Zwróćcie uwagę, że Anna - co później sama przyznała - wciąż żyła marzeniami o swoim mężu, które wciąż niespełnione budziły w niej frustrację
Zwróćcie uwagę, że Anna – co później sama przyznała – wciąż żyła marzeniami o swoim mężu, które wciąż niespełnione budziły w niej frustrację.
Swoje uczucia przelewała przedtem na osobę będącą w jej sercu oraz myślach i dlatego, kiedy była z nim w rzeczywistości, pogubiła się w tym, kogo obdarzać miłością. To wcale nie takie odosobnione zjawisko. Obserwuję dość powszechnie, że zarówno kobiety, jak i mężczyźni byliby gotowi wskoczyć w ogień dla ratowania wymarzonej wersji swojego współmałżonka, podczas gdy ten prawdziwy tonie we łzach z powodu samotności. Chodzi o to, że łatwo nam marzyć o kimś, kto nam się nie sprzeciwia, ale przytakuje, nie rzuca skarpetek na podłogę, myje po sobie naczynia, nie zrzędzi, nie chodzi w szlafroku i papilotach, jest miły, grzeczny i w ogóle wykazuje wszelkie dobre cechy charakteru… Kiedy wyobrażenie to zostaje skonfrontowane z rzeczywistością, wtedy już nie jest tak cudownie. Więcej nawet, małżonkowie chętnie obiecują swoje zaangażowanie w związek pod warunkiem, że współmałżonek będzie dokładnie taki, jak sobie go dotąd wymarzyli. Okazuje się jednak, że problem nie tkwi w tym, jaki małżonek jest, ale w tym, na ile potrafisz zaakceptować go takim, jakim jest. Dlatego musimy sobie jasno powiedzieć, że miłość nie może być skierowana do wyobrażenia o osobie, ale do samej osoby. Łatwo wpaść w pułapkę i stać się niewolnikiem swojej wizji: wciąż widzieć niedociągnięcia, uchybienia i braki. Sztuka życia polega jednak na tym, aby żyć tu i teraz. Dlatego ciesz się z tego, co masz, dąż do spełnienia marzeń, ale nie pozwól, by wizja życia stała się ważniejsza od życia, które masz przed sobą.
Drugim istotnym wątkiem było ustawiczne powoływanie się na uczucia, jako dowód lub zaprzeczenie miłości. I chociaż na samym początku wyznała, że dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że miłość to nie tylko uczucia, to jednak utrzymywała, iż „przecież coś w tym musi być!” Przypomina mi się pewne ciekawe porównanie, które przytacza Walter Trobisch w jednej ze swoich książek. Opowiada o tym, jak podczas jego pobytu w Indiach pewien Hindus powiedział mu: „Do czego mogę przyrównać zawieranie małżeństwa w Europie i w Indiach? U was, w Europie, kładziecie gorący garnek na zimną płytę, dlatego po jakimś czasie i płyta, i gar są zimne. My natomiast kładziemy zimny garnek na gorącą płytę i po czasie oba stają się równie gorące”. Doskonałe porównanie! Czy przypadkiem nie przypisujemy uczuciom nadmiernego znaczenia? Czy kobieta powinna opuścić męża, ponieważ już nic do niego nie czuje? Czy mężczyzna powinien odejść ze swoją sekretarką, ponieważ coś do niej poczuł? Czy nastolatek powinien uciec z domu, dlatego że czuje do swoich rodziców niechęć i uważa ich za hipokrytów? Czy nie należałoby zmienić tekstu przysięgi małżeńskiej na: „Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci, chyba że przestanę czuć do ciebie miętę”? Poglądy wielu osób do tego właśnie się sprowadzają. Natura uczuć jest taka, że są one niestałe, efemeryczne, w znacznym stopniu nie podlegają naszym wpływom, są zależne od czynników zewnętrznych i okoliczności. Czy na czymś takim warto opierać relację, która ma trwać całe życie? Odpowiedź jest jasna. Miłość uczuciem nie jest, choć ma w sobie wiele uczuciowości. Nie można ich obu ze sobą utożsamiać. Rodzi się zatem pytanie, czym miłość jest i jak ją budować, kiedy w sercu pojawiają się chłodne uczucia, takie jak u Anny? Zanim spróbujemy ustalić odpowiedź na to pytanie, chcę podkreślić, że w przypadku Anny zaistniało jeszcze kilka innych czynników, które wpłynęły na jej postawę bierności i chłodu względem Pawła. Takich jak: utrwalona blokada uczuć, które w sobie tłumiła, gdy on związał się na poważnie z Martą, albo ukryte obawy, czy miłość Pawła względem niej nie wynika z poczucia winy. Oto jak wyglądał dalszy przebieg tej rozmowy...
Michał Piekara, Razem przez życie, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
opr. ac/ac