Urzekające krajobrazy, kiepskie drogi, szare ulice i wioski zagubione wysoko w górach to tylko część prawdy o Gruzji.
Urzekające krajobrazy, kiepskie drogi, szare ulice i wioski zagubione wysoko w górach to tylko część prawdy o Gruzji. Charakterystykę tego pełnego kontrastów kraju najlepiej oddają Gruzini, pracowici i przyjaźni ludzie o śniadych twarzach.
Turtzh to gruzińska miejscowość oddalona o około 200 kilometrów na południowy zachód od stolicy, w kierunku Turcji. To zagubiona w wysokich górach wioska, zimą zupełnie odcięta od świata. Dotarcie do niej to prawdziwa wyprawa. Wymaga kilka godzin drogi samochodem przez olbrzymie, puste przestrzenie, gdzie na horyzoncie widać jedynie góry.
Im dalej od Tbilisi, stolicy Gruzji, tym bardziej wydaje się, że czas stanął w miejscu. Asfaltowe szosy stopniowo ustępują miejsca ubitym krętym drogom pełnym kamieni. Porośnięte drzewami zbocza przechodzą w rdzawe, ogołocone z zieleni skały. Im bliżej Turtzha, tym częściej wierzchołki gór przyprószone są śniegiem – nawet latem. Aż trudno uwierzyć, że na tym odludziu jeszcze ktoś mieszka.
Wszyscy mieszkańcy wioski to katoliccy Ormianie. Mieszka tu około 250 rodzin. Są one bardzo biedne, żyją z uprawy małego kawałka ziemi obok domu. Ze względu na surowy klimat rosną tu tylko ziemniaki, buraki i cebula. Życie w Turtzhu jest trudne. Wiele domów stoi pustych. Ogromne bezrobocie zmusza większość mężczyzn do sezonowej migracji, głównie do Rosji. Przywożone ruble są jedynym źródłem utrzymania wielu rodzin, bo ile można zarobić na miejscu ze sprzedaży ziemniaków.
Tutaj, z dala od cywilizacji, siostry salezjanki prowadzą przedszkole i oratorium. Wspólnotę tworzą siostry Ormianki. Dwie pochodzą z samego Turtzha, trzecia z wioski niedaleko stąd. Wszystkie przygotowywały się do życia zakonnego i pracy wychowawczej we Włoszech. Dobrze znają mentalność ludzi i realia życia w tej części Gruzji.
Choć w wiosce nie ma już tyle dzieci co kiedyś, bo wiele rodzin opuściło to miejsce ze względu na brak perspektyw na przyszłość, przedszkole sióstr co roku jest pełne. Liczba maluchów przekracza dwudziestkę. Ludzie bardzo cieszą się z salezjańskiego przedszkola. Mimo, że opłata wynosi tylko 8 euro na miesiąc, nie wszystkich na nią stać. Dlatego w ramach wdzięczności przynoszą siostrom to, co mają – ziemniaki, warzywa, jajka, kurę.
Oprócz przedszkola siostry prowadzą oratorium dla dzieci i młodzieży. Na samym początku przychodzili do niego tylko chłopcy, i to już dorośli. Dziewczęta miały obowiązki domowe i po zmroku nie wychodziły z domu. Dzięki siostrom to się zmieniło. Podczas oratorium misja tętni życiem. W każdym zakamarku domu i podwórza, które jest zwykłą łąką, słychać gwar dzieci, dziewcząt i chłopców.
Siostra Ripsime Khachaturyan podkreśla: „Nasz dom funkcjonuje dzięki pomocy dobrodziejów z Polski. Dzieci z przedszkola i oratorium są objęte programem Adopcji na Odległość. Pomoc z Polski to wielka rzecz. Bardzo ją doceniamy i dziękujemy za to, co dla nas robicie. Modlimy się za Was wszystkich”.
Gruzja zachwyca swoją przyrodą, górami, kulturą i tradycją. Niektórzy twierdzą, że to jeden z najpiękniejszych krajów na świecie. Ale to, co najbardziej urzeka w Gruzji, jak podkreślają polskie misjonarki, to ludzie. Kochający swój kraj, przywiązani do ziemi, ukształtowani przez góry, ze spokojem zmagający się ze swoim niełatwym losem.
Pomimo wielu niedostatków, jakie niesie życie, Gruzini to ludzie bardzo gościnni. Popularne gruzińskie powiedzenie mówi, że gość to podarunek od Boga. Doświadczyły tego nieraz siostry, odwiedzając rodziny swoich przedszkolaków. Przyjęte jak wyjątkowi goście, przy zastawionym stole, nie mogły odmówić skosztowania wszystkiego, co przygotowali gospodarze. Przy pożegnaniu zawsze otrzymały jeszcze coś „do domu”, choćby gruziński chaczapuri, zapiekany placek z serem czy czurczchele, nawleczone na sznurek orzechy zanurzone w gęstym soku winogronowymi i wysuszone na słońcu, popularny gruziński smakołyk.
Oprócz Turtzha salezjanki pracują także w Tbilisi. Nie odstraszyły ich bezbarwne uliczki, obskurne domostwa, zaniedbane podwórka. Dwie małe wspólnoty sióstr salezjanek w Gruzji są dowodem na to, że charyzmat salezjański na Zakaukaziu ma się dobrze. Szare habity sióstr, migające w labiryntach wąskich uliczek Tbilisi czy na ubitych drogach zagubionego wysoko w górach Turtzha przypominają ludziom, że fundamentem prawdziwych wartości narodu gruzińskiego i podstawą jego najgłębszej tożsamości jest chrześcijaństwo.
S. Grażyna Sikora FMA, Salezjański Ośrodek Misyjny
opr. ac/ac