Nie mieli co jeść Ale przecież nie samym chlebem żyje człowiek... Pan Jezus mógłby skwitować sytuację aforyzmem, którym odrzucił jedną z pokus szatana na pustyni. Przecież ludzie sami przyszli Go słuchać, nikt ich nie zmuszał. Są dorośli, mogli zaopatrzyć się w jedzenie albo wrócić do domu, gdy wykład Nauczyciela się przedłużał.
Pan Jezus czuje się jednak za nich odpowiedzialny. To jeden z wielu wymiarów miłości: wziąć odpowiedzialność za tych, którzy tobie zaufali. Chrystus zachwycił ich swoim nauczaniem. Zaufali Mu tak bardzo, że zapomnieli o sprawach bytowych. Może nie było to roztropne, ale z drugiej strony – podjęli ryzyko dla czegoś, co naprawdę było go warte. Dla słów Życia wiecznego warto pogłodować, a nawet zasłabnąć. Co więcej, nie żądają od Pan Jezusa, aby ich nakarmił. On sam jednak uważa, że trzeba dać im jeść.
Potrzeby materialne mają dla Niego znaczenie. Póki jesteśmy w tym świecie potrzebujemy pokarmu, aby podtrzymać życie biologiczne. Bez przerwy widzimy, jak Jezus troszczy się o potrzeby doczesne ludzi wokół Niego. Myśli o odpoczynku swoich uczniów, kilkakrotnie dokonuje cudu rozmnożenia chleba, aby nakarmić głodnych, w Kanie Galilejskiej sprawia cud, który ratuje wesele, a tym samym autorytet młodej pary i starosty weselnego. Kierowany współczuciem uzdrawia prawdopodobnie setki osób z chorób fizycznych. Czy był to główny cel Jego misji? Z pewnością nie, Mesjasz nie przyszedł aby rozwiązać jakieś bieżące problemy takie jak głód czy choroby. Otwiera nam drogę do czegoś więcej, do życia wiecznego. Jednak zbawienie obejmuje nie tylko duszę. Troszcząc się o żołądki zgromadzonych ludzi, Jezus mówi nam coś więcej. Syn Boży przyszedł zbawić całego człowieka. Wiara w życie wieczne obejmuje zmartwychwstanie ciała przy końcu czasów, to znaczy, że nasze ciała, wolne od cierpienia i niedoskonałości, ponownie połączą się z duszą, bo człowiek jest duszą i ciałem.
Cud rozmnożenia chleba jest też zapowiedzią sposobu, w jaki Bóg zamierza działać odkąd stał się jednym z nas. Chce nam przekazywać swą niewidzialną łaskę w sposób namacalny, poprzez materialne znaki, które możemy widzieć, dotykać, a nawet smakować. To sakramenty, które w tradycji Kościoła są określane jako „widzialne znaki niewidzialnej łaski”. „Najmocniejszy” z nich to Eucharystia, w której Bóg dociera do nas pod postacią chleba. Przez usta i żołądek, bardziej cieleśnie się nie da. Cud nad jeziorem to dopiero zapowiedź cudu o wiele wspanialszego, którego doświadczamy w każdej Komunii Świętej. Liczba chlebów, która posłuży do rozmnożenia też jest znamienna. Siódemka to symbol pełni, sakramentów Jezus ustanowił właśnie siedem.
Zgłodniali ludzie to my wszyscy. Zaufaliśmy Panu Jezusowi. Wezwał nas, abyśmy poszli za Nim, słuchali Jego głosu. Oznacza to życie piękne, bo mające sens, ale wymagające trudu, czasami zmagania z cierpieniem. Potrzebujemy Jego pomocy, aby nie zasłabnąć w drodze. I On nam tę pomoc daje w sakramentach.