PROGRAM CHRZEŚCIJAŃSKI: TRWAĆ
Kiedyś przygotowywałem dorosłą osobę i na pytanie, dlaczego chce zostać chrześcijanką, odpowiedziała jednym zdaniem: „chrześcijaństwo to nie perfekcjonizm, to więź z Chrystusem”. Trafnie określiła istotę naszej wiary. W dniu chrztu świętego zostaliśmy złączeni z Chrystusem i jesteśmy w Niego wszczepieni, jak latorośl w winny krzew.
Jezus wyraźnie potwierdza, że naszym zadaniem jest pielęgnować łączność z Nim. Słowa „trwajcie we Mnie, a Ja w was będę trwać” mają charakter programowego zadania w życiu chrześcijańskim. W dzisiejszej Ewangelii słowo „trwać” występuje aż siedem razy, a w całej Ewangelii Jana ok. 40 razy. Słowo to w języku greckim brzmi meno i może być w różny sposób tłumaczone: trwać, pozostawać, przebywać, mieszkać. W Ewangelii Jana pojawia się ono już pierwszym rozdziale. Zawarte jest tam w pierwszym pytaniu uczniów do Jezusa: „gdzie mieszkasz?”, co można też przetłumaczyć: „gdzie przebywasz?” „gdzie pozostajesz?” Gdy wówczas Jezus zaprosił ich do miejsca swego przebywania, uczniowie „pozostali” u Niego cały dzień (Ewangelia znów wykorzystała ten czasownik meno). Weszli w przestrzeń „przebywania” Jezusa i sami w Niej „pozostali”. Można powiedzieć, że był to zarazem obraz chrztu, czyli samego wejścia w łączność z Jezusem, jak i obraz życia chrześcijańskiego już po chrzcie, czyli stałego przebywania z Jezusem.
O tym samym mówi dzisiejsza Ewangelia: „kto trwa we Mnie, a ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto nie trwa we Mnie, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie”. Jedność z Jezusem przynosi wiele owoców w życiu, ale niestety jest utracalna. Dlatego wszystko, co służy utrwalaniu tej więzi, jest czymś cennym, wszystko zaś, co tę więź osłabia – jest groźne i niebezpieczne.
Podstawowe pytanie zatem brzmi: co umacnia naszą łączność z Jezusem? Wracając do uczniów z początku Ewangelii Jana, którzy pozostali w miejscu, gdzie Jezus przebywał, dochodzimy do wniosku, że my możemy podobnie: wejść dosłownie w przestrzeń obecności Jezusa, czyli nawiedzić świątynię. Dzieje się to przede wszystkim w czasie Mszy świętej, bo wówczas mamy możliwość najgłębszej więzi z Jezusem: w Komunii świętej. Moment przyjęcia Komunii jest najpełniejszą realizacją słów Jezusa o tym, że my trwamy w Nim, a On w nas. Trwanie w miejscu przebywania Jezusa dokonuje się też w czasie odwiedzin kościoła poza Mszą świętą, szczególnie wówczas, gdy wystawiony jest Najświętszy Sakrament. Należy sobie życzyć, aby takich miejsc adoracji Najświętszego Sakramentu, szczególnie w czasie obostrzeń epidemicznych, było jak najwięcej. Wydaje się, że czas epidemii, gdy ciągle dąży się do „rozrzedzania” skupisk ludzkich, nadaje się do tworzenia stałych adoracji Najświętszego Sakramentu, przy którym można organizować wręcz wielogodzinne czuwania; na przykład w oparciu o małe grupy mieszkańców poszczególnych ulic w danej parafii.
Można też – szczególnie w miesiącu maju – gromadzić się w małych grupkach przy kapliczkach i krzyżach przy drogach, na polach, w lasach i śpiewać litanię i pieśni maryjne, jak to kiedyś bywało. Takie inicjatywy już się rodzą wśród ludzi. Tym bardziej, że wszyscy potrzebujemy spacerów.
Pogłębianie więzi z Jezusem możliwe jest też przez modlitwę rodzinną i indywidualną we własnym domu oraz przez czytanie Pisma świętego. Zachęta Jezusa „trwajcie we mnie” sugeruje, że to trwanie powinno mieć określony czas. Jezus nie mówi, ile powinniśmy poświęcić czasu na modlitwę czy czytanie Biblii, jednak to wszystko powinno „trwać”, więc wydaje się, że warto określić sobie czas spotkania z Jezusem: np. 15 minut ciągu dnia.
Trwanie w łączności z Jezusem to nie tylko czas spędzony w kościele, przy kapliczce czy też na indywidualnej modlitwie w domu. Powinniśmy trwać w jedności z Nim przez całe nasze codzienne życie. I nie tyle chodzi o to, by ciągle o Jezusie myśleć, ile o to, by żyć według Bożych przykazań. Mówi o tym dzisiejsze drugie czytanie, pięknie syntetyzując dziesięć przykazań i sprowadzając je do dwóch: do wiary i do miłości: „przykazanie zaś Jego jest takie, abyśmy wierzyli w imię Jego Syna, Jezusa Chrystusa, i miłowali się wzajemnie tak, jak nam nakazał. Kto wypełnia Jego przykazania, trwa w Bogu, a Bóg w nim”.
Trzeba też postawić inne pytania: co osłabia naszą więź z Jezusem? Co sprawia, że nasza wiara nie przynosi owoców w codziennym życiu? Co powoduje, że nasze życie religijne schnie? Na pewno każdy grzech osłabia naszą łączność z Panem. Grzech powszedni czyni to w stopniu lekkim, choć warto pamiętać, że kropla drąży skałę i nawet grzechy lekkie mogą doprowadzić do rozbicia więzi z Jezusem. Grzech ciężki czyni to w stopniu poważnym. Niekoniecznie od razu musi doprowadzić do utraty wiary, ale sprawia, że wiara staje się coraz bardziej martwa. Choć w czasach epidemii mamy dyspensę od udziału w niedzielnej Eucharystii i możliwe jest uczestnictwo w transmisjach Mszy, to jednak trzeba siebie zapytać, czy stałe korzystanie ze Mszy wirtualnych i transmitowanych nie osłabia naszej wiary, tym bardziej, jeśli mamy możliwość udziału w realnych Mszach świętych? Czy nie dzieje się tak, że uczestniczymy w innych (niekoniecznych) spotkaniach z ludźmi, a nie bierzemy udziału we Mszach świętych? Takie zachowania nabierają charakteru grzechu i to poważnego, przeciw więzi z Jezusem. Poważnym grzechem przeciw łączności z Panem jest też życie w związku z drugą osobą bez ślubu kościelnego. Nie buduje się wówczas życia dwojga osób na więzi z Jezusem, jaką związek małżeński tworzy poprzez sakrament małżeństwa. W czasie powstania warszawskiego młodzi zawierali śluby kościelne, nie czekając na możliwość zorganizowania wesela, bo zależało im na jedności z Panem. Podobne podejście możliwe jest także w epidemii. Już teraz można zawrzeć ślub kościelny, by wszczepić życie małżeńskie w Chrystusa, a wesele można urządzić po ustaniu epidemii, na przykład w pierwszą rocznicę ślubu.
Aby grzechy nie doprowadziły do całkowitego odpadnięcia gałęzi naszego życia od winnego krzewu, warto ciągle do głównego pnia powracać poprzez spowiedź. Ona zawsze jest odbudowaniem i pogłębieniem więzi z Jezusem.