"Pasja" to film religijny o Jezusie oparty na Ewangelii. Rodzi on jednak również pytania typu historycznego.
Charakter religijny całości, atmosferę misterium Męki Pańskiej, trzeba oczywiści mieć na uwadze, gdyż wyznacza ona inspirację i odbiór filmu. Sam też nie oglądałem go okiem recenzenta. Skoro jednak pada pytanie o historyczną wiarygodność „Pasji” w wersji Mela Gibsona, warto wskazać, co w filmie jest powtórzeniem Ewangelii, co czerpie z wiedzy o historii tych czasów, a co od historii odchodzi.
Zasadniczo film powtarza po prostu opis Męki według czterech Ewangelii. Zaczyna się więc od modlitwy Jezusa w Ogrójcu i aresztowania przez straż świątynną. Potem oglądamy przesłuchanie przed przywódcami żydowskimi, zaparcie się Piotra i oskarżenie Jezusa przed Piłatem. Piłat każe Jezusa ubiczować, ale stwierdza jego niewinność. Pod naciskiem oskarżycieli i tłumu skazuje go jednak na ukrzyżowanie. Rzymscy żołnierze prowadzą Jezusa za miasto na Golgotę i przybijają do krzyża. Film kończy się wizją zmartwychwstania. Uzupełnieniem akcji jest szereg retrospekcji z wcześniejszymi naukami Jezusa i scenami domowymi z Nazaretu.
Jest zrozumiałe, że niewierzący uznają za niewiarygodne relacje o cudach i zmartwychwstaniu Jezusa, mimo że nie potrafią przekonująco wyjaśnić, jak powstała wiara w niego. Ale nawet z tego punktu widzenia trudno znaleźć racje dla dalej idącego kwestionowania ewangelicznych opisów procesu i śmierci Jezusa. Nie ma w nich cudowności. Ujęte są oszczędnie i dość sprawozdawczo. Uczeni uważają je za relacje wczesne, spisane jeszcze przed całymi Ewangeliami. Chrześcijanie nie mieli interesu w eksponowaniu potwornej śmierci swojego Mistrza i potępienia go tak przez przywódców żydowskich, jak przez władzę rzymską.
Opisy Męki w Ewangeliach różnią się między sobą, ale nie bardziej niż to się zdarza sprawozdaniom różnych świadków tych samych wydarzeń. Nie jest niczym dziwnym, że zanotowano w nich odmienne szczegóły i epizody. Nie jest też sprzecznością opisanie tego samego zdarzenia z innego punktu widzenia.
Tłem tych różnic jest proces powstawania Ewangelii. Między śmiercią Jezusa a ich spisaniem upłynęło bowiem kilkadziesiąt lat: najczęściej przyjmuje się, że Jezus został ukrzyżowany 7 kwietnia 30 roku, zaś Ewangelie w znanej nam formie spisano w latach 60-100. Nie było to wiele (wyobraźmy sobie relacje o II wojnie światowej spisywane od lat 70. do dziś). Póki jednak tradycje o Jezusie przekazywano ustnie, były one trochę zmieniane, tak od strony opracowania literackiego, jak i ze względu na spojrzenie wiary.
W relacjach tych dodawano też szczegóły typu symbolicznego, ale da się je wyodrębnić. Np. trzy Ewangelie umieszczają śmierć Jezusa w święto Paschy, żeby pokazać ofiarę na krzyżu na wzór paschalnej — a tylko czwarta, Jana, podaje datę historyczną, dzień wcześniej.
Twierdzono czasami, że opis przesłuchania Jezusa przed sanhedrynem nie może być prawdziwy, gdyż nie zgadza się z prawem żydowskim. Rozumowanie to jest chybione, gdyż procedury, o które chodzi, znane są dopiero z późniejszej o półtora wieku Miszny. Uprzednio mogły nie być znane, mogły też być naruszane. Poza tym narada sanhedrynu nie miała cech oficjalnego procesu, który odbył się przed Piłatem.
Kwestionowano też podane w Ewangeliach powody skazania Jezusa. Podawanie się za Mesjasza nie byłoby według tychże praw żydowskich bluźnierstwem. Wydaje się jednak, że Kajfasz użył tego słowa w sensie ogólniejszym, uznał deklarację Jezusa za zuchwalstwo. Kapłani mieli zapewne za złe Jezusowi głównie to, że atakując handel w świątyni zakwestionował ich władzę i dochody. Obawiali się też, że Jezus stanie na czele buntu. Dlatego oskarżyli go przed Piłatem, na jego użytek interpretując religijną godność Jezusa jako dążenie do władzy królewskiej.
Chybiony jest również zarzut, że Ewangelie upiększają postać Piłata kosztem Żydów, gdy historia pokazuje go jako brutalnego rządcę ich kraju. Źródłem jest tu głównie żydowski pisarz Józef Flawiusz, tyleż historyk co apologeta judaizmu, który po upadku powstania Żydów w latach 66-70 starał się usprawiedliwić ten bunt wobec Rzymian. Przypisał go między innymi korupcji i brutalności kolejnych namiestników rzymskich, których portrety odpowiednio poczernił. Prawo i rzetelność procesu stały w oczach Rzymian wysoko, rzymski urzędnik mógł mieć przy sprawie Jezusa wątpliwości.
Jeśli chodzi o film, zarzucono mu też łączenie wątków z różnych Ewangelii, które faktycznie się w nim przeplatają. Byłoby to błędem, gdyby przedstawiały one te same zdarzenia znacząco inaczej. W przypadku relacji typu historycznego wolno jednak umieścić obok siebie epizody z różnych źródeł.
Patrząc na okoliczności śmierci Jezusa od strony historyczno-prawnej, stwierdzamy, że postawienie Jezusa przed radą żydowską było przesłuchaniem, które wykorzystano do sformułowania oskarżenia. Kajfasz wysunął je wobec prefekta rzymskiego, Piłata, przed którym jako sędzią odbył się właściwy proces. Piłat, choć z wahaniem, wydał wyrok skazujący, a żołnierze rzymscy go wykonali. Główną odpowiedzialność za ten mord sądowy ponoszą wspólnie oskarżyciele i sędzia, reprezentujący dwa ośrodki władzy politycznej ówczesnej Judei.
Ewangelia św. Mateusza pokazuje, jak podburzony przez swoją elitę tłum Żydów żądając ukrzyżowania Jezusa wołał „krew jego na nas i na syny nasze”. Kwestionowano czasem prawdziwość tego epizodu, sądząc, że dodał go ewangelista na tle polemik z judaizmem. Czy jednak nie stoi za tym poglądem postrzeganie starożytnego źródła z dużo późniejszej perspektywy, albo wręcz chęć ocenzurowania Ewangelii? Ktoś tak mógł wołać. Nie ma to jednak większego znaczenia, gdyż nie jest w ogóle możliwe obarczenie winą dzieci! Odpowiedzialność moralna, jak karna, ma charakter osobisty. Twierdzenie, że winni śmierci Jezusa są ogólnie „Żydzi”, jest i błędem historycznym, i prawnym, i teologiczno-moralnym, gdyż skoro śmierć Jezusa stanowi ofiarę za grzechy ludzi, winni jego śmierci okazują się wszyscy.
Przy projektowaniu realiów na planie filmu zostały oczywiście wykorzystane dane historyczne i archeologiczne. Wrażenie autentyzmu zostało osiągnięte. Twórca filmu śmiało i słusznie zdecydował się na użycie w filmie starożytnych języków: łaciny oraz aramejskiego, którym na co dzień mówili Żydzi (z dodaniem słów hebrajskich).
Jednakże w I wieku w życiu publicznym na wschodzie cesarstwa rzymskiego dominowała greka i tej w filmie niestety brak. Przecież Ewangelie powstały po grecku! Należy przyjąć, że Piłat z Jezusem i jego oskarżycielami mówił po grecku. Filmowa rozmowa z Jezusa z Piłatem po łacinie jest historycznie nieprawdopodobna.
Jaskrawą, acz drobną pomyłką jest przypisanie Piłatowi 13 lat rządów w Judei (był jej prefektem w latach około 26-36). Nie należało też oczywiście pokazywać fikcyjnego walenia się świątyni po śmierci Jezusa.
Przebieg Męki Jezusa odpowiada starożytnym realiom. Ewangelie opisują ją stosunkowo powściągliwie, bez potwornych szczegółów i rozwodzenia się nad cierpieniem. Każdy jednak czytelnik z tamtych czasów wiedział, czym jest ukrzyżowanie i mógł być świadkiem męczarni skazańców. Dosłowne pokazanie ich w filmie uzupełnia tę bolesną wiedzę, obcą dzisiejszemu odbiorcy. Tak to było: raniące bicze, wielokrotne upadki pod ciężarem, drwiny żołdaków, wbijanie gwoździ w żywe ciało, powolne duszenie się na krzyżu. Gdyby zrezygnować z „brutalności”, na którą skarżą się niektórzy recenzenci, a nawet duchowni, zrezygnowałoby się z historyczności.
Zdarzenia opisane w Ewangeliach ukazano w filmie dość wiernie, a nieścisłości są nieliczne i trudne do zauważenia dla zwykłego widza. Np. chociaż według Ewangelii wejście do domu Kajfasza było pilnowane, w filmie widać, jak naradzie władz żydowskich przypatruje się tłumek postronnych. Kto zna Ewangelię w oryginale, może spostrzec, że pytanie Kajfasza do Jezusa wzięto z Ewangelii św. Mateusza, dodając jedno słowo, a odpowiedź — z Ewangelii św. Marka.
Występują jednak liczne rozszerzenia fabularne. Część z nich to dialogi i obrazy związane logicznie z akcją, jak też sceny z milczącym udziałem matki Jezusa idącej za synem. Są one artystycznie usprawiedliwione, ale nie wynikają ze źródeł. Kilkakrotnie ukazuje się szatan, o czym jednak ewangeliczne opisy Męki wcale nie mówią — te rozszerzenia uważam za zbędne, podobnie jak pewne elementy parodystyczne.
Niektóre epizody opierają się na apokryfach, wczesnej literaturze chrześcijańskiej, która uzupełniała na sposób literacki dzieje Jezusa. Przykładem jest rozbudowanie wątku wstawiającej się za Jezusem żony Piłata. Z tejże tradycji pochodzą członkowie sanhedrynu broniący Jezusa. Dalsze uzupełnienia są dziełem scenarzystów, jak scena z Marią Magdaleną alarmującą strażników rzymskich o napaści na Jezusa. Być może chodziło o uwypuklenie w filmie obecności kobiet i ich wierności Jezusowi.
W chrześcijaństwie istnieje ogromna tradycja przedstawiania Męki i Ukrzyżowania w formie artystycznej: na krucyfiksie, na obrazach, przez nabożeństwa o cechach religijnego teatru. W Polsce znane są misteria Wielkiego Tygodnia w Kalwarii Zebrzydowskiej. Ta tradycja wpłynęła na film i przyczyniła się do tego, że jest on nie tylko reportażem z Golgoty, ale i dziełem sztuki.
Z drugiej strony z tych źródeł płyną dalsze odejścia od historii, jak przerysowany aktorsko obraz wrogów Jezusa, przywódców żydowskich i żołdaków rzymskich. Pod wpływem ikonografii pokazano też wbijanie gwoździ w dłonie, a nie w nadgarstki Jezusa, oraz dźwiganie całego masywnego krzyża, gdy Rzymianie na ogół krzyżowali na wbitym na stałe słupie, w którym klinowano poprzeczkę z przybitym lub przywiązanym skazańcem; taką mógł nieść Jezus, choć oczywiście nie wiemy tego na pewno.
Bardzo żywo przeżywali Mękę Chrystusa mistycy chrześcijańscy. Film inspirował się świadomie tego rodzaju wizjami Męki, a najbardziej tymi, które pochodzą od Anny Katarzyny Emmerich (1774-1824). Wizje te były źródłem wielu scenariuszowych dodatków.
W sumie należałoby więc powiedzieć, że zasadniczo „Pasja” opiera się na wiarygodnych historycznie przekazach Ewangelii i respektuje podstawowe dane historyczne. Towarzyszą jednak temu dość znaczne rozwinięcia fabularne, motywowane artystycznie i religijnie.
Źródło — „Rzeczpospolita” z 14 IV 2004. Wykorzystane w naszym serwisie za zgodą Autora.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (2/2004) and Polish Bishops Conference