Dalitowie - to ludzie spoza kasty, niedotykalni
Dalitowie to ludzie „spoza kasty”, „niedotykalni”. W indyjskim stanie Tamil Nadu żyją w biednych wioskach na skraju nędzy. Mają jedyną pociechę: wiarę katolicką, którą przeżywają w ukryciu, podobnie jak pierwsi chrześcijanie w katakumbach. I tak jak oni oddają życie za Chrystusa.
Samochód z trudem przemierza drogę pełną dziur, zostawiając za sobą ogromne tumany kurzu. Potrzeba aż trzech godzin, aby pokonać 70 kilometrów, jakie dzielą Pondicherry (od września 2006 roku Puducherry) od okręgu Villupuram: dystans krótki, ale wystarczający, aby w kraju takim jak Indie znaleźć się w zupełnie innym świecie.
Zaraz po opuszczeniu miasta droga przemierza liczne w tej okolicy wioski, które zajmują większą część stanu Tamil Nadu. Z każdym kilometrem widać coraz więcej pól ryżowych i uprawnych. Stolica stanu i Indie, przeżywające boom gospodarczy, wydają się coraz bardziej odległe. Wioski są ubogie, podobne do tych, jakich setki rozsianych jest po całym kraju. Wszędzie widać zwierzęta, kozy, kury, świnie. Jakiś pasterz prowadzi owce na pastwisko. Przy ulicy kilka obskurnych domów, w których ludzie szukają schronienia przed gorącym słońcem.
Dotarliśmy do Vellakulam. Spotykamy ojca Raja, proboszcza małego kościółka. To w rzeczywistości ktoś więcej niż ksiądz: to przewodnik, lider i dla wielu jedyna pomoc. Jest bardzo zajęty, nie rozstaje się z ciągle dzwoniącym telefonem komórkowym.
Ojca Raja poznałem niedawno. Kilka dni wcześniej spotkałem go w mieście Pondicherry. Długo dyskutowaliśmy o religii, chrześcijaństwie, hinduizmie, a przede wszystkim o podziale kastowym indyjskiego społeczeństwa. Tego popołudnia zdecydowałem się odwiedzić jego wioskę i zobaczyć, w jakich warunkach żyją ludzie, o których tyle mi opowiadał: tak zwani niedotykalni, Dalitowie.
Oglądamy kościół, a potem poznaję dzieci, którymi opiekuje się parafia ojca Raja. Nie ma żadnej dyskryminacji między małymi chrześcijanami a hindusami. W parafii działa założona przy pomocy Amerykanów Dalit Leadership Accademy, czyli szkoła, której celem jest walka z podziałem na kasty.
Rzeczywiście, jednym z największych problemów Dalitów jest brak edukacji. Właśnie dlatego szkoła stara się, aby jej uczniowie nie tylko mogli pokonać społeczne bariery i uniknąć skazania na wykonywanie przez całe życie najgorszych prac, ale by mogli także stać się prawdziwymi liderami i godnymi reprezentantami swojego środowiska. Ogromny nacisk kładzie na to ojciec Raj, który w swoim życiu doświadczył wielu upokorzeń ze strony przedstawicieli wyższych kast. Bogaty w te doświadczenia wie, że walka o jednakową godność dla wszystkich mieszkańców Indii zajmie jeszcze wiele czasu i że do jej prowadzenia potrzeba ludzi w pełni oddanych i dobrze przygotowanych.
Dzieci, które uczą się w tej szkole, pochodzą z najuboższych rodzin całego okręgu Villupuram. Odkrywam, że zdają sobie sprawę z tego, że są w pewien sposób uprzywilejowane. Od razu wielkie wrażenie robi na mnie ich zaangażowanie i mnóstwo chęci, jakie wkładają w to, co robią. Ich dzień rozpoczyna się o szóstej rano od codziennych porządków. Następnie idą do kaplicy na modlitwę. Potem mają normalne lekcje. Jestem pod wrażeniem wiary i głębokiej pobożności tych 10-12-letnich dzieci, którą mogę odczuć, widząc między innymi ich radość, z jaką każdego ranka idą na Mszę Świętą.
Poznajemy coraz więcej ludzi. Odwiedzamy wiele wiosek, rodziców dzieci ze szkoły, przyjaciół ojca Raja. Wstępujemy także do małego szpitala katolickiego, prowadzonego przez młodziutkie pielęgniarki z katolickiej szkoły St Mary, które — choć dysponują bardzo skromnymi środkami — to z wielkim sercem i oddaniem pomagają okolicznym mieszkańcom. Na ulicach widać wiele kobiet i mężczyzn utrudzonych życiem zbyt ciężkim na ich wątłe siły. Pod wieczór widzimy, jak wracają zakurzonymi drogami z pól i pastwisk, na których pasą zwierzęta bogatych właścicieli, albo jak pochyleni przy kanałach piorą zakurzone ubrania.
Domy, zbudowane z błota i gałęzi, pokazują całą biedę i nędzę tych ludzi, którzy od urodzenia są skazani na zajmowanie ostatniego miejsca w hierarchicznym społeczeństwie, na odrzucenie i dyskryminację, a często także na prześladowania. Podłogą w tych domach jest ubita ziemia. Ich domowe sprzęty są bardzo skromne i ograniczone tylko do najbardziej niezbędnych. Prowadzą życie ubogie, ale godne. To życie, w którym fundamentalną rolę odgrywa wiara katolicka.
W mieszkaniach Dalitów pełno jest świętych obrazów. Ich żywe kolory kontrastują z wielką prostotą i nędzą domostw. Kalendarze z Matką Bożą, obrazki świętych i breloczki z obliczem Jezusa świadczą o przynależności do wspólnoty, która ma już dość dyskryminowania i walczy o prawa i godność, jaką mają inni ludzie. Tę walkę prowadzą także okazując miłość, charakteryzującą wiarę chrześcijańską. Tutaj oddycha się pragnieniem wolności i wyzwolenia z życia pełnego upokorzeń. Opowiadają o tym ludzie, którzy próbują wznieść się ponad obowiązujące podziały.
Tak jak Arwind, Dalit-katolik, który zakochał się w hindusce ze swojej wioski. Złamał w ten sposób reguły i przesądy społeczeństwa indyjskiego, w którym większość małżeństw jest uzależniona od woli i stanu rodziny. Dzieje się tak nawet w wielkich miastach, takich jak Bombaj i Delhi. Miłość dwojga młodych przez długi czas była niszczona przez członków kast, ale Arwind, dzięki oparciu, jakie miał w swoim bracie Babu, i dzięki pomocy ojca Raja, zdecydował się przeciwstawić woli rodziców i swojego środowiska i sam wybrał sobie żonę. Ceną, jaką za to płaci, jest wrogość całej społeczności.
W małej wiosce położonej niedaleko Vellakulam uczestniczymy we Mszy Świętej. Celebrujemy ją w nocy, tylko przy świetle świec — w ukryciu, tak jak czynili to pierwsi chrześcijanie w katakumbach. Tutaj schronieniem nie jest ziemia, ale ciemność. Najpierw przychodzą starsze kobiety, które siadają na ziemi, tworząc krąg. Potem dołączają mężczyźni i dzieci. Ksiądz odprawia liturgię w języku tamilskim, jedynie przy zapalonych świecach. Kilka dni później jestem świadkiem pogrzebu głowy jednej z rodzin z wioski. Do dziś mam przed oczyma tę noc pełną bólu, a jednocześnie współczucia, z jakim inne kobiety obejmowały zrozpaczoną wdowę.
Są to obrazy wspólnoty bardzo mocno zjednoczonej, skupionej wokół wiary. Ludzie ci szukają wyzwolenia w kraju, gdzie bardzo trudno jest im być katolikami — szczególnie wtedy, gdy są biedakami wyrzuconymi poza margines społeczeństwa podzielonego na kasty. Nie tracą jednak nadziei. Trzymają w dłoni Ewangelię i w jej świetle szukają wyzwolenia. Bez miecza, bez zaciekłości, bez użalania się nad swoim losem. Z niezwykłą wytrwałością zgłębiają Słowo, które wyzwala także od cierpienia.
Tłumaczenie: Marcin Romanowski SSP
Bezlitosny podział społeczeństwa indyjskiego zaczyna się od stopnia najwyższego, czyli kasty Braminów, reprezentowanych przez duchownych hinduskich i posiadaczy większości przywilejów oraz zajmujących najważniejsze miejsca w polityce i ekonomii kraju. Nastepnie jest wiele kast jednoczących różne grupy: urzędników publicznych, przedsiębiorców, handlarzy, robotników, rolników, aż do ostatniego stopnia, na którym są Dalitowie, czyli „niedotykalni”. Od urodzenia są wyrzuceni poza margines społeczny, wykorzystywani i prześladowani przez członków wyższych kast. Przypisana im nazwa: „niedotykalni” odnosi się do strachu ludzi z innych kast przed skażeniem — łącznie z unikaniem jakiegokolwiek kontaktu fizycznego.
Obecnie jest około 260 milionów Dalitów, a spotyka się ich w Indiach, Bangladeszu, Nepalu, Sri Lance. Samych indyjskich Dalitów jest około 160 milionów. Wykluczenie Dalitów ma różne formy: ich domy stoją na obrzeżach miast, a oni sami wykonują najgorsze i najsłabiej opłacane prace. Dalitowie nie mają nawet dostępu do wody pitnej, której źródła zwykle znajdują się daleko od ich domów.
Dzieci Dalitów są zatrudniane do bardzo ciężkich prac i nie mają możliwości edukacji, którą przecież gwarantuje im prawodawstwo. Te dysproporcje są określane w konstytucji jako nielegalne.
W stanie Tamil Nadu od końca lat 80. XX wieku odnotowano wiele przypadków nawróceń Dalitów na katolicyzm. Jest to dla nich sposób uwolnienia się spod indyjskiej hierarchii kastowej. Często księża, oprócz zwykłych zadań duszpasterskich, muszą być niemal politycznymi przywódcami swoich wiernych. Od wiosny 2008 roku nasilają się prześladowania osób wierzących w Chrystusa, giną niewinni ludzie, płoną kościoły. Ostatnie miesiące przynoszą niepokojące wieści o coraz trudniejszej sytuacji chrześcijan w Indiach. Walka o elementarne prawa człowieka zderza się z nienawiścią tych, którzy za wszelką cenę chcą utrzymać swoje przywileje.
opr. mg/mg