Patrzymy dziś na piękną rodzinę Jezusa, Maryi i Józefa. Była to tradycyjna żydowska rodzina, mieszkająca w Nazarecie w Galilei. Stała się miejscem wzrostu i rozwoju Jezusa. Rodzice Maryja i Józef spełniali władzę rodzicielską, której Jezus całkowicie poddawał się, realizując czwarte przykazanie Boże „Czcij ojca swego i matkę” i stając się przykładem dla dzieci. Ewangelista tak opisuje osobowy rozwój Jezusa i Jego sposób funkcjonowania w rodzinie: „poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu i był im poddany. (…) Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi”.
Rodzina z Nazaretu spełniała przepisy Prawa Mojżeszowego oraz tradycje ówczesnej kultury żydowskiej. Uczestniczyła w dorocznych pielgrzymkach do świątyni jerozolimskiej. Słyszymy dziś: „rodzice Jezusa chodzili co roku do Jeruzalem na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym”. Prawo Mojżeszowe nakładało obowiązek pielgrzymowania jedynie mężczyznom (por. Pwt 16, 16). Jednak często zdarzało się, że pielgrzymowały całe rodziny. Tak właśnie było w Rodzinie z Nazaretu, która wiedziała, że pielgrzymka buduje więzi rodzinne. Według nakazu rabinackiego do pielgrzymki zobowiązani byli chłopcy od trzynastego roku życia, bo wychodzono z założenia, że w takim wieku chłopak osiąga młodzieńczą dojrzałość. Jednakże wielu pobożnych Żydów, chcąc stopniowo wychować dzieci do wypełnienia nakazów Prawa, już wcześniej zabierało je ze sobą do Jerozolimy. Tak więc uczestnictwo Maryi i dwunastoletniego Jezusa w pielgrzymce na święto Paschy jest wyrazem ich religijnej gorliwości i miłości do świątyni.
Droga była niekrótka, ponad 130 km. Pielgrzymi wędrowali dużymi karawanami, aby w razie niebezpieczeństwa łatwiej obronić się przez złodziejami i zbójcami. W te wielkie grupy pielgrzymów wtopiona była Rodzina z Nazaretu, jako jedna z wielu. Możliwe, że nastoletnia młodzież szła w swoich grupach rówieśniczych przyjaciół, znajomych. Tak prawdopodobnie było też w przypadku Jezusa. Rodzice, jak mówi ewangelia o drodze powrotnej, „przypuszczając, że jest wśród pątników, uszli dzień drogi i szukali Go między krewnymi i znajomymi”. Wskazuje to na pewną niezależność, jaką Nastolatek otrzymywał od rodziców, co zresztą jest oczywiste z punktu widzenia i psychologicznego i pedagogicznego. Nastolatkowie chcą mieć poczucie niezależności od dorosłych i pragną przebywać w grupach rówieśniczych. Taki też musiał być klimat wychowawczy w domu Świętej Rodziny. Pewien wyrzut Maryi po odnalezieniu Jezusa („Synu, czemu nam to uczyniłeś? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”) jest wyrazem odczuć Maryi, w której być może zrodziło się przekonanie, że Syn nadużył autonomii, którą otrzymał.
Rodzina z Nazaretu – można o niej powiedzieć: zwykła rodzina żydowska, zanurzona w tradycję izraelską, żyjąca wiarą i przeżywająca swoje rodzinne rozterki. Jednak w tę zwykłą ludzką historię wpisuje się historia zbawienia. W scenie znalezienia Jezusa w świątyni uwidacznia się głęboka prawda o Jezusie. Nie chodzi tu tylko o Jego niezwykłą inteligencję, czego świadkiem byli zgromadzeni w świątyni. Ewangelista pisze, że Jezus „siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością jego umysłu i odpowiedziami”. W odpowiedzi na pewien wyrzut ze strony Matki Jezus mówi o sobie coś bardzo niezwykłego: „Czemu Mnie szukaliście? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca”. Boga nazywa swoim Ojcem, zaś tym, co należy do Ojca, to jest nie tylko świątynia, ale przede wszystkim plan zbawienia, który On jako Syn Boży ma zrealizować. Pozostając w świątyni, Jezus podkreśla swoją bliskość z Bogiem. Oznajmia, iż Jego domem oraz Jego Ojczyzną w rzeczywistości nie jest Nazaret i znajdujący się tam dom Józefa, ale Jerozolima i stojąca w niej świątynia, zaś Jego misją nie jest zwykłe życie rodzinne, lecz spełnienie dzieła zbawczego.
To, co działo się w Rodzinie z Nazaretu, może i powinno dokonywać się w rodzinie chrześcijańskiej: w zwykłą codzienność, troski, sprawy wychowawcze, tradycje i święta winien wpisywać się Boży plan zbawienia, który objawia się życiem religijnym rodziny. W rodzinie dzieje się to na wiele sposobów, przede wszystkim poprzez udział w sakramentach świętych.
W tym miejscu zatrzymajmy się dłużej nad jednym aspektem życia religijnego: nad odwiedzinami duszpasterskimi, tradycyjnie nazywanymi kolędą. Święto Świętej Rodziny szczególnie nadaje się do takiej refleksji. A sprawa jest żywo dyskutowana we wspólnocie Kościoła. Pojawiają się głosy, że tradycyjna kolęda jest przeżytkiem kulturowym, że trzeba szukać nowych form duszpasterskich, że epidemia procesy te ujawniła i przyśpieszyła. Faktem jest, że o ile obostrzenia sanitarne w ubiegłym roku całkowicie zawiesiły odwiedziny duszpasterskie, o tyle w tym roku w poszczególnych diecezjach i parafiach sytuacja jest bardzo zróżnicowana: albo „po kolędzie” nie chodzi się w ogóle, albo tylko na wyraźne zaproszenia ze strony wiernych. W niektórych miejscach przywrócono pełny kształt odwiedzin duszpasterskich. Różnorodność rozwiązań zależy od wielu okoliczności, przede wszystkim od czynników epidemicznych, ale także od nastawienia poszczególnych duszpasterzy.
Nie wchodząc w szczegółowe rozwiązania sanitarne, których uwzględnienie jest wręcz powinnością duszpasterza, chciałbym w Święto Świętej Rodziny włączyć się w dyskusję o kolędzie i dostarczyć paru argumentów na rzecz jej tradycyjnego kształtu, w dużej mierze nawiązując do dzisiejszej Ewangelii:
To tylko cztery myśli dotyczące odwiedzin duszpasterskich. W Świętą Rodziną bronię tradycyjnej kolędy.