Stracić, aby zyskać



Jezus jest w drodze. Towarzyszą mu tłumy. To wyjątkowa okazja, aby umocnić swoją pozycję i zbudować jeszcze większą popularność. Nie taki jednak cel stawia sobie Jezus. Nie zabiega o ludzki poklask. Nie stosuje socjotechnicznych sztuczek. Wręcz przeciwnie, nauczając naraża się na niezrozumienie, a nawet odrzucenie. Chce jednak z tych, którzy tworzą tłum, uczynić uczniów. Czy wszyscy skorzystają z tej okazji? Znając życie, zapewne nie. Ale nie wpływa to na obniżenie poprzeczki przed tymi, którzy chcą wstąpić do szkoły Ewangelii i zdać egzamin z życia nią ukształtowanego.

Dotrzymać Jezusowi kroku nie jest łatwo. Kto chce za Nim nadążyć nie może posługiwać się półśrodkami. Nie może wybierać rozwiązań połowicznych. Albo jest się z Jezusem, albo idzie się inną drogą, która prowadzi donikąd. Jakże to aktualne…

Jezus w dzisiejszej Ewangelii w kilku obrazach przybliża warunki bycia Jego uczniem. Łączy te obrazy potrzeba podjęcia ryzyka i gotowość utraty wszystkiego. Ale ta strata jest tylko pozorna. Kryje się za nią znacznie większy zysk. Zawsze więcej od Boga otrzymujemy niż Jemu możemy ofiarować.

W dzisiejszym nauczaniu Jezusa chodzi w pierwszej kolejności o hierarchę miłości. Żadna z ludzkich relacji nie może być ważniejsza od więzi z Bogiem. Taka postawa jest tożsama z krzyżem, który trzeba wziąć idąc za Jezusem. Troska o nadrzędność miłości do Boga ostatecznie także ludzkie odniesienia czyni głębszymi, niż wtedy, kiedy liczymy tylko na własne siły.

Innym obrazem jest budowa wieży, która wymaga odpowiedniego biznesplanu. Brak wstępnych obliczeń naraża inwestora na niedokończenie projektu. I wreszcie obraz roztropnego króla, który rozeznaje swoje siły, aby stawić czoła podczas bitwy innemu królowi.

Wyrzeczenie się relacji, które mogłyby zakłócić naszą miłość do Boga oraz podjęcie ryzyka budowania i walki jest ocaleniem tego, co nasze, a jednocześnie otrzymaniem tego, co Boże.
« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama