Zacznijmy od tego, że Pan Bóg tak stworzył człowieka, iż ludzkie dzieci powinny być obdarzane życiem w miłości swoich rodziców.
"Idziemy" nr 38/2009
Pytała mnie kiedyś rozżalona kobieta: „Co grzesznego byłoby w tym, gdybyśmy nasze dziecko, skoro nie może zostać poczęte w sposób naturalny, powołali do życia metodą zapłodnienia pozaustrojowego? Przecież nie ma chyba nic złego w sztucznym wspomaganiu, a nawet wyręczaniu organizmu w tych jego funkcjach, z którymi on sam nie daje sobie rady?
Ale przecież zapłodnienie in vitro to nie jest zastąpienie takiej czy innej funkcji organizmu, to jest dawanie życia nowemu człowiekowi. Otóż z wielu powodów jest to nieludzki sposób powoływania do życia nowej istoty ludzkiej. Kościół nie zgłasza zastrzeżeń wobec stosowania sztucznego zapłodnienia u krów czy owiec ani wobec technik zapłodnienia in vitro, gdyby ktoś chciał je stosować wobec zwierząt. Jednak ludzkie dziecko, o którego poczęcie zabiegają małżonkowie, będzie osobą, kimś obdarzonym godnością, niedostępną żadnemu zwierzęciu. Dlatego nie godzi się, żeby było poczęte inaczej, niż w prawdziwej miłości swoich rodziców.
Zacznijmy od tego, że Pan Bóg tak stworzył człowieka, iż ludzkie dzieci powinny być obdarzane życiem w miłości swoich rodziców. To prawda, że bywa z tym różnie. Niektóre dzieci poczynają się z cudzołóstwa, czasem znów nawet mąż potrafi zgwałcić własną żonę, albo samotna lub mająca bezpłodnego męża kobieta zwabi mężczyznę, który jest jej potrzebny tylko do tego, żeby ją zapłodnił.
Rzecz jednak w tym, że takie czy inne nadużycia nie zmieniają normy moralnej; nie zmieniają tego, jak być powinno. Otóż poczęcie dziecka powinno być wypełnione miłością jego rodziców, miłością prawdziwą, tzn. bezinteresowną i nieprzemijalną. Dziecko bowiem ma prawo do tego, żeby od samego początku, poprzez kolejne miesiące i lata, byli przy nim, kochali je i zajmowali się nim kochający się wzajemnie rodzice. Ma prawo do tego, żeby najważniejsze obserwowane przez nie relacje międzyludzkie oraz pierwsze wzorce bycia mężczyzną i kobietą były zanurzone w prawdziwej miłości.
Ten pierwszy powód, dla którego nie godzi się, żeby przy poczęciu dziecka miejsce miłości małżeńskiej zajmowała technika i właściwe jej specjalistyczne procedury, dokument Kongregacji Nauki Wiary z roku 1987 wzywający do szacunku dla początków życia ludzkiego, wyjaśnia następująco:
„Zrodzenie osoby ludzkiej winno być owocem i celem oblubieńczej miłości. Tak więc pochodzenie istoty ludzkiej jest wynikiem prokreacji związanej nie tylko z jednością biologiczną, lecz również duchową rodziców złączonych węzłem małżeńskim. Zapłodnienie dokonane poza ciałem małżonków zostaje pozbawione przez to samo znaczeń i wartości, które wyrażają się w języku ciała i w zjednoczeniu osób ludzkich.
Tylko poszanowanie związku, który istnieje między znaczeniami aktu małżeńskiego, i szacunek dla jedności istoty ludzkiej umożliwia rodzicielstwo zgodne z godnością osoby ludzkiej. Ze względu na swe jedyne i niepowtarzalne pochodzenie, dziecko powinno być otaczane szacunkiem, a jego godność jako osoby winna być uznana za równą godności tych, którzy przekazują mu życie. Osoba ludzka powinna być przyjęta w akcie zjednoczenia i miłości swoich rodziców; dlatego prokreacja winna być owocem ich wzajemnego oddania się, realizowanego w akcie małżeńskim, poprzez który małżonkowie współpracują z dziełem miłości Stwórcy jako słudzy, a nie władcy.
Pochodzenie osoby ludzkiej jest w rzeczywistości rezultatem daru z siebie. Dziecko winno być owocem miłości swoich rodziców. Nie może być ani chciane, ani poczęte jako rezultat interwencji technik medycznych i biologicznych; oznaczałoby to sprowadzenie go do poziomu przedmiotu technologii naukowej. Nikt nie może uzależniać przyjścia na świat dziecka od skuteczności technicznej, ocenianej według parametrów kontroli i panowania.”
Niestety, nie jest gołosłowny ten zarzut, że kiedy stosuje się technikę zapłodnienia in vitro, przywłaszczamy sobie taką władzę nad czyimś losem, do jakiej żaden człowiek nie ma uprawnień. Dość przypomnieć, że z zasady dokonuje się wówczas uśmiercanie embrionów uznanych za zbędne lub niewarte życia.
Przed paroma laty gazety doniosły o sprawie wniesionej do nowojorskiego sądu przeciwko lekarzowi przez małżonków, których poczęte in vitro dziecko urodziło się chore na mukowiscydozę. Przecież lekarz powinien rozpoznać obciążenie embrionu tak poważną chorobą – argumentują małżonkowie w swoim pozwie – i powinien go uśmiercić.
Przypadki skrajne skupiają jakby w soczewce samą istotę nowej mentalności, jaka się kształtuje pod wpływem zgody na uzurpowanie sobie aż tak wielkiej władzy nad losem innej ludzkiej istoty, co stało się możliwe dzięki technikom zapłodnienia in vitro. Oto przypadek, jaki się zdarzył w Wielkiej Brytanii w roku 2000. Lekarz namówił panią Thompson, żeby pozwoliła sobie wszczepić dwa zarodki – będzie większa szansa, że przynajmniej jedno dziecko się urodzi. Jednak omyłkowo, a może „na wszelki wypadek”, wszczepił trzy zarodki. Kiedy cała trójka się urodziła, Thompsonowie wnieśli roszczenie przeciwko klinice o pokrycie kosztów wychowania trzeciego dziecka. „Pragnęli dziecka – ironizowała w związku z tą sprawą agencja Reutera. – Byli nawet gotowi na ofertę
Albo inny przypadek: Głuche siostry Sharon i Candy Mc Cullogh postanowiły mieć dziecko podobnie jak one głuche. Udało im się uzyskać nasienie mężczyzny głuchego już od pięciu pokoleń. Wielkie było ich szczęście, kiedy badania wykazały, że noworodek jest idealnie głuchy! Pisała o tym Gazeta Wyborcza 14 maja 2002 r.
Z kolei, w USA zdarzyło się, że dorosłe dzieci z pierwszego małżeństwa domagały się zniszczenia przechowywanego nasienia ich zmarłego ojca, aby nie dopuścić do urodzenia potomka, który dziedziczyłby część majątku ich ojca. Miejscowy sąd jednak odrzucił argument, że użycie nasienia przez drugą żonę zmarłego skrzywdzi dorosłe dzieci z pierwszego małżeństwa. Sąd apelacyjny początkowo utrzymał orzeczenie sądu niższej instancji, przydzielając żonie 20% nasienia, a dzieciom po 40%, zgodnie z ustaleniami podziału majątku. Później jednak orzekł, że nasienie jest
Owszem, to są przypadki skrajne. Bardzo to możliwe, że przeciętna sytuacja, kiedy ludziom rodzą się dzieci poczęte in vitro, jest doświadczana jako pełna radości i dobra. Ludzie ci – podobnie jak wszyscy inni rodzice – cieszą się uzyskanym na tej drodze dzieckiem, kochają je i starają się jak najlepiej je wychować.
Jednak trzem faktom nie da się tutaj zaprzeczyć. Po pierwsze, że przy poczęciu dziecka technika zastąpiła małżeńską miłość. Po wtóre, że jakimś ludziom oddana została wówczas władza nad życiem i śmiercią powołanych do życia zarodków. I po trzecie, że zbędne lub słabsze embriony zostały wówczas uśmiercone lub włożone do ciekłego azotu.
Właśnie z powodu tych trzech zastrzeżeń Kościół bardzo serdecznie prosi bezdzietnych małżonków, którzy mogliby na tej drodze doczekać się dziecka, żeby jednak nie starali się o dziecko za taką cenę. „Dziecko nie jest czymś należnym, ale jest darem – cytuję teraz Katechizm Kościoła Katolickiego (2378). – Największym darem małżeństwa jest osoba ludzka. Dziecko nie może być uważane za przedmiot własności, za coś, do czego prowadziłoby uznanie rzekomego
Na koniec parę słów na temat szczególnie trudny, na temat bólu bezdzietności. Sporo mówi o tym Pismo Święte i jest to naprawdę przejmujące. Anna, przyszła matka Samuela, „smutna na duszy zanosiła do Pana modlitwy i płakała nieutulona” (1 Sm 1,10), mimo że męża miała wspaniałego, który pocieszał ją jak umiał. Podobnie Abram, przyszły Abraham, skarży się Bogu: Cóż mi po Twojej nagrodzie, „skoro zbliżam się do kresu mego życia, nie mając potomka” (Rdz 15,2). Kiedy zaś niepłodna dotąd Elżbieta urodziła syna i „kiedy jej sąsiedzi i krewni usłyszeli, że Pan okazał jej tak wielkie miłosierdzie, cieszyli się z nią razem” (Łk 1,58).
Dezorientować nas może to, że wszyscy bez wyjątku opisani w Biblii bezdzietni małżonkowie w końcu jednak dziecka się doczekali. „Niestety, w życiu nie jest tak cudownie” – łatwo sobie pomyśleć, zwłaszcza jeśli się samemu podobnego dramatu doświadcza.
Otóż w Piśmie Świętym nic nie jest przypadkowe, nie ma tam również tanich cudowności, które nie miałyby jakiegoś głębszego dna. Skoro tak mocno podkreśla się tam, że Bóg nie pozostawia bezpłodnym żadnego ze swoich przyjaciół, prosty stąd wniosek, że musi istnieć coś takiego jak płodność duchowa – nieraz może ważniejsza i bardziej światu potrzebna niż zwyczajne rodzicielstwo. Już w Starym Testamencie zaczęto to rozumieć: „Lepsza bezdzietność [połączona] z cnotą, nieśmiertelna jest bowiem jej pamięć, bo ma uznanie u Boga i ludzi” (Mdr 4,1).
W siermiężnych, ale jakżeż prawdziwych słowach mówi o tym również Katechizm Kościoła Katolickiego (2379): „Ewangelia ukazuje, że bezpłodność fizyczna nie jest absolutnym złem. Małżonkowie, którzy po wyczerpaniu dozwolonych środków medycznych cierpią na bezpłodność, złączą się z krzyżem Pana, źródłem wszelkiej duchowej płodności. Mogą oni dać dowód swej wielkoduszności, adoptując opuszczone dzieci lub pełniąc ważne posługi na rzecz bliźniego”.
opr. aś/aś