Rozmowa z Krzysztofem Ziemcem, prezenterem Wiadomości TVP
Akurat w wieczór wigilijny powrócił pan po półtorarocznej przerwie jako prezenter „Wiadomości” TVP1. Data powrotu do pracy to przypadek, czy ma ona dla pana wymiar symboliczny?
Rzeczywiście, pomysł rozpoczęcia pracy w takim dniu miał symboliczny wymiar. Noc Bożego Narodzenia to czas kiedy od 2 tysięcy lat corocznie przeżywamy narodzenie Jezusa. Zachowując właściwy szacunek i umiar, mogę powiedzieć że moje pojawienie się na antenie, było dla mnie takimi symbolicznymi powtórnymi narodzinami. Pomysł powrotu właśnie w Wigilię wyszedł od Jacka Karnowskiego, szefa Wiadomości TVP1. Kiedy wcześniej rozmawialiśmy na temat pracy w „Wiadomościach” i powiedział mi, że tak właśnie wymyślił mój powrót, z radością go zaaprobowałem.
Była to radość z powrotu do „Wiadomości”, w których pan przed laty pracował, czy z powrotu do aktywności zawodowej w ogóle?
Jest to mój powrót do miejsca, w którym pracowałem przez kilka lat od 2004 do 2006 roku. Ale znacznie bardziej chodziło o powrót do świata ludzi „żywych”. Nie można było sobie wyobrazić lepszego powrotu. Jest w tym ukoronowanie moich półtorarocznych starań o powrót do normalności. A jednocześnie wejście na sam szczyt. „Wiadomości” znajdują się przecież w ekstraklasie telewizyjnych programów informacyjnych. Znowu są najchętniej wybierane przez widzów w Polsce. Osiągają 5 milionową widownię, a w święta gromadzą przed ekranem jeszcze więcej osób. „W życiu nie ma przypadków” - mówiła jedna z pielęgniarek opiekujących się mną w szpitalu po wypadku. Do końca życia będę powtarzał te słowa. Nasze życie ma scenariusz napisany ze szczegółami przez Kogoś, Kto jest ponad nami. Jestem przekonany, że taki przebieg wypadków był dla mnie zaplanowany. Każdy mój dzień tego dowodzi. Można dużo osiągnąć, trzeba tylko mieć ogromną motywację i wsparcie bliskich.
Powrót po długiej przerwie do bardzo odpowiedzialnej i stresującej pracy jest pewnie trudny?
To prawda. Kiedy tydzień przed Świętami przekraczałem próg telewizji, żeby podpisać umowę o pracę, czułem taki niepokój jakbym wchodził na ustną maturę. Nie wiedziałem czy mnie zaakceptują, czy sobie poradzę. Półtora roku bez pracy to bardzo długa przerwa. Zmaganie się ze sobą, ze swoim niedołęstwem, bólem. To był czas, który niwelował moje największe dokonania także zawodowe. Pierwsze, wigilijne wydanie „Wiadomości” udowodniło mi, że nie zapomniałem wszystkiego, że dalej jestem osobą godną zaufania.
Wiele osób myśli, że prezenter programu przychodzi do telewizji wieczorem, ekipa zajmuje się jego wizerunkiem, przygotuje mu informacje do odczytania. On ma tylko dobrze wypaść. Tymczasem dzisiaj każdy prezenter pracuje na takie wieczorne wydanie od rana z całą redakcją. Codziennie potrzeba ostrego, świeżego spojrzenia, ponadczasowego i z dystansem. Konieczne jest także podejmowanie natychmiastowych decyzji. Dlatego to trudny powrót, ale szczęśliwy.
Czy po wypadku zmieniło się pana spojrzenie na karierę, sukces?
Kariera jest pojęciem umownym. To co dla jednych będzie robieniem kariery, dla drugich nie będzie miało większego znaczenia. Kariera jest czymś ulotnym. Dziś jest a jutro jej nie ma. Taki blichtr i umowna kariera nigdy nie były dla mnie istotne. Wiem, że nie to jest w życiu najważniejsze i nie o to trzeba walczyć. Ale to prawda, że teraz, po wypadku i długiej rehabilitacji, mam dużo więcej dystansu do wielu spraw w życiu.
Czego będziemy mieć więcej na ekranie? Krzysztofa Ziemca z jego doświadczeniem życiowym czy prezentera, którego wizerunek kształtowany jest przez program, dla którego pracuje?
Powiem może nieskromnie, że człowiek po takich przejściach jak moje, staje się chyba bardziej wiarygodny dla innych. Kiedy mówię o trudnych sprawach i ludzkich dramatach, to jednocześnie sam znam je z własnego doświadczenia. Uważam, że to właśnie jest moim bogactwem, którego mi nikt nie odbierze. Jest tym, co mogę wnieść w styl swojej pracy.
Ma pan jakieś ciche życzenia na nowy rok?
Czego może sobie życzyć człowiek, który otrzymał drugie życie? Ludzie, którzy przeżyli wypadek, przeszli ciężką chorobę, często myślą, że będą dbali o tą wrażliwość, którą odkryli w sobie na nowo. A potem nic się w ich życiu nie zmienia. Życzyłbym sobie, żeby w moim przypadku było inaczej. Żeby to drugie życie, które dostałem, było jeszcze bardziej wartościowe niż to, które miałem. Przeżyłem, choć szanse były niewielkie. Dlatego myślę, że czeka mnie jakieś zadanie na tym świecie. Wydaje mi się, że już odkryłem jakie, choć nie do końca znam jego szczegóły.
Dzisiaj każdego dnia dziękuję Bogu, że mogę chodzić po ziemi, uśmiechać się do rodziny, wrócić do swojej pracy. Czego mi jeszcze potrzeba?
opr. mg/mg