W obronie prawdy

Jan Chrzciciel oddał życie broniąc prawdy o małżeństwie. Poza tym naraził się władzy. Dopóki upominał zwykły lud nad Jordanem, władza mogła go tolerować jako niegroźnego szaleńca. Prorokowi nie godzi się jednak upominać ziemskich władców. „Nie wolno ci mieć żony twego brata” – twardo brzmią słowa Jana. Nie ma tutaj pobłażania. Nie ma naginania zasad. Nie wolno. Kropka. Prawda moralna odnosi się do wszystkich ludzi niezależnie od ich pozycji społecznej. Żyjemy w epoce relatywizowania prawdy. Nawet w Kościele duch relatywizmu i subiektywizmu mocno daje się nam we znaki. Dwa synody o małżeństwie nie wzmocniły nauczania o nierozerwalności małżeństwa, ale je ostatecznie osłabiły. W tym samym Kościele mamy różne, sprzeczne oceny moralne sytuacji rozwodowych. Każda historia jest inna – powiadają zwolennicy podejścia „bardziej duszpasterskiego”. Nie wolno stosować tych samych ocen wobec wszystkich. Normę trzeba dostosować do okoliczności i możliwości człowieka. Jan Paweł II przestrzegał w encyklice „Veritatis splendor” przed taką manipulacją. Pisał: „Niektórzy proponują przyjęcie swego rodzaju podwójnego statusu prawdy moralnej. Obok płaszczyzny doktrynalnej i abstrakcyjnej należałoby uznać odrębność pewnego ujęcia egzystencjalnego, bardziej konkretnego. Ujęcie to, uwzględniające okoliczności i sytuację, mogłoby dostarczać uzasadnień dla wyjątków od reguły ogólnej i tym samym pozwalać w praktyce na dokonywanie z czystym sumieniem czynów, które prawo moralne uznaje za wewnętrznie złe”. Jan Chrzciciel potwierdził swoją krwią zasadę niezmienności prawdy moralnej. Jan Paweł w tej samej encyklice zauważa: „Męczeństwo odrzuca jako złudne i fałszywe wszelkie «ludzkie tłumaczenia», jakimi usiłowałoby się usprawiedliwić – nawet w «wyjątkowych» okolicznościach – akty moralnie złe ze swej istoty”.

Sumienie Heroda nie było całkiem martwe. „Czuł lęk przed Janem, widząc, że jest mężem prawym i świętym, i brał go w obronę. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a jednak chętnie go słuchał”. A jednak kiedy zatańczyła przed nim córka Herodiady, sumienie poszło w odstawkę. To klasyka. Zmysłowe pożądanie odbiera rozum, usypia sumienie. Nawet król Dawid tego doświadczył. Wielki król, który rządzi innymi, może stać się niewolnikiem własnych żądz, wykonującym ślepo polecenia zła.

Kościół stoi dziś na rozdrożu. Czy będzie wsłuchiwał się w uwodzącą muzykę tego świata i próbował tak przedstawiać orędzie Ewangelii, żeby nie psuć światowej zabawy? Czy pójdzie raczej drogą Jana Chrzciciela, gotowy niepokoić tych, którzy dziś dzierżą „rząd dusz” i psuć im zabawę, wierny prawdzie bez względu na cenę?

Potrzebujemy proroków. Obrońców małżeństwa nie obawiających się władzy. Potrzebujemy ludzi nawołujących do nawrócenia nie tylko słowem, ale i radykalnym stylem życia. Potrzebujemy duchowych przewodników, którzy przypominają, że zło jest złem, grzech grzechem. Potrzebujemy kogoś, kto upomni się o Boga, o Jego prawo do człowieka; kogoś, kto zdemaskuje bałwochwalstwo strojące się w modne ciuchy. Potrzebujemy oczyszczenia ze zgniłych kompromisów ze złem. Miłosierdzie Boga jest nieskończone, ale przygotowaniem na spotkanie z miłosierdziem jest skrucha, uznanie własnej winy, uderzenie się w piersi, pokuta, oczyszczenie serca. Radykalizm Jana przypomina, że życie duchowe jest także walką, zmaganiem. Dworów Heroda nie brakuje, ani pięknie tańczących Salome. Pokusa dołączenia to tego dworu jest silna. Ale prawda jest po stronie Jana.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama