Inwestycja w ludzi jest najlepszą inwestycją - niestety, jeśli chodzi o szkoły, samorządy zapominają o tej maksymie, kierując się wyłącznie kryterium opłacalności
Inwestycja w ludzi jest najlepszą inwestycją. Gdy w grę wchodzi rachunek ekonomiczny, samorządy zapominają o tej maksymie. Czy rzeczywiście wskaźniki demograficzne jako jedyne będą miały wpływ na decyzje samorządów dotyczące najważniejszej dla społeczności lokalnych instytucji kulturotwórczej, jaką jest szkoła?
Demografia staje się nauką coraz bardziej modną. Słupki demograficznych statystyk nieubłaganie dotykają kolejnych grup społecznych. Mieliśmy już ujemny wskaźnik urodzeń (mniej dzieci się rodziło, niż umierało osób dorosłych), a nawet gdy ten się podniósł, to nie dawał zastępowalności pokoleń (by było to możliwe, statystyczna kobieta musiałaby urodzić co najmniej 2,1 dzieci). Statystyczne dane demograficzne alarmowały o skutkach zbliżającego się gwałtownie niżu demograficznego, który obejmie wszystkie gałęzie gospodarki, wpłynie na szkolnictwo wszystkich szczebli, zmniejszy liczbę osób na rynku pracy, zwiększy liczbę emerytów i konieczność utrzymania ludzi starszych i opieki nad nimi. Samorządy stanęły przed groźbą pustych żłobków, przedszkoli i szkół. Budowane siłami przodków szkolnictwo wiejskie i małomiasteczkowe — duma mieszkańców i miejsce kulturotwórcze dla całej społeczności — mimo protestów zrozpaczonych rodziców przegrywało z rachunkiem ekonomicznym.
Pierwsze padły żłobki i przedszkola. Żłobki łatwiej było zamknąć, gdyż prowadzone były nie przez samorządową oświatę, gdzie obowiązuje wiążąca ręce Karta Nauczyciela, lecz przez służbę zdrowia, która miała tyle innych problemów, że żłobki znajdowały się na ostatnim miejscu w gradacji potrzeb. Sprawę żłobków przesądziło również rosnące w latach 90. bezrobocie, eliminujące z rynku pracy wiele matek, które z braku zatrudnienia pozostawały w domu z dziećmi. Drugie placówki opieki nad małym dzieckiem — przedszkola samorządy zamykały bez większych problemów. Nie ma dzieci, nie ma przedszkola! Perspektywiczne strategiczne myślenie, że niedługo w wiek prokreacyjny wejdzie wyż lat 80. i gwałtownie wzrośnie potrzeba przedszkoli, nie mieściło się w polityce samorządowej, eliminującej wszelkie niepotrzebne obciążenia. Doszły do nich również placówki oświatowe. W takiej sytuacji los wielu szkół był przesądzony.
Dramat dzieci, rodziców i społeczności lokalnych, dla których szkoły były miejscem kultywowania kultury małych ojczyzn, rozgrywał się na naszych oczach. Media pokazywały obrazy zdeterminowanych rodziców, protestujących przeciw zamykaniu małych wiejskich szkół. Ich protesty najczęściej prowadziły donikąd. Wójtowie przedstawiali twarde ekonomiczne wskaźniki, które wprost ukazywały koszty utrzymywania nierentownych placówek oświatowych.
W wielu miejscowościach taka nieubłagana postawa władz samorządowych wywoływała oddolne inicjatywy obywatelskie. Rodzice zwracali się do stowarzyszeń i organizacji, które chciałyby poprowadzić małe szkoły wiejskie. I tak się stało. W ten sposób uratowano dziesiątki szkół przeznaczonych przez samorządy do zamknięcia. Wiele z tych stowarzyszeń prowadzi szkoły do dzisiaj. Ale też wiele takich szkół w sposób naturalny wymierało wraz z ukończeniem obowiązku szkolnego przez dzieci zdeterminowanych rodziców.
W tym roku medialny szum wywołała decyzja samorządu Łodzi, który przegłosował zamknięcie w mieście blisko 20 szkół. Za decyzją głosowali nawet samorządowcy z PiS-u, który sprzeciwia się zamykaniu placówek oświaty, co spowodowało decyzje polityczne, wykluczenie radnych z partii. W ciągu 5 lat zamknięto w kraju 3 tys. szkół. Jak podaje MEN, spośród 28,3 tys. szkół samorządy zgłosiły w tym roku do likwidacji 335 szkół wszystkich szczebli (najwięcej podstawówek — 177). Taką sytuację MEN argumentuje, oczywiście, słupkami demograficznymi, które wskazują, że w ostatnich 5 latach liczba uczniów zmalała o 411 tys. I chociaż wskaźniki urodzeń rosną, gdyż w okres prokreacji wchodzi wyż z lat 80., to jednak minie kilka lat, nim dzieci te pójdą do szkół.
Czy rzeczywiście za decyzją zamykania szkół stoi tylko demografia? Okazuje się, że zamykane są też szkoły z wystarczającą liczbą uczniów. Ale po zmianach przepisów oświatowych, gdzie o likwidacji szkoły decydował kurator, samorządy po prostu pozbywają się placówek nierentownych. „Jeśli samorządów nie stać na prowadzenie szkół, trzeba pomagać rodzicom w zakładaniu stowarzyszeń, które mogłyby te placówki prowadzić. Według naszych danych, do zamknięcia przygotowywanych jest 5 tys. szkół, ponieważ do każdej z nich chodzi mniej niż 100 dzieci. To jest, oczywiście, statystyka, więc nie znaczy to, że wszystkie zostaną zlikwidowane, ale są zagrożone likwidacją — mówi Alina Kozińska-Bałdyga, prezes Federacji Inicjatyw Oświatowych, wspierającej program „Mała Szkoła” („Rzeczpospolita” z 3 marca 2011 r.). Nie trzeba podkreślać, że gros funduszów na prowadzenie szkoły samorząd przeznacza na pensje dla nauczycieli, których chroni Karta Nauczyciela, powodująca, że nauczyciel jest „drogi w utrzymaniu” przez niewielkie społeczności. Małe szkoły prowadzone przez stowarzyszenia radzą sobie z tym problemem, zatrudniając często nauczycieli emerytowanych lub na część etatu. Nie zuboża to wiedzy uczniów, o czym świadczą wyniki egzaminów w tych placówkach.
MEN podkreśla, że uchwała intencyjna samorządu o zamiarze likwidacji szkoły nie oznacza jeszcze likwidacji placówki. Na medialne doniesienia o zamykaniu szkół na wsi i w małych miejscowościach zareagowało wiele instytucji. Regiony zagrożone wykluczeniem społecznym nie mogą być pozbawiane placówek oświatowych, które temu wykluczeniu mają przeciwdziałać. Jak wskazują doświadczenia organizacji, które przejęły małe, upadające, wiejskie placówki, ważne są rodzące się wokół wspólnej wartości, jaką stanowią placówki oświatowe, postawy obywatelskie. Wartości kulturowe, jakie niosą ze sobą placówki oświatowe, okazują się ważne dla społeczności lokalnej. Rodzące się inicjatywy obywatelskie, poszukiwanie sojuszników, dobrodziejów i sympatyków małych szkół mogą być dobrą szkołą demokracji w naszych małych ojczyznach. Wyłaniają liderów małych społeczności i sprowadzają do gmin nowe idee, a to już krok do samoorganizowania się tak potrzebnego w małych społecznościach lokalnych. Jeżeli to samoorganizowanie się dotyka tego najmniejszego, bezbronnego, o którego dziś i jutro muszą troszczyć się dorośli, to już krok do kształtowania postaw obywatelskich u młodego pokolenia, które odda te wartości z naddatkiem w przyszłości. Inwestycja w kapitał ludzki bowiem jest najlepszą inwestycją.
W sprawie likwidacji małych szkół, szczególnie w środowiskach wiejskich, zabrali głos również biskupi polscy w czasie Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatu Polski 16 marca 2011 r. W komunikacie czytamy: „Jest to niewątpliwie problem złożony, w którym ma miejsce konflikt racji ekonomicznych i edukacyjnych. Szkoła w swoim środowisku wypełnia nie tylko misję edukacyjną, ale również jest ośrodkiem kultury. Biskupi apelują do władz samorządowych, aby o zamykaniu szkół nie decydowały jedynie względy ekonomiczne”.
opr. mg/mg