Nie możemy zdezerterować

W sprawie obrony życia nie można nie być kategorycznym, nawet jeśli nasza zdecydowana postawa wzbudza wściekłość u zwolenników aborcji. Rozmowa z ks. Tomaszem Kancelarczykiem, założyciela Fundacji Małych Stópek

Z ks. Tomaszem Kancelarczykiem, pomysłodawcą i prezesem Fundacji Małych Stópek, propagatorem Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego, rozmawia Kinga Ochnio.

Jak Ksiądz zareagował na wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej i co Ksiądz czuje, oglądając relacje ze strajków kobiet?

Wyrok odebrałem jako wielką ulgę. Zawsze mnie dziwiło, jak to możliwe, że Konstytucja mówi jedno, a życie pokazuje zupełnie coś innego. Mam też świadomość, jakie nienarodzone dzieci są zabijane, m.in. z niepełnosprawnością intelektualną. Z takimi osobami mam kontakt poprzez wspólnotę Wiara i Światło. Zdawałem sobie sprawę, że TK swoją decyzją wsadzi kij w mrowisko. Uczestnicząc w marszach życia w Berlinie, obserwowałem dewiacyjno-lewackie kontrmanifestacje. W naszym kierunku leciały bluzgi. Kiedy byliśmy blisko siebie i odgradzał nas tylko szpaler policjantów, zaglądałem tym młodym ludziom w oczy. Byłem przerażony, bo widziałem w nich totalną pustkę. To było coś bardzo zasmucającego i zatrważającego. Nie ustrzegliśmy się tego także w Polsce. Kiedy dostałem informację, że tłum manifestujących będzie przechodził obok mojego kościoła w Szczecinie (na całe szczęście tak się nie stało), wyszedłem z plebanii, by stanąć przy świątyni. Chwyciłem za notes, który jest moim testamentem, i zrobiłem wpis, co świadczyło, że moja trwoga była autentyczna. Te manifestacje - podczas których padają przekleństwa, groźby - odbieram jako demonstrację złego, czegoś demonicznego. Poza tym bardzo przygnębiający jest cały kontekst błyskawic widoczny na facebooku. Zwłaszcza u osób, które są bliskie mojemu sercu. Widzę, że idą w złą stronę. To dla mnie porażka miłości, przyjaźni.

Podczas tych manifestacji można usłyszeć: „jesteśmy katolikami, chodzimy do kościoła, ale jesteśmy za utrzymaniem dotychczasowego kompromisu aborcyjnego. Kobieta powinna mieć wybór. Nie możemy zmuszać do heroizmu”. Co Ksiądz odpowiada na takie argumenty?

Jestem kategoryczny, przez co od niektórych słyszę: „ksiądz wygania z kościoła”. Ja nie wyganiam, tylko uzmysławiam, że kogoś w tym kościele nie ma - jest tylko ciałem, a nie duchem, odgradza się od Pana Boga, ma w sercu zgodę na zabijanie dzieci. Ktoś powie: „mam zgodę na wybór”. Ale to wybór, który dotyczy życia i śmierci. Pani użyła określenia „katolicy”, ale są nawet tacy kapłani. Po ogłoszeniu wyroku pojawił się list „zwykłych księży”. W podobnym kontekście wypowiadał się sędzia Leon Kieres, który złożył zdanie odrębne do wyroku TK. W tych głosach słychać sprzeczność. Mówią o życiu od poczęcia, nawet odwołują się do nauczania św. Jana Pawła II, a na końcu piszą, że nie mogą zmuszać kobiet do heroizmu. Tylko że heroizm byłby wtedy, gdyby ktoś wziął na wychowanie chore dziecko. Wielu z nas choruje albo może zapaść na chorobę, która nas uczyni niesamodzielnymi, zdanymi na innych. Czy moja rodzina, bliscy, podejmując opiekę wobec mnie w chorobie, wykazują się heroizmem? Nie. Wykazują się odpowiedzialnością i miłością względem mnie. Można to analogicznie porównać do żołnierzy. Nie powiemy im: „nasza ojczyzna jest wspaniała, kochamy ją, ale w obliczu wojny nie możemy od was wymagać, żebyście stanęli w jej obronie, żebyście za nią ginęli. Nie możemy was zmuszać do heroizmu. Możecie wybrać dezercję”. Ci, którzy mówią o wolnym wyborze, nie używają właściwych określeń. Mówi się o aborcji, terminacji, ale nie o zakończeniu życia poprzez zabicie. To pierwsze kłamstwo, które procentuje następnym - że ktoś ma prawo do wolnego wyboru. Jeżeli stajemy wobec cierpienia drugiego człowieka, to naszym obowiązkiem jest mu pomóc. Porzucenie tego obowiązku staje się dezercją względem najbliższych.

Podczas kazania Księdza wygłoszonego jakiś czas temu w siedleckiej parafii pw. Ducha Świętego w pamięć szczególnie zapadły mi słowa, że kobieta jest najmniej winna aborcji, bo często ojciec dziecka się zmył, rodzina mówi: musisz coś z tym zrobić, a przyjaciele: my ci pomożemy „rozwiązać” ten problem...

Nie chcę powiedzieć, że to jest schemat, ale prawie zawsze się powtarza w naszych fundacyjnych historiach. Przez całe życie słyszałem o kobiecie, która dokonuje aborcji. Dzisiaj powiem: kobieta nie dokonuje aborcji. Ona, owszem, na nią się zgadza, idzie do lekarza, bierze środki farmaceutyczne temu służące, ale kobieta jest też ofiarą, jak to dziecko. Rozmawiałem ostatnio z 17-latkiem, który miał się nie urodzić, bo jego mama - wówczas maturzystka - chciała dokonać aborcji. Wszystko się zmieniło, kiedy ojciec dziecka powiedział: „zostanę z tobą, będzie dobrze”. Co ciekawe, nie słyszę głosu ze strony feministek, że trzeba ukarać tych mężczyzn, którzy pozostawiają w niebezpieczeństwie kobietę i jej dziecko. Jestem przekonany, że to nie kobiety są winne, tylko otoczenie, które je pozostawia. W takich przypadkach ani rodzina, ani ojciec dziecka nie mają wyboru: powinni udzielić pomocy temu dziecku i tej kobiecie.

Z inicjatywy Księdza zrodziła się Fundacja Małych Stópek, która wspiera kobiety stojące przed podjęciem dramatycznej decyzji o dokonaniu aborcji...

Zakres działania fundacji to kropla w kropli morza potrzeb. Nade wszystko zawsze mówię: zanim wpłacisz pieniądze na Fundację Małych Stópek lub podobną organizację, rozejrzyj się wokół siebie, czy nie ma kobiety, która jest w ciąży i potrzebuje pomocy. Udzielmy jej pomocy, nie patrząc na nią poprzez pryzmat jej wad, charakteru, ale przez pryzmat życia, które nosi w sobie. Kiedy jakaś sprawa trafia do nas, próbujemy ją rozeznać, przecedzić przez kilka sit, żeby udzielić odpowiedniej pomocy. Najtrudniejsze są sytuacje, kiedy kobieta nie chce pomocy, nie chce z nikim rozmawiać, jest zdecydowana dokonać aborcji. Wiem, że nie rozwiążę jej wszystkich problemów, nie znajdę zamiennika w postaci ojca dziecka i mężczyzny dla tej kobiety, ale innym sprawom mogę zaradzić. Najczęściej jest ona w gronie osób, które ją opuszczają i nawet przez sam ten fakt, przez klimat w domu zachęcają do aborcji. Najlepsze wyjście w takiej sytuacji to zmiana miejsca zamieszkania tej kobiety, żeby znalazła swój kąt, zaczęła planować przyszłość. Nie chodzi o jakąś zdawkową pomoc, ale o nowe lokum. Do tego dochodzi obietnica pomocy w sprawach żywnościowych, opłaceniu rachunków, zakupie produktów dla dziecka. Kobieta, słysząc takie zapewnienia, dochodzi do wniosku: „dam sobie radę”. Fundacja podejmuje ten trud. Chciałbym, żebyśmy robili to w jeszcze większym wymiarze, ale to jest uzależnione od rozwoju fundacji, darczyńców. Nie korzystamy ze środków państwowych. Chcę zaznaczyć, że naszym celem nie są tylko pieniądze, ale gromadzenie ludzi pro-life, o których mówimy Bractwo Małych Stópek.

Jak każdy z nas może włączyć się w obronę życia?

Dziesięć lat temu wydawało mi się, że jak odwiedzę wszystkie kościoły, powiem kazanie, to wszyscy nawrócą się na pro-life. Bardzo szybko zrozumiałem, że to za mało - bo o ile podoba się to, co mówię, to ludzie nie żyją tym poza kościołem. Pojawił się pomysł, by ku pamięci zostawiać przypinki w formie stópek jako symbol ochrony życia. Później stwierdziłem, że to też za mało - trzeba tych ludzi zaangażować, przekazać: rozglądajcie się wokół siebie, bądźcie czujni, opiekujcie kobietami w ciąży, które są wokół was. Czasami tym zaangażowaniem jest słowo sąsiadki skierowane do ciężarnej: jeśli będziesz potrzebowała pomocy po urodzeniu dziecka, pamiętaj, że jestem. To już jakiś kapitał dla samotnej kobiety. Zacząłem zachęcać do pomocy Fundacji Małych Stópek, wręczając folder z przekazem pieniężnym. Dzięki tym darowiznom, poza naszą bieżącą działalnością, będziemy mogli niedługo przekazać m.in. 25 t chemii gospodarczej domom samotnej matki. Każdy z nich dostanie też pralkę. To zasługa naszych darczyńców, za co z całego serca dziękujemy. Cieszy nas, że są osoby, które za naszym pośrednictwem chcą pomagać kobietom w trudnej sytuacji.

Jest Ksiądz także propagatorem Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego. Na czym ona polega?

Kilkanaście lat temu po raz pierwszy usłyszałem przynaglenie duchowe do tego dzieła poprzez słowa, że są ,,takie złe duchy, które można pokonać tylko modlitwą i postem”. Potem trafiłem do egzorcysty z osobą, która zachowywała się w sposób przerażający. On mi wtedy powiedział: „to stało się w twojej obecności, bo ty bronisz nienarodzonych; zły nienawidzi życia człowieka i uśmierca go poprzez to, że prowadzi go w grzech śmierci nienarodzonych”. I tak wróciliśmy do początku naszej rozmowy - to są ci katolicy, którzy wchodzą w śmierć. Najpierw w sercu zgadzają się na aborcję, potem tę zgodę sieją na zewnątrz albo sami wchodzą w temat aborcji, zabijając nienarodzone dziecko. Zły boi się tego, co jest piękne, dobre, szlachetne. Boi się miłości, pokoju, Maryi. Duchowa adopcja polega na codziennym odmawianiu jednej dziesiątki różańca. Najczęściej jest podejmowana 25 marca w Zwiastowania Pańskie - początek życia Jezusa Chrystusa, syna Bożego jako człowieka. Trwa przez dziewięć miesięcy - do Bożego Narodzenia. Duchową adopcję rozpoczynamy od złożenia przyrzeczenia - tekst można znaleźć w internecie na stronie www.duchowaadopcja.pl. Kolejnym warunkiem jest codzienna modlitwa. Są także dodatkowe postanowienia. Zachęcamy, by była to bezpośrednia pomoc kobiecie w ciąży lub wspieranie Fundacji Małych Stópek. Można to włączyć w post, bo czym - jeśli nie postem - jest odbieranie sobie jakichś środków finansowych i rezygnacja z czegoś dla siebie, by kupić coś kobiecie w ciąży.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 11/2021

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama