O zdradach małżeńskich w internecie
„Wiktoria: Kocham swojego męża. Świetnie nam się układa.
Mamy wspaniałe dziecko. Dlatego szukam żonatego,
najlepiej dzieciatego. Bo będzie dyskretny.
— Dlaczego na czacie, a nie w realu?
— Dla bezpieczeństwa. Nie powiem ci, jak się nazywam
ani skąd jestem, w realu spotkamy się raz w umówionym miejscu
i nigdy więcej się nie zobaczymy.
— Co byś zrobiła, gdyby mąż cię zdradzał w tym samym czasie?
— Bylebym o tym nie wiedziała”.
Wirtualny świat zdaje się coraz częściej zastępować świat rzeczywisty. Jest on praktycznie nieograniczony, pozbawiony kontroli, anonimowy — a przez to wygodniejszy. Czy jednak także wyjęty spod oceny moralnej? W Dekalogu nie ma żadnej wzmianki o internecie — tłumaczą się internauci. Rachunki sumienia w sfatygowanych, pierwszokomunijnych książeczkach do nabożeństwa milczą o cyberseksie. Księża nie mówią o tym na ambonie i katechezie. A zatem to nie grzech — tak zdaje się rozumować wielu ludzi. Ale sumienie nie daje spokoju. Zgrzyta. Podpowiada, że prawda jest inna.
— Czy flirtowanie przez internet w sytuacji, gdy ma się żonę, męża, to grzech? Seks wirtualny to już zdrada małżeńska czy tylko niewinna miłostka, o której jutro się zapomni? Przecież nie widać twarzy, imiona zastępują nicki, dozwolone są fantazje, kłamstwa, nie ma tematów tabu. Wszystko wolno. Wszyscy sobie zdają sprawę z wirtualnej utopii, traktują ją jak konwencję, z której można w dowolnym momencie wyjść. Czy więc coś, co jest nieprawdziwe, można oceniać? Przecież to tylko niepoważne igraszki... I wielu tak to traktuje. Pozostaje tylko jedno pytanie: Dlaczego z powodu tych „niewinnych igraszek” rozpadają się rodziny, przyjaźnie, narzeczeństwa w realnej aż „do bólu” rzeczywistości? Dlaczego niszczą one zaufanie i wtrącają w otchłań nierzeczywistości? Może właśnie dlatego, że „niewinne” pogaduszki przez internet w pewnym momencie zaczynają spełniać rolę kostki domina, która porusza całą resztę? Naruszony nieopatrznie bądź dla zabawy kamień okazuje się jednym z kamieni węgielnych: traci się zaufanie, wierność. I cała budowla zamienia się w ruinę.
„Marlena: — Chcę zdradzić, bo zostałam zdradzona. Mąż mnie zdradził po 9 latach małżeństwa z kobietą poznaną na czacie. Wróciłam wcześniej z pracy i złapałam ich...
— I szukasz żonatego do zdrady?...
— Tak myślisz? Sama nie wiem...”.
„Zdrada”, „Seks”, „Dla żonatych”, „Mężowie i żony”, „Ostry seks” — to tylko niektóre nazwy fragmentów wirtualnej przestrzeni, gdzie od wczesnego rana aż do późna w nocy jest bardzo tłoczno. Często nicki mówią same za siebie: „Śmiała mężatka”, „Żonaty”, „Orgazm teraz”... W wirtualnej przestrzeni od wczesnego rana aż do późna w nocy jest bardzo tłoczno. Wchodzą tu, żeby rozjaśnić swoją szarą rzeczywistość, czasem poopowiadać o swoich dewiacjach, zwierzyć się, wykrzyczeć swój ból, niespełnienie. Wchodzą z nudy, ciekawości, dla dreszczyku emocji, który rozproszy monotonię biurowej czy domowej codzienności. Czasem szukają tego, czego mąż, żona nie są w stanie zapewnić.
Bywa też, że sprowadza ich tu chęć wygadania się przed kimś obcym. Tu jest bezpiecznie. To wciąga jak narkotyk. Nie ma miejsca na kompleksy, bariery czy defekty urody. Nikt nie pyta, czy siedzi się przed monitorem komputera w zgrabnej garsonce i pełnym makijażu. Kłamstwo jest chlebem powszednim. Zakompleksiony, piegowaty nastolatek zamienia się w macho. Dorosły mężczyzna może bez skrępowania szukać potwierdzenia swojej męskości. Czyż to nie jest magnetyczne?
Kilka lat temu Maciej Ślesicki nakręcił film pt. Show. Grupa ochotników zostaje zamknięta na wyspie. Mieszkają w domu, w którym każdy ich krok śledzą kamery, a z nimi miliony telewidzów. Rozpoczyna się intryga, prowadząca w finale do tego, że doprowadzony na skraj wytrzymałości psychicznej bohater strzela do człowieka. Nabój okazuje się ślepy. Śmiech. Finał fabuły. Cel zostaje osiągnięty! Nikt się nie przejmuje słowami „wkręconego” w całą sytuację nieszczęśnika: — Ale ja go zabiłem. To nic, że nabój był ślepy. Ja go zabiłem w sobie wtedy, kiedy strzeliłem.
Dopełnieniem czatu wcale nie musi być spotkanie w realu — i zwykle do niego nie dochodzi. Realizację czynu poprzedza decyzja podjęta w umyśle. Cała reszta jest już tylko konsekwencją tego wyboru. Zatem podłość, zdrada, sprowadzenie drugiej osoby tylko do roli dawcy usługi seksualnej są takie same w świecie wirtualnym, jak i w realnym. Nie ma tu większej różnicy. Odpowiedzialność moralna jest taka sama. Świadome wikłanie się w internetowe romanse, cyberseks, taplanie się w błocie niczym nieskrępowanej, często wulgarnej pożądliwości, wchodzą jak najbardziej w zakres oceny moralnej. Są ciężkim grzechem.
Wolność jest zarówno darem, jak i zadaniem. Niewiele są tu w stanie zdziałać nakazy i zakazy. Potrzebna jest mądrość. Uświadomienie sobie, że wolność ma granice: jest nią godność własna i godność drugiego człowieka. Szczególnie destrukcyjna w necie jest anonimowość. Człowiek pozbawiony swojego imienia, tożsamości może zamienić się w demona. Może wszystko powiedzieć, dać upust swoim najniższym instynktom. I tak się dzieje. Robią to także ludzie wierzący, katolicy, przekonani, że Pan Bóg jest może wszędzie, „w niebie, na ziemi i na każdym miejscu”, ale przecież nie w internecie... Bo to tylko wiązki elektronów... Nic bardziej błędnego!
Czat — z ang. pogawędka. Rodzaj internetowej rozmowy prowadzonej za pośrednictwem komunikatora na portalu internetowym. Czaty zwykle są podzielone tematycznie (na pokoje, komórki).
Wirtual — potoczna nazwa abstrakcyjnej przestrzeni w obrębie sieci internetowej; tu toczą się rozmowy.
Real — potocznie: to, co jest prawdziwe, rzeczywiste; świat realny, w którym żyjemy.
Net — sieć; inaczej internet.
Nick — z ang. przezwisko, pseudonim.
Cyberseks (inaczej seks komputerowy) — wirtualny stosunek seksualny, w trakcie którego dwie lub więcej osób łączą się zdalnie poprzez sieć komputerową i wysyłają do siebie pobudzające seksualnie komunikaty, opisujące własne doznania.
opr. mg/mg