To ostatnia Ewangelia mszalna w liturgii Adwentu, finał 3 tygodni naszego oczekiwania na uroczyste wspomnienie narodzin Pana Jezusa. Chcielibyśmy obchodzić Boże Narodzenie w atmosferze pokoju i radości, w naszych rodzin, blisko wszystkich, których kochamy. Taki obraz tych świąt wytworzyła nasza kultura, kiedy jeszcze wiara w Boga, który stał się Człowiekiem, była jej fundamentem. Na szczęście, jest on cały czas żywy. Jednak dziś dla wielu osób radość Bożego Narodzenia nie opiera się już na prawdzie wiary, która stworzyła te święta. Cieszymy, się bo tak wypada. Taka jest tradycja, żeby w tych dniach świętować, a społeczeństwo ją respektuje, część gospodarki wykorzystuje, państwo wspiera, dając dwa, a w przyszłości może 3 dni wolne od pracy. I nieraz przychodzi rozczarowanie. Miało być tak radośnie, spotkaliśmy się w rodzinnym gronie, zjedliśmy dobrą kolację, następnego dnia dobry obiad (czy raczej wielogodzinny posiłek trwający od południa do wieczoru), obdarowaliśmy prezentami… Nasze domy i ulice są świątecznie udekorowane, wszędzie słychać uspokajającą muzykę kolęd czy piosenek świątecznych. Nawet politycy przez dwa dni mniej się kłócą, a media mniej epatują przemocą i skandalami. A jednak, nawet jeśli nie doszło do jakiejś rodzinnej awantury czy innej przykrości, często mamy poczucie niedosytu. „Święta, święta i po świętach…”
Dzisiejsza „przedświąteczna” Ewangelia daje nam podpowiedź, jak przeżyć Boże Narodzenie prawdziwie radośnie. Opowiada o radości Zachariasza, którą wyśpiewuje przy okazji narodzin swego syna. Niewątpliwie, jest powód. Archanioł zapowiedział mu: Będzie to dla ciebie radość i wesele. Nie musiał zapowiadać, jest naturalne, że rodzice cieszą się z narodzin dziecka, szczególnie, gdy czekali na nie przez dziesięciolecia. Ale archanioł wskazał, że przyczyną radości będzie dla Zachariasza misja jego syna. Szczęśliwy ojciec już wie, po wizycie Maryi, że Mesjasz jest na świecie, że dzieło zbawienia już się rozpoczęło. I od tego zaczyna swoją pieśń dziękczynną. Lud swój nawiedził i wyzwolił, i wzbudził dla nas moc zbawczą w domu swego sługi, Dawida. Zachariasz nie mówi tu o swoim synu, ale o Panu Jezusie, który jest jeszcze w łonie swej matki. Wyobraźmy sobie ojca, który w dniu narodzin swojego syna z radością informuje swoich znajomych, że bratanica jego żony spodziewa się dziecka, a potem dodaje: „Mnie też urodził się synek”. Już widzę minę żony i matki tego dziecka… Ale Elżbieta nic nie powiedziała swemu mężowi, bo sama postąpiła podobnie, oddając część dzieciątku w łonie Maryi.
Zachariasz i Elżbieta cieszą się ogromnie z narodzin swoje dziecka, ale widzą to wydarzenie jako część większego planu, Bożego planu zbawienia. I dlatego umieją się nim radować. Uczą nas, jak cieszyć się z dobrych rzeczy, które nam się przydarzają w życiu. Stają się one prawdziwie i trwale dobre, jeśli ujrzymy za nimi miłość Boga, który jest fundamentem wszelkiego dobra. Wszystko co dobre w świętach Bożego Narodzenia ma źródło w samym wydarzeniu, które wspominamy. Bóg nas tak kocha, że stał się człowiekiem. Rodzinna atmosfera, kolędy, prezenty, dekoracje, smaczne jedzenie – to wszystko jest wtórne wobec tej prawdy najważniejszej. Dlatego w centrum naszego świętowania jest Msza, w nocy czy w dzień, w której za każdym razem cieszymy się obecnością Boga, który stał się człowiekiem.