Nowa ewangelizacja potrzebuje piękna i sztuki, jednak trzeba umieć odróżnić to, co autentycznie piękne, od tego, co tylko pozornie atrakcyjne
«Drogą piękna ku nowej ewangelizacji» to tytuł sympozjum, które odbyło się 14 stycznia 2012 r. w Rzymie w Pałacu Apostolskim na Lateranie. Przedstawiamy poniżej jeden z referatów.
Chwila historyczna, w której obecnie żyjemy, jest czasem głębokich przemian, niepokojących wydarzeń, które budzą zarazem poczucie rozpaczy i nadzieję. Społeczeństwo konsumpcyjne i ery globalizacji rynków musi liczyć się z wymykającą się spod kontroli gospodarką, z tym, że ziemia nie jest skłonna już dłużej znosić ostrego konfliktu, narzuconego jej przez rozwój technologiczny i świat, w którym wciąż pogłębiają się nierówności między uprzywilejowanymi i wyzyskiwanymi. W tej sytuacji świadomość konieczności «rozpoczęcia od nowa» szerzy się jednak bardziej w samym społeczeństwie niż wśród rządzących.
Powstaje sytuacja, w której po upadku wielkich ideologii minionego stulecia, po fazie zachłyśnięcia się kruchym hedonizmem znów jawi się konieczność postawienia sobie pytań: Kim jesteśmy? Skąd przychodzimy? Dokąd zmierzamy? Są to pytania dramatycznie odwołujące się do tradycji religijnych, a szczególnie wyraźnie do chrześcijaństwa. Wielkim tematem, jaki się narzuca, jest kwestia nowej ewangelizacji, i słuszne jest zastanawianie się nad tym, w jakiej mierze odnośnie do tego programu można mówić o roli sztuki i piękna.
Jan Paweł II, zwracając się do artystów, przypomniał zdanie przypisywane przez nihilistę Hipolita księciu Myszkinowi w Idiocie Dostojewskiego: «Piękno zbawi świat», uznając, że «nawet wówczas, gdy artysta zanurza się w najmroczniejszych otchłaniach duszy lub opisuje najbardziej wstrząsające przejawy zła, staje się w pewien sposób wyrazicielem powszechnego oczekiwania na odkupienie».
Ale czy rzeczywiście piękno jest czymś jednoznacznym, czemu można bezgranicznie zaufać? «Piękno jest rzeczą straszną i przerażającą, ponieważ jest tajemnicze (...) ponieważ Bóg dał nam tylko zagadki — twierdzi Dymitr Karamazow — w nim współistnieją wszelkie sprzeczności (...) to tutaj szatan zmaga się z Bogiem, a ich polem bitwy jest serce człowieka».
Czy pięknu można ufnie zawierzyć, czy też trzeba się zastanawiać i dokonywać wyborów. Benedykt XVI zachęca nas do refleksji: «Zbyt często jednak piękno, które bywa reklamowane, jest złudne i kłamliwe, powierzchowne, zaślepiające i odurzające, i zamiast skłaniać ludzi do przekraczania siebie, wskazywać im horyzonty prawdziwej wolności, pociągając ku temu, co w górze, więzi ich w samych sobie i jeszcze bardziej zniewala, pozbawia nadziei i radości. Jest to piękno fascynujące, lecz obłudne, które rozbudza żądzę, pragnienie władzy, posiadania, dominacji nad drugim (...) popada w obsceniczność, transgresję bądź bezcelową prowokację. Natomiast prawdziwe piękno rodzi w ludzkim sercu tęsknotę, głębokie pragnienie poznania, kochania, zbliżenia się do Drugiego, do tego, co je przerasta».
W świecie, w którym żyjemy, «bezinteresowne piękno, bez którego dawny świat nie potrafił pojąć samego siebie, (...) niezauważenie pożegnało się z nowym światem interesów, aby pozostawić go swej żądzy i smutkowi». Również tę myśl Hansa Ursa von Balthasara Papież Benedykt przytoczył w swoim pamiętnym przemówieniu do artystów, wygłoszonym w Kaplicy Sykstyńskiej w listopadzie 2009 r.
Trzeba zatem odróżnić «autentyczne» piękno, które nas pociąga ku temu, co w górze, od piękna złudnego, które nas zniewala. Pierwsze ma istotne znaczenie w programie nowej ewangelizacji, drugie jest jego przeciwieństwem, ponieważ było i jest u podstaw sekularyzacji, nihilizmu, usuwania pierwiastka boskiego z naszego społeczeństwa.
Dotyczy to również sztuki naszych czasów, która już nie stawia sobie za główny cel piękna, lecz estetyzm, i w wielu przypadkach chlubi się odrzuceniem piękna, traktując to jako przejaw «ducha czasów».
Tak zwany postmodernizm, który również rozbudził nadzieje na uwolnienie się od jałowości modernizmu, okazał się pretekstem do tego, by sprowadzić sztukę do wyrazu indywidualistycznego, mającego siebie za punkt odniesienia, oraz badać wszelkie możliwe odejścia od kanonów tradycyjnych, dla których osiągnięcie piękna było gwarancją zaistniałej komunikacji między dziełem a jego odbiorcą.
Sztuka chrześcijańska jest niewątpliwie dla nowej ewangelizacji sprawdzonym i skutecznym narzędziem, bowiem pośród nadzwyczajnego bogactwa doświadczeń, które ją cechują w różnych epokach, wyraźnie dochodzi do głosu jeden motyw przewodni: pragnienie zbliżenia się do tajemnic wiary i uczynienia widzialnym tego, co niewidzialne.
Rzym jest pod tym względem niewyczerpanym źródłem dowodów na to, że zmiany wizji świata, upodobań i wrażliwości dopuszczały coraz to inne drogi przybliżania się do tych tajemnic, które odczytywane w ciągu, tworzą jedną imponującą całość dla współczesnego odbiorcy, dostarczając mu nadzwyczajnych przeżyć intelektualnych i emocjonalnych. Możliwość zwiedzenia zarazem domu świętych Jana i Pawła, męczenników z IV w., katakumb, świątyni — tempietto — Bramantego i kościoła św. Iwona alla Sapienza lub oglądania w niewielkim odstępie czasu pierwszych malarskich wizerunków Madonny i kaplicy Contarellich Caravaggia pozwala zrozumieć, że sztuka nie tylko pozwala nam pojąć ducha epoki, lecz także dostrzec ciągłość inspiracji religijnej, która w różnych formach wyraża to samo przesłanie, nieustannie wzbogacane, ażeby pokazać jego niewyczerpane możliwości przemawiania do serc ludzkich.
Słusznie uczyniła Opera Romana Pellegrinaggi, która z pomocą środków transportu zorganizowała zwiedzanie miejsc charakterystycznych dla chrześcijańskiego Rzymu — i umożliwiła ich konfrontację — dając sposobność osobom, które przybywają z daleka, lepszego zrozumienia znaczenia miasta, które w chrześcijaństwie znalazło właściwą zdolność połączenia w jedną całość, jako przedmiotu medytacji — przemijalności i trwania, wzniosłości i pokornej prostoty codziennego życia.
Jedną z niemałych atrakcji Rzymu i licznych pobliskich miejsc są oazy ciszy, w których wsłuchiwanie się w dzieło sztuki staje się bardziej ubogacające i owocne. W wielu kościołach zachowały się te idealne warunki, a także ocalały pewne zaciszne zakątki, oddalone od uciążliwego ruchu ulicznego, miejsca położone wysoko i odosobnione, z których można patrzeć na miasto jako na jednolitą rzeczywistość, żywy organizm, którego święte symbole, kopuły, dzwonnice, iglice, figury aniołów i świętych na zwieńczeniu portyków i fasad komunikują się ze sobą na odległość w swego rodzaju świętej konwersacji.
Wydaje się wówczas, jakbyśmy słyszeli pieśń młodzieńców, wrzuconych do pieca, którą można przeczytać w Księdze Daniela: «Błogosławione niech będzie Twoje imię / pełne chwały i świętości — / chwalebne i wywyższone na wieki. / (...) Gwiazdy nieba, błogosławcie Pana, / chwalcie i wywyższajcie Go na wieki! / Deszcze i rosy, błogosławcie Pana, (...)! / Wszystkie wichry niebieskie, błogosławcie Pana, / chwalcie i wywyższajcie Go na wieki!» (Dn 3, 52. 63-65).
Ale czy możemy poprzestać na stwierdzeniu, że w spuściźnie sztuki chrześcijańskiej kryje się ten potencjał nowej ewangelizacji, z którego możemy i powinniśmy korzystać? Sądzę, że nie. Powinniśmy starać się o to, aby do chóru świadectw z przeszłości dołączył nie mniej donośny głos naszych czasów: «Czas nocy świata — napisał Heidegger — jest czasem ubóstwa, staje się bowiem coraz uboższy. Już stał się tak bardzo ubogi, że nie jest w stanie uznać braku Boga za brak».
Jak wykorzystać owe fermenty, które wciąż pojawiają się w obecnej debacie i które również w świecie sztuki zdradzają pragnienie «rozpoczęcia od nowa»? I jakie znaczenie może mieć przypominanie o zbawczej roli, jaką może odegrać piękno, owo piękno autentyczne?
Być może kryzys ekonomiczny, który aktualnie przeżywamy, może pobudzić do szukania tego, co w ostatnich dziesięcioleciach zniknęło z horyzontu, ustępując miejsca rytuałom konsumpcjonizmu, a mianowicie: solidarności, wspólnego świętowania, wstrzemięźliwości, ducha daru, walki z marnotrawstwem, zaangażowania w relacje międzyludzkie jako wartości przeciwstawianej wartości pieniądza. W tym sensie tradycja wolontariatu organizacji katolickich jest istotną przesłanką.
Mówienie o regresie budzi niepokój, ponieważ — jak zostało powiedziane w encyklice Caritas in veritate — człowiek dąży do tego, by «bardziej być», ale to nie upoważnia do «podporządkowania człowieka, zredukowanego do narzędzia rozwoju». «Zapanowanie nad wypaczeniami rozwoju» stało się zatem powinnością, która rzutuje także na świat sztuki, a zatem również na tę część twórczości artystycznej, która wyraźnie padła ofiarą takiego wypaczenia, stając się hymnem ku czci całkowitej deregulation i postulując tabula rasa oraz zniszczenie korzeni jako niezbędny punkt wyjścia.
Nowa ewangelizacja potrzebuje piękna, pamięci, a zatem sztuki, ale takiej sztuki, która potrafi odróżnić piękno autentyczne od piękna złudnego, sztuki, której budzące otuchę przejawy zaczynają być widoczne, ale która nie zdołała się jeszcze ugruntować i nieśmiało porusza się w obliczu chóru jednogłośnej krytyki, nastawionej na utrzymanie przywilejów rynku i postaw autocelebracji.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (3/2012) and Polish Bishops Conference