Znak ostrzegawczy

Siedzieliśmy przy kolacji. Nie mogę powiedzieć, że panowała absolutna cisza, bo u nas to się właściwie nie zdarza, ale było dość spokojnie, bo jedliśmy tosty, które wszyscy uwielbiamy, więc było słychać tylko chrupanie...

Znak ostrzegawczy

Anna Moszyńska

Znak ostrzegawczy


Siedzieliśmy przy kolacji. Nie mogę powiedzieć, że panowała absolutna cisza, bo u nas to się właściwie nie zdarza, ale było dość spokojnie, bo jedliśmy tosty, które wszyscy uwielbiamy, więc było słychać tylko chrupanie. Nagle z kratki wentylacyjnej w przedpokoju dobiegł nas głos jakiegoś pana, który obrzydliwymi słowami wrzeszczał najwyraźniej na swojego ojca. Przestaliśmy jeść i w osłupieniu wsłuchiwaliśmy się w lawinę przekleństw, która przypadkiem dostała się do naszego mieszkania. Wreszcie tata zerwał się z krzesła, przystawił je do ściany w przedpokoju, wdrapał się na nie i wykorzystując przerwę w wypowiedzi tamtego, krzyknął prosto w otwór wentylacyjny:
– Jak pan śmie w taki sposób zwracać się do swego ojca?! Nie wstyd panu?!!!
W kratce zaległa cisza. Za to w naszej kuchni zawrzało. Mama, którą wcześniej całkiem zamurowało, wybuchnęła śmiechem:
– Chyba musiał pomyśleć, że to sam Pan Bóg do niego przemówił!
– A kto to był? Wiecie? – spytał Józek.
– Nie mam pojęcia. Na pewno nikt z naszych najbliższych sąsiadów. Widać mamy połączenie przewodem wentylacyjnym z jakimś odległym mieszkaniem na wyższym piętrze – powiedział tata, przystawiając sobie krzesło z powrotem do stołu.
– Śmiesznie to się skończyło, ale zaczęło strasznie, prawda? – spojrzałam na rodziców.
– Chyba ojca trzeba szanować, nawet jak się zestarzeje i nie jest już taki mądry i silny jak dawniej.
– Co to za szacunek, jeśli grzecznie mówi się do kogoś tylko dlatego, że jest silniejszy? To ze strachu, a nie z szacunku – wzruszył ramionami Józek.
– Józku – mama westchnęła, nalewając mleko malutkiej.
– Przypomnij sobie, jak przed kolacją rozmawiałeś z tatą, gdy poprosił cię o wyniesienie śmieci… To wściekłe trzaskanie drzwiami nie było chyba objawem szacunku, co?
Tata zerknął na Józka i podrapał się po brodzie:
– A może nasz Józek jest już taki duży, że nie musi słuchać rodziców? Może lada chwila i on będzie tak na nas krzyczał jak ten nieznajomy sąsiad na swojego tatę?
– Tato – Józek zaczerwienił się. – Nie mów tak. To było okropne. Ja bym tak nigdy nie mógł…
Ta historia i mnie dała dużo do myślenia. Leżąc już w łóżku, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego właściwie szanuje się rodziców. No bo że tak jest, to oczywiste. Wystarczy popatrzeć, jak tata rozmawia z babunią albo jak mama pyta swoich rodziców o radę, choć jest już całkiem dorosła i pewnie sama wszystko by wiedziała. Może to się bierze z jakiejś wdzięczności za ich miłość i oddanie dzieciom? A może to szanowanie to jest taki rodzaj kochania, którego się uczymy? Bo takie kompletne brzdące nie umieją jeszcze szanować rodziców. Malutka na przykład nie raz próbowała uderzyć tatę, a mamę ciągnie za włosy – nam by to już nie przyszło do głowy. Jednak zdarza nam się puszczać mimo uszu to, co rodzice do nas mówią, i czasem niegrzecznie im odpowiadamy. Czyli jeszcze całkiem się nie nauczyliśmy.
– Józek! Może dobrze się stało, że usłyszeliśmy te okropności. Teraz, jak tylko spojrzymy na tę kratkę wentylacyjną, to od razu ugryziemy się w język, kiedy przyjdzie nam ochota pyskować rodzicom.
– Wiem, co zrobię! Jutro wytnę znak ostrzegawczy, wiesz – taki żółty trójkąt z czarnym wykrzyknikiem – i tam nakleję, dobra?

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama