Czy projekt ustawy zakazującej karania dzieci klapsem to błogosławieństwo dla polskich dzieci, czy wręcz przeciwnie?
Sejm zajmuje się w tej chwili rządowym projektem ustawy, która ma wprowadzić zakaz karania dzieci klapsem i pozwolić na to, żeby urzędnicy mogli bez wyroku sądowego odbierać dzieci rodzicom. Jest to wielki krok w stronę podporządkowania rodziny samowoli władzy. Prawdziwy charakter tej ustawy został chytrze zamaskowany szyldem troski o dzieci, które padają ofiarą przemocy. Spotykamy tu bezczelny szantaż moralny. Zdaniem rzeczników ustawy, kto jest przeciwko niej, popiera bicie dzieci. Szantaż ten działa skutecznie, gdyż głosy przeciw temu skandalicznemu projektowi są stonowane.
Propagandowy charakter ma również formuła „przeciwdziałanie przemocy w rodzinie”, jakby to rodzina była miejscem podejrzanym (a nie szkoła czy ulica). Rodzina jest przecież koniecznym dla dziecka środowiskiem wychowawczym i oparciem dla wszystkich jej członków. A jak wiadomo, przemoc towarzyszy przede wszystkim konkubinatom.
Podejrzane intencje
Oficjalnie chodzi o powstrzymanie przemocy, która występuje w wielu rodzinach, i to nie tylko z marginesu. Projekt mówi jednak o zakazie stosowania kar cielesnych. Co to znaczy? Normalnie po polsku kojarzą one z każdym uderzeniem dziecka.
Dotychczasowe prawo karne wymieniało konkretne przestępstwa, jak pobicie. Wystarczało w zupełności do ścigania wszystkich znanych z mediów groźnych przykładów znęcania się nad dziećmi. W projekcie chodzi natomiast o ogromne poszerzenie zakazu. Nic nie stanie na przeszkodzie, by urzędnicy i sądy uznawały klapsa i każde użycie siły wobec niesfornego dziecka za przemoc, stosując dotkliwe sankcje. Nieodpowiedzialni dziennikarze też będą mogli tak komentować tego rodzaju sytuacje.
Nie jest to żadna pomyłka piszących ustawę. O problemie dyskutuje się publicznie od dawna i dlatego trzeba przyjąć, że takie ujęcie jest w pełni świadome. Przedstawiciele rządu chcą zatem, by odnośny przepis był dużo za szeroki i podlegał dowolnemu interpretowaniu. Chce, by wszyscy rodzice mogli być uznani za winnych łamania prawa. Bo przecież prawie każdemu zdarzyło się powstrzymać nieznośne dziecko klapsem i przymusić je do czegoś.
Zbiega się to z obecną tendencją do zaostrzania kar wymierzanych przez urzędnikom zwykłym obywatelom, czego przykładem mogą być grzywny skarbowe oraz mandaty. Gwoli większej skuteczności się je zwiększa, gdy kary wymierzane kryminalistom łagodnieją...
Co służy, a co szkodzi
Fałszywe autorytety pedagogiczne lamentują nad szkodliwością klapsów. Jest to kompletny nonsens, nieznany notabene żadnej cywilizacji w dziejach, poza dzisiejszą europejską. Lekki ból stanowi bowiem czasami naturalny i potrzebny sygnał dla dziecka, że robi coś złego moralnie czy szkodliwego — tak samo, jak ostrzega je przed gorącem itp. Nadużycie tej metody jest oczywiście niedobre, ale tu wystarczy istniejące prawo karne, jeśli tylko będzie stosowane, z czym bywa różnie.
Skoro znaczna większość Polaków, a nawet parlamentarzystów, podaje się za katolików, trzeba przypomnieć, że Pismo Święte, podstawowe źródło wiary chrześcijańskiej, wyraźnie dopuszcza karanie dzieci fizycznie. Wychowanie obejmuje karcenie i napominanie. „Kto kocha swego syna, często ćwiczy go rózgą” (Syrach 30, 1. 8-9; por. 22, 6; także Księga Przysłów 13, 24; 22, 5; 23, 13-14). Miłość i wychowanie nie polegają na pobłażaniu. Bez karania wychowa się ludzi nieodpowiedzialnych, nie kojarzących złych czynów z przykrymi skutkami.
Jakkolwiek by tłumaczyć powyższe zdania (tkwi w nich element obrazowej przesady), jasne jest, że rodzice mają prawo do wyboru metod wychowawczych, a w razie konieczności kary cielesnej. Nowa ustawa stanowi, że to prawo przejść ma w ręce organów państwa! Dlatego jest z ducha totalitarne i moralnie błędne. Jest też sprzeczne z tym, co konstytucja RP i ustawy mówią o prawach człowieka i rodziny.
Ekspertom pedagogicznym radziłbym zajęcie się szkodami, jakie dzieciom wyrządza państwo. Mają wkrótce iść do szkoły w wieku 6 lat, do czego emocjonalnie nie są przygotowane (dlatego na razie tylko 4% rodziców zamierza w tym roku posłać swoje sześciolatki do szkoły). W szkole tracą czas na skutek jej niskiego poziomu, bywają szykanowane przez złych nauczycieli i często muszą przymusowo przebywać w towarzystwie chodzących do tej samej klasy dewiantów czy elementu kryminalnego. Metoda szkolna sprzyja wychowaniu ludzi biernie przyswajających wiedzę testową, a w życiu nastawionych roszczeniowo, choć wierzących w ważną i zbawienną rolę władz państwowych... Może by tak ustawa o ochronie rodziny przez biurokracją i ideologią postępową?
Trzeba też przypomnieć, że ewentualna szkoda, jaką wyrządzi dziecku parę klapsów, jest bez porównania mniejsza niż urazy wynikłe z uprowadzenia go przez urzędników i policjantów. Skutkiem będzie rozpacz z powodu oddzielenia od rodziców, przebywanie z dziećmi trudnymi w złej atmosferze izb i domów dziecka, pod nadzorem osób obcych, nie zawsze kompetentnych i troskliwych. A jeśli działanie władz wyniknie z pomyłki czy fałszywego donosu? Pod szyldem troski o dzieci doczekamy się państwowego kidnapingu, na wzór Szwecji. Z twórców ustawy należy zedrzeć maskę troski o dziecko!
W projektach praw pojawiają się notabene i inne zakusy na rodzinę. Drobny, ale znamienny przykład. Projekt [ministerialny] nowelizacji kodeksu rodzinnego zakładał zmianę w trybie uznawania dzieci pozamałżeńskich (których bardzo przybywa). Dotąd ojciec czynił to przez oświadczenie, za zgodą matki. Teraz musiałby dowieść ojcostwa przez badanie genetyczne (duży wydatek). Jeśli fizycznym ojcem nie jest, mógłby dziecko tylko przysposobić (nowa uciążliwa procedura). Czy to posłuży dziecku?! Zamiast je po prostu przyjąć, ojciec będzie musiał gęsto się tłumaczyć urzędnikom. [To na szczęście upadło.]
Podatki przeciw rodzinie
Z działań państwa najbardziej osłabia rodziny polityka fiskalna. Wysokie podatki to brak wyboru, czy mieć więcej dzieci, czy też żyć wygodniej, odkładając na starość. Dla zwykłej rodziny wybór jest tylko jeden: jedno do dwojga dzieci, oboje rodzice w pracy, namiastka wychowania w państwowej szkole. Przypominam, że typowy rodzic pracujący na pensji oddaje około dwóch trzecich na rozmaite podatki, głównie te ukryte w cenach (inni płacą mniej). Ulga podatkowa na dzieci stanowi rekompensatę ułamkową, tym bardziej, że nie dotyczy składkopodatków na ZUS i zdrowie.
Kluczowym elementem jest tu przymusowa składka emerytalna. Emerytury państwowe mają strukturę piramidy finansowej. Dziś zbiera się pieniądze, wydaje je, a przyszłe emerytury obiecuje z tego, co wypracują następne pokolenia. Może to działać tylko w warunkach sporego przyrostu naturalnego. Tymczasem rodzice XX wieku obciążeni podatkami rezygnowali kolejno z czwartego, trzeciego, a w końcu drugiego dziecka (na młodą Polkę przypada niecałe 1,3 dziecka...). Ma to i inne przyczyny, ale główna to przejmowanie środków i zadań rodziny przez państwo.
Tak od strony socjologicznej i historycznej, jak moralnej, rodzina ma pierwszeństwo przed państwem i jego roszczeniami. Należy tu stosować obecną w katolickiej nauce społecznej i preambule konstytucji RP zasadę pomocniczości (subsydiarności). Państwo powinno pomagać mniejszym organizmom społecznym, a nie zastępować je. Należą do niego tylko takie zadania, których rodziny i wspólnoty lokalne wykonać nie mogą (takie jak obrona kraju i walka z przestępczością). Tymczasem widzimy, że państwo przejmuje wszystko, czymkolwiek może się zająć, choćby źle. Gospodarka, rodzina, organizacja życia, kultura, znajdują się w Polsce, Europie i USA pod coraz silniejszą kontrolą biurokracji o zapędach totalitarnych. Trzyma się religia i Kościół, ale i nimi rządzący się zajmą, jeśli będą się przeciwstawiać bożkowi biurokratycznego państwa.
Michał Wojciechowski jest teologiem świeckim, biblistą, profesorem UWM w Olsztynie. Opublikował m.in. książki „W ustroju biurokratycznym”, „Moralna wyższość wolnej gospodarki”, „Biblia o państwie” i „Biblijny pogląd na świat”.
Źródło: Rzeczpospolita z 10-11 VI 2009. Publikacja za zgodą autora.
opr. mg/mg