Rozmowa z liderem Arki Noego
Jesteś kojarzony przede wszystkim z Arką Noego. Jak to się stało, że stworzyłeś Arkę?
- Pierwsze kroki naszego zespołu to piosenka „Nie boję się, gdy ciemno jest", skomponowana specjalnie na zamówienie telewizji, z okazji przyjazdu Ojca Świętego do Polski. Skrzyknęliśmy grupę naszych znajomych i ich dzieci. W studiu pojawił się Marcin Pospieszalski ze swoim synem Mikołajem, Darek Malejonek z Kasią i Olą, perkusistka Armii Beata z córką Kają, Maciej Starosta ze swoimi córkami Halszką i Malwinką, Joszko Broda, no i ja z moimi córkami Majką, Wiktorią i Różą. O zespole wtedy nie myśleliśmy. Kilka tygodni po tym wydarzeniu zatelefonowała do nas siostra Mariola z programu „Ziarno", prosząc o utwory będące ilustracją muzyczną do jej programu. Nasze piosenki się spodobały i tak powstał zespół Arka Noego, a z piosenek „ziarnowych" powstała pierwsza płyta, później następne i... do dzisiaj Arka „płynie" i kiedy może, gra.
Dlaczego właśnie Arka Noego?
- Początkowo występowaliśmy bez nazwy. Nie przypuszczaliśmy przecież, że tak naprawdę powstał zespół. Dopiero kiedy trzeba było wydać pierwszą płytę, zasugerowano nam, byśmy wymyślili jakąś nazwę. Wtedy podczas jednej z liturgii pojawił się temat Arki Noego - i pomyślałem, że jest to doskonały „materiał" na nazwę zespołu. Są przecież wśród nas bardzo różne osobowości - jak na prawdziwej biblijnej Arce Noego. Ale nie jest to jedyne przesłanie Arki Noego - tak naprawdę była ona również tym, co niesie życie: Dobrą Nowiną. Przetrwała przecież potop. Dlatego mamy pewność, że słowo, które śpiewamy, też przetrwa wszelkie ustroje, kataklizmy, wszystkie trudne sytuacje.
Wasze piosenki to odpowiedzi na pytania ważne, ale i bardzo trudne. Nie boicie się takich tematów?
- Nie, wręcz przeciwnie. Czujemy, że trzeba się z nimi zmierzyć. Dlatego śpiewamy o Bogu Ojcu, rodzinie, o ojcu w rodzinie. Śpiewamy o niebie i życiu wiecznym - te tematy są ciągle aktualne. Są też piosenki, w których podejmujemy trudne tematy umierania.
Owszem, pojawiają się znane piosenki, jak: „Nie boję się", „Ratuj mnie" itd. Kiedy zmarła babcia Basia (czyli moja mama), ułożyliśmy piosenkę o tym, że babcia Basia urodziła się po to, żeby iść do nieba. Przedziwne jest to, że powstały utwory, które zrozumiałem dopiero po wielu latach. Mają one w sobie coś tak niesamowitego, że za każdym razem, kiedy się je śpiewa, znaczą coś innego. Choćby piosenka: „Nie boję się, gdy ciemno jest". Kiedy śpiewamy ją na koncercie, „znaczy" coś innego niż podczas audiencji u Jana Pawła II czy w hospicjum albo na oddziale onkologicznym...
Zadebiutowaliście utworem: „Nie boję się". Czy spodziewaliście się, że powstaną następne i będzie ich coraz więcej?
- Chyba nie. To wszystko jest naprawdę dla nas niespodzianką. Nie spodziewaliśmy się, że coś takiego zrobimy, i nie spodziewam się w tej chwili, że zrobimy coś nowego. Tego się nigdy nie wie. Jeśli Bóg będzie chciał...
Jak się czujecie, kiedy słyszycie swoje piosenki w wykonaniu innych zespołów?
- Czujemy, że są potrzebne ludziom - i to nas bardzo cieszy. Cieszy nas również, że Arka doczekała się wielu tłumaczeń, że jest Arka w języku hiszpańskim. Od pięciu lat dzieci z okolic Limy tworzą zespół Arka de Noe. Jest też zespół niemiecki Noahs Kids, dzieci z Kościoła luterańskie-go, z Tuning, nad Morzem Północnym, który wykonuje wszystkie nasze piosenki po niemiecku. Istnieje również zespół ukraiński, który podobnie jak my występuje w programie przypominającym nasze „Ziarno" i też ma swoją płytę z naszymi piosenkami. Poza tym działa zespół szwedzki Next Generation. Dostaliśmy też informację, że nawet w Afryce nasze piosenki są śpiewane. Poza tym teksty Arki Noego znane są również w Finlandii i w Czechach.
Najbardziej jednak wzruszyła nas hiszpańska Arka. Kiedy przyjechali do nas, do studia, i nagrywali płytę, było to dla nas niesamowite przeżycie. Znali nasze utwory po polsku i po hiszpańsku. Wspaniałe, że to, co tu powstaje - i tak naprawdę nawet nie wiemy jak - później „przydaje się" dzieciom na drugiej półkuli. Pan Bóg naprawdę nas zaskakuje tym wszystkim!
Arka Noego „płynie", „zabiera" na pokład nowych fanów i piosenki. To wymaga dużego wysiłku i podjęcia pewnego ryzyka. Warto?
- Oczywiście! Chcemy uczyć się kochać i chwalić za wszystko Pana Boga. Myślę, że piosenki bardzo w tym pomagają. Zresztą śpiewamy przecież: „Czy mam wszystko, czy mi brakuje, kiedy się modlę, mówię dziękuję" - nie jest to tylko śpiew, ale codziennie staramy się do tego dorastać.
Co jest w Arce najważniejsze?
- Najważniejsze są słowa - i one przede wszystkim mają być na pierwszym miejscu. Zanim powstała Arka i jej piosenki, miałem okazję często rozmawiać ze swoimi dziećmi podczas niedzielnych laudesów. Pytałem: kim jest Pan Bóg? Czy naprawdę coś do nas mówi w Ewangelii? A one prosto odpowiadały na trudne pytania. To była dla mnie ogromna pomoc przy pisaniu słów do naszych piosenek.
Jak młodzi artyści radzą sobie ze swoją popularnością?
- Wiemy, że to nie my, nie zespół jest popularny, ale piosenki. Nie czujemy się gwiazdami. Możemy normalnie chodzić do szkoły, do pracy i nikt nas nie zaczepia. A scena? Chyba na całe szczęście dla dzieci jest to coś normalnego. Raczej są dość odważne na scenie i nie mają kłopotów z powrotem do normalnego życia.
Pierwszych „arkowiczów" już chyba nikt dzisiaj nie rozpoznaje i w tej chwili należą do załogi, która nam czasem towarzyszy przy wyjazdach. Pomagają młodszym, bo obecnie śpiewają dzieci, które rodziły się, gdy powstawał nasz zespół. Niektóre grają z nami w zespole.
Co dzieci lubią najbardziej?
- Nie wiem... chyba nowe piosenki. Cały czas chciałyby śpiewać coś nowego; wtedy skaczą bardzo wysoko i śpiewają bardzo głośno. Poza tym bardzo lubią wyjazdy w trasy koncertowe! Tego nigdy nie mogą się doczekać. Zresztą zwykle maj i czerwiec to czas koncertowania.
Kiedy ukaże się kolejna płyta?
- Nie wiem. Teraz mamy płytę: „Nie ma to tamto - Subito Santo" - i chyba ona jest aktualna. Ale jeśli Pan Bóg nas natchnie, to na pewno nie będziemy się opierali i napiszemy coś nowego.
Wiem, że lubicie koncerty. Dlaczego?
- To są dla nas bardzo ważne spotkania, ponieważ spotykamy się tam z całymi rodzinami. Zwiedzamy ciekawe miejsca, goszczą nas ciekawi ludzie, mamy wielką wycieczkę.
Podczas swoich koncertów, i nie tylko, spotykacie się z wieloma osobami. A najważniejsze spotkanie, którego nigdy nie zapomnicie?
- To spotkanie z Janem Pawłem II w Rzymie 6 stycznia 2001 r. Wtedy Ojciec Święty poznał nas jako rodziny, a nie zespół muzyczny. Po tym spotkaniu mam pewność, że to co robimy, jest bardzo ważne i musimy to kontynuować.
I coś jeszcze... spojrzałem w oczy Papieża, było to spojrzenie chrześcijanina, który nikogo nie ocenia, nie sądzi. Miałem ochotę opowiedzieć mu całe moje życie ze wszystkimi upadkami i czułem, że on mnie nie potępi. Dzisiaj świat potrzebuje chrześcijan, którzy potrafią patrzeć takimi oczami. Zwłaszcza kiedy budzimy się rano pełni lęków, niepokojów, wątpliwości przed tym co nas czeka.
Co chciałbyś powiedzieć czytelnikom „Przewodnika Katolickiego"?
- Prosimy o modlitwę za zespół, żebyśmy zawsze mieli Ducha Świętego na naszym pokładzie.
opr. mg/mg