Świat był świadkiem wielu rewolucji. Choć przebiegały (i nadal przebiegają) w różnych obszarach życia społecznego, to jednak charakteryzują się podobnymi cechami. Po pierwsze – zwykle w rewolucji istnieją zwykle dwie grupy: uciskanych i tych, którzy ciemiężą, przy czym ta druga upomina się o swoje prawa. Uciskanymi mogą być robotnicy, przedstawiciele określonej rasy, kobiety, osoby deklarujące mniejszościową orientację seksualną. Po drugie – do zmian społecznych dąży się zawsze w imię jakiejś równości i pragnie się zbudować nowy porządek, uznając dotychczasowy stan rzecz za zdecydowanie niewłaściwy. Po trzecie – uciskani podejmują różnego rodzaju bunty, by wyzwolić się z uciemiężenia. Dla wielu ludzi rewolucja jawi się jako dobre narzędzie zmian społecznych. Jednak historia pokazuje, że niesie ona wiele zagrożeń. Oto niektóre. Po pierwsze – rewolucje postrzegają świat dualistycznie: nie tylko dostrzegają dwie przeciwstawne i wrogie sobie grupy, ale zawsze tworzą obraz niewinnych uciemiężonych oraz ciężko winnych tych, którzy uciskają, świat jest podzielony na aniołów i demony. (Nawiasem mówiąc: ze względu na domniemaną niewinność uciemiężonych opłaca się dziś społecznie i medialnie przyjąć rolę ofiary). Po drugie, równość, do której się dąży w imię społecznego szczęścia, zabija wolność tych, którzy nie godzą się na tak czy inaczej zdefiniowaną równość. Po trzecie, bunt wpisujący się w rewolucyjną walkę ma bardzo często ostry przebieg: albo jest wprost krwawy, albo mocno ograniczający prawa tych, którzy nie popierają myślenia rewolucyjnego. Te ludzkie koszty rewolucji usprawiedliwione są hasłem równości, nawet wtedy, gdy może ona okazać się gilotyną (albo fizyczną, bo prowadzącą się do śmierci biologicznej, albo społeczną, bo sprowadzającą śmierć społeczną przez hejt i wyautowanie).
Spójrzmy na dzisiejszą ewangeliczną scenę pochwycenia kobiety na cudzołóstwie oczami współcześnie dokonującej się rewolucji genderowej. Mamy napiętnowaną kobietę, oskarżoną przez mężczyzn, bo uczonymi w Piśmie i faryzeuszami mogli być tylko mężczyźni. Zostaje przyprowadzona do Jezusa, też zresztą mężczyzny. Obok niej nie stoi jako drugi oskarżony mężczyzna, z którym popełniła cudzołóstwo. Oskarżoną jest tylko kobieta. Ma pełnić rolę kozła ofiarnego. Współczesny język rewolucyjny powie, że całe to wydarzenie jest skutkiem patriarchalnego porządku społecznego, w którym rządzą mężczyźni, a kobiety są poddanymi i ofiarami. Rodzi się bunt na istniejące schematy społeczne i żądanie natychmiastowego obalenia istniejących stereotypów. Rewolucyjnie nastawieni obserwatorzy tej sceny chcą wręczyć Jezusowi sztandar rewolucji i oczekują, że poprowadzi ich do przebudowany niesprawiedliwego porządku społecznego. Tak czynią współcześni wyznawcy skrajnej teologii wyzwolenia.
Postawa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii mocno jednak rozczarowuje współczesnych rewolucjonistów. Jezus nie podejmuje sztandaru rewolucji, ani w dzisiejszej scenie, ani wtedy, gdy nasycony rozmnożonym chlebem lud chciał Jezusa obwołać królem, ani wtedy, gdy szatan proponował Mu wszystkie królestwa świata. Jezus stronił od posługiwania się socjotechniką czy polityką. Czy zatem pozostawał bierny wobec społecznej niesprawiedliwości? Przyjrzyjmy się Ewangelii. Kobieta stoi na środku, otoczona mężczyznami, padają słowa oskarżenia o cudzołóstwo oraz przypomnienie prawa mojżeszowego, które w takich wypadkach domaga się ukamienowania. Jezus zwraca się do oskarżycieli: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień”. Nie neguje Prawa Mojżeszowego, ale przede wszystkim odwołuje się do sumień oskarżycieli. Pokazuje, że kluczowym problemem życia społecznego jest grzech całych grup społecznych i to grup odpowiedzialnych za kształt tego życia. Takimi przecież byli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Jego apel do sumień przynosi efekt. Zaczynają odchodzić. Jezus daje im pełną wolność. Pisze wtedy palcem po ziemi. Nie obserwuje, czy któryś z nich nie bierze kamienia do ręki, nie sprawdza, w jakiej kolejności odchodzą. Tylko obserwator z boku dostrzega, że „wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich”. Tak, zło zakorzenione w strukturach społecznych jest groźne i w tym miejscu rewolucjoniści zwykle mają rację, jednak kluczem do zmian nie jest rewolucja, ale przemiana ludzkich sumień, wyzwolenie z grzechu. Bo zła struktura społeczna jest zawsze nagromadzeniem grzechów indywidualnych osób.
Po odejściu oskarżycieli pozostaje kobieta i Jezus. O ile na faryzeuszy i uczynnych w Piśmie Jezus nawet nie spojrzał, o tyle na kobietę patrzy uważnie i podejmuje z nią rozmowę: „podniósłszy się rzekł do niej: Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił? A ona odrzekła: Nikt, Panie! Rzekł do niej Jezus: Ja ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie grzesz!” Jezus okazuje kobiecie miłosierdzie, nie wybielając jej. Nazywa grzech grzechem. Bo wielkim błędem różnych rewolucji jest to, że nie tylko wybielają uciskanych, ale przyzwalają na grzech z ich strony. Prawdą jest, że niejedna kobieta stała się ofiarą męskiej przemocy, czyli ciężkiego grzechu mężczyzny. Jezus zawsze stanie po stronie ofiary przemocy. Jednak nie jest prawdą, że kobiety nigdy nie popełniają grzechów. Napięcia w małżeństwach rodzą się nie dlatego, że jest to związek z natury nierozerwalny, ale dlatego, że osoby, które ten związek tworzą, popełniają grzechy: czasem jest to grzech samego mężczyzny, czasem jest to grzech samej kobiety, czasem są to grzechy ich obojga. Lekarstwem jest wyzwolenie z grzechu a nie rozwód. Jezus bronił małżeństwa jako związku nierozerwalnego mężczyzny i kobiety. Prawdą jest też, że niejedna osoba o skłonnościach homoseksualnych została w społeczeństwie słownie napiętnowana. Jezus zawsze stanie po stronie ofiary. Ale nie jest prawdą, że żaden homoseksualista nie popełnia grzechu. Grzechem jest każde współżycie poza małżeństwem, rozumianym jako związek mężczyzny i kobiety. Lekarstwem jest nawrócenie serca, wyzwolenie z grzechu, czystość, a nie dążność do społecznego zrównania wszystkich skłonności seksualnych. Społeczna równość skłonności prowadzi do poważnego osłabienia małżeństwa zbudowanego na komplementarności płci. Jezus bronił małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety.
Na koniec trzy pytania. Po pierwsze: czy Jezus opowiedziałby się dziś za teologią wyzwolenia? Tak, jeśli chodziłoby o teologię pomagającą wyzwolić się człowiekowi z grzechu, nałogów i zła. Po drugie: czy Jezus opowiedziałby się za budowaniem sprawiedliwości społecznej? Tak, pod warunkiem, że chodziłoby o sprawiedliwość Bożą, w ludzkich sercach, o której dziś w drugim czytaniu mówi św. Paweł: „Bożą sprawiedliwość, otrzymaną przez wiarę w Chrystusa, sprawiedliwość pochodzącą od Boga, opartą na wierze”. Po trzecie, czy w chrześcijańskim zaangażowaniu na rzecz budowania Bożej sprawiedliwości w świecie należy położyć nacisk na przebudowę indywidualnych ludzkich sumień, czy też całych struktur społecznych? Odpowiedź: i jedno i drugie. Przy czym kształtowanie ludzkiego sumienia powinno mieć pierwszeństwo: takie było oddziaływanie Jezusa względem kobiety, ale i względem jej oskarżycieli. Przebudowanie ludzkich sumień będzie stopniowo owocowało zmianami społecznych struktur.