Oby za 20 czy 30 lat obrazek znany dobrze z naszych kościołów nie zniknął
Światło skierowane na tabernakulum rozświetla półmrok kościoła. W bocznej nawie kilka osób stoi w kolejce do spowiedzi, a delikatne stukanie w ściankę konfesjonału mówi o dokonującym się misterium miłosierdzia. W pierwszych ławkach przy głównym ołtarzu zebrało się już kilkanaście osób. Nim jeszcze świece rozświetlą ołtarz, modlitwa już wypełnia wiekowe mury świątyni. Słowa „Zdrowaś Maryjo” płyną jak dawniej, przed laty, za czasów ojców i dziadków. Niosą do Nieba westchnienia i prośby, często niewypowiedziane, bo jak tu nazwać drgnienia zatroskanego serca. Nie ma dzieci, nie ma młodzieży. W październiku przychodziły jeszcze na nabożeństwo różańcowe dzieci przygotowujące się do Pierwszej Komunii Świętej, które pani katechetka wprowadzała w arkana modlitwy różańcowej i młodzież przed bierzmowaniem ściskająca w ręku książeczkę do podpisania.
Październik już dawno minął i w kościele zostały tylko osoby, dla których ta modlitwa jest codziennym pokarmem duchowym. Żywy Różaniec. Jego członkowie przychodzą tak od lat – w złotą październikową jesień, w zimowe wieczory, gdy ziemia budzi się do życia, przyjdą także w czas żniw. Są codziennie i od zawsze. To znaczy od kiedy najstarsi pamiętają. A mówiąc dokładniej od końca XIX wieku, kiedy Żywy Różaniec został przeszczepiony do Polski.
Dobre ziarno wpadło w żyzną ziemię, w polskie serca i wydało plon stokrotny. Kto dziś nie zna „kobiet z Żywego Różańca”? Słyszał o nich prawie każdy, choć młode pokolenie – jak za czasów sługi Bożej Pauliny Jaricot – kojarzy tę formę modlitwy z „osobami starszymi i nie mającymi nic innego do roboty”.
W tym roku przypada 185. rocznica utworzenia Żywego Różańca. Zamiast raczyć się urodzinowym tortem, przyjdzie nam uklęknąć przed ołtarzem i prosić o ożywienie idei Żywego Różańca. Stoją przed nami nowe wyzwania. Trzeba podjąć ducha i ideę, która kierowała Pauliną Jaricot. Za jej życia i pod jej kierownictwem to „modlitewne zjednoczenie serc” rozszerzało się błyskawicznie, ludzie masowo włączali się w Żywy Różaniec i w wielu diecezjach biskupi zauważyli ożywienie wiary.
Wyrażając Matce Bożej wdzięczność za obecność Żywego Różańca w naszych parafiach, możemy przygotować dla Niej dwa prezenty. Oba czerpią z ducha sługi Bożej Pauliny Jaricot, która zachęcała członków Żywego Różańca, by każda osoba włączona do róży przyprowadziła pięć innych osób. Jeden prezent dotyczy tych róż, które są niepełne: zachęćmy naszych znajomych do przyłączenia się do ŻR, aby każda róża miała po dwadzieścia osób. Drugi prezent mogą przygotować ci, których róże są „pełne” i dobrze działają: zachęcajmy naszych sąsiadów do utworzenia następnej róży. Szczególnie miłym podarunkiem byłyby róże Żywego Różańca dzieci albo młodzieży.
Oby za 20 czy 30 lat obrazek znany dobrze z naszych kościołów nie zniknął, a grupa modlących się o nawrócenie grzeszników i za Kościół jeszcze się powiększała.
opr. aś/aś