'Dlaczego to tak cholernie trudne?'

Wiosłujesz w swoim małżeństwie, czy czekasz na podmuchy wiatru?

Wiele osób, również Anna, wielokrotnie pytało mnie, czy działanie wbrew swoim uczuciom nie jest fałszywe i sztuczne. Rzeczywiście, kiedy robimy coś zupełnie przeciwnego temu, co aktualnie mocno odczuwamy, wówczas mamy wrażenie, jakbyśmy oszukiwali siebie i innych.

'Dlaczego to tak cholernie trudne?'

„Dlaczego mam okazywać, że go kocham, kiedy mam go powyżej uszu?! Ja też mam prawo do wyrażania swoich uczuć!” Jasne, że tak! Musicie zrozumieć, że czym innym jest wyrażanie uczuć i mówienie o nich, a czymś zupełnie innym działanie pod ich wpływem. Nikt, również ja, nie zabrania ci odczuwać! Na to zresztą niewielki mamy wpływ. Czym innym jest jednak podejmowanie konkretnych działań w imię tych odczuć. Nie zmienia to faktu, a właściwie tylko go podkreśla, że możemy poczuć się jak oszuści. Nasze uczucia są jednoznaczne, a my działamy wbrew nim. „Czy zatem – twoim zdaniem – miłość polega na tym, aby wzajemnie się oszukiwać i okłamywać samego siebie? Czy miłość ma być aż tak wyrachowana?” – zapytacie z oburzeniem. Po pierwsze, jeśli decydujesz się podjąć lub zaniechać jakichś działań, opierając się na swoim postanowieniu, nawet jeśli to całkiem przeciwne twoim uczuciom, to przecież nadal pochodzi od ciebie! Więc nie ma mowy o oszukiwaniu samego siebie. Po drugie, aby wyjaśnić te wątpliwości, musimy poszukać odpowiedzi na inne pytanie: skąd pochodzi decyzja? Otóż emocje są tą najpłytszą przestrzenią, która odnosi się do naszych wyborów. To już zostało powiedziane. Natomiast decyzja (pomimo pozornego poczucia, że jest działaniem wbrew sobie) pochodzi z głębi naszego serca. Jest czymś głębszym niż uczucia. Chciałbym, abyście zobaczyli bardzo wyraźnie tę różnicę. Bardzo często zdarza mi się odnosić problematykę miłości do problemów związanych z wiarą. Być może również dlatego, że obie te rzeczywistości dotyczą Miłości. Zwróćcie uwagę, że na modlitwie jest nieco podobnie. Z pewnością doświadczaliście nieraz mocnego odczucia, że Bóg jest blisko was. Ale możecie również wskazać zapewne na momenty, kiedy odczuwaliście oschłość na modlitwie, być może do tego nawet stopnia, że nie potrafiliście czerpać z niej radości. Czy w tej drugiej sytuacji myśleliście sobie: „Mam już tego dosyć! Bóg nie istnieje! Moja wiara się skończyła…”? Z pewnością nie. Byłoby to niedorzeczne. To tylko stan uczuciowy. Tym niemniej, jako ludzie, mamy skłonność do ulegania powierzchowności. Jest to po prostu łatwiejsze, pozbawione wysokich wymagań, jest uciekaniem przed odpowiedzialnością i walką o ideały. Miłość jest sprawą odwagi oraz poświęcenia. To codziennie ponawiana decyzja, której nic ani nikt poza nami nie może zmienić. W taki oto sposób małżeństwo może stać się związkiem nienaruszalnym, na zawsze.

Chcę na końcu opowiedzieć, jak potoczyły się dalsze losy Anny. Spotkaliśmy się jeszcze dwukrotnie. Szczególnie to ostatnie spotkanie zapadło mi w pamięć. Anna odzyskała wiarę w siebie i zaczęła osiągać sukcesy w miłowaniu. Jak sama przyznała, wykonywanie konkretnych uczynków miłości dawało jej wiele poczucia spełnienia i satysfakcji. Zaczęła te gesty pielęgnować. Świadoma, że to od niej zależy jej decyzja, by kochać, poczuła się wolna. Wreszcie. Ta radość z czasem sprawiła, że również jej uczucia uległy przemianie. Na koniec rozmowy powiedziała: „Michał, właściwie można powiedzieć, że ja przedtem nie kochałam, ponieważ nie wiedziałam jak. Kiedy patrzę na to teraz, widzę siebie, jakbym siedziała w łodzi i liczyła na to, że wiatr mnie popchnie naprzód, podczas gdy obok leżą wiosła i czekają, by ich użyć…”.

A ty? Wiosłujesz w swoim małżeństwie, czy czekasz na podmuchy wiatru?

Wróć do pierwszego tekstu

Michał Piekara, Razem przez życie, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama