Proste słowa do nas

Refleksje na temat recepcji nauczania Jana Pawła II w Polsce - po jego podróży do Ojczyzny w 1999


Andrzej Nowak

Proste słowa do nas

Czy słowa Jana Pawła II, kierowane do nas podczas kolejnych spotkań z Polską, wymagają tłumaczenia? Czy nauczanie przekazywane nam w czasie kolejnych Czerwców - 1979, 1983, 1987, 1991, 1997 i 1999 roku - trzeba opatrzyć wyrafinowaną egzegezą, aby zostało dobrze zrozumiane? Nie sądzę.

Przeciwko "tłumaczom"

Ten Papież zna język polski, zna Polskę i Polaków (jeszcze nie tak dawno, co prawda, nawet redaktor naczelny katolickiego miesięcznika pozwolił sobie napisać, że Ojciec Święty zdaje się już współczesnej Polski nie rozumieć...). Piszę te oczywistości, by zderzyć je z wrażeniem, jakie miałem nie tylko w czasie I pielgrzymki, zakłamywanej nieudolnie przez komunistyczną jeszcze propagandę, ale i podczas tej ostatniej, sprzed czterech miesięcy, gdy każda niemal transmisja spotkania Ojca Świętego z rodakami opleciona była tyloma nieznośnymi komentarzami, które miały wytłumaczyć nam, co właściwie Dostojny Gość powiedział, co mianowicie chciał nam powiedzieć i co to w gruncie rzeczy znaczy... Nierzadko komentarze te i "wyjaśnienia" rozmijały się jaskrawo z tym, co Ojciec Święty istotnie mówił. Otóż, o ile na przykład encykliki - sformułowane niekiedy językiem wymagającym odpowiedniego przygotowania teologicznego czy filozoficznego - w naturalny sposób są i powinny być przedmiotem pełnej troski o prawdę "pracy popularyzatorskiej", przede wszystkim biskupów, a także uprawnionych teologów, o tyle homilie, kierowane przez Papieża Polaka do wiernych, jego rodaków, wypowiadane na dodatek w czasie spotkań w ich wspólnym domu, w oczywisty sposób wykluczają potrzebę jakichkolwiek "przekładów". To są proste, do nas adresowane słowa. Nie jest potrzebny jako ich komentator ani dziennikarz, ani polityk, ani aktor czy piosenkarka, ani też żaden inny współczesny tzw. autorytet moralny czy intelektualny. Jeżeli te słowa, które mówi do nas Jan Paweł II, ktoś z nas odrzuca, jeżeli ktoś nie przyjmuje najprostszych jego gestów, to nie dlatego, że ich nie rozumie, ale dlatego, że się z nimi nie zgadza, że jest im przeciwny. Możemy też, i tak się z pewnością dzieje, o nich, o ich nieskomplikowanym, choć wymagającym przesłaniu, zapominać w kolejnych miesiącach, jakie przychodzą po Czerwcu, gdy kończy się święto i zaczyna codzienność z jej aktualnymi wyzwaniami i pokusami. Nauczania Papieża zawartego w jego pielgrzymkach do Ojczyzny nie trzeba tłumaczyć ani wyjaśniać, trzeba natomiast - jak sądzę, w stopniu większym, niż to się praktykuje - po prostu przypominać. Stale.

Przypomnienie

Najważniejszą sferą tego nauczania jest właśnie powtórzenie. Ojciec Święty przecież przede wszystkim przypomina objawioną 2000 lat temu Dobrą Nowinę. Pełni tu swój Urząd Nauczycielski, w którym nikt go zastąpić czy wyręczyć nie może. W czasie ostatniej pielgrzymki, podczas homilii wygłoszonej 6 czerwca w Pelplinie, Papież zwrócił uwagę na nowe zjawisko, związane z próbami wkraczania intruzów w tę właśnie najbardziej wewnętrzną, rzec można najświętszą, sferę Magisterium. To właśnie owe współczesne, wylansowane przez wielkie media "autorytety" coraz śmielej gotowe są pouczać Kościół i jego wiernych - nie tylko o ich miejscu w (post)nowoczesnym świecie, ale także o tym, w co należy wierzyć, a co można już odrzucić jako "balast" przeszłości. Dawniej widzieliśmy, jak atakowane było społeczne przede wszystkim zaangażowanie Kościoła, dziś przedmiotem aktywnej kontestacji są wskazania etyczne i najbardziej fundamentalne dogmaty naszej wiary. A może wszyscy zostaniemy zbawieni (Hitler i jego ofiary), może nie ma piekła, nie ma także szatana, może można być dobrym chrześcijaninem bez wiary w zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa, a może wszystkie religie są prawdziwe (a więc wszystkie są także w części fałszywe)? Może życie nie jest świętością, może sodomia nie jest grzechem, może - by już nie mnożyć przykładów - człowiek jest już na tyle dorosły, że nie musi w łączności z Kościołem szukać formacji swojego sumienia? Wszystkie te pytania, wszystkie te wątpliwości, często przedstawiane już jako rozstrzygnięte przez "ducha czasu" w roli najwyższej instancji, wychodzą otwarcie z telewizji, z tzw. religijnych kolumn wielkonakładowych dzienników. Ich głosicielami, interpretatorami wyroczni "nowych czasów" okazują się już nie tylko poddani pokusie pychy teologowie, ale stojące całkowicie poza kręgiem Kościoła osoby, namaszczone do rangi omnipotentnych autorytetów. Przed takimi "tłumaczami" ostrzegł Jan Paweł II także polskich wiernych w Pelplinie: Istnieje pokusa, aby interpretować Pismo Święte w oderwaniu od wielowiekowej Tradycji wiary Kościoła, stosując klucze właściwe dla współczesnej literatury czy publicystyki. Rodzi to niebezpieczeństwo uproszczeń, zafałszowania objawionej prawdy, a nawet naginania jej do potrzeb z góry przyjętej, indywidualnej filozofii życia czy też ideologii. Już św. Piotr Apostoł występował przeciw takim próbom, gdy pisał: "To przede wszystkim miejcie na uwadze, że żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśnienia" (2 P 1,20). "Zadanie zaś autentycznej interpretacji słowa Bożego (...) powierzone zostało tylko żywemu Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła, który autorytatywnie działa w imieniu Jezusa Chrystusa" - jak przypomniał ostatni Sobór w Konstytucji o objawieniu Bożym "Dei Verbum". Skoro Jan Paweł II to do nas powiedział - miejmy to na uwadze. Także wówczas, gdy będziemy czytać lub słuchać komentarzy do jego nauczania opartego na Modlitwie Pańskiej, Dekalogu czy - tak jak w czasie ostatniej pielgrzymki - Ośmiu Błogosławieństwach.

"Najlepiej w domu!"

Inny status mają pouczenia skierowane do nas przez Jana Pawła II nie tylko jako do wiernych Kościoła, ale przede wszystkim jako do rodaków. Tłumaczenia także nie wymagają, ale do komentarzy każdy naturalnie ma prawo. Każda pielgrzymka, każdy z owych Czerwców - to szkoła patriotyzmu. Przy każdej swojej obecności na polskiej ziemi Papież przypomina, jakże dobitnie, także ten ziemski wymiar naszej wspólnoty: naród, Ojczyznę. O tym, że jest to wspólnota realna i dobra, przekonuje nie co innego, jak właśnie sam przebieg tych spotkań Papieża i Polaków. Na każdym miejscu, ale najwyraźniej może w Wadowicach. Spośród haseł podpowiadanych przez księży organizatorów (pełnych dobrej woli, choć pewnie nieraz i denerwujących w swojej gospodarskiej nadgorliwości) przebił się nagle przez to niesamowite w swej serdeczności spotkanie prosty okrzyk: "Najlepiej w domu!". Nie mamy wątpliwości: Ojciec Święty jest u siebie, w domu. Ale także nam przywraca poczucie zadomowienia. To jest nasz dom: poczynając od naszych ulic, aż po Tatry i Bałtyk. Duchowe granice tego domu wytycza nasza historia, tradycja, kultura. Kiedy czytam w najpoważniejszym dzienniku artykuł podsumowujący obrady ostatniego Zjazdu Historyków Polskich i wynika z niego, że nasz kraj nie ma w swym dziejowym dorobku niczego, czym mógłby się pochwalić, że nigdy do Europy nie należał, że zawsze był w stosunku do niej zacofany, a nawet że nigdy nie istniał naród polski jako podmiot dziejów tej ziemi - to, choć wiem, że takie streszczenie Zjazdu jest fałszywe, jednocześnie odbija ono zjawisko realne: rosnący nacisk na rozbijanie narodowej tożsamości, wytrwałą "pieriekowkę" umysłów, podejmowaną od dziesięciu lat pod hasłami już nie "internacjonalizmu", lecz - bynajmniej nie chrześcijańskiego - "uniwersalizmu". Przykładów tego zjawiska wymieniać nie warto - wystarczy włączyć telewizor, otworzyć gazetę, przejrzeć programy nauczania w "zreformowanej" szkole.

"W Polsce, czyli nigdzie" czy też: "w Polsce, czyli w domu"? Gdy Papież jest z nami - nie mamy wątpliwości. On rozmawia z nami, swymi współdomownikami. Wzywa nas do tego, byśmy na siebie tak patrzyli nadal, gdy on odjedzie. Tak jak w Łowiczu: Starajmy się rozwijać i pogłębiać w sercach dzieci i młodzieży uczucia patriotyczne i więź z Ojczyzną. Wyczulać na dobro wspólne narodu i uczyć ich odpowiedzialności za przyszłość. Wychowanie młodego pokolenia w duchu miłości Ojczyzny ma wielkie znaczenie dla przyszłości narodu. Nie można bowiem służyć dobrze narodowi, nie znając jego dziejów, bogatej tradycji i kultury. Polska potrzebuje ludzi otwartych na świat, ale kochających swój rodzinny kraj. Pamiętajmy.



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama