Dlaczego jednak kolęda, a raczej nieuczestniczenie w niej miałoby stać na przeszkodzie w staraniu się o bycie rodzicem chrzestnym lub w uzyskaniu pełnego pogrzebu katolickiego? Czy proboszcz z Bielska-Białej miał rację pisząc w liście do parafian, że „celowa nieobecność czy zamknięte drzwi" mogą stanąć na drodze do pewnych sakramentów czy kościelnych posług?

Nie znam tego konkretnego listu - mówi ks. kanclerz Niemira, mogę więc odpowiedzieć jedynie hipotetycznie. Jeśli taki list miałby być narzędziem swoistego szantażu, to powiedziałbym mu stanowczo: nie. Jeśli jednak intencją proboszcza jest uświadomienie wiernym, że takie sakramenty jak chrzest, małżeństwo są uzależnione od gorliwości i praktykowania wiary, a więc także od udziału w życiu parafii, w tym od przyjmowania księdza po kolędzie, to ostrzeżenie takie jest dla mnie zrozumiałe i uzasadnione.

Ksiądz Jan Glapiak z poznańskiej Kurii Metropolitalnej dodaje, że kolęda w dzisiejszych czasach, szczególnie w dużych, wielkomiejskich parafiach, jest często jedyną okazją do kontaktu osobistego księdza z parafianinem. Dzięki temu poznają się oni nawzajem i potwierdzają wspólnotowość parafii. Ksiądz, znając swoich parafian, może później w zgodzie z własnym sumieniem wydawać im stosowne zaświadczenia, dopuszczać i przygotowywać do sakramentów. Trudno oczekiwać, żeby kapłan bez zastanowienia godził się na wszystko. Na przykład wobec wiernego, który notorycznie, przez klika lat z rzędu odmawia przyjęcia księdza po kolędzie. Jaka jest gwarancja, że taki człowiek nie jest na przykład gorszycielem, odwróconym od Kościoła? - zastanawia się ks. Glapiak.

W tym świetle listu proboszcza Ryszki z Bielska-Białej nie należy postrzegać jako kary czy groźby, ale jako przypomnienie o konsekwencji własnych czynów: jeśli nie chcemy włączać się w życie Kościoła, na jego elementarnym, parafialnym poziomie, to po cóż nam sakramenty święte, kościelny pogrzeb i inne posługi duchowe? Czyżby tylko po to, żeby dobrze wypaść w oczach rodziny i znajomych?

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama