Wybierając szkołę dla naszych dzieci inwestujemy w ich przyszłość
„Edukacja inwestycją w przyszłość naszych dzieci”. Jakkolwiek patetycznie nie brzmiałoby to hasło, to jest ono prawdziwe. Wybierając więc szkołę, inwestujmy rozważnie, zwłaszcza gdy mamy duże możliwości wyboru.
Niezależnie od tego, czy zdecydujemy się na artystyczną „Republikę Łejerską”, renomowane liceum czy szkołę katolicką, postarajmy się po prostu o dobrą szkołę dla naszego dziecka. Oczywiście, zaraz usłyszymy zarzuty osób mieszkających na wsiach i w mniejszych miasteczkach, że one takiego wyboru nie mają, że mieszkańcy wielkich miast są po raz kolejny w lepszej sytuacji i że równe szanse edukacyjne to mit. Jasne, miastowym jest łatwiej, ale, jak się okazuje, nie zawsze potrafią wykorzystać fakt, iż praktycznie „pod nosem” mają całą gamę różnorodnych szkół do wyboru. Pozostaje też (jeśli ma się takie możliwości...) dziecko do szkoły dowozić bądź, zwłaszcza licealistom, zapewnić miejsce w szkolnej bursie. Naprawdę warto choć spróbować podjąć taki wysiłek, jeśli tylko szkoła jest tego warta.
No właśnie, a jak znaleźć tę właściwą szkołę? Czego możemy, lub wręcz powinniśmy oczekiwać i wymagać od instytucji, której powierzamy nasze dziecko?
Gimnazjum, które i tak każdy musi ukończyć? Liceum, do którego idę, bo tak właściwie nie wiem, co ze sobą zrobić, a maturę trzeba by zdać? Nic z tych rzeczy! Szkoła naprawdę może mieć swoją niepowtarzalną „osobowość” i klimat, które przyciągają w jej progi pokrewne dusze.
Jednym z wielu tego przykładów są poznańskie „Łejery”, czyli Gimnazjum nr 15. To szkoła posiadająca program autorski dla młodzieży mającej zainteresowania artystyczne, pragnącej poznać teatr od strony kulis, podjąć jakieś twórcze działanie. Tu przedmioty artystyczne takie, jak: muzyka, teatr czy plastyka są obowiązkowe i bardzo lubiane. Uczniowie często goszczą też w poznańskich teatrach. — Mamy wśród gości twórców teatralnych, kompozytorów i poetów, którzy bywają u nas w szkole. Takie osoby nazywamy „wzbogacaczami”, czyli tymi, którzy wnoszą coś pozytywnego do naszej szkoły — wyjaśnia dyrektor placówki Grażyna Daniel. W szkole funkcjonuje specjalny program projektów uczniowskich, w ramach którego każdy uczeń gimnazjum przygotowuje swój dowolny projekt, robiąc coś, co go naprawdę interesuje. Może to być spektakl, wystawa, zabawa organizowana młodszym rocznikom. — Nie jesteśmy szkołą zawodową, w tym sensie jak np. szkoła muzyczna, która kształci profesjonalnych muzyków. Nie kształcimy zawodowych aktorów. Dla nas teatr jest sposobem na wychowanie. Sposobem, nie celem — podkreśla Grażyna Daniel. — Zabawa w teatr pozwala dzieciom lepiej poznać swoje emocje, zdać sobie sprawę ze swoich możliwości, odkryć swoje mocne i słabe strony, uświadomić sobie sposób komunikacji z drugim człowiekiem. Świetnie sprzyja budowaniu różnych relacji w grupie, budowaniu poczucia odpowiedzialności za wspólne działanie — dodaje.
Wyjątkowe jest także VI LO w Poznaniu im. Ignacego Jana Paderewskiego. Popularny „Paderek” to jedna z najstarszych i najwyżej notowanych szkół średnich w mieście. — Myślę, że siłą szkoły są osobowości jej nauczycieli. Wielu z nich nie jest jedynie belframi „od dzwonka do dzwonka”, ale potrafi zainteresować uczniów i zmotywować ich do pracy i rozwoju — mówi Karol Seifert, dyrektor „Paderka”. Podkreśla też z dumą, że jako szkoła „realizujemy hasło: «Nie samą nauką żyje uczeń», zdając sobie jednocześnie sprawę z tego, że podstawowy cel, dla którego przychodzą do nas młodzi ludzie, to zdanie matury i dostanie się na wybrany kierunek studiów”. Dbając o jakość kształcenia udaje się też, jego zdaniem, uniknąć w szkole tzw. zjawiska wyścigu szczurów czy przekształcenia szkoły w „stajnię olimpijczyków”, co odbywa się zawsze kosztem innych uczniów. Zwraca on także uwagę, że wielu absolwentów, podobnie jak on, wraca do szkoły już jako nauczyciele. — Ufam też, że każdy uczeń kończąc „szóstkę” ma świadomość swojej wartości i tradycji narodu, do którego należy. Jednocześnie wie, że żyje w takim świecie, w którym kiedy nie krzyknie, że tu jest i że jest najlepszy, to inni mogą go nie zauważyć — podsumowuje.
Według obiegowej opinii polski uczeń swojej szkoły nie lubi, wręcz nie cierpi. Najchętniej by do niej wcale nie chodził, a jego największe marzenie, to szybko ją skończyć. Musieliśmy więc mieć strasznego pecha. Może też odwiedziliśmy „niewłaściwe” szkoły? Uczniowie bowiem, z którymi rozmawialiśmy, jakoś nijak nie mieścili się w tych kategoriach. Oddajmy im jednak głos:
— Bawimy się w szkole w „Republikę Łejerską”. Mamy swoją konstytucję, instytucje demokratyczne takie, jak: sejm, czyli samorząd uczniowski. Starsza izba sejmu to gimnazjaliści, młodsza — podstawówka. Są też dwie izby senatu: nauczyciele i rada rodziców oraz prezydent, czyli pani dyrektor. Jest też Trybunał Dziecięcy. To taki nasz szkolny sposób na naukę zasad demokracji — mówią uczniowie „Łejerów”. — W naszej szkole, dzięki jej kameralności, na pewno jest bezpieczniej. Nie ma też jakiegoś bicia, gnębienia młodszych przez starszych czy słabszych przez silniejszych — podkreśla Agnieszka z trzeciej klasy. — Na zajęciach nie recytujemy wierszyków, nie mamy drętwych, szkolnych akademii. Nasze zajęcia pozwalają nam się otworzyć na drugiego człowieka, poznać siebie i własne możliwości — dodaje jej koleżanka Alicja.
— To fajna szkoła, lubimy tu przychodzić. Znamy się tu wszyscy i nie czujemy się obco ani anonimowo. Także ksiądz dyrektor zna nas wszystkich po imieniu, do każdego potrafi zagadnąć, pograć w ping-ponga. Ma do nas zaufanie, ale jeśli je zawiedziemy i coś przeskrobiemy wiemy, że dostaniemy porządną burę — przyznają Basia i Marta z poznańskiego Gimnazjum Katolickiego im. św. Stanisława Kostki. — Niektóre koleżanki z podstawówki żałują teraz, że nie poszły do tej szkoły. Trochę może przestraszyła je nazwa „katolicka”, bo pytały nas, z lekkim przerażeniem, czy będziemy musiały chodzić tu ubrane jak siostry zakonne — śmieją się dziewczyny. — A to po prostu zwyczajna, świetna szkoła!
— „Paderek” ma niezwykłe grono pedagogiczne, w którym jest naprawdę sporo osobowości, wspaniałych nauczycieli, takich z powołania — mówi Alicja, tegoroczna maturzystka. — Poznałam tu niesamowitych ludzi. Jestem bogatsza o nowe znajomości. Ukształtowałam tu siebie, swoje poglądy, swoje zainteresowania. Pod względem humanistycznym rozwinęłam się, odkryłam w sobie artystyczną duszę — dodaje uczennica. — Te trzy lata to dla nich niesamowity rozwój — przyznaje Magdalena Szymańska, jedna z długoletnich nauczycielek „Paderka”. — Robię uczniom taką zabawę: w pierwszej klasie piszą list do siebie jako maturzysty. Ten list dotyczy ich marzeń, ale i tego, co chcieliby osiągnąć przez te trzy lata. Oddaję im te listy na studniówkach. Jedna z uczennic przyznała, że zdaje sobie sprawę, że to ona napisała ten list, ale kompletnie nie rozpoznaje tej osoby...
Szkoła to nie tylko nauczyciele i uczniowie, ale także rodzice. I jako rodzice mamy możliwość włączenia się w życie szkoły. Nie musimy bowiem być tylko biernymi obserwatorami „procesu edukacyjnego” naszych pociech. Mamy też prawo i nawet obowiązek współpracować z pedagogami. A życie pokazuje, że kiedy rodzice i nauczyciele to nie „my” i „oni” z wrogich sobie obozów, szkoła wcale nie musi być tym okropnym miejscem, na które uczeń codziennie jest skazany. Cel jest przecież wspólny: dobrze wychować dzieci.
— Chcielibyśmy, żeby zarówno młodzież, jak i rodzice decydujący się na naszą szkołę wybierali świadomie spośród wielu innych. Muszą oni po prostu chcieć wzrastać w duchu proponowanych przez nas wartości. Szkoła bowiem nie zastąpi nigdy domu. Dlatego pragniemy ściśle współpracować z rodzicami nad rozwojem osobowości chrześcijańskiej ich dorastających dzieci. Wspólnie z nimi wychowujemy je przede wszystkim w duchu szacunku i miłości dla drugiego człowieka — przekonuje ks. Piotr Kuś, dyrektor publicznego Gimnazjum Katolickiego im. św. Stanisława Kostki prowadzonego w Poznaniu przez archidiecezję. Stąd tak ważne jest angażowanie się rodziców w życie szkoły i to nie dopiero wtedy, gdy pojawiają się jakieś problemy dotyczące ich dzieci.
— Nasi rodzice mają ochotę brać udział w życiu szkoły, aktywnie w nim uczestniczą — mówi Magdalena Szymańska, nauczycielka „Paderka”. — Byłam niedawno na wycieczce, którą zorganizowali rodzice. Będąc z wykształcenia psychologami przygotowali nam warsztaty dla klasy trzeciej pomagające uczniom przygotowywać się do zdawania egzaminów maturalnych, do prezentowania się na forum. To jedna z wielu cennych inicjatyw — dodaje. Zauważa też, że rodzice utożsamiają się ze szkołą, czego dowodem są całe pokolenia, rodzeństwa czy kuzynostwa chodzące do poznańskiej „szóstki”.
Podobnie rzecz się ma w szkołach pijarskich, gdzie oprócz wspólnych wyjazdów czy innych przedsięwzięć, poszczególne klasy i cała społeczność szkolna uczestniczy we wspólnych Mszach św., rekolekcjach. — Włączenie się w to „duchowe” życie szkoły proponujemy też rodzicom. Nie istnieje bowiem rozgraniczenie na szkołę, jako miejsce nauki oraz wychowania, i domu, gdzie uczeń może rozmawiać o sprawach dotyczących swojej wiary — uważa o. Józef Tarnawski SP, prowincjał Polskiej Prowincji Pijarów, zakonu, który od czterech wieków zajmuje się szkolnictwem.
Szkoły katolickie cieszą się coraz większym zainteresowaniem rodziców i samych uczniów. Stąd też rośnie ich liczba, zwłaszcza w dużych miastach. W samym Poznaniu jest ich kilkanaście, a w całej Polsce ok. 500. Co je wyróżnia spośród innych placówek oświatowych?
Wydaje się, że ich specyfika polega przede wszystkim na uchwyceniu całości wychowania, co nie oznacza oczywiście, iż szkoły państwowe nie wychowują. — Szkoła katolicka prowadzi „edukację integralną” obejmującą wszystkie warstwy w człowieku. Ma ona za zadanie kształtować nie tylko intelekt czy postawy społeczne, ale odwołuje się do antropologii chrześcijańskiej. Dostrzegamy naszych wychowanków nie tylko w ich relacji do innych ludzi i do samych siebie, ale także w relacji do Boga. Zresztą cały nasz program wychowawczy wpisany jest w rok liturgiczny, zawiera treści i odniesienia chrześcijańskie — mówi o. Józef Tarnawski. Warto zauważyć, iż szkoły pijarów, zgodnie z duchem założyciela zakonu św. Kalasancjusza, są publiczne, czyli bezpłatne, mają bowiem być dostępne dla wszystkich. Obecnie w Polsce prowadzą oni sześć takich placówek, wśród których znajduje się Zespół Szkół Pijarskich im. św. Józefa Kalasancjusza w Poznaniu.
O. Tarnawski podkreśla również, że rola nauczyciela w szkole katolickiej nie sprowadza się jedynie do roli dydaktycznej i wychowawczej. Ma on być dla swoich uczniów świadkiem wiary. Ma nie tylko nauczać, ale dawać przykład swoim życiem. — To wszystko składa się na pewien klimat, którego pewnym uzewnętrznieniem może być fakt, że szkoła katolicka to jest miejsce nauki, wzrostu człowieka oraz jego wiary. Mamy, jak w każdej szkole, salę gimnastyczną, sale dydaktyczne, ale i kaplicę. Dzień zaczynamy natomiast od modlitwy, polecając nasze codzienne sprawy, pracę i wzrastanie w mądrości Bogu. Cóż bowiem sami, bez Niego, moglibyśmy zdziałać? — tłumaczy kapłan. — Przy tym wszystkim pragniemy, by nasze szkoły były po prostu dobre, miały wysoki poziom nauczania — dodaje.
Podobnie na tę sprawę patrzy ks. Piotr Kuś. — Szkoła katolicka nie ma, rzecz jasna, charakteryzować się zwiększeniem liczby lekcji religii — śmieje się. Uważa zresztą, że przymiotnik „katolicka” niewątpliwie zobowiązuje. — Dla mnie ta katolickość oznacza profesjonalizm, czyli dobre wykonywanie tego, co do nas należy: uczenia i wychowywania. Natomiast samo wychowywanie powinno odbywać się w oparciu o wartości wynikające z Ewangelii, które są wpisane w kulturę chrześcijańską i które współtworzyły przez wieki historię naszego narodu — wyjaśnia.
Jak podkreślają obaj duchowni, swoich uczniów chcą wychować na dobrych ludzi, a przekazując im fundamentalne wartości, uczyć mądrej tolerancji i szacunku dla każdego człowieka. — Sztuką jest chyba, by nie zagubić tożsamości szkoły katolickiej, ale też nie przekroczyć pewnego progu wolności drugiego człowieka, zwłaszcza gdy jego świadoma, dojrzała wiara dopiero się kształtuje — podsumowuje o. Tarnawski.
opr. mg/mg