Rozmowa z abp. Jeanem Benjaminem Sleimanem z Bagdadu o tragicznej sytuacji chrześcijan w Iraku i o "Państwie Islamskim"
Rozmowa z abp. Jeanem Benjaminem Sleimanem z Bagdadu o tragicznej sytuacji chrześcijan w Iraku.
Czy w swojej historii Ksiądz Arcybiskup spotkał się z tak okrutnym prześladowaniem chrześcijan, z jakim mamy do czynienia obecnie w Iraku?
Z pewnością nie. Urodziłem się i wzrastałem w Libanie. Tam też były konflikty między muzułmanami i chrześcijanami. Takiego jednak prześladowania nigdy wcześniej nie widziałem. Wiem o takich przypadkach z historii, np. prześladowania Ormian przez Turków. Kurdowie robili w przeszłości to samo. Ja bym powiedział, że to, co oglądamy, jest swego rodzaju ostatecznym rozwiązaniem. Ma ono polegać na doprowadzeniu do całkowitego zniknięcia chrześcijan. Chcą wyczyścić Wschód z obecności chrześcijan. Stąd panuje tam panika. To jest prawdziwy koniec Kościoła w Iraku. Istnieje plan stworzenia nowej społeczności religijnej. Zmieniono granice tylko po to, aby zmusić ludzi do przemieszczania się między krajami. To ma być Państwo Islamskie. To jest diabelski plan.
Ten plan dotyczy nie tylko Bliskiego Wschodu. Próba stworzenia Państwa Islamskiego (dalej: „IS”= Islamic State) obejmuje obszar o wiele większy.
To prawda. Tu nie chodzi tylko o Bliski Wschód. Istnieją grupy lobbujące także w innych krajach, aby umożliwić rozwój IS. Przywódca Państwa Islamskiego jest następcą proroka Muhammada. Nie wiem, czy on stawia jakiekolwiek granice rozwojowi swoich planów. Niektóre hasła propagandowe mówią o próbie nawrócenia całego świata. Nie wiem, czy to jest prawda. Jestem przekonany, że za ich działaniami stoją jakieś siły, które wszystkim sterują.
Nawet jeśli wiemy, że niektóre kraje muzułmańskie wspierają radykałów islamskich, popierają ich działania terrorystyczne — są przecież szkoleni w innych krajach i finansowani prawdopodobnie przez Kuwejt czy Arabię Saudyjską — to konflikt dotyczy dwóch odłamów muzułmanów: sunnitów i szyitów. To nie jest konflikt chrześcijańsko-muzułmański. Nie możemy jednak patrzeć tylko przez pryzmat tego, co pokazują media. Za obrazami ognia związanego z walkami między grupami islamskimi ukryte są zamierzenia radykałów dotyczące także innych grup etnicznych i religijnych, również chrześcijan. Irak jest krajem bogatym. Ma duże zasoby gazu i ropy. Jest też państwem strategicznym w kontekście geopolityki. Dlatego warto przyjrzeć się lepiej temu, co się dzieje w Iraku, aby odkryć głębsze motywy działań niektórych grup islamskich.
IS jest bardzo bogate. Nuncjusz z Bagdadu zadał bardzo ważne pytania: Skąd IS czerpie środki? Kto im dostarcza broń? Nie udawajmy, że świat nie wie, skąd ta broń pochodzi i kto ją dostarcza, kto nią handluje.
Co to jest IS?
Islamic State, czyli Państwo Islamskie, ma obejmować Irak, Syrię, Liban i Palestynę. Tak jak to było za czasów otomańskich. Od momentu gdy nastąpiła inwazja na Mosul, w północnym Iraku, przywódca
IS ogłosił siebie kalifem.
Ropa naftowa i gaz to bardzo ważna kwestia we współczesnym świecie. Jednak najważniejsze jest to, co dotknęło w ostatnim dziesięcioleciu ludzi w Iraku. Ich liczba zmniejszyła się z półtora miliona do 150 tysięcy. Teraz mówi się o bestialskich mordach. Czy mieszkańcy mają gdzie uciekać? Czy mają jakiś wybór?
Chrześcijanie w Iraku przeżywają prawdziwy dramat. Ich strach ma długą historię. Jest dziedziczony psychologicznie. Teraz boją się, że staną się na nowo drugą kategorią ludzi w Państwie Islamskim. W starożytnym arabskim państwie tak traktowano żydów i chrześcijan, czyli wyznawców religii Księgi. Ponieważ żydzi i chrześcijanie mają Święte Księgi. Nie można było traktować ich na równi z muzułmanami. Polegało to na tym, że żyje się w kraju muzułmańskim, ale płaci specjalny podatek za własne życie. Mam w myślach łacińskie tłumaczenie nazwy tego podatku, które brzmi capitatio. Chodzi więc o caput, czyli głowę. To jest cena za głowę, tzn. za życie. Dla utrudnienia życia, ale też dla większej rozpoznawalności, chrześcijanie i żydzi musieli w miejscach publicznych zaznaczać swoją obecność poprzez odmienny ubiór, w ten sposób niejako podkreślając swoją przynależność religijną. Nie wolno było budować kościołów. Mogli remontować szkoły, ale nie otwierać nowych. Zakazano im używać dzwonów w świątyniach. Kościół nie mógł być nigdy większy od meczetu, a dom rodziny chrześcijańskiej od domu muzułmańskiego. Jeżeli muzułmanin szedł drogą, a z przeciwka chrześcijanin, ten ostatni musiał przejść na drugą stronę. Respektowanie tych wszystkich zasad zależało od przywódcy. Niektórzy z nich byli dość liberalni, niektórzy z kolei fanatyczni.
To, o co Pan pyta, stanowi obawę biskupów. Zawsze w takich sytuacjach zgłaszają się państwa, które chcą nas przyjąć. Chodzi jednak o to, aby chrześcijanie nie wyemigrowali całkowicie. Szczególnie dotyczy to ludzi młodych i wykształconych, którzy z łatwością asymilują się w innych kulturach. Do 2003 roku emigracja była stosunkowo niewielka. Byli to najczęściej młodzi mężczyźni. Chcieli uciec przed służbą wojskową. W ten sposób pomagali też swoim rodzinom. Jednak po tym roku emigrują całe rodziny. Ten exodus „opróżnia” kraj z chrześcijan. Przypomnijmy sobie apel papieża Benedykta XVI w Libanie, kiedy prosił, aby Bliski Wschód nie pozostał bez chrześcijan. Nie jest problemem po prostu wyjechać. Wszystkie Kościoły wschodnie chcą, aby chrześcijaństwo przetrwało na tych ziemiach. Prawdą jest, że znajdziemy wioski, w których chrześcijanie żyją z sunnitami albo z szyitami, ale nie znajdziemy miejsca, gdzie razem są sunnici i szyici.
Wspomniał Ksiądz Arcybiskup o apelu papieża Benedykta. To wezwanie pozostało bez odzewu ze strony społeczności międzynarodowej. Ks. prof. Cisło z organizacji „Kościół w potrzebie” przypomina, że Jan Paweł II przestrzegał przed rozpoczęciem wojny w Iraku, która w efekcie spowodowała wielki chaos w tym kraju. Dlatego do dzisiaj chrześcijanie nazywani są tam krzyżowcami. Dyplomacja watykańska do końca walczyła o pokojowe rozwiązanie konfliktu na Bliskim Wschodzie. Ks. Cisło wspomina też o przemówieniu Benedykta XVI w Ratyzbonie. Jeśli ktoś uważnie przeczyta to wystąpienie, zauważyć powinien, że jest ono zapowiedzią tego, co mamy dziś w Iraku. Czytałem natomiast wypowiedzi, w których Ksiądz Arcybiskup jest przeciwny interwencji sił międzynarodowych w Iraku. Jak inaczej więc można rozwiązać ten problem? Przecież Irakijczycy nie są w stanie sami tego zrobić.
Nie, nie. Prosimy o interwencję zamiast sprzedawania broni terrorystom. Oczekujemy także zaprzestania wszelkiej formy pomocy Państwu Islamskiemu. Nie powinniście wspierać złej propagandy. Media nieustannie pokazują to, co robi Państwo Islamskie. Wbrew intencjom, ten przekaz mu pomaga. Przypomnijmy, co powiedział papież Franciszek w drodze powrotnej z Korei: „Agresor musi być zatrzymany! Ale nie ja jestem osobą, która powinna wam mówić, jak to zrobić. Organizacja Narodów Zjednoczonych musi znaleźć rozwiązanie”. Nie jestem politykiem, ale moim zdaniem interwencja Zachodu będzie prowokować interwencję Wschodu. Obawiam się jednak, że jeśli dojdzie do interwencji zbrojnej, jej powodem nie będzie czynnik ludzki, w tym przypadku zła sytuacja żyjących w Iraku, ale ropa i gaz. Niestety, to wszystko przypomina nam lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte. Pamiętamy te napięcia międzynarodowe na linii USA, Rosja, Chiny, Indie. Nie wiemy więc, w jakim kierunku sytuacja teraz będzie się rozwijać. Wciąż przypominam sobie to, co powiedział papież Jan Paweł II przed wojną w Iraku, i uważam to za wyraz prawdziwej mądrości.
Ksiądz Arcybiskup wierzy, że siły międzynarodowe zdołają rozwiązać problem w Iraku?
Uważam, że jeżeli będzie zgodność w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, to wszystko jest możliwe. Jeżeli jednak przynajmniej jeden członek rady powie „nie”, zmieni to całkowicie sytuację. Jeśli tylko niektóre państwa coś zrobią, będzie to dla Wschodu zachętą do reakcji.
Czy po tym wszystkim, co już się wydarzyło, jest możliwe, aby chrześcijanie i muzułmanie żyli razem w pokoju?
Wszystko jest możliwe. Obecnie w Iraku panuje większe napięcie między sunnitami i szyitami niż między chrześcijanami i muzułmanami. Oczywiście chrześcijanie mają mieszane uczucia w tej sprawie, ale to nie znaczy, że jest to niemożliwe. W historii bywało różnie. Mieliśmy w ostatnim stuleciu wiele konfliktów. Oczywiście także wcześniej przez tysiąc czterysta lat. Nie możemy o tej przeszłości zapominać, ale jednocześnie musimy z tej historii wyciągać naukę. Musimy zrewidować też dialog międzyreligijny. Co naprawdę było zrobione dobrze, a co doprowadziło do konfliktów. Jestem po stronie dialogu, ale prawda jest czymś naprawdę ważnym. Szczególnie w języku łacińskim słowo prawda, veritas, brzmi bardzo poważnie. Dam bardzo krótki przykład z Libanu. Moi rodacy patrząc w przeszłość, zdają sobie sprawę, że walczyli między sobą, ale była to walka sterowana z zewnątrz. Dzisiaj są świadomi, iż byli manipulowani i dlatego nie mają wobec siebie tej zawiści co kiedyś. Jedyną przyszłością dla Iraku jest odbudowa państwa prawa, bo tylko w ten sposób możliwe jest odbudowanie pokoju. Chodzi o to, aby rząd był reprezentatywny dla wszystkich.
W Polsce podejmujemy różne akcje, które mają na celu wyrażenie solidarności z chrześcijanami w Iraku. Niektórzy wrzucają zdjęcia do internetu, z napisem „Stop prześladowaniom chrześcijan w Iraku”. Inni noszą koszulki z literką „N”. To wydaje się zbyt mało, aby naprawdę pomóc ludziom, którzy są prześladowani, a nawet zabijani.
Oczywiście ktoś powie, że można zrobić więcej, ale to, o czym Pan mówi — a szczególnie duży wpływ portali społecznościach — jest bardzo ważne. Pamiętamy przecież arabską wiosnę. Ona zaczęła się w internecie. To pomaga też politykom, aby nalegali na zachowanie pokoju, przestrzeganie praw człowieka. Uważam, że wszystkie działania muszą mieć wymiar moralny. Na przykład wciąż musimy przypominać, że nie można zabijać ludzi, aby pozyskać ropę. Trzeba strzec godności tam mieszkająch. Niektórzy w Iraku mówią, że zostali wyrzuceni z swoich domów, bo prawdopodobnie tam właśnie odkryto złoża ropy. Cała ta wojna w imię islamu, w imię Boga jest komedią. Tu chodzi o ropę.
opr. mg/mg