Przyjacielskie rady przedrozwodowe

Jak doprowadzić do rozwodu i ... jak go uniknąć

Pytałeś mnie ostatnio o sprawy ułatwiające przeprowadzenie rozwodu. Niestety, z powodu mojego małego doświadczenia w tej materii pozwolę sobie raczej zasugerować, czego nie należy robić, jeśli chciałbyś Twój zamiar doprowadzić do końca. Po pierwsze: nie decyduj się nigdy na wyjazd na sesję KANA, organizowaną przez Wspólnotę Chemin Neuf!

Owszem, posłuchałbyś tam o wszelkich możliwych błędach popełnianych w małżeństwie (choć sam zapewne mógłbyś wiele na ten temat powiedzieć). Tych opowieści (tam nazywanych świadectwami) zebrałoby się na kilka ciekawych książek, nie wyłączając gatunku bardzo popularnego wśród kobiet, czyli tzw. romansów. Lecz wyobraź sobie, że te problemy (przynajmniej w przypadku tych kilku związków) nie doprowadziły do całkowitego zaniechania pożycia małżeńskiego (czyli rozwodu). Dziwię się, bo po takich przejściach, kiedy małżeństwo stwierdza, że ich związek (zresztą podobnie jak Twój) jest straszną pomyłką życiową — rozwód, jak zresztą wielokrotnie mnie przekonywałeś, jest tylko naturalną konsekwencją, dającą możliwość decydowania o swoim losie i otwarciu nowych perspektyw życiowych. Jednak wśród tych małżeństw, które przeżyły już sesję KANA, zaistniało coś przeciwnego (śmiem podejrzewać, że nastąpiła ingerencja jakiejś Osoby Trzeciej). Nagle ci zgorzkniali, już prawie obcy sobie ludzie, którzy przeżyli parę ładnych miesięcy lub lat oschłości, obojętności, narastających nieporozumień, kłótni itp., na KANIE jawili się jako para młodych, zafascynowanych sobą nastolatków. Wiesz, te spojrzenia w głębię oczu, te wzdychania, to przytulanie się i obejmowanie (wreszcie dyskretne pocałunki)... Wiele tego mogłem obejrzeć podczas tej sesji, a co ciekawe, dotyczyło to także małżeństw z 20- czy nawet 30-letnim stażem!

Po drugie: nie korzystaj z rad osób, które przeżyły sesję KANA, nie kontaktuj się ze Wspólnotą Chemin Neuf. Takie kontakty mogłyby tylko wykazać, że wszystkie twoje argumenty dotyczące rozejścia się z Twoją „starą” są tylko Twoim pomysłem na uproszczenie (a raczej według ich poglądów — na skomplikowanie) życia. Dowiedziałbyś się, że to nie niedobranie, pomyłka życiowa, wzrastające trudności i bariery w porozumieniu między Wami, lecz zwykły brak dobrej woli doprowadził do sytuacji, w jakiej się znalazłeś. Mogłoby się wreszcie okazać, że czas dany małżonkom na rozmowę, a także inne zajęcia proponowane w ramach sesji, sprawiają, że coraz lepiej się rozumiecie, wyjaśniacie sprawy, które was różniły, i... zaczynacie się wspólnie modlić!

A to jest właśnie trzecia sprawa, której koniecznie powinieneś się wystrzegać. Ośmielę się powiedzieć, że jest to podstawowe niebezpieczeństwo dla Twoich planów rozwodowych. Analizowałem sytuację wielu moich znajomych. Słyszałem o świadectwach dawanych na sesji KANA. Jeśli w jakimś domu, małżeństwie pojawiła się modlitwa, nigdy już nie dochodziło do rozwodu.

Dlaczego o tym piszę z takim przekonaniem?

Chyba domyślasz się, że nie tylko słyszałem o tym wszystkim, lecz sam przeżyłem sesję KANA. Nie wiem, czy w moim małżeństwie było aż tak źle, byśmy myśleli o rozwodzie. Na pewno jednak zwykłe okoliczności codziennego życia: bieganie, stresy, brak czasu na rozmowę, lansowanie takich, a nie innych postaw życiowych w prasie, radiu i telewizji — wszystko to skutecznie wpływało na trudności w akceptacji, brak zrozumienia we wzajemnych oczekiwaniach, rosnącą obojętność (także zgorzknienie, nieprzebaczanie itp. itd.). Zaczęło się pojawiać wiele tematów z gatunku „nie chcesz zginąć — nie ruszaj”. Z dnia na dzień (mimo zewnętrznych pozorów) coraz więcej było chwil zaangażowania w wiele spraw (nawet z zakresu opieki nad naszymi dziećmi), które dawały nam „komfort”... braku czasu na poważną rozmowę i zastanowienie się nad wieloma sprawami.

Pamiętając o naszym wzajemnym ślubowaniu, nie chcieliśmy jednak dopuszczać rozwiązań proponowanych nam przez tzw. współczesny świat (może jesteśmy za bardzo zacofani?). Nie byliśmy w stanie zrozumieć, jaki sens dla życia małżeńskiego i rodzinnego ma tzw. daleko idąca wolność. Jeśli nie wiesz, czego dotyczy to wyrażenie — już spieszę z wyjaśnieniem. Ta „wolność” (szeroko propagowana w wielu środowiskach, wcale nie za bardzo od nas odległych) dotyczy m.in. swobodnego kształtowania własnej kariery zawodowej, sposobów spędzania czasu, wydawania pieniędzy, a nawet, o dziwo, zasad wyboru tzw. przelotnych partnerów życiowych (przede wszystkim seksualnych). Wiem (bo widzę), że wiele osób wybiera takie życie.

My to rozwiązanie z góry odrzuciliśmy.

Jednak mając problem, a nie widząc możliwości zadowalającego nas wyjścia z kryzysu, musieliśmy uczynić krok na nieznanym gruncie (nigdy wcześniej nie słyszeliśmy o sesjach KANA).

No i stało się! Nie, nie powiem, jakimi metodami i w jaki sposób (niech to będzie słodką tajemnicą naszą i prowadzących sesję), lecz naraz spadła na nas moc Bożej miłości, pokoju, radości... To uczucie niesamowite, zważywszy na tak wielkie nasze zaangażowanie w wiele spraw i problemów, codzienne zabieganie, różnorakie kłopoty. Naraz dotknęła nas cisza i spokój; naraz znaleźliśmy się razem, w wymiarze czasu (oj, nareszcie bez pośpiechu) i przestrzeni, które były nasycone Bożym zatroskaniem o nasze dobro. Nareszcie mogliśmy doświadczyć wzajemnego poznawania swoich uczuć, oczekiwań, odkrywania samych siebie. Może to dziwne, kiedy żyje się z kimś 11 lat pod jednym dachem. Pocieszające jest to, że podobne wrażenia mieli też małżonkowie z o wiele większym stażem małżeńskim. Nie wchodząc w szczegóły, musimy przyznać, że jedno okazało się najważniejsze: to, że nasze małżeństwo nie jest przypadkiem, że nasze dobro jest Czyimś szczególnym celem, że dla realizacji tego celu możemy zawsze liczyć na Czyjąś pomoc, i że nasz ślub nie był kresem i spełnieniem naszych oczekiwań, lecz że rozpoczął nowy etap naszego życia, w którym najlepsze ciągle jest przed nami. Ale aby tego doświadczyć, nie jest możliwe siadywanie pod lipą („gościu siądź pod mym liściem i odpocznij sobie”), lecz konieczny jest stały wysiłek, który codziennie wnosi wiele ciepła i nowych wspaniałych wrażeń w każdą dziedzinę związku (włączając w to chwile bardzo intymne). Po pewnym czasie (może tak jak trening w każdej dziedzinie sportu) przychodzą sukcesy. Sukcesy tak ważne, bo związane z najbardziej istotnymi i codziennymi zajęciami i relacjami. A w dodatku, nawet jeśli coś nie idzie, bez problemów można uzyskać szybką i doskonałą pomoc.

Przyjacielu, jeśli zbyt wiele napisałem słów na temat, którego nie oczekiwałeś, przepraszam. Wracając do postawionego przez Ciebie problemu: cóż, rozwód to naprawdę trudna sytuacja. Jeśli koniecznie chcesz go przeprowadzić, pamiętaj, nigdy nie daj się namówić do udziału w sesji dla małżeństw pod nazwą KANA...

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama