Antonio Vivaldi i festiwal jemu poświęcony w Poznaniu
Poznań pierwszym na świecie miejscem, w którym odbywa się festiwal muzyki Vivaldiego? Któż mógł wpaść na taki pomysł? Oczywiście Arte Dei Suonatori, najsłynniejsza polska orkiestra barokowa.
Można by zażartować, że Arte Dei Suonatori i jej szef Cezary Zych cierpią na muzyczne ADHD - nie potrafią spokojnie usiąść i choć przez chwilę nic nie robić. Nie ma takiej drugiej orkiestry, która nie dość, że od lat bierze udział w permanentnym festiwalu niemającym końca: „Muzyka dawna - persona grata", to jeszcze niemal co roku wymyśla nowe festiwale. Bo oprócz tego pierwszego odbywają się cztery inne: Muzyka w Raju (Paradyż), Festiwal Trzech Baroków (Wrocław), Festiwal Barokowych Smyczków i Strun (Poznań) oraz Festiwal Haendlowski (Toruń). Wszędzie to Arte Dei Suonatori jest główną orkiestrą, a występuje z najznakomitszymi muzykami europejskimi, amerykańskimi i japońskimi. Festiwal Vivaldiego to najnowszy pomysł Cezarego Zycha, filozofa i generalnego dyrektora orkiestry oraz wszystkich wymienionych muzycznych imprez.
Zainteresowanie festiwalem muzyki Vivaldiego na pewno nikogo nie zaskoczy; Antonio Vivaldi to przecież kompozytor dobrze znany, wręcz można powiedzieć „w sam raz odpowiedni dla szerokiej publiczności". Jego „Cztery pory roku" weszły do popularnego obiegu i zna je każdy słuchacz, tylko z grubsza orientujący się w muzyce. Aż trudno sobie wyobrazić, że popularność dotknęła Vivaldiego dopiero w latach trzydziestych XX wieku. Artysta urodził się 4 marca 1678 roku w Wenecji. Na skrzypcach nauczył się grać od swojego ojca - fryzjera, ale zamiłowanego muzyka. Antonio był jego pierwszym dzieckiem, uzdolnionym, lecz trochę chorowitym. Już jako nastolatek wiedział, że będzie księdzem; święcenia kapłańskie otrzymał w wieku 25 lat. Na szczęście swobodnie mógł korzystać ze swojego talentu, a nawet prowadzić z ojcem podobno bujne życie koncertowe. W 1703 roku zatrudniony został w sierocińcu „Ospedale Della Pieta" i uczył tam gry na skrzypcach. Wkrótce koncerty zespołów z Ospedale za każdym razem stawały się wydarzeniem artystycznym w Wenecji. Mniej więcej w tym czasie Vivaldi przestał odprawiać Msze św. Niektórzy powtarzają plotki, iż Antonio nigdy tak naprawdę nie miał powołania i zdarzało się, że kiedy przyszła mu do głowy nowa kompozycja, potrafił odejść od ołtarza w trakcie nabożeństwa, żeby w zakrystii zanotować nuty. W końcu władze kościelne przestały to tolerować i odsunęły go od odprawiania Mszy św. dyscyplinarnie. Jednak prawda jest ponoć inna: Vivaldi po prostu cierpiał na chorobę serca i miewał ataki duszności, które zmuszały go do opuszczania ołtarza. W Ospedale pracował do końca życia jako nauczyciel, dyrygent i kompozytor. W 1718 roku wyjechał na dwa lata do Mantui, gdzie był maestro di cappella na dworze margrabiego Filipa Hesse-Darmstadt, gubernatora Mantui. Odwiedzał też inne miasta: Amsterdam, Graz, Pragę oraz Wiedeń, który okazał się ostatnim przystankiem jego ziemskiej podróży. 28 lipca 1741 roku zmarł tam w nędzy na nierozpoznaną do dziś chorobę.
Najsłynniejsze swoje dzieło - „Le ąuattro stagioni", czyli „Cztery pory roku", skomponował Vivaldi w 1727 roku. Był już wówczas dość znanym autorem oper (pierwszą - „Ottone in Villa" napisał w 1713 roku) i sonat skrzypcowych, które odniosły całkiem spory sukces. W sumie znanych jest około 50 oper, ponad 450 koncertów na instrumenty solowe z towarzyszeniem smyczków i basso continuo, 3 oratoria, 24 kantaty świeckie, arie, serenaty, 63 symfonie i koncerty orkiestrowe, liczne koncerty skrzypcowe pogrupowane w cykle, także koncerty na flet, obój, wiolonczelę, mandolinę, wiele sonat oraz mniej znana muzyka kościelna (psalmy, części mszalne, motety, hymny, sekwencje). Był więc kompozytorem płodnym i zajmował się wszystkimi gatunkami i formami uprawianymi w okresie baroku.
Ten skrzypek-wirtuoz wzbogacił technikę gry na tym instrumencie, stosując m.in. nowe sposoby wydobywania dźwięku czy przestrajanie. Jego indywidualny styl najpełniej przejawił się w dziełach instrumentalnych, zwłaszcza w cyklach koncertów skrzypcowych. Jeden z nich, zatytułowany „La Stravaganza", został nagrany kilka lat temu przez orkiestrę Arte Dei Suonatori, która towarzyszyła wybitnej skrzypaczce Rachel Podger. W 2003 roku miesięcznik „Gramophone" uznał tę płytę za najlepszą wśród instrumentalnych wydawnictw poświęconych muzyce barokowej na świecie. Do dziś stanowi ważny wyznacznik interpretacji muzyki Vivaldiego.
Vivaldi umierał zapomniany, jego styl spotkał się z ostrą krytyką i przez wieki nikt o nim nie wspominał. Dopiero od lat czterdziestych „Rudy Ksiądz" - bo taki miał przydomek Vivaldi z powodu koloru swych włosów - przeżywa prawdziwy renesans. Każdy zespół muzyki dawnej gra Vivaldiego i każdy chce to robić „po swojemu". Pierwsza edycja Festiwalu Vivaldiego w Poznaniu chce pokazać różne nurty muzyki instrumentalnej tego twórcy. Zaproszono wspaniałych muzyków, m.in. słynną Chiarę Banchini ze Szwajcarii, jedną z czołowych skrzypaczek świata. Warto zwrócić uwagę na jej instrument - gra na skrzypcach wykonanych w 1674 roku w Ceremonie. W poznańskich kościołach zagrają inni znani muzycy, z którymi Arte Dei Suonatori występowała już nieraz: flecista Alexis Kossenko, lutnista Eero Palviainen, śpiewaczka Maria Sanner czy grająca na oboju Anna Starr. Kościół oo. Franciszkanów na Górze Przemyśla, kościół oo. Jezuitów przy ul. Szewskiej oraz kościół św. Wojciecha - to starannie dobrane wnętrza, w których najlepiej zabrzmi muzyka „Rudego Księdza".
Dlaczego Vivaldi?
„Vivaldi nie byt najwybitniejszym kompozytorem w historii ludzkości, ale byt twórcą wyjątkowym i jakw przypadku każdego niezwykłego osobnika, próbujemy rozszyfrować istotę tej wyjątkowości. Pozornie nie ma tutaj żadnych tajemnic. Muzyka jest znana i oczywista - tak nam się przynajmniej wydaje, tak zwykliśmy myśleć i opowiadać o Vivaldim. Fantastyczny kompozytor, który w osiemnastym wieku wptynąt na bieg historii muzyki, a w wieku dwudziestym przesądził o tryumfie „barokowej rewolucji". Jednak to, co miat do powiedzenia, już nam powiedział, a my to zrozumieliśmy, przyswoiliśmy i poszliśmy dalej. I chyba wtaśnie w tym „przyswojeniu" posunęliśmy się za daleko. Razem z muzyką przyswoiliśmy sobie stereotypy. Skondensowaliśmy wiedzę na temat Vivaldiego do kilku poręcznych haseł, które strasznie spętały naszą wyobraźnię. Ciąg skojarzeń, jakie uruchamia stówo „Vivaldi", wtacza się niezawodnie, automatycznie i dotyczy każdego, czy jest muzycznym amatorem, czy profesjonalistą. W tym sensie Vivaldi jest ważnym elementem naszego kodu kulturowego, co potwierdza tylko jego znaczenie, ale jednocześnie podważa wiarygodność tego kodu, a w konsekwencji nas samych.
Vivaldi funkcjonuje zatem jako stereotyp. Dokładnie tak samo funkcjonuje Bach, Haendel, Telemann, Wagner czy Debussy. Wykonywanie ich muzyki może ten stereotyp utrwalać, ale może też weń uderzać, a w konsekwencji rozbijać automatyzm skojarzeń i podważać „oczywistość" przekonań. Im kompozytor i jego muzyka bardziej są uwiktani w kulturowe stereotypy, tym większej trzeba artystycznej precyzji i siły uderzenia. Tak właśnie odpowiedziałbym na pytanie, „dlaczego Vivaldi?". Wcale nie dlatego, że jego muzyka jest popularna, ale dlatego, że w tej popularności zapisana jest jej zguba, przed którą trzeba ją uchronić. Namawia nas do tego zresztą sam Vivaldi, bo w jego postaci, nawet tej najbardziej już stereotypowej, zakodowany jest brak pokory i zgody na estetyczne rządy stereotypów. Zatem Vivaldi, nie tylko dlatego, że Vivaldi, ale dlatego, że muzyka. Dlatego, że muzyka opanowana przez stereotyp, to żadna muzyka. Dlatego, że muzyk grający stereotypowo, to żaden muzyk, a stereotypowy słuchacz, to żaden słuchacz.
Artystyczna destrukcja, która służy kulturowej prawdzie".
Cezary Zych www.vivaldifestival.pl Festiwal Vivaldiego w Poznaniu, 11-18 maja
opr. mg/mg