Jako nastolatek został ateistą i gorliwie przekonywał wszystkich, że Bóg nie istnieje. Dziś, opowiada o miłości Boga bezdomnym, więźniom, skinheadom, osobom z kręgów LGBT, ludziom spotkanym w metrze.
Chciał nawet spotkać się z Nergalem, ale jeszcze mu się to nie udało. Zaraża wiarą i entuzjazmem ewangelizacyjnym. Drodzy Czytelnicy, poznajcie — jeśli jeszcze nie znacie — Grzegorza Miecznikowskiego.
Wychowałeś się w rodzinie katolickiej, ale jak mówisz był to katolicyzm tradycyjny.
Tak. Od najmłodszych lat chodziłem z rodzicami do kościoła. Raz w tygodniu zjawialiśmy się na Mszy niedzielnej, spędzaliśmy w kościele mniej więcej godzinę, a po wyjściu z niego żyliśmy tak jakby Boga nie było. Nie pamiętam, abyśmy wspólnie się modlili lub czytali i rozważali Słowo Boże. Tak naprawdę to Pismo Święte było widoczne w naszym domu raz w roku: w czasie wizyty księdza po kolędzie.
Jako nastolatek odrzuciłeś Boga zupełnie.
Miałem 14 lat i zafascynowałem się muzyką metalową. Najpierw zacząłem ubierać się na czarno, a z czasem w mojej szafie pojawiły się bluzy z satanistycznymi symbolami. Np. z odwróconymi krzyżami. Świat muzyki mnie pochłonął. Odrzuciłem Boga i Kościół. Stałem się gorliwym ateistą, który wszystkich przekonywał dookoła że Boga nie ma. Nie chcę tu powiedzieć, że każdy kto zacznie słuchać takiej muzyki musi odejść od Boga, ale w moim przypadku tak akurat się stało. Pewnego dnia moja kuzynka pożyczyła mi płytę zespołu 2Tm2,3. Zespół ten grał metal, ale teksty ich utworów mówiły o mocy Boga i o Jego miłości. Kiedy zacząłem ich słuchać coś się zaczęło ze mną dziać. Padłem na kolana i Duch Święty dotknął mnie swoją łaską. Wypowiedziałem kilka słów modlitwy „Ojcze nasz” i nagle strumienie łez popłynęły z moich oczu. Płakałem ze trzy godziny. I stało się dla mnie jasne: On żyje. Jezus żyje i bardzo mnie kocha. Pod wpływem tego doświadczenia diametralnie zmieniłem moje postrzeganie Boga i Kościoła. Zacząłem Go szukać z całych sił. Trafiłem do młodzieżowej wspólnoty, jeździłem na różne rekolekcje. Wiedziałem że On jest miłością, ale nie znałem Jego Słowa i mocy. Ale po kilku latach znów upadłem.
Wiem, że przez długi czas zmagałeś się z hazardem, nerwicą, depresją, nałogiem tytoniowym, pornografią. To problemy wielu współczesnych ludzi, nie tylko młodych.
Nie potrafiłem sobie sam z nimi poradzić. Nie wiedziałem jak się modlić, gdzie szukać ratunku. Nie wiedziałem czym jest modlitwa uwielbienia. Wtedy otrzymałem książkę „Moc uwielbienia”, w której opisano przeróżne historie ludzi zmagających się z rozmaitymi problemami. Okazało się, że kiedy ci ludzie zdecydowali się uwielbiać Boga i dziękować Mu w każdej sytuacji (tak, w każdej sytuacji, nawet bardzo trudnej) ich życie się zmieniło. Dzięki modlitwie uwielbienia Jezus wyciągał ich ze słabości, z tego co ich zniewalało. Kiedy to przeczytałem, uwierzyłem, że jest dla mnie nadzieja. Zupełnie w ciemno zacząłem dziękować Bogu za każdą sytuację mojego życia. Stawałem do modlitwy i mówiłem: „Panie Jezu dziękuję Ci, Panie uwielbiam Cię w każdej trudności i w każdym moim nałogu. Bądź uwielbiony Duchu Święty. Bądź uwielbiony Panie Jezu. Panie Ty jesteś moją siłą, mocą i ucieczką”. Kiedy wpadałem w hazard lub inne grzechy, już nie pozwalałem sobie na to, aby się potępiać, ale pierwszą moją reakcją było dziękczynienie. Więc jak mi zdarzyło się wrzucić jakiś pieniądz do maszyny hazardowej i kiedy już wszystko przegrałem i wracałem do domu, kiedy upadałem przepraszałem Boga i dziękowałem, że On pokonał mój grzech na krzyżu, dziękowałem, że chce mnie wydobyć z mojej niemocy, że kiedyś mnie wydobędzie mimo tego, że w danym momencie to moje nałogi miały kontrolę nade mną. Bo jak czytamy w Liście do Tesaloniczan, w każdym położeniu powinniśmy dziękować Bogu. Kiedy wcześniej upadałem (a zdarzało się to wielokrotnie), moją pierwszą reakcją na ten upadek było samopotępienie. Dystansowałem się od Boga, wpadałem w tzw. syndrom Adama, czyli chowałem się przed Nim ze wstydem.
Doświadczyłeś jednak uwolnienia od nałogów, uzdrowienia z depresji i nerwicy. Opowiedz o tym, proszę.
Pamiętam jak na jednym obozie rekolekcyjnym po raz pierwszy zobaczyłem jak ludzie modlą się o uzdrowienie. To było dla mnie nowe, nie wszystko od razu zrozumiałem. Sam bardzo cierpiałem. Wszędzie szukałem ratunku i średnio mi cokolwiek pomagało, dlatego zacząłem sam też modlić się z wiarą o swoje uzdrowienie. Kładłem rękę na moją głowę i ogłaszałem Boże Słowo nad swoim życiem: „Panie Twoje Słowo mówi, że Ty mnie odmłodzisz jak orła... Ja nie mam sił, aby żyć, ale woje Słowo mówi, że będziemy kłaść ręce na chorych, a ci zostaną uzdrowieni. Dlatego Panie stojąc na tej obietnicy w Imieniu Jezusa rozkazuję, aby wszelkie lęki, depresje odeszły z mojego życia i już nigdy nie wracały. Przyjdź Duchu Święty i wylewaj na mnie swój pokój... Tak bardzo Cię potrzebuję.” Każdego dnia wyznawałem na głos Boże obietnice co do uzdrowienia. Po kilku miesiącach byłem całkowicie wolny od lęków, depresji i zniewoleń.
Później zachorowałeś na chorobę nowotworową, a mimo to nie straciłeś zaufania do Boga. Mało tego, nie przestałeś głosić Jego miłości. Ciągle jesteś w drodze.
Od trzech lat jestem w trasie. Zwiedziłem Polskę od północy po południe i od wschodu po zachód. Głoszę świadectwa na Mszach i we wspólnotach. W szkołach i na ulicach. W czasie Wielkiego Postu 2022 roku przez 15 dni z rzędu głosiłem Chrystusa w różnych miastach. Byłem też w Norwegii, w Wielkiej Brytanii i w USA. Po tym jak zacząłem doświadczać jak dobry jest nasz Tata Bóg, jak nas kocha, jak Duch Święty przychodzi nam z pomocą, jak mógłbym siedzieć w miejscu i o tym nie mówić? Chcę zdobyć dla Boga jak najwięcej dusz. Tylu ludzi cierpi z bardzo różnych powodów, tylu popełnia samobójstwa...
O swoich — bardzo bogatych i naprawdę niezwykłych doświadczeniach ewangelizacyjnych, modlitwach o uzdrowienie i uzdrowieniach - opowiadasz w książce „Miłość chodzi ulicami”. Ta publikacja jest niczym jeden popularny napój: dodaje skrzydeł. Naprawdę.
Cieszę się, że tak ją odbierasz. Ona ma formę wywiadu-rzeki i często rozdaję ją na swoich spotkaniach, bo Bóg działa z taką fantazją i tak niepowtarzalnie, że o tym też trzeba opowiedzieć, a nie zawsze jest to możliwe w trakcie spotkań. Jesienią napisałem już książkę w pełni samodzielnie, właśnie trafiła do drukarni i ukaże się późną zimą lub wczesną wiosną.
Rozmawiała Aleksandra Polewska-Wianecka
Opiekun 2/2023