Arcybiskup Fulton Sheen, wybitny duchowny katolicki, filozof i apologeta, w swojej książce „Komunizm i sumienie Zachodu” w przenikliwy sposób na przykładzie komunizmu pokazuje czytelnikom, jak współczesne „postępowe” ideologie zagrażają fundamentom naszego świata. Te słowa w czasie trwającej wojny będą dla wielu wstrząsem sumień. Przeczytaj premierowo fragment książki, którą Opoka objęła swoim patronatem.
Utracona „pasja”
Warunkiem dostąpienia pokoju jest odrodzenie pasji. Obecnie ze słowem „pasja” spotykamy się chyba wyłącznie w filmach lub w nowoczesnych powieściach. A przecież kiedyś pasja była jednym z autentycznych elementów rzeczywistości. Narodziła się na obrzeżach Cesarstwa Rzymskiego, na wzgórzu o nazwie Golgota, w Piątek, który nazywamy Wielkim. Była Miłością,
Ogniem, Radością, a w swojej najintensywniejszej, ekstatycznej postaci objawiła się siedem tygodni później, w dzień Pięćdziesiątnicy. Następnie przybierała formę męczeństwa, mistycyzmu oraz działalności misyjnej i apostolskiej. Usunęła z tego świata grecki ideał umiarkowania i rzymską obojętność na prawdę. Ta Pasja Miłości pochłaniała mężczyzn do tego stopnia, że opuszczali swoje domy, aby szerzyć Dobrą Nowinę. Tak mocno absorbowała młode kobiety, że oddawały swoje serca Bożemu Oblubieńcowi, nie poświęcając się ludzkim pośrednikom. Jej pochodnię przekazywano z pokolenia na pokolenie, a miliony ludzi ukochały swojego Pana tak bardzo, że żadne ziemskie obietnice nie mogły ich skłonić do rezygnacji z posiadania czegoś, co sprawiało, że wszelkie inne posiadanie wydawało się niczym. Ta pasja w niektórych ludziach budziła pragnienie oddania wszystkiego Boskiemu Kochankowi: tak narodziły się śluby ubóstwa. Młodych inspirowała do oddawania Bogu tego, co najlepsze. A ponieważ to, co najlepsze, nie znajduje się w ciele, lecz w duszy, narodziły się śluby czystości. Inni odczuwali potrzebę wyrzeczenia się własnej woli, aby zjednoczyć ją z wolą Ukochanego – tak narodziły się śluby posłuszeństwa. Poeta Francis Thompson nazywa ten rodzaj ognia „beznamiętną pasją, burzliwym spokojem” oraz „miłością, której brakuje nam we wszelkiej miłości”.
Wprawdzie ta pasja rozpala jeszcze serca garstki wiernych, ale jeśli wziąć pod uwagę cały świat, właściwie przestała istnieć. Wypalił się nasz płomień. Świat Zachodu nabrał świeckiego, jeśli nie ateistycznego charakteru. Chociaż jednak zachodni przedstawiciel burżuazji, czy też zwolennik liberalizmu, przestał chodzić do kościoła, wciąż miał niejasne poczucie, że nie jest do końca w porządku zamieniać katedry na bezbożne muzea. Chociaż nie chciał, by religii nauczano w szkołach, chciał, aby mężowie stanu mówili o wolności wyznania. Chociaż wypierał się grzechu, wciąż czuł, że drogą do przezwyciężenia egoizmu jest edukacja i uregulowanie relacji między pracującymi a zarządzającymi. Chociaż nie czcił Boga, czuł, że jeśli człowiek chce Go czcić, ma do tego prawo, tak jak ma prawo do głosowania na republikanów lub demokratów.
Nie ma już w nas pasji, zapału, ognia. Zastąpiła je otwartość umysłu, którą obecnie uważa się za najwspanialszą spośród wszystkich cnót. O człowieku, który nie potrafi się na nic zdecydować, mówi się, że ma otwarty umysł, a tego, który kieruje się w życiu określonym zestawem zasad, potępia się za umysłową ciasnotę. Tolerancja została zdegradowana do poziomu obojętności na prawdę. Dzisiaj bowiem na równi traktuje się to, co dobre, i to, co złe; to, co właściwe, i to, co niewłaściwe. W sytuacji, gdy świat – na wzór Poncjusza Piłata – z równą uwagą słucha Chrystusa i Barabasza, cnoty i występku, dobra i zła, i gdy pozwala, by wybór między jednym a drugim dokonywał się w ramach głosowania, nie ma potrzeby liczenia głosów. Dobro zawsze zostanie poprowadzone na krzyż […].
Zachodni ateizm
Świat jednak nie mógł długo wytrwać bez ognia i pasji. Dlaczego po pierwszej wojnie światowej w Europie przyjęto totalitarne systemy nazizmu, faszyzmu i komunizmu? Faszyzm w odmianie brunatnej, czarnej i czerwonej nie pochłonąłby Niemiec, Włoch i Rosji, gdyby na podstawowym poziomie nie był dla ludzi atrakcyjny i nie zaspokajał tłumionej od dawna tęsknoty. Człowiek Zachodu mógł dalej trwać w obojętności do religii, ale obojętność nigdy nie jest stanem stabilnym. Tolerancja zawsze ustępuje miejsca cynizmowi, a cynizm prześladowaniom. Żadna cywilizacja nie może przez dłuższy czas pozostawać obojętna wobec religii. W końcu ludzie albo religię pokochają, albo znienawidzą.
Naziści, faszyści i komuniści podjęli zdecydowane działania – nie byli bojaźliwi. Świat zachodni wierzył w indywidualny ateizm, a oni mieli na tyle śmiałości, żeby nadać mu powszechny, oficjalny charakter i zastosować go w praktyce. Komunizm, faszyzm i nazizm były buntem przeciwko połowicznemu materializmowi w imię materializmu totalnego, sprzeciwem wobec indywidualizmu w imię kolektywizmu. Różnica między trzema formami totalitaryzmu polega tylko na tym, że w nazizmie osoba została wchłonięta przez rasę, w faszyzmie przez państwo, a w komunizmie – przez klasę społeczną. Wszystkie trzy systemy były natomiast wyrazem buntu przeciwko procesowi rozkładu zachodzącemu w świecie. Nigdy nie będziemy w stanie zrozumieć naszych czasów, jeśli przyjmiemy naiwne założenie, że wymienione wyżej systemy są dziełem kilku gangsterów lub bandy kryminalistów. Atrakcyjność nazizmu, faszyzmu i komunizmu miała zasadniczo wymiar negatywny.
To były przejawy buntu wymierzonego przeciw mdłemu liberalizmowi, przeciw pozbawionej kręgosłupa obojętności na przyczyny zdarzeń, przeciw niedostrzeganiu faktu, że w tym świecie nic już nie jest na tyle złe, aby tego nienawidzić i nic nie jest na tyle dobre, aby za to umrzeć. Narody Europy pragnęły czegoś, co utraciły po odrzuceniu Kościoła. Chociaż nie były tego świadome, pragnęły wiary, religii, przekonania o istnieniu absolutu. Pragnęły dogmatów, nieomylności, dyscypliny, autorytetu, posłuszeństwa i poświęcenia. Chciały uwolnić się od nudy, która była rezultatem fałszywego poczucia wolności, a raczej samowoli, dlatego skupiły się wokół dyktatora. Potrzebowały przymusowej organizacji chaosu wytworzonego przez liberalizm, w którym miarą postępu była liczba jeszcze nie zniesionych obowiązków i samoograniczeń. Pragnęły pielgrzymek, a ponieważ zniszczyły kościoły Maryjne, zastąpiły je fabrykami traktorów. Chciały wierzyć, że w świecie istnieje zło. Dla jednych jego uosobieniem byli Żydzi, dla innych kapitaliści, chrześcijanie, parlamentaryzm lub demokracja. To przekonanie dawało im przynajmniej poczucie, że istnieje jakiś cel, że kobiece pragnienie dawania życia może znaleźć bardziej wyrafinowany wyraz w odbieraniu go przez wojownicze Amazonki, że poświęcać można się dla partii, klasy społecznej lub narodu, otrzymując kulę w plecy. Wróciła pasja, ogień zapłonął na nowo. Była to jednak pasja do nieokreślonej zbiorowości, która na podobieństwo molocha unicestwiała osobistą godność, znosiła wszelkie moralne wartości i negowała ważność niebiańskich zobowiązań.
Zło zastępuje zło…
Totalitaryzm dał Europejczykom religię, dał antykościół w miejsce Kościoła, wiarę do zwalczania wiary, natchnioną „ewangelię Marksa” w zamian za odrzuconą Ewangelię Marka; ziemskiego boga zamiast Boga w niebiosach. Dał nowe ciało mistyczne, którego widzialna głowa znajduje się nie w Rzymie, lecz w Moskwie i jest nieomylna, gdy wypowiada się ex cathedra na temat polityki i ekonomii. Ciało to ma także niewidzialną głowę, ale jej imię jest zbyt straszne, by je wymówić. Niemcy, Włochy i Rosja miały rację, gdy domagały się zmian. Podjęły jednak błędne rozwiązania. Nie było nic złego w tym, że syn marnotrawny czuł głód. Złe było to, że żywił się strąkami […].
Nasza cywilizacja znajduje się obecnie w stanie opisanym przez Jezusa w przypowieści o powrocie ducha nieczystego. Wypędziliśmy diabła z domu Europy, ale ponieważ nie zamieszkały w nim dobro, sprawiedliwość, prawda, odpowiedzialność i miłość, zajęło go siedem demon w jeszcze gorszych od poprzedniego. My, ludzie zachodnich demokracji, nie mamy wiary, filozofii życia ani wspólnego celu. Kiedy wyruszaliśmy na wojnę, wiedzieliśmy, czego nienawidzimy, ale teraz, kiedy wojna się skończyła, nie potrafimy ustalić, co kochamy. Poczucie pustki sprawiło, że staliśmy się ofiarami Wielkiego Dietetyka, który podaje nam do spożycia czerwony faszyzm, tak jak alkoholik podsuwa innemu alkoholikowi kolejny drink, aby postawić go na nogi. Wypełnia on wprawdzie poczucie pustki, ale w podobny sposób sęp mógłby wypełnić gniazdo małego rudzika. Tyrania komunizmu nie miałaby w sobie nic atrakcyjnego w jakiejkolwiek innej epoce, kiedy na świecie panowała jeszcze atmosfera chrześcijańska. Obecnie przyciąga do siebie ludzi dlatego, że chociaż odwróciliśmy się od Bożego światła, to wciąż go potrzebujemy i niczym ćmy spalamy się w wątłym płomieniu totalitarnych świec i podżegaczy.
*Fragment pochodzi z książki „Komunizm i sumienie Zachodu” abp Fultona Sheena, wydanej nakładem Wydawnictwa Esprit