Dwie śmierci

O dwóch śmierciach - Terri Schiavo oraz Jana Pawła II

W drugiej połowie marca i na początku kwietnia cały świat za pośrednictwem mediów śledził zmagania z bólem, cierpieniem i śmiercią dwóch osób. Na Florydzie trwała agonia sparaliżowanej Terri Schiavo, w Watykanie zaś umierał schorowany Jan Paweł II.

Dramatyczne uśmiercenie Terri Schiavo to triumf cywilizacji śmierci. Spokojne odejście Ojca Świętego to manifestacja cywilizacji życia. Na tych dwóch przykładach widać wyraźnie, jak cywilizacja życia buduje solidarność i wspólnotę, zaś cywilizacja śmierci niszczy je.

Śmierć Papieża spowodowała, że obcy sobie ludzie nagle poczuli się złączeni wspólną troską i bólem. Wierzący i niewierzący, chrześcijanie, żydzi i muzułmanie. Nawet nienawidzący się nawzajem kibice zwaśnionych drużyn futbolowych zakopali topór wojenny i postanowili się pogodzić. Śmierć Terri spowodowała natomiast podziały zarówno wewnątrz amerykańskiego społeczeństwa, jak i samej rodziny zmarłej. Padały wzajemne oskarżenia, gęstniała atmosfera nieufności. Najbliżsi krewni stali się sobie obcy. Przestali się odzywać do siebie i do dziś nie mogą sobie wybaczyć.

Terri konała w samotności, opuszczona przez wszystkich, ponieważ mąż nie dopuścił do jej łoża nawet rodziców. Umierała skazana na śmierć głodową-jeden z najstraszliwszych i najbardziej bolesnych rodzajów śmierci - gdyż postanowiono jej w ten sposób zaoszczędzić cierpień. Papież umierał wśród najdroższych mu osób, czując ich obecność i miłość.

Mąż Terri mówił, że jej życie nie ma sensu, a powtarzali to za nim liczni publicyści i dziennikarze. Ci, którzy czuwali przy umierającym Ojcu Świętym, zarówno u jego łoża, jak i na odległość, łącząc się z nim w modlitwie, czuli, że każda minuta jego życia, nawet w stanie krytycznym, ma sens i nie jest pozbawiona znaczenia.

Jednym z najbardziej przejmujących przejawów cywilizacji śmierci jest rozpowszechnianie się mentalności eutanazyjnej, co uwidoczniło się właśnie w przypadku Terri Schiavo. Z kolei wyrazem cywilizacji życia jest mentalność hospicyjna, której świadkami byliśmy podczas umierania Jana Pawła II.

Mentalność eutanazyjna

Zjawisko eutanazji czy też tzw. samobójstwa wspomaganego wiąże się najczęściej z zanikiem głębszych więzi wewnątrz rodziny. Osoby, które proszą o eutanazję, czynią tak, gdyż nie czują w swojej chorobie wsparcia ze strony najbliższych. Często odczuwają, że są wręcz ciężarem dla dzieci czy wnuków. Niekiedy też rodzina wywiera na nich presję, by jak najszybciej rozstali się z życiem. Prośba o śmierć jest wyrazem depresji, rozpaczy i potwornej samotności, a ta pojawia się wówczas, gdy człowiek czuje się niekochany i nikomu niepotrzebny.

Coraz częściej na świecie dochodzi do tzw. kryptanazji, czyli eutanazji bez zgody i wiedzy zainteresowanego. Nierzadko decyzję o uśmierceniu podejmują współmałżonkowie, rodzice, dzieci, wnuki bądź krewni osób chorych. Pozbawianie życia najbliższych to świadectwo tego, że w rodzinie brak jest miłości - nawet jeśli uśmiercenie kogoś przedstawia się jako czyn miłosierdzia wobec niego.

Bywają też przypadki, że kryptanazja dokonywana jest przez lekarzy bez powiadamiania nie tylko pacjenta, lecz nawet jego najbliższych. Taka śmierć również głęboko rani rodzinę zmarłego. Odchodzi on bowiem nagle, bez przygotowania, bez pożegnania się z najbliższymi. Często zaś podczas takich pożegnań padają najważniejsze słowa, na które nie było do tej pory czasu, często dochodzi wówczas do pojednań i pogodzeń osób ze sobą skłóconych, często to ostatnia szansa na wyjaśnienie sobie pewnych spraw, które w przeciwnym wypadku pozostaną na zawsze niedopowiedziane.

Mentalność hospicyjna

Redaktor naczelny „Teologii Politycznej" Dariusz Karłowicz powiedział, że ludzie na całym świecie modlący się i czuwający w dniu śmierci Papieża stworzyli jedno wielkie hospicjum.

W tradycji chrześcijańskiej od samego początku istniał zwyczaj czuwania przy łożu umierającego i wspomagania go swoją obecnością oraz modlitwą. Chory na łożu śmierci jednał się z Bogiem i ze światem, żegnał przyjaciół i przebaczał wrogom. Czuł, że nie jest sam. Był to błogosławiony czas przygotowania się do przejścia na tamten świat.

Miliony osób na wszystkich kontynentach, które nie mogły być obecne fizycznie u wezgłowia umierającego Jana Pawła II, czuwały jednak przy nim na odległość, łącząc się z nim duchowo i wspierając go swoimi modlitwami. Ojciec Święty, informowany o tym przez swych współpracowników, był niezwykle wzruszony tą solidarnością.

Podczas wszystkich pielgrzymek Jana Pawła II do Polski komentatorzy powtarzali, że Papież, odwołując się do tego, co w człowieku najlepsze, pozwolił nam odkryć siebie samych ze swojej lepszej strony. W czasie tych wizyt nagle Polacy zaczęli spoglądać na siebie zupełnie innym wzrokiem, ujawniać się zaczęła solidarność, współczucie, poczucie wspólnoty. Umieranie Ojca Świętego, podobnie jak owe pielgrzymki, stworzyło Polakom (i nie tylko Polakom) okazję, by stawać się lepszymi, dało możliwość wyświadczania dobra.

Czy cierpienie ma sens?

Zarówno w przypadku Ojca Świętego, jak i Terri Schiavo ujawniły się nie tylko różnice wobec śmierci, lecz również wobec bólu i cierpienia. Dla chrześcijan fundamentalnym wydarzeniem, które określa ich stosunek do tych rzeczy, jest zbawcza męka i śmierć Chrystusa na krzyżu.

Osiem dni przed swoim odejściem, w Wielki Piątek, Jan Paweł II odprawił Drogę krzyżową. Przykuty do fotela, nie mógł już chodzić, ale w dłoniach trzymał duży drewniany krzyż. Postanowił nieść swój krzyż do końca.

Tego samego dnia w dwóch najbardziej opiniotwórczych polskich dziennikach ukazały się dwa różne teksty na podobny temat. Redaktor naczelny „Znaku" Jarosław Gowin udzielił wywiadu „Gazecie Wyborczej" pt. „Cierpienie jest skandalem". Stwierdził w nim, że „cierpienie jest złem, które nie ma żadnego sensu, rodzajem metafizycznego horroru, horroru istnienia". Dodał też, że nie może się „moralnie zgodzić z twierdzeniem, że cierpienie jest ofiarą" oraz wyraził przekonanie, iż „cierpienie nie uszlachetnia".

„Rzeczpospolita" z kolei opublikowała esej duszpasterza akademickiego, ks. Roberta Skrzypczaka pt. „Ewangelia cierpienia według Jana Pawła II". Wskazuje on na zbawczy sens cierpienia, które staje się zrozumiałe jedynie w świetle miłości Boga objawionej na krzyżu. W tej perspektywie naśladowanie Chrystusa poprzez przyjęcie cierpienia staje się współdziałaniem w dziele zbawienia. Jak pisał bowiem św. Paweł w Liście do Kolosan: „Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół".

W owej wymianie dóbr duchowych, jaka miała miejsce w ostatnich dniach Jana Pawła II, nie tylko wierni modlili się za niego, lecz także on ofiarowywał swoje cierpienia za innych.

„W spełnianiu swych obowiązków Biskupa Rzymu i Następcy św. Piotra Papież dźwiga na sobie krzyż sędziwego wieku, zamachu na swe życie, ból po niezbyt udanej operacji bioder i chorobę Parkinsona", pisał ks. Skrzypczak i dodawał, że „Papież nie przejdzie na żadną emeryturę", gdyż „z krzyża się nie schodzi, z krzyża jest się zdjętym". Tak też się stało, a my byliśmy tego świadkami.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama