Latanie to dla Piotra Błasika pasja rodzinna. W zeszłym roku był członkiem obsługi samolotu, którego pasażerem był Papież Franciszek
Z Piotrem Błasiakiem — wrocławianinem, pracownikiem Polskich Linii Lotniczych LOT — rozmawia ks. Cezary Chwilczyński
KS. CEZARY CHWILCZYŃSKI: — Piotrze, znamy się od lat, znam także Twojego tatę, pilota, i wiem, że latanie to pasja rodzinna. Twój tata pilotował też samoloty podczas pielgrzymek naszego diecezjalnego wrocławskiego Radia Rodzina. Czy mógłbyś opowiedzieć o locie szczególnym, w czasie którego byłeś członkiem załogi samolotu, którym po Światowych Dniach Młodzieży z Krakowa do Rzymu odlatywał papież Franciszek? Latasz niemal codziennie w różne części świata, często w towarzystwie znanych osób, ale to był chyba wyjątkowy rejs w Twoim życiu...
PIOTR BŁASIAK: — To był zdecydowanie wyjątkowy rejs — taki, dla którego lata się przez całe życie. Rzadko ktoś ma okazję lecieć z papieżem. Do tej pory nasz LOT miał szczęście gościć Ojca Świętego na pokładach samolotów dziewięć razy — oczywiście większość to były wizyty św. Jana Pawła II. Ostatnia wizyta papieża Franciszka była dla mnie wyjątkowa, bo miałem okazję być przy Ojcu Świętym, widzieć go z bliska, poczuć, jakim jest wspaniałym, ciepłym człowiekiem. Było to bardzo głębokie duchowe przeżycie, za które będę wdzięczny do końca życia przede wszystkim Bogu, ale i przełożonym, którzy wybrali mnie do tego lotu.
— Jak się zostaje członkiem załogi papieskiego rejsu?
Wyboru dokonuje kierownictwo. Wybiera osoby z doświadczeniem, zaufane. Oprócz mnie na pokładzie samolotu było jeszcze dziesięć innych osób z obsługi. Były też dwie osoby z Biura Ochrony Rządu, szkolone do ochrony bardzo ważnych gości. Mieliśmy trzech wspaniałych pilotów w kokpicie, z legendą polskiego lotnictwa kpt. Jerzym Makulą. Przygotowanie takiego rejsu jest bardzo skomplikowane i pracochłonne. Aby ten rejs mógł się odbyć bez żadnych zakłóceń, drugi Dreamliner czekał w gotowości na lotnisku w Warszawie, by w razie jakichkolwiek trudności móc podstawić maszynę zastępczą.
— Na ile wcześniej załoga dowiedziała się, że będzie lecieć z Papieżem?
Plany lotów dostajemy na dwa tygodnie przed nowym miesiącem, więc plan na lipiec zobaczyłem w połowie czerwca. Na początku nie zdawałem sobie sprawy, że to jest tak ważny rejs, widziałem tylko jakiś czarter z Krakowa do Rzymu, ale nie skojarzyłem tego z wizytą papieża Franciszka. O tym, że to jest ten rejs, dowiedziałem się 7 lipca od koleżanki, która uświadomiła mi, że to będzie papieski lot.
— Czy przygotowywaliście się jakoś specjalnie do tego rejsu?
Mieliśmy specjalne szkolenie, cały lot miał swój scenariusz. Dostaliśmy materiały związane z tym, co będziemy podawać Papieżowi, jak będzie wyglądała obsługa. Także samolot został odpowiednio przygotowany. Serwis, na którym podawaliśmy Franciszkowi posiłki, został specjalnie zrobiony z polskiej porcelany. Na ścianach były herb papieski i nasze godło narodowe, na zagłówkach foteli — herb papieski. W pierwszym rzędzie klasy biznes, w którym siedział Papież, przygotowana została także piękna kompozycja kwiatowa. I był to rejs najnowszym samolotem — Boeingiem 787. Kpt. Jerzy Makula wręczył Papieżowi pamiątkowy model samolotu Polskich Linii Lotniczych LOT.
— Papież nigdy nie leci, oczywiście, sam, towarzyszą mu świta papieska i kilkudziesięciu dziennikarzy. To wymagający pasażerowie?
W rejsie papieskim leciało łącznie 98 pasażerów. Świta papieska siedziała razem z Ojcem Świętym, a dziennikarze — w kabinie ekonomicznej, ale jedli dokładnie to samo, co Franciszek. Na pokładzie samolotu panowała bardzo dobra i życzliwa atmosfera. Ojciec Święty wybrał z menu lekkostrawny posiłek.
Był taki moment, w którym każdy z członków załogi mógł sobie zrobić zdjęcie z Franciszkiem. Ta wyjątkowa chwila nastąpiła niedługo po starcie. Każdy z nas miał okazję usiąść obok Papieża i zrobić indywidualne zdjęcie. Był też czas na chwilę rozmowy, uściśnięcie ręki. Ja poprosiłem o papieskie błogosławieństwo dla mojej żony. To było niezwykłe przeżycie.
— Od kiedy trwa Twoja przygoda z lotnictwem?
Chyba od kołyski, bo tata od zawsze zabierał mnie na lotniska klubowe. Mój tata Stanisław jest pilotem, dziś już emerytowanym. Latał na różnych modelach samolotów, także na boeingach. I to on zaraził mnie lotnictwem. Sam przez jakiś czas byłem pilotem szybowcowym, przestałem siadać za sterami z powodu problemów zdrowotnych. Ale pozostałem w lotnictwie, jest to bardzo ciekawa praca. Ciągle zmieniająca się rzeczywistość, zmieniający się ludzie, miejsca na całym świecie, które odwiedzam — nie ma tutaj rutyny i nudy, które w innych zawodach czasem się pojawiają.
— Mieszkasz we Wrocławiu, ale latasz z Warszawy, Krakowa do miejsc praktycznie na całym świecie. Jak wygląda Twoje codzienne życie?
Codzienne życie jest na pewno zabiegane i mam mniej czasu dla rodziny, niż powinienem. Jeżeli jest pogoda, nie ma żadnych usterek, to po prostu lecę z Wrocławia do Warszawy — do pracy. Każdy rejs w inną część świata. Walizki mam praktycznie cały czas spakowane w domu, tylko czasem przepakowywane. Minimalizuję bagaż, jak mogę.
— Wolisz latać w dalsze rejsy kontynentalne czy raczej europejskie?
Z mojego punktu widzenia dla osoby, która mieszka we Wrocławiu i dolatuje do pracy np. w Warszawie, lepsze są dalekie rejsy, po których mam przymusowe dwa dni wolnego. Jest wtedy więcej czasu dla rodziny. Obecnie mam dwa takie rejsy w miesiącu, a reszta to te krótkodystansowe, kiedy wychodzę z domu wcześnie rano, a wracam późnym wieczorem.
— Czy pamiętasz inne wyjątkowe, nietypowe rejsy oprócz tego papieskiego?
Na pewno są to rejsy w okresie świątecznym — w czasie Bożego Narodzenia czy Wielkanocy. Także rejsy w najdalsze zakątki świata — od zeszłego roku latam np. do Japonii i to, jak dotąd, jest mój najdalszy rejs.
* * *
Ks. Cezary Chwilczyński
Redaktor edycji wrocławskiej „Niedzieli”, dyrektor katolickiego Radia Rodzina we Wrocławiu, były pracownik Polskich Linii Lotniczych LOT
* * *
ze św. Janem Pawłem II:
10 czerwca 1979 r. Kraków — Rzym, Tu-134A, kpt. Waldemar Kwiatkowski
23 czerwca 1983 r. Kraków — Rzym, Ił-62, kpt. Tomasz Smolicz
14 czerwca 1987 r. Warszawa — Rzym, Tu-154M, kpt. Józef Cierniak
16 sierpnia 1991 r. Kraków — Budapeszt, Tu-154M, kpt. Józef Byrdy
10 czerwca 1997 r. Kraków — Rzym, Boeing 737, kpt. Andrzej Czubiński
17 czerwca 1999 r. Kraków — Rzym, Boeing 737, kpt. Antoni Zeman
19 sierpnia 2002 r. Kraków — Rzym, Boeing 737, kpt. Alojzy Bylok
z Benedyktem XVI:
28 maja 2006 r. Kraków — Rzym, Boeing 737, kpt. Zbigniew Niżnik
z Franciszkiem:
31 lipca 2016 r. Kraków — Rzym, Boeing 787 Dreamliner, kpt. Jerzy Makula
* * *
97 lat temu, kiedy pierwsze samoloty wzbijały się w przestworza, papież Benedykt XV ogłosił patronką lotników Matkę Bożą Loretańską. Podczas wizyty w sanktuarium maryjnym w Loreto 8 września 1979 r. przypomniał o tym św. Jan Paweł II, mówiąc: „Samoloty przemierzające przestworza poprzez rozległe przestrzenie świata głoszą chwałę Twojego imienia, a ludziom ułatwiają ich pracowitą działalność. Niech piloci i technicy oraz cała służba pomocnicza z Twoim błogosławieństwem roztropnie i mądrze wypełniają swoje obowiązki, tak by wszyscy, którzy odbywają podróże samolotami, szczęśliwie docierali do celu swego przeznaczenia”.
* * *
Gdy chodziłeś, Panie,
po ziemi,
nie było jeszcze samolotów.
Kazałeś nam patrzeć
na ptaki niebieskie.
Człowiek patrzył dobrze
i nauczył się latać w powietrzu
szybciej i dalej niż ptaki.
Dziękujemy Ci,
że pozwalasz nam
podpatrywać tajemnice,
które zostawiłeś w świecie,
że kazałeś nam czynić
sobie ziemię poddaną.
Dziękujemy Ci
za dobrych lotników.
Pozwól im odczuć,
jak piękne jest niebo,
a gdy wrócą na ziemię,
niech zatęsknią za tym,
co jest na górze.
opr. mg/mg