Rozmowa z o. Michałem Leganem OSPPE, rzecznikiem prasowym Jasnej Góry.
Ojcze, co daje nam prawo nazywać Matkę Bożą Królową Polski?
Odpowiedź może mieć charakter historyczny i wtedy trzeba wspomnieć o pierwszych polskich kościołach budowanych pod wezwaniem Matki Bożej, o najstarszym hymnie „Bogurodzica”, ślubach Jana Kazimierza, potopie szwedzkim, Konstytucji 3 maja czy napisanych przez kard. Stefana Wyszyńskiego Jasnogórskich Ślubach Narodu Polskiego. Warto również pamiętać o o. Juliuszu Mancinellim, włoskim duchownym, któremu ukazała się Maryja, mówiąc, że chce być Królową Polski, a także o wielu, wielu innych wydarzeniach. Jednak najprostsza odpowiedź na to pytanie to tzw. odpowiedź serca, czyli trwające od wieków przekonanie, że dzieje Polski nierozerwalnie związane są z dziejami sanktuarium jasnogórskiego i Matką Bożą czczoną jako Matka i Królowa narodu rozumianego jako wszystkie stany w czasach, kiedy wcale nie było jasne, czym on naprawdę jest: czy są to klasy rządzące, arystokracja itd. W Polsce niemal od początku mieliśmy przeświadczenie, że Maryja jest Królową dla każdego i że każdy może się do Niej zwrócić, prosząc o ratunek i pomoc. Tym bardziej że Ona wielokrotnie w historii, w czasach przełomowych i tragicznych to udowodniła. Stąd bierze się właśnie to przekonanie, które w pewien sposób jest wpisane w polskie DNA: jesteśmy szczególnie bliscy Jej sercu, a Ona jest bliska nam.
Czasami można odnieść wrażenie, że przez tę „Maryjną historię Polski” w pewnym sensie uważamy się za lepszych, trochę nawet zawłaszczając sobie Matkę Bożą.
Jeśli nawet pojawia się taka pycha, to bardzo łatwo rozbić ją prostym stwierdzeniem, że ani śluby Jana Kazimierza, ani Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego nie zostały zrealizowane. A skoro ich nie wypełniliśmy, nie mamy żadnych powodów do chluby i samozachwytu. Raczej do poważnego rachunku sumienia, co żeśmy z tym królowaniem Maryi zrobili.
To fakt. Mimo to wciąż sądzimy, że tylko dla nas znajdzie się miejsce pod Jej płaszczem. Tymczasem nie byliśmy pierwszym krajem na świecie, który ogłosił Maryję swoją Królową.
Rzeczywiście wyprzedziły nas Hiszpania, Francja, Austria, Portugalia, Bawaria. Jednak trzeba sobie uświadomić, że tytuł Królowej Polski wziął się stąd, że Kościół uznał Maryję za Królową Świata. Zresztą odmawiamy przecież tajemnicę różańcową „Ukoronowanie Maryi na Królową nieba i ziemi”. Zatem nie mamy absolutnie żadnych powodów do myślenia o sobie w trybie ekskluzywnym, tzn. że jesteśmy wyjątkowi czy lepsi od innych. Tytuł Maryi Królowej Polski to dla nas zobowiązanie, które wielu z nas, niestety, umyka. A przecież jeśli ma się kochającą mamę, będącą dla nas wzorem, piękną osobą, której wiele się zawdzięcza i kocha dziecięcą miłością, to potem, w dorosłym życiu, nie poprzestajemy wyłącznie na rozpamiętywaniu jej wyjątkowości, ale sami - na jej wzór - próbujemy do tego zadania dorosnąć.
Przyznam, iż wizerunek Maryi ozdobiony koroną, bogatą szatą i złoceniami trochę mnie krępuje. Dużo bliżej mi do Niej, kiedy wyobrażę sobie Ją w szarej lub błękitnej szacie, gdy widzę Jej przerażoną twarz, kiedy szuka 12-letniego Jezusa podczas pielgrzymki do Jerozolimy, gdy cierpi, patrząc, jak Jej Syn umiera na krzyżu. Jednym słowem bardziej Mama niż Królowa.
Tę intuicję pięknie połączył Ojciec Święty Franciszek, przypominając, że bardzo szczęśliwy jest naród, który do Mamy może mówić Królowo, a do Królowej - Mamo. To podejście jest bliskie również i mnie. Jestem przekonany, iż istnieje niebezpieczeństwo, że jeżeli nasz kult i troska o uczczenie Matki Bożej nie będą miały charakteru chrystocentrycznego, staną się pewnego rodzaju idolatrią. Zaczniemy bowiem czcić obrazy, figury, osobę ludzką - bo Maryja jest człowiekiem, a nie boginią - czcią boską. Tymczasem Matka Boża wcale tego nie potrzebuje. Nie chce być czczona jako ktoś wyjątkowy, wspanialszy od nas. Ona swoją rolę upatruje w prowadzeniu do Jezusa. Tak właśnie jest czczona na Jasnej Górze - w tym zdrowym trybie, zdrowej teologii i mariologii. Zatem po pierwsze - prymat chrystocentryzmu, po drugie - zdrowa, piękna antropologia, czyli Maryja prowadzi do Chrystusa i pokazuje, czym jest najpiękniejsze możliwe człowieczeństwo. I tak chcemy ją czcić, co nie znaczy, że nie zdarzają się nadużycia czy niezrozumienia dla tego kultu.
A kim dla Ojca jest Matka Boża? Już w dzieciństwie został Jej Ojciec zawierzony, i to w jasnogórskim sanktuarium, a teraz tu posługuje.
Kiedy byłem małym chłopcem, pięciolatkiem, umarła moja babcia. Mama była przerażona tym, że gdyby jej coś się stało, mógłbym zostać na świecie sam. Ten odruch wiary, a być może lęku, sprawił, że postanowiła udać się do kogoś silniejszego. Pamiętam ten dzień jak taki trochę sen. Jednak dobrze przypominam sobie moment, gdy mama, niosąc mnie na barana, weszła do kaplicy Matki Bożej. Podeszliśmy aż pod ołtarz i wtedy pierwszy raz w życiu spojrzałem w oblicze Jasnogórskiej Pani. Do dziś mam przed oczyma obraz mamy, która płacząc, zapisuje na karteczce intencję modlitewną: oddaje mnie pod opiekę Maryi. To wydarzenie z pewnością w pewien sposób mnie ukształtowało, jednak nie czułem presji, że z tego powodu jestem zobowiązany do pójścia do zakonu. Broń, Boże! Ta sytuacja nigdy albo prawie nigdy nie powróciła w rozmowach z mamą. Przypomniała mi o niej w dniu moich ślubów wieczystych. Wcześniej nie wracała do tamtego tematu, ponieważ nie chciała wpływać na wolność moich wyborów. Taki też jest Jezus… Nie mówi nikomu: „musisz”, ale: „jeśli chcesz”. Kiedy patrzę dziś na jasnogórską ikonę, czuję taką miłość, jaką czuje się do mamy. To piękne macierzyństwo Maryi jest czymś, co nieustannie odkrywam.
Jasna Góra, którą nazywa się domem Królowej Polski, to dla Ojca…
Dom. Z wszystkimi blaskami tego rodzinnego. Wracam tu z wielką radością i czuję się tu najbardziej u siebie. Owszem, bywają też sytuacje trudne, jak w rodzinie. Jasna Góra na pewno nie jest miejscem cichym, spokojnym, co czasami bywa męczące. Mimo to - to moje miejsce na ziemi. Poza tym tutaj nieustannie doświadcza się tego, że Chrystus otwiera nowe drogi i możliwości. Właściwie otwiera je zawsze tak samo: przez konfesjonał i przez ołtarz. I wreszcie Jasna Góra jest miejscem na ziemi podobnym do pola, na którym Jakub zobaczył drabinę, po której zstępują i wstępują aniołowie, tzn. miejscem, gdzie niebo styka się z ziemią właśnie przez to, że tutaj jest to okno do nieba. Gdy uczestniczy się w ceremonii odsłonięcia cudownej ikony albo widzi pierwszokomunijne dzieci, które, przychodząc do kaplicy Matki Bożej, zaczynają do Niej machać, tak jak macha się do stojącej w kuchennym oknie mamy, to uświadamiasz sobie, czym naprawdę jest ta ikona. To tak jak wtedy, gdy jako dzieci wracaliśmy do domu, czekając kiedy mama pojawi się w oknie, ciesząc się na nasz widok. Identycznie jest na Jasnej Górze. Tutaj też Mama stoi w oknie do nieba i czeka na ciebie.
Jak doświadczyć królowania Maryi w swoim życiu?
Przyznam, że mam pewien opór w dawaniu takich dobrych rad, ponieważ w każdym życiorysie będzie się to inaczej wyrażało i każdy musi znaleźć swoją drogę i sposób na spotkanie z Matką Bożą. Na pewno odbywa się to w ciszy i wolności. Nie ma jednak zaklętej formuły na to, co trzeba zrobić, a czego nie, by odnaleźć Maryję w swoim życiu. Ona zna drogi do każdego z nas. Do człowieka należą otwarte serce i oczy. Gdy mamy w sobie trochę zachwytu i wdzięczności, to z czasem sami dostrzeżemy, gdzie Matka Boża była, w jakich sprawach zadziałała. Im więcej pychy i przekonania, że sam sobie radzę i jestem sterem oraz żeglarzem, tym trudniej to dostrzec.
Jak w tym roku 3 maja będzie obchodzony na Jasnej Górze?
Decyzją Episkopatu Polski będziemy tego dnia przeżywali narodowe dziękczynienie za beatyfikację kard. S. Wyszyńskiego. To okazja, by odkryć postać, która dla wielu z nas jest już tylko historyczną. Być może nawet nie zawsze z naszej bajki, bo przecież mówimy o hierarsze, który wpłynął na Polskę, ale raczej Polskę naszych dziadków i rodziców. Mam jednak nadzieję, iż dziękczynienie to stanie się okazją do dostrzeżenia, jak wiele piękna, pokory, życzliwości dla drugiego człowieka miał w sobie Prymas Tysiąclecia, jak wiele musiał przemodlić i że jego życiorys wcale nie musi być tak odległy od naszego. Bo najważniejsze pytania, jakie zadawał sobie kard. Wyszyński, my też powinniśmy sobie postawić.
Dziękuję za rozmowę.
DY
Echo Katolickie 17/2022